05 listopada 2014

Must Be The Pedagogy, czyli promieniowanie bydgoskiej Sesji Naukowej Magistrantów








Ponad rok temu pisałem o znakomitej inicjatywie prof. dr hab. Ewy Filipiak z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Pani profesor zorganizowała w ramach Dni Instytutu Pedagogiki Sesję Naukową Magistrantów. Wiem, że jest ona kontynuowana.

Jak pisałem, jeszcze nie zakończył się semestr, jeszcze zdecydowana większość studentów gromadzi dane i pisze swoje prace dyplomowe, zdaje ostatnie egzaminy, a tu dyrekcja Instytutu zaproponowała nową tradycję, która jakże pięknie wpisuje się w budowanie i upublicznianie uniwersyteckich szkół naukowych. Idea sprowadza się do niemalże całodniowej sesji dyskusyjnej z udziałem samodzielnych i pomocniczych pracowników naukowych, w której aktorami są kończący studia magistranci, ale jeszcze przed egzaminem dyplomowym. Zgodnie z opracowanym Regulaminem Konkursu na Najlepszego Magistranta naukowcy wyłaniają w trakcie wspomnianej sesji laureatów.

Po opublikowaniu w blogu relacji z pierwszej sesji napisał do mnie list dr hab. Krzysztof Gajdka profesor Zakładu Dziennikarstwa Ekonomicznego i Nowych Mediów Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, członek prestiżowej organizacji naukowej ECREA (European Communication Research and Education Association) z siedzibą w Brukseli, którego bardzo zainteresował pomysł bydgoskich pedagogów z prośbą o podzielenie się uwagami i materiałami z sesji. Uczyniłem to z przyjemnością, ale wówczas nawet nie przypuszczałem, że pomysł zostanie tak znakomicie rozwinięty przez kolegę z Katowic.

Prof. K. Gajdka skorzystał z gotowego wzorca, by uruchomić przedsięwzięcie na jego podobieństwo (choć o nieco innej specyfice), a zarazem nadać mu jak najwyższą rangę. Zwrócił się bowiem o patronat do Narodowego Banku Polskiego. Co więcej, sprawił, że na pierwsze seminarium z absolwentami jego seminarium przybył przedstawiciel kierownictwa NBP. Do udziału w wieńczącym projekt (który bazuje na seminarium licencjackim, a jego podsumowaniem będzie recenzowany tom pt. "Polscy dziennikarze ekonomiczni. Sylwetki. Tom I"), które zatytułował: "Polscy dziennikarze ekonomiczni") przedsięwzięciu zaprosił Dziennikarzy Ekonomicznych Roku 2012 i 2013, laureatów nagrody im. Władysława Grabskiego, tj. Jana Niedziałka i Macieja Samcika. Zaproszenia skierował też do Tadeusza Mosza oraz Wiktora Legowicza. Pozyskał także patronaty medialne: "Puls Biznesu", "Polsat Biznes", Polskie Radio, Redakcja Ekonomiczna Polskiej Agencji Prasowej, "Nowy Przemysł". Seminarium dla najlepszych absolwentów studiów zorganizował już po ich egzaminach licencjackich.


Mogę zdradzić, że prof. UE K. Gajdka jest także instruktorem harcerskim, co znakomicie przełożyło się na jego akademickie mistrzostwo. Jak pisał do nmnie - (...) warto i trzeba wyróżnić tych wspaniałych młodych ludzi, pracowitych i mądrych, a przy tym świetnie zorganizowanych (już wszyscy umówili się na wywiady bezpośrednie z bohaterami swoich prac, co budzi szacunek, biorąc pod uwagę, że jest to przecież elita polskiego dziennikarstwa ekonomicznego). To będzie ich dzień i - mam nadzieję - ważny etap w ich drodze ku pięknym profesjonalnym karierom w branży dziennikarskiej lub "okołomedialnej". A mnie wystarczą duma i radość. I udział w przedsięwzięciu z drugiego planu. To największa nagroda dla nauczyciela."

W tym roku akademickim została zrealizowana kolejna sesja dla laureatów najlepszych prac dyplomowych. Finis coronat opus! Studenci wraz ze swoimi nauczycielami-promotorami zakończyli z sukcesem "monograficzne" seminarium licencjackie pod wspólnym tytułem -"Polscy dziennikarze ekonomiczni". Wszystkie prace zostały pięknie obronione (ich ważnym elementem były wywiady bezpośrednie przeprowadzone z bohaterami), toteż teraz studenci przesyłają przeredagowane ich fragmenty do książki, którą prof. K. Gajdka zamierza wydać późną jesienią.

