08 stycznia 2024

Lobbyści w MEN - ignorancja górą

 

(źródło fotografii: Adam Słodowy)

Gdyby traktować zapowiedzi ministry i jej wiceministry edukacji w kategoriach powagi deklarowanych zmian w szkolnictwie publicznym, to należałoby obie panie natychmiast odwołać i zlikwidować resort edukacji. Wiadomo, że tego trójkolorowa koalicja nie uczyni, bo przecież nie chodzi tu o jakość kształcenia i wychowania młodych pokoleń, tylko o zachowanie urzędów, a wraz z nimi stanowisk dla kolejnej grupy urzędników. 

Na podstawie publikowanych wypowiedzi Barbary Nowackiej i Katarzyny Lubnauer można napisać świetny scenariusz dla kabaretu, bo to, co opowiadają, tylko tam znajduje rację swojego zastosowania. Tak to niestety jest w naszym kraju, że za oświatę publiczną zabierają się osoby, które kierują się, podobnie jak poprzednicy od czasów minionych, sondażami i wpływem różnych lobbystów. 

Teraz dopiero jest szansa dla wielu osób, by mieć swoje pięć minut w mediach, przypodobać się obu paniom, sugerując, że za nimi stoją tysiące nauczycieli, albo rodziców i zachęcić je do wprowadzenia określonych zmian. Najlepiej wprowadzić je już, natychmiast, bez względu na ich dydaktyczny sens, by opinia publiczna zorientowała się, że w tym resorcie nie traci się na nic czasu, tylko ciężko pracuje, by spełnić w ciągu 100 dni rządzenia obietnice wyborcze.    

Po raz kolejny okazuje się, że na edukacji, na tym, jak kształcić dzieci i młodzież, zna się każdy, bo przecież każdy kiedyś uczęszczał do szkoły. Dodatkowo jest wielu sfrustrowanych nauczycieli, którzy nie zamierzają rozwijać swoich kompetencji dydaktycznych, tylko oczekują ułatwień w ich trudnej służbie, a więc MEN już zapowiada gotowość do tego, by: 

- "odchudzić" podstawy programowe kształcenia ogólnego; 

-  ograniczyć liczbę uczniów w klasie do 18 osób; 

- zlikwidować egzamin ósmoklasisty (a może i maturę (?); 

- zwiększyć płacę nauczycielską natychmiast o 30 proc. i 33 proc. dla początkujących (naprawdę, to Wam wystarczy?); 

- zlikwidować zadawanie prac domowych; 

- zlikwidować tzw. "godzinę Czarnkową"; 

- usunąć podręcznik HiT;

- zlikwidować lekcje religii; 

- zmienić wykaz lektur szkolnych; 

- odwołać kuratorów oświaty i zastąpić ich innymi.  

Co to ma wspólnego z dydaktyką? W sensie naukowym - nic. Totalna ignorancja, dydaktyczny analfabetyzm funkcjonalny. To populizm, z którym ponoć miniona opozycja zamierzała walczyć, by decyzje w strategicznych dziedzinach życia społeczeństwa zapadały na podstawie