30 sierpnia 2023

"Uchwycić życie"

 



W ciągu roku akademickiego nie ma czasu na lektury książek, które nie są związane z bieżącą aktywnością naukowo-badawczą i dydaktyczną. Jedenaście lat temu pożegnałem w blogu profesor pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego Hannę Świdę-Ziembę, ale dopiero kilka lat później ukazała się biograficzna książka pt. "Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989", którą przygotował do druku i opracował redakcyjnie dr Dominik Czapigo (Warszawa, 2018). Jej wydanie było możliwe dzięki sfinansowanemu przez MNiSW projektowi badawczemu "Narodowego Programu Humanistyki", którym kierował politolog prof. Andrzej Friszke. 

Głównym źródłem wiedzy o jej życiu i działalności okazały się rękopisy dzienników uczonej, zapiski, notatki, nagrania wywiadów i materiały archiwalne (np. listy do rodziców). Biografia Hanny Świdy-Ziemby jest wartościowa naukowo ze względu na wybitność uczonej, której rozprawy naukowe mają walor społeczno-historyczny, a zarazem ponadczasowy. Niewątpliwie będą one służyć kolejnym pokoleniom badaczy socjalizacji młodzieży, jej uwarunkowań, przejawów i następstw.  

Jest to zarazem autoetnografia badaczki społęcznej oraz zapisana historia losów polskiej rodziny i warunków życia, która musiała opuścić w 1945 roku rodzinne Wilno. To także czas bolesnych doświadczeń dwóch totalitaryzmów i odzyskania suwerenności państwowej po 1989 roku, do czego w pewnej mierze ona sama się przyczyniła reprezentując opozycję w czasie obrad "Okrągłego Stołu". 

W 1945 roku zamieszkała w Łodzi, gdzie uczęszczała do ówczesnego IV Państwowego Liceum Żeńskiego im. Emilii Sczanieckiej. Zajrzałem na web-stronę tego Liceum, ale nie ma na niej wzmianki o wybitnych uczniach, a więc i o H. Świdzie-Ziembie, która poświęciła w swoim dzienniku wiele stron na wspomnienia z życia swojej klasy. 

W czwartej klasie musiała przenieść się do Wrocławia, gdyż jej ojciec tam otrzymał posadę na uczelni jako doktor prawa. (...) kocham Łódź, tę starość, przeciekający dach, żeńską Sczaniecką, nie chcę do obcej, koedukacyjnej szkoły" - odnotowała w swoim dziennikuWróciła jednak do Łodzi wybierając po maturze studia na socjologii.  W jej grupie był Janek Lityński i Antonina Kłoskowska. Promotorem jej pracy magisterskiej został Jan Szczepański. Seminaria i wykłady prowadzili wówczas m.in. Stanisław i Maria Ossowscy, Tadeusz i Janina Kotarbińscy i Józef Chałasiński

Opis uniwersyteckich studiów w czasach stalinizmu jest niezwykle realistyczny, oddając klimat i procedury obowiązującej indoktrynacji i upolitycznienie procesu kształcenia. Z narastaniem stalinizmu narastał też lęk. O socjologii podobnie jak o cybernetyce, pisano jako o nauce burżuazyjnej, imperialistycznej, o psychologii i filozofii - jako idealistycznej. W związku z tym cały czas byliśmy zagrożeni likwidacją, nie mieliśmy pewności, czy nie przyjdzie prikaz z góry i czy w ogóle dostaniemy dyplomy (s.155-156)Po dwóch latach zlikwidowano socjologię zastępując ją kierunkiem nauki społeczne.  Jakaś analogia do 2018 roku? 

W czasie studiów musiała jednak zdać egzamin z pedagogiki (...) u raczej mało inteligentnego, za to mocno osadzonego partyjnie profesora Wiktora Szczerby. Trzeba się było przygotować z podręcznika sowieckiego Kairowa, którego ja sobie zupełnie nie umiałam przyswoić, bo były tam takie sloganowe bzdury, jak na przykład: jest tyle i tyle republik, wszystkie są równe, ale rosyjska jest najważniejsza (s.157).  