(fot. prof. K. Gajdka ze swoimi seminarzystami)

Proszę sobie wyobrazić, że ubiegłoroczni laureaci (najlepsi polscy dziennikarze ekonomiczni, laureaci nagrody i wyróżnień w konkursie NBP im. Władysława Grabskiego) zaproszą tegorocznych dyplomantów na staże a także wystawią im rekomendację lub listy polecające. Czyż nie o to chodzi w kształceniu akademickim, by odkrywać pasjonatów zawodu i promować ich dokonania? Mogę tylko raz jeszcze podziękować uczonym z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy za inicjatywę, która promieniuje na inne środowiska akademickie.



04 listopada 2014

MEN-skie "kwiatki"

MEN-skie kwiatki, czyli wpadki. Te zdarzają się każdemu z nas, niemalże w każdej instytucji, ale jeśli ktoś jest wynagradzany za to, to już jest śmieszne i żałosne zarazem. Kilka przykładów:


(źródło: IMG_27659880250762.jpeg)


Na stronie MEN czytam:

Do końca listopada, bezpłatnie przed siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej można oglądać wystawę poświęconą historii gmachu przy Al. Szucha 25. Czyżby od grudnia trzeba było za to płacić? Czy może tej wystawy już nie będzie?

***

Ministra prezentuje się w podróżach po polskich szkołach zawodowych jak mammma mia:

Mam dobrą wiadomość: mamy kolejne pieniądze unijne do zagospodarowania. Mam nadzieję, że dobrze je wykorzystacie.

***

Ministra edukacji narodowej przyznaje, że także jej rząd niszczył, burzył szkolnictwo zawodowe. Teraz to ona okaże się tym ministrem, który je odbuduje.

Jak stwierdziła w czasie jednej z przedwyborczych wizyt: W wielu miejscach w Polsce jest oczekiwanie na odbudowę szkolnictwa zawodowego.

***

O wyjątkowej ignorancji pani minister świadczy jej następująca wypowiedź:

Bywa tak, że uczeń, wybierając technikum, chce mieć wykształcenie ogólne i zawodowe. Nie chciałabym, żeby uczeń szedł do szkoły zawodowej tylko dlatego, że nie może się dostać do innej szkoły. Co zrobić, żeby szkolnictwo zawodowe nie było wyborem drugiej kategorii? Musimy się wspólnie przyjrzeć temu, jak wygląda szkolnictwo zawodowe w Polsce.

Minister edukacji narodowej nie wie, że technikum nie jest zasadniczą szkołą zawodową i strukturalnie ma przypisane wykształcenie ogólne (matura) i zawodowe (egzamin zawodowy) jako średnie wykształcenie zawodowe.

***

Relacje z rzekomych (a objazdowych po kraju) konferencji ministra i wiceministrów edukacji świadczą o tym , że nie mieli nic do powiedzenia. Jak w PRL - slogany, gładkie słówka, ogólnikowe obietnice, zdjęcia na stronę (chyba jako potwierdzenie ich udziału w delegacji służbowej).

W trakcie konferencji omówiono o możliwości wsparcia procesu zmian w kształceniu zawodowym i ustawicznym...

Dopasujemy kształcenie zawodowe do potrzeb rynku pracy. Szkoły otrzymają od nas wsparcie finansowe ...

Dopasujemy ... , przygotujemy ..., zorganizujemy ..., Będziemy .... , Będziemy też robić wszystko, aby ..., Stworzymy ... , Pokażemy ..., wypromujemy ..... Oj tak, na wypromowaniu to się znają.

Ciekawa obserwacja. Otóż 7 października minister edukacji (raczej ktoś w jej imieniu) opublikowała na stronie MEN propagandowy komunikat. Ten następnie został podzielony na pojedyncze zdania, które wklejano do kolejnych wizyt pani minister i jej zastępców jako kluczowe cytaty z ich wypowiedzi. Jak widać, zatrudnia się w tym urzędzie coraz gorzej wykształconych pracowników. Potrafią tylko przeklejać, kopiować, symulować, bo nauczyli się tego metodą CTRL-C i CTRL-V. I to ma być zawodowstwo?


03 listopada 2014

Mistrzowskie kształtowanie kultury matematycznej uczniów via fotoedukację



W ub. tygodniu miało miejsce na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej kolokwium habilitacyjne adiunkt z Uniwersytetu Szczecińskiego pani
dr MAŁGORZATY MAKIEWICZ, która na podstawie bogatego dorobku naukowego, dydaktycznego i organizacyjnego uzyskała stopień naukowy doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika. A przecież jako już samodzielny pracownik naukowy nie jest z wykształcenia pedagogiem tylko matematykiem.


Piszę o tym, by przeciąć krążące po kraju utyskiwania niektórych dydaktyków przedmiotowych (geografów, fizyków, informatyków, historyków, chemików, filologów itd.) na to, że nie mają możliwości habilitowania się w Polsce na podstawie dorobku z zakresu dydaktyki szczegółowej, w związku z czym rzekomo muszą emigrować na Słowację. Nie muszą, jeśli ich badania mają charakter naukowy, a nie metodyczny, stricte dydaktyczny, popularnonaukowy, jeśli spełniają kryteria poprawności metodologicznej.

Nie było żadnego problemu w przypadku pani Małgorzaty Makiewicz, która od wielu lat systematycznie uczestniczy w Letnich Szkołach Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, poznała współczesną pedagogikę, miała możliwość przedyskutowania swoich założeń badawczych w Zespole Pedagogiki Szkolnej przy KNP PAN, jakim kieruje od lat prof. dr hab. Maria Dudzikowa, by nabrać nie tylko uzasadnionego przekonania co do wartości własnych odkryć, ale i ich ogromnych walorów praktycznych dla oddolnego reformowania procesu kształcenia.

Jak stwierdziła recenzentka jej dorobku, pani prof. zw. dr hab. Dorota Klus-Stańska, na której opinię będę się tu powoływał, gdyż nie uczestniczyłem w tym przewodzie, pani dr M. Makiewicz od początku swojej pracy zawodowej, gdy zdobyła kwalifikacje nauczyciela matematyki, przez cały czas aktywności badawczej, edukacyjnej, organizacyjnej i popularyzatorskiej do dziś, łączy zajmowanie się matematyką oraz dydaktyką jako subdyscypliną pedagogiki. Jej aktywność naznaczona jest rzadko spotykaną pasją, energią i wytrwałością. Centralnym punktem jej zainteresowań, a jednocześnie zaczynem oryginalności dorobku, jest fotografia jako element świata kultury, edukacji i matematyki.
Gorąco polecam Państwu jej rozprawę habilitacyjną pt. „O FOTOGRAFII W EDUKACJI MATEMATYCZNEJ. JAK KSZTAŁTOWAĆ KULTURĘ MATEMATYCZNĄ UCZNIÓW” (SZCZECIN, 2013), gdyż ma w niej miejsce wyjątkowo (...) interesujące spotkanie matematyki i humanistyki, ich przenikanie się i współtworzenie. Jest to motyw, który w życiu zawodowym Habilitantki pojawił się bardzo wcześnie i który wyznaczył cały jej dalszy rozwój i drogę naukową. Stało się to możliwe dzięki połączeniu wiedzy matematycznej i niezwykłej wrażliwości estetycznej Autorki. Nieustanne krzyżowanie się poszukiwań matematycznych, pedagogicznych, artystycznych z jednoczesną pasją społeczną i dążeniem do wypełniania nauczycielskiej misji to wyraziste charakterystyki pracy zawodowej dr M. Makiewicz .
(...)
Dorobek naukowy dr hab. Małgorzaty Makiewicz zakreślony jest przez cztery pojęcia: twórczość – edukacja – matematyka – fotografia. Swojego rodzaju klamrą kategorialną staje się w tym ujęciu kultura matematyczna, stanowiąca w recenzowanym dorobku rodzaj rdzenia teoretycznego i aksjologicznego. Jej wyeksponowanie jest konsekwencją przyjęcia pewnych założeń dotyczących umysłu, wiedzy, edukacji i samej matematyki. Tworzy to oryginalne pole badawcze, w którym Habilitantka zrealizowała liczne twórcze projekty edukacyjne i badawcze.
Ich konstrukcja została oparta na odkryciu fotografii w jej trzech funkcjach:

*metodologicznej (jako narzędzia badawczego),

*teoretycznej (jako płodnej intelektualnie kategorii teoretycznej opisującej zarówno matematykę, jak i uczenie się) i

*edukacyjnej (jako środka kształtowania umysłu ucznia, budowania jego wiedzy i kompetencji matematycznych).

Sama Habilitantka opisuje fotografię, stanowiącą rodzaj fenomenu matematycznego widzenia i matematycznej wyobraźni, jako „transfer pomiędzy światem idei a światem konkretu”.