Przypomniało mi to wspomnienie prof. Czesława Kupisiewicza, który na moje pytanie o stalinowskie czasy na uniwersytetach potwierdził, że rzeczywiście o tym profesorze powiadano, że jest "szczerbą w polskiej pedagogice". Doskonale pamięta, jak wyrzucono z Katedry Pedagogiki UŁ profesora Sergiusza Hessena "za ... idealizm". 

Wprawdzie H. Świda-Ziemba ukończyła studia socjologiczne, ale swoją działalność naukową związała z pedagogiką. W dzienniku zapisała: To, co pozostało ze mnie jako socjologa, to robienie notatek z "życia codziennego" systemu (s.217).

Najpierw została nauczycielką statystyki we wrocławskim technikum statystycznym, z którego musiała odejść za antysocjalistyczną postawę. Polubiła pracę z młodzieżą, ale nie z radą pedagogiczną i dyrektorką szkoły.  

W swoim dzienniku odnotowała: Ci, co przechodzili na stalinizm, przyjmowali z łatwością terror jako koszty rewolucji. Gdy mówią dziś, że o terrorze nie wiedzieli - zakłamują, może w dobrej wierze, swoją przeszłość. (...) Gwałt był widoczny, ale nie był traktowany jak zło. Nie mógł stać się sygnałem ostrzegawczym. Myślę, że o zaangażowaniu się w stalinizm decydowała bardzo duża chęć działania, i - po traumatycznych doświadczeniach wojennych - szalona chęć sukcesu i wzięcia udziału w czymś zbiorowym. A tu oferowano pozór walki i od razu sukces (s.160).

Wyjechała do Warszawy, gdzie przez dwa lata uczyła w Technikum Finansowym i Technikum Handlowym. W 1954 roku udała się do Instytutu Pedagogiki UW, w którym pracował W. Szczerba, by ten rekomendował ją na stanowisko asystenckie dziekanowi Wydziału Pedagogicznego profesorowi pedagogiki - Bogdanowi Suchodolskiemu. Tak też się stało. 

Niezależnie od pracy na uczelni zatrudniła się w latach 1957-1959 w Liceum Ogólnokształcącym w Aninie, gdzie prowadziła badania do swojej pracy doktorskiej. Tę zaś przygotowała i obroniła pod kierunkiem B. Suchodolskiego.  Temat prac doktorskiej brzmiał: Problemy i dążenia młodzieży współczesnej. Tej grupie społecznej poświęciła całą swoją drogę rozwoju i awansu naukowego. 

Pedagodzy resocjalizacyjni uwzględniają w ewolucji ich subdyscypliny pedagogicznej eksperyment pedagogiczny, jaki przeprowadziła Hanna Świda-Ziemba w Zakładzie Karnym dla Młodocianych Mężczyzn w Szczypiornie koło Kalisza, a wyniki z jego przebiegu i efektów opublikowała w książce "Młodociani przestępcy w więzieniu" (Warszawa 1961). 

Jako jedna z nielicznych wówczas doktorów nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki przełamała granice nauk, poświęcając swoje kolejne studia i badania naukowe kluczowej dla pedagogiki ogólnej problematyce relacji między psychologią osobowości a metodologią badań pedagogicznych.  W 1970 roku wydała znakomitą monografię habilitacyjną pt. "Osobowość jako problem pedagogiki". 