Nie będę zdradzał tu treści publikacji pani dr hab. Małgorzaty Makiewicz zachęcając do sięgnięcia po jej książki, ale i do bezpośrednich spotkań, dla których znakomitą okazją są organizowane przez nią Ogólnopolskie Konkursy Fotograficzne - MATEMATYKA W OBIEKTYWIE".
(fotografia laureata jednego z konkursów Michała Cenzartowicza pt. "Funkcje kwadratowe są dookoła nas"

PANI DOKTOR HABILITOWANEJ MAŁGORZACIE MAKIEWICZ SERDECZNIE GRATULUJĘ!

02 listopada 2014

W tym roku pożegnaliśmy



Wyjątkowego pedagoga społecznego i socjologia wychowania z Instytutu Pedagogiki Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - profesora zwyczajnego dr. hab. Ryszarda Borowicza, współzałożyciela i redaktora naczelnego kwartalnika "Kultura i Edukacja"; autora kilkunastu monografii naukowych poświęconych głównie problematyce oświaty i nierównościom społecznym w środowisku wiejskim.


Profesora zwyczajnego dr. hab. Janusza Plisieckiego pracownika naukowego Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie, b. kierownika Zakładu Pedagogiki Kultury Instytutu Pedagogiki UMCS, autora 12 monografii i 176 artykułów na temat roli sztuki w życiu młodzieży oraz filmu i współczesnej kultury.

Znakomitego teoretyka wychowania - warszawskiego pedagoga/fenomenologa dra hab. Stanisława Rucińskiego, em. profesora Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Pedagogicznego, wykładowcy w Salezjańskim Instytucie Wychowania Chrześcijańskiego w Warszawie oraz profesora w Wyższej Szkole Nauk Społecznych – Pedagogium w Warszawie. Wydał wyjątkową rozprawę z fenomenologii wychowania pt. Wychowanie jako wprowadzanie w życie wartościowe.


Profesor zwyczajną dr hab. Teresę Kukołowicz - teoretyka wychowania chrześcijańskiego, pedagoga szkolnego z Wydziału Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie, której publikacje i wykłady chroniły w okresie totalitaryzmu pedagogikę polską przed językiem marksistowsko-leninowskiej ortodoksji.


Młodą pedagog społeczną z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach panią dr hab. Beatę Dyrdę, b. zastępczynię dyrektora Instytutu Pedagogiki UŚl, adiunkt w Katedrze Pedagogiki Społecznej, specjalizującej się w badaniach naukowych w problematyce syndromu nieadekwatnych osiągnięć szkolnych, sytuacji i szans rozwojowych uczniów zdolnych a także wyrównywania szans edukacyjnych dzieci i młodzieży w toku szkolnej edukacji.

Wybitnego specjalistę w zakresie pedagogiki resocjalizacji, profesora zwyczajnego dr. hab. Bronisława Urbana z Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, autora akademickich podręczników z resocjalizacji, monografii i setek rozpraw naukowych.


Profesor Akademii Jana Długosza w Częstochowie - dr hab. Jadwigę Suchmiel autorkę wielu rozpraw i monografii z historii oświaty i wychowania, specjalistkę w zakresie badań biograficznych i dziejów Uniwersytetu we Lwowie.


Szczególnie znanego i cenionego w pedagogice profesora zwyczajnego dr. hab. Kazimierza Obuchowskiego, psychologa osobowości i psychologa klinicznego, wykładowcy na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, członka Komitetu Nauk Psychologicznych PAN oraz kierownika Zakładu Teorii Osobowości Instytutu Filozofii i Socjologii PAN w Poznaniu. Był autorem kilkunastu monografii i kilkuset artykułów naukowych na temat podmiotowości, zdolności, teorii potrzeb i osobowości człowieka.


Niech towarzyszy nam w tych dniach zaduma nad losem zmarłych naukowców, a pamięć o ich życiu i dziełach pozwala dalej rozwijać nauki pedagogiczne. Dzielmy się z innymi wartościami, jakie nam przekazali. Niepowtarzalny, mistyczny klimat odwiedzanych dzisiaj miejsc (także w wirtualnym przekazie wspomnień) uczy nas także troski nie tylko o groby, ale i o dusze zmarłych. Nie bez powodu mówimy za Horacym "non omnis moriar", by kontynuować to, co na ziemi pozostawili po sobie nasi mistrzowie, przyjaciele, nauczyciele czy bliscy.

01 listopada 2014

Pamiętamy o tych, którzy odeszli

Pamiętam o nauczycielkach wczesnej edukacji, które poświęciły swoje życie, pasję, miłość tak bliskim, jak i dzieciom, swoim uczennicom i uczniom oraz ich rodzicom, koleżankom i kolegom z rady pedagogicznej. Pamiętam o tych, które dzieliły się swoją wiedzą, doświadczeniami, pomysłami z uczestnikami ich warsztatów, spotkań, konferencji.

To one, w wielu przypadkach mniej znane szerokiej opinii publicznej, zmieniały sens i wartość edukacji w szkolnictwie publicznym, w wielkich aglomeracjach miejskich, małych miasteczkach, w wiejskich szkółkach nadając im swoje autorskie oblicze. Dzięki nim wielu rodziców uwierzyło, że szkoła publiczna może być środowiskiem także ich życia, poszanowania ich opinii, dzielenia z nimi trosk, obaw i radości, wzajemnego wsłuchiwania się w pojawiające się problemy i ich rozwiązywania. Wspólnie z dziećmi oddane zawodowej pasji nauczycielki zmieniały rodzicielskie czy koleżeńskie uprzedzenia, negatywną pamięć do szkoły czyjegoś dzieciństwa, do nauczycieli wyzbytych empatii i szacunku.

Ile SIŁACZEK już odeszło, często przedwcześnie zmagając się z otaczającą je zawiścią, ignorancją, ucieczką od prawdy o istocie kształcenia i sensie wychowania? Ile z nich musiało tracić czas i energię na przekonywanie do tego, by im nikt przynajmniej nie przeszkadzał w ich prawie do własnej kreatywności i zawodowej samorealizacji? Chciały i potrafiły godzić życie rodzinne z pasją tworzenia zupełnie nowej szkoły, autorskich programów, konstruowania nowych pomocy dydaktycznych, podręczników, materiałów pomocniczych do uczenia się dzieci w sposób, który gwarantował nie tylko skuteczność, ale przede wszystkim trwałą radość poznawania i bycia razem.

Jak to jest, że afirmatorzy humanistycznej edukacji przedszkolnej czy szkolnej, zaangażowani w uczynienie placówki oświatowej środowiskiem szczęśliwego współistnienia muszą zmagać się ze skrytymi wrogami, przeciwnikami zmian, faryzeuszami nauczycielskiej wolności? Część z nich awansuje, inni przechodzą już na emeryturę lub odcinają kupony od nieswoich sukcesów. Na systematycznej i innowacyjnej pracy jednej nauczycielki wczesnej edukacji żeruje co najmniej kilka innych (nie wspominając już o ich zwierzchnikach), które korzystają bezzwrotnie a interesownie z jej dokonań.

Im ktoś reprezentuje niższy poziom zaangażowania, twórczości, pracowitości, tym silniej, ale zarazem skrycie, zwalcza i niszczy potencjał pedagogicznej niezależności nowatorów. Ci zresztą nie znajdą się na listach rankingowych, gdyż często pracują z poczuciem wielkiej pokory i skromności oraz oddania swoim podopiecznym. Zbyt wiele nauczycielek przedwcześnie utraciło zdrowie czy oddało życie nie doczekawszy zasłużonej emerytury.

Symbolicznie zapalam znicze pamięci na grobach nauczycielek i nauczycieli, którzy zapisali w sercach i pamięci swoich uczniów oraz bliskich im osób niepowtarzalną wartość autentycznych dokonań. Ich twórczość, świadomość wkładu w pedagogikę praktyczną i teoretyczną staje się zobowiązaniem dla kolejnych pokoleń, by nie godzić się na destrukcyjną, nekrofilną politykę władz wszelkich szczebli, na pozoranctwo, fikcję i konformizm.

31 października 2014

Czy "Holy Wins" przezwycięży "Halloween"?


Jak informuje Wikipedia: "Halloween – zwyczaj związany z maskaradą i odnoszący się do święta zmarłych, obchodzony w wielu krajach w wieczór 31 października, czyli przed dniem Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym . Odniesienia do Halloween są często widoczne w kulturze popularnej, głównie amerykańskiej. Halloween najhuczniej jest obchodzony w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Mimo że dzień nie jest świętem urzędowym, cieszy się po święcie Bożego Narodzenia największą popularnością[1]. Święto Halloween w Polsce pojawiło się w latach 90. Głównym symbolem święta jest wydrążona i podświetlona od środka dynia z wyszczerbionymi zębami. Inne popularne motywy to duchy, demony, zombie, wampiry, czarownice, trupie czaszki itp."

Zbliża się jedno z najważniejszych, a zarazem najboleśniejszych Świąt, w naszym kraju, jakim jest Święto Zmarłych. Tymczasem w polskich przedszkolach i szkołach coraz silniej zadomawia się obcy kulturowo zwyczaj, który poprzedza ciszę nad ludzkimi grobami. W jakże silnym konflikcie ról znaleźli się rodzice, których dzieci uczęszczające do placówek oświatowo-wychowawczych poddawane są presji nowych zwyczajów.