 Niniejsze wspomnienia są interesującym źródłem wiedzy o uwikłaniach filozofii, socjologii, pedagogiki i psychologii w antykapitalistyczną transformację ustrojową, ale także o panującej atmosferze terroru i etycznej destrukcji w okresie PRL w Uniwersytecie Łódzkim i Uniwersytecie Warszawskim. Opisuje postawy sfrustrowanych adiunktów, także takich, co to (...) łażą po Instytucie, tracąc czas na oskarżycielskie utyskiwanie i plotki, zamiast "usiąść na dupie" i pisać... (s.299), o niszczących ich profesorów i ministerialnych urzędasach, o walce o pieniądze na badania i personalnych rozgrywkach, o rozwijającej się opozycji wśród członków "Solidarności" i o dramaturgii obrad "Okrągłego Stołu" (koterie, manipulacje, walka o pozycję). 

Jakże zasadna jest jej refleksja w jednym z tekstów z 1991 roku, w którym skonstatowała: (...) ruch "Solidarności" w okresie swego legalnego działania przez 16 miesięcy, a jeszcze silniej w okresie funkcjonowania w świadomości społecznej w stanie wojennym, utwierdził pewne cechy mentalności totalitarnej w ten sposób, że dziś utrudnia nam ona przemianę w normalne społeczeństwo demokratyczne, to znaczy takie, jakie istnieje w idealizowanej przez nas, a przecież zgoła nieidealnej Europie. Dlaczego coś takiego nastąpiło? 

Właśnie dlatego, że "Solidarność" w okresie 1980-81 i w okresie stanu wojennego nie zmierzała, mimo przełomu, jaki dokonał się w świadomości społecznej, bezpośrednio do zmiany systemu. Nie zmierzała, ponieważ nie mogła podjąć takich działań w obliczu siły systemu. Działała więc wewnątrz systemu totalitarnego, była jego elementem i funkcjonowała w takich ramach, jakie stwarzał dla niej system (s.342).    

    

Może warto wyciągać z tego wnioski? 

29 sierpnia 2023

Nauczyciele - Nauczycielom

 



Pod redakcją Marty Mamet‑Michalkiewicz ukazała się książka zatytułowana "Nauczyciele – nauczycielom. Przestrzenie edukacji" (Katowice 2022), która jest pokłosiem dwuletniej współpracy między nauczycielami akademickimi z Uniwersytetu Śląskiego i nauczycielami ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych z województwa śląskiego. Stanowi ona znakomite połączenie nauki z praktyką oświatową, które było możliwe dzięki sfinansowaniu projektu Śląskiej Szkoły Ćwiczeń ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego (POWER).

W latach 2020–2022 w  Uniwersytecie Śląskim realizowano konsultacje przedmiotowe dla nauczycieli języków obcych, matematyki, informatyki oraz przedmiotów przyrodniczych, a także cykl warsztatów dotyczących edukacji, w tym edukacji spersonalizowanej, grywalizacji, design thinking oraz edukacji cyfrowej. Zorganizowane zostały również dwie konferencje poświęcone edukacji. Niniejsza publikacja jest zwieńczeniem działań w obszarze szeroko pojętej edukacji, namysłu nad kondycją współczesnej szkoły oraz rolą nauczycieli (s. 7).

Tom otwiera znakomity tekst Tadeusza Sławka pt. "Nowhere Man. O szkole, która się waha", pobudzający do głębokiej refleksji nad rolą nauczyciela i szkoły w XXI wieku. Wybitny uczony Uniwersytetu Śląskiego, humanista, filolog, teoretyk i historyk literatury, tłumacz, poeta, publicysta po raz kolejny nawiązuje do istoty edukacji, a każdy z kolejnych jego tekstów na ten temat odsłania nowe strefy namysłu nad egzystencjalnym rdzeniem procesu uczenia się i partycypowania w nim przez uczniów i ich nauczycieli. W ubiegłym roku wydał książkę pt. "A jeśli nie trzeba się uczyć..." (Katowice, 2022), by w obecnej rozprawce wniknąć w sens uczenia się jako wartości autotelicznej. 