Co mają czynić rodzice, kiedy dziecko zapowiada chęć uczestniczenia w maskaradzie, zabawach, zwyczajach, które opanowały także edukację? Nie puścić dziecka do szkoły? Nie pozwolić mu się przebrać w kota, psa, Harry'ego Pottera, ducha czy inną postać? Czy rzeczywiście jest ten zwyczaj traktowany w naszych przedszkolach i szkołach jako święto satanistów? Czy jest to bardziej forma niż pragnienie przeżycia śmierci, okazania swojej bezsilności wobec niej? Czy może mamy tu do czynienia z kolejną z wykreowanych przez globalne korporacje popkulturową postawą, która nakręca sprzedaż kiczowatych strojów i dodatków do nich?

Co oznacza w dzisiejszych, polskich przedszkolach i szkołach to drwienie sobie z śmierci, bawienie się jej symbolami? Jak to jest możliwe, że z jednej strony, w związku z pogańskimi źródłami Halloween spotyka się ono z krytyką przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego, prawosławnego, episkopalnego i luterańskiego oraz innych kościołów protestanckich, a z drugiej strony prowadzący w szkołach lekcje religii katecheci nie są w stanie wpłynąć na zajęcie jednoznacznej postawy wobec tego zwyczaju?

Ks. Jarosław Cielecki pisze m.in.: Dla satanistów jest to najważniejsze święto, tzw. noc czarnych mszy, wierzą, że szatan ma wtedy szczególną moc, oddają cześć demonom i złym, potępionym duszom, palą wówczas ogniska i składają ofiary ze zwierząt, a nawet z ludzi, szczególnie z małych dzieci. Obchodzenie Halloween nastawia na zainteresowanie duchami, ukierunkowuje na szatana i duchy nieczyste. Skutki udziału w tych praktykach mogą być zaskakujące i przerażające z uwagi na to, że uczestniczą w nich najmłodsze dzieci i to właśnie w nie jest najłatwiej uderzyć. Są to drogi otwarcia się na złego ducha, który potem „krąży jak lew, aby móc pożreć”. Dziecko otwiera się na wizje świata nadprzyrodzonego, wchodzi w świat czarów, a pojęcie śmierci kojarzy z balem. Często doznaje później nocnych koszmarów i lęków. Dlatego Halloween nie powinno się traktować jako żartu i dobrej okazji do balu przebierańców, ponieważ wpływa negatywnie na dziecko i tak naprawdę uderza w jego psychikę, niszczy poczucie bezpieczeństwa, zabiera pokój i – co najgorsze – otwiera na działanie szatana.
Czy osadzanie się i utrwalanie tej obyczajowości w placówkach oświatowych nie jest porażką nie tylko edukacji religijnej, ale i historycznej? Jaką rolę spełnia nauczyciel religii w polskich szkołach? Dlaczego obciąża się sumienia rodziców i ich dzieci, jeśli - świadomi bezradnej obecności w szkole katechety - szyją czy kupują swoim pociechom stroje? Kim jest katecheta w szkole, skoro balują w niej duchy?

Episkopat Polski apeluje do katechetów, by promowali cechy katolickich świętych i "zapoznawali uczniów z pięknymi i wartościowymi inicjatywami": Plejadą Świętych, Nocą Świętych czy Korowodem Świętych. Zaledwie garstka dyrektorów szkół i katechetów chce, by dzieci upamiętniały Świętych przebierając się za nich, a nie za dynię czy ducha. Czy Halloween przegra z "Holy Wins" ("Święty zwycięża") w sytuacji, gdy Komisja Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski nie promuje nawet polskiej nazwy dla tej formy świętowania, a katecheci uciekają ze szkół na zwolnienia lekarskie? Nie dotyczy to wszystkich szkół, bowiem Dariusz Chętkowski opublikował felieton na temat tego, jak w XXI LO w Łodzi uczniowie mają przebrać się za Świętych, a nie za wydrążone dynie.

Mamy za sobą ustrój świecki, w którym narzucano polskiemu społeczeństwu - na szczęście nieskutecznie - tzw. światopogląd naukowy, komunistyczny, laicki tępiąc gdzie i jak tylko się dało religię jako rzekome "opium dla ludu". Naród upomniał się o powrót wartości chrześcijańskich, chociaż w istocie były one obecne w jego codziennym życiu, także tym podziemnym. Wartości te zostały zapisane nie tylko w Konstytucji Rzeczypospolitej, ale także w Ustawie o systemie oświaty.

Na jakiej zatem podstawie aksjonormatywnej pozwala się na szerzenie w oświacie praktyk, które z tymi wartościami nie tylko nie mają nic wspólnego, ale i je deprecjonują? Jak ktoś chce uprawiać satanizm we własnym domu, to niech to sobie czyni. Dlaczego jednak w przedszkolach i szkołach wprowadza się jako obowiązujący zwyczaj ten, który jest obcy chrześcijańskim wartościom i kulturze cywilizacji Zachodu? Czyż nie narusza się w ten sposób dobrych i ukonstytuowanych prawnie obyczajów?


W Polsce trwa coraz bardziej zacięta walka polityczna między lewicą, liberałami a konserwatystami. Wartości chrześcijańskie zostały jednak wpisane do wspólnego mianownika kultury i oświaty w naszym państwie. Czym innym jest zatem walka z patologią w każdym ze środowisk, także w kościelnym, a czym innym jednak upowszechnianie tradycji i zwyczajów, które w żadnej mierze z polską kulturą nie mają nic wspólnego. Jeśli lewica z neoliberałami chcą państwa laickiego, to niech to ogłoszą publicznie Manifestem PKWN nr II (tu świetnie nadaje się do tego poseł J. Palikot), żeby Polacy wiedzieli, jaka obowiązuje w naszym kraju "nadbudowa" i niech zmienią Konstytucję oraz Ustawę o systemie oświaty.

Jest jeszcze trzecie wyjście - droga islamskiego dżihadu, który odnawia konflikt pomiędzy światem muzułmańskim a cywilizacją zbudowaną na podwalinach chrześcijaństwa. Nie muszę polecać lektur dotyczących państwa świeckiego i ideologii socjalistycznej, bo tej mamy aż nadmiar w naszych bibliotekach, a już pojawiają się jej nowe wersje pod innym przykryciem. Mogę natomiast polecić znakomitą monografię Roberta Spencera pt. Niepoprawny politycznie przewodnik po islamie i krucjatach (tłum. Maria Jaszczurowska, Warszawa 2014). Zawsze mamy wybór życia i działania z kimś i dla czegoś lub przeciw czemuś i komuś. Pytanie jest jednak aktualne - jaki system wartości ma być podstawą dla procesu kształcenia i wychowania w świetle powyższych procesów?





30 października 2014

MEN w ruchu


Kiedy dziennikarze ogólnokrajowej prasy podnieśli w artykule kwestie braku boisk i sal gimnastycznych w wielu szkołach, przypomniała mi się słynna wypowiedź b. propagandzisty PRL - Jerzego Urbana, że "rząd się wyżywi".

Istotnie. Każdy rząd, czy to w PRL, czy w III RP nie tylko dobrze się wyżywi, ma zapewnioną opiekę zdrowotną bez jakichkolwiek kolejek do najlepszych specjalistów, ale też ... zatroszczy się o własne zdrowie i kondycję fizyczną członków rodzin. Redaktorki "Dziennika. Gazeta Prawna" piszą: Dopóki jest ciepło, dzieci mają zajęcia na boisku, kiedy pada deszcz, lekcji WF nie ma, bo brakuje sal. Nie ma boisk, nie ma sal gimnastycznych. Za to wszędzie jest za dużo klas 818 szkół, czyli prawie 8 proc. skontrolowanych w ubiegłym roku przez Główny Inspektorat Sanitarny, w ogóle nie jest przygotowanych na prowadzenie zajęć wychowania fizycznego. Wielu rodziców zna ten problem z relacji swoich dzieci.

Pamiętamy, jak to 11 grudnia 2013 r. ministra edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska mówiła z wielką troską w czasie konferencji prasowej w MEN: Największą obawą rodziców jest kwestia przygotowania szkół. Jestem przekonana, że zdecydowana większość szkół w Polsce jest już przygotowana, ponieważ w 90% spośród nich są już sześciolatki. Jednocześnie szanuję obawy rodziców, ponieważ sama musiałam taką decyzję podjąć. Dlatego, aby zminimalizować obawy rodziców, należy jak najlepiej wykorzystać czas do 1 września 2014 r. Słowo się rzekło, a dzieciom się bekło.

Wszystkie szkoły, jak nie były przygotowane, tak nie są, a co gorsza, nawet w tak podstawowej infrastrukturze, która dotyczy wszystkich uczniów, a nie tylko sześciolatków, mamy do czynienia z wieloletnimi zaniedbaniami. Najlepszym wskaźnikiem hipokryzji władzy jest to, że minął rok szkolny 2013/2014, który ministra edukacji - Krystyna Szumilas ogłosiła mianem: "Szkoła w ruchu". Szkoła może i była, ale w kiosku "Ruchu".