Nie po raz pierwszy śląski humanista odwodzi nas od pragmatycznego, instrumentalnego, technicznego a zarazem politycznie zdeterminowanego procesu uczenia się i bycia kształconym przez nauczycieli. Zależy mu na tym, by podtrzymać w przestrzeni publicznej humanistyczne przesłanie o wolności bez której nie zachodzi proces uczenia się, nie wnika on do struktur ludzkiej tożsamości, nie uruchamia woli do działania zgodnie z introjektowanymi wartościami. Autentyczne uczenie się jest opuszczeniem przez osobę platformy niewiedzy, niezrozumienia, dezakceptacji wobec czegoś, co nie jest przez nią bezpośrednio doznawane i przeżywane, co do niej nie przynależy.

Czym zatem jest kształcenie i jaką rolę odgrywa w nim nauczyciel? Czy rzeczywiście każdemu, kto jest zatrudniony na stanowisku nauczycielskim, można przypisać miano bycia nauczycielem? Ważne, by nauczyciel nie był "człowiekiem znikąd", by był sobą, autentyczny. Jak stwierdza: 

(...) kształcenie, choć niewątpliwie jest przedmiotem zainteresowania władzy, pozostaje z nią w skomplikowanych relacjach. Z jednej strony konstytucyjnym zadaniem państwa jest zapewnienie dostępu do szkół, z drugiej – intencje przyświecające realizacji tego zobowiązania nie zawsze są uczciwe. Instytucje władzy są bowiem właśnie instytucjami, to znaczy przystępują do działania, mając wypracowany stosowny schemat i procedury służące jego wypełnieniu, podczas gdy kształcenie jest w dużej mierze nie tyle anty-, ile a‑instytucjonalne. To, co w nim najlepsze i najwartościowsze, dokonuje się poza przepisanym odgórnie „minimum programowym” (tamże, s.15).    

Niestety, dzieci nie mają wyboru. Muszą uczęszczać do szkoły jako instytucji podporządkowanej partii władzy, toteż ich kształcenie nie może być a-instytucjonalne. Obowiązek szkolny spoczywa na rodzicach, opiekunach dzieci, którzy nie posyłając ich do szkoły narażają się na sankcje karne. Tym samym założenie T. Sławka, że kształcenie szkolne jako tworzenie warunków do sensownego życia wymaga czasu uwolnionego (tamże) odnosi się jedynie do możliwych zmian w czasoprzestrzeni szkolnej i polityce oświatowej. 

Niestety, nie zrezygnują z władzy ci, którzy tą przestrzenią władają: nauczyciele, bo jest to bardzo wygodne, gdyż zobowiązuje uczniów do uczenia się a nie nauczycieli do nauczania rozumianego jako wspomaganie uczniów w uczeniu się. To zaś musi obejmować poznawanie, rozumienie, wiązanie emocjonalne i działanie uwolnionych od barier i ograniczeń uczniowskich umysłów i sumień, zdolności do krytycznej refleksji, formułowania hipotez i podawania w wątpliwość narzucanej im narracji. 

Kształcenie to nieustanna praca nad językiem po to, by (1) przeciwdziałać poczuciu niemocy wynikającej z dyskursywnej bezradności w nazywaniu i analizowaniu dotykających indywiduum problemów, a także (2) by jednostka była w stanie przeniknąć przez dostarczane jej w nadmiernej obfitości językowe wizerunki świata, będące najczęściej tylko retoryczną próbą przekonania jej do uznania racji wysyłającego przekaz jako jej własnych racji osobistych (tamże, s. 18). 

Niniejsze podejście dotyczy wyższych stanów edukacji, bowiem praca nad językiem, myślenie, wątpienie wymagają uprzedniej alfabetyzacji. Rolą edukacji nie jest bowiem jedynie przygotowanie jednostki do samodzielnego życia w dorosłości, do jej emancypacji, ale także równoważące ten zamysł jej uspołecznienie, uobywatelnienie.   