Niech MEN poinformuje społeczeństwo komu i jaką kasę zaoferowało za wykonanie i zamieszczenie na swojej domenie kolejnej kiczowatej, pełnej banalnych informacji "Mapy szkół i przedszkoli w ruchu". Kliknijcie na tę mapkę, a zobaczycie - na co wydaje się w Polsce publiczne pieniądze.

Cytuję losowo wybrany opis udziału jednej ze szkół w tej akcji:

W ramach realizacji zadania z obszaru 2 w dniu 3.02.2014r odbyła się w klasie IV lekcja dotycząca sportów zimowych, a jej tematem były "Zabawy na śniegu. Konkurs w zjeździe na jabłuszkach", gdzie dzieci miały okazję spożytkować swoją energię i poćwiczyć na śniegu. Lekcja bardzo się uczniom podobała, a konkurs wzbudził wiele emocji i radości. Kolejną lekcją były zajęcia o tematyce "Piłka nożna - współzawodnictwo w grze", które odbyły się w dniu 14.03 w klasie V-VI. Uczniowie doskonalili technikę i taktykę gry w piłkę nożną dbając o bezpieczeństwo podczas wykonywania ćwiczeń oraz rozegrali krótki mecz, który wzbudził wiele pozytywnych emocji. Na zajęciach sportowych często doskonalimy elementy piłki nożnej ponieważ przygotowujemy się do meczu piłki w kwietniu i zawodów w piłce nożnej w maju. W ramach akcji pani od wychowania fizycznego organizowała również w naszej szkole 2 razy w tygodniu roztańczone przerwy, gdzie mieliśmy okazję poznać proste kroki aerobiku i wykazać się własną inwencją twórczą w tworzeniu układów tanecznych. roztańczone przerwy cieszyły się dużą popularnością, a uczniowie byli bardzo zadowoleni i roześmiani biorąc w nich udział."

Doprawdy DOKONANIA NA MIARĘ MEN. Jak może być w szkołach dobrze, kiedy toleruje się takie banały? Czyżby akcyjność stała się trwałym syndromem urzędniczej mentalności "homo sovieticus" w MEN?


Także resort sportu miał w 2013 r. na propagowanie aktywności fizycznej wśród najmłodszych 70 mln zł. Na co zostały wydane? Na propagandę, bo przecież sal gimnastycznych dzieciom nie wybudowano, podobnie jak boisk szkolnych. Natomiast narzeka się na otyłość naszych uczniów, na zwolnienia z wychowania fizycznego itp. A jak mają się nie zwalniać, skoro lekcje odbywają się na korytarzach szkolnych z zawiązanymi ustami, by nie przeszkadzali innym uczniom w klasach szkolnych. Już nie pamiętamy, że w budżecie powyższego resortu na rok 2013 nie znalazły się środki na dalsze prowadzenie programów Moje Boisko - Orlik? Nie było natomiast problemu z ponad milionowymi premiami dla szefów spółki Euro 2012.


Tymczasem... minister edukacji zadbał o to, by 140 pracowników MEN - wraz z 45 osobami towarzyszącymi powyżej 15 roku życia, 25 osobami towarzyszącymi do lat 15, a uprawnionymi do korzystania tylko z basenu i dla 5 osób towarzyszących do lat 15, a uprawnionych do korzystania z minimum 3 usług - nauka tańca, sztuki walki, basen - miało zabezpieczone dla siebie i swoich bliskich nieodpłatne świadczenie im usługi dostępu do obiektów sportowo-rekreacyjnych. W stosownym przetargu zapewnili sobie: (...) zapewnieniu dostępu do różnorodnych usług sportowo-rekreacyjnych, świadczonych przez obiekty sportowo-rekreacyjne w ramach pakietu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, o wartości nie mniejszej niż 200.000,00 zł brutto (dwieście tysięcy złotych) każda. W przypadku usług nadal wykonywanych lub ciągłych, wartość zrealizowanej usługi do dnia składania ofert w przedmiotowym postępowaniu nie może być mniejsza niż 200.000,00 zł brutto.

To oznacza, że nie tylko premier haratał w gałę, ale i pracownicy MEN, po męczącym dniu urzędowania mogą nieodpłatnie korzystać z usług sportowo-rekreacyjnych. Jak dzieciom w szkołach ma być dobrze, skoro pracownikom MEN jest tak dobrze?