W tym zadaniu edukacja okazuje się kształceniem tyleż indywiduum, co obywatela. Kształci człowieka nie tylko po Kantowsku „oświeconego” i zdolnego do samodzielnej krytycznej refleksji zgodnie z zasadą sapere aude, ale również takiego, który nie będzie skory do przewrotnego i podstępnego przedstawiania swych prywatnych ambicji i uprzedzeń jako interesu publicznego (tamże, s. 19)

Tak idealistyczna perspektywa jest godna szczególnego namysłu tych, którzy mimo wszelkich znaków na niebie i Ziemi, by rozstali się ze szkołą, nie tracili nadziei i przetrwali dla dobra swoich uczniów jako ich autentyczni przewodnicy po świecie dobra, prawdy i piękna. Troska o ludzkie dusze nie może bowiem być krucjatą dziecięcą, ale (...) musi uwolnić się od nachalnych państwowych programów będących wykładnią, między innymi, polityki historycznej. Nie stroni ona od posługiwania się retoryką walki (np. o „duszę polskiej młodzieży”), co ma prowadzić do ścisłej kontroli nad szkołami i programami uniwersyteckimi (tamże, s. 21).  

Redaktorka książki - Marta Mamet‑Michalkiewicz podtrzymuje ten nurt myślenia nadając mu znaczenie interakcyjnej bliskości między nauczycielem a uczniem. Podobnie jak T. Sławek łączy troskę o indywiduum z jej uobywatelnieniem, uspołecznieniem. Kluczowe bowiem dla edukacji są autentyczne relacje międzyludzkie wzmacniające poczucie wspólnotowości, współodpowiedzialności za osiągane cele. Oczekiwanie buberowskiego dialogu od relacji nauczyciel-uczeń jest jednak nieporozumieniem, gdyż prawdziwy dialog według tego filozofa nie jest możliwy do zaistnienia w przestrzeni przymusu, bycia ocenianym, selekcjonowanym itp.    

Skoro zainteresował mnie artykuł Sylwii Kanii pt. "Czy liczby mogą kłamać? O przykładach aktywizacji w nauczaniu matematyki", to znaczy, że uczniowie tej nauczycielki mają wyjątkowe szczęście, bo trafiła im się nauczycielka z pasją, pozytywnie zakręcona. Udokumentowała stosowane przez siebie metody aktywizujące uczniów na lekcji, które zawierają elementy zabawy, gry, humoru, multimedialnych skojarzeń, pobudzają myślenie krytyczne. Jasny, jednoznaczny, logiczny, formalistyczny język komunikacji matematycznej można od czasu do czasu wzmocnić alternatywnym przekazem, który pobudzi ciekawość, zainteresowanie, a co ważne, uświadomi uczniom jej praktyczne funkcje. 

Nauczycielka włącza wizualizację matematycznych pojęć czy funkcji w formie memów, uruchamia analogiczne myślenie, stymuluje do poszukiwania rozwiązań problemu, zachęca do wykorzystania dostępnych w Internecie informacji celem dostrzeżenia sprzeczności i absurdów rozumowań matematycznych, koryguje nieścisłość w rozumowaniu czy wprowadza zagadki matematyczne, które zachęcają do dowodzenia poprawności jej rozwikłania.   

Nauczycielki chemii - Marzena Podgórna, Maciej Serda i Aneta Słodek potwierdzają przykładami własnych rozwiązań metodycznych, że także w czasie zajęć z tego przedmiotu można rozbudzić wśród uczniów chęć (...) poszukiwań nowych substancji, najpierw poprzez modelowanie związków, tworzenie ich z poszczególnych fragmentów w  jedną całość, a  następnie weryfikację ich właściwości, które mogą okazać się wyjątkowe (s. 95). 

Publikację domyka tekst Małgorzaty Przybyły‑Kasperek a dotyczy on możliwego wykorzystania sztucznej inteligencji w edukacji. Chociaż artykuł nie ma charakteru metodycznego, to stanowi wsparcie dla tych nauczycieli, którzy potrafią w ramach swoich zajęć wykorzystywać narzędzia AI, z którymi uczniowie przychodzą do szkoły (smartfony, aparaty). Zamiast ich straszyć, pozbawiać kontaktu z medium, narzekać na rozwój nowych technologii warto po nie sięgnąć, skoro są one obecne w codziennym życiu uczniów poza przestrzenią szkolną. Właśnie w szkole powinni oni uzyskać rzetelną wiedzę na temat zastosowania sztucznej inteligencji do osiągania pozytywnych, ale i negatywnych celów.   

Książka bardziej przyda się w kształceniu nauczycieli i pedagogów aniżeli politykom oświatowym czy samorządowcom, gdyż skierowana jest do tych nauczycieli, także akademickich, którym chce się poszukiwać nowych metod kształcenia czy zastanowić się nad sensem własnej profesji. Zaletą jest otwarty dostęp do tej publikacji. Kto chce, może sobie ją ściągnąć bez ponoszenia kosztów.  

28 sierpnia 2023

"Szkoła ma być dla ucznia"




"Trzydzieści bardzo subiektywnych esejów o edukacji" Tomasza Tokarza, które ukazały się w 2021 roku jest niewątpliwie bardzo dobrą lekturą dla każdego, kto nie mieści się w szkolnictwie publicznym. Z tego punktu widzenia jest to znakomita książka, bo adresowana do pokolenia neokorczakowców, alternatywnych, pozytywnie nakręconych na samorealizację pedagogiczną a zarazem kochających pracę z dziećmi lub młodzieżą. 

 

Jak piszę: kochających pracę z dziećmi czy młodzieżą, to nie ma w tym żadnego podtekstu, drugiego dna, ukrytego programu. Wprost odwrotnie, to są NAUCZYCIELE - PEDAGODZY, którzy nie chcą służyć żadnej partii politycznej, władzy, związkom pseudozawodowym czy wyznaniowym, tylko zależy im na wspomaganiu rozwoju indywidualnego, społecznego, moralnego, estetycznego, psychicznego tych, z którymi wchodzą w relacje autoedukacyjne, samowychowawcze.

 

Dlatego narracja T. Tokarza nasycana jest poglądami humanistycznych pedagogów, psychologów, personalistycznych filozofów i twórców alternatywnych przedszkoli, szkół lub placówek opiekuńczo-wychowawczych. Nauczyciele szkoły publicznej, przeregulowanej prawnie i zdewastowanej dydaktycznie przez kolejne formacje władz państwowych (z wyłączeniem lat 1989-1992) czytając jakże piękne i głębokie egzystencjalnie myśli oraz nawiązujące do nich (niespójnie) zasady dydaktyczne, będą sfrustrowani z co najmniej jednego powodu:

 

  • ·        odrzucenia koncepcji kształcenia samowychowujących się osób,

 

  • ·        poczucia, że jest już dla nich za późno, by coś zmieniać w sobie i w środowisku szkolnym, 

 

  • ·        zatrudnienia się w szkole z konieczności sytuacyjnej, socjalnej, z przysłowiowego braku laku, 

 

  • ·        gdyż nie zamierzają poświęcać więcej czasu i uwagi uczniom, skoro są sterowani zewnętrznie stanowionymi standardami, którym trzeba siebie i ich podporządkować,

 

  • ·        konieczności przejścia na własną działalność gospodarczą i założenia własnej placówki edukacyjnej, jednak po co mieliby to czynić, skoro tak, jak jest, jest "dobrze".

 

Tylko ktoś, kto ma kapitał, terytorium i szansę na zbudowanie alternatywnej szkoły, może zainteresować się poglądami T. Tokarza na temat jej powołania. Warto spróbować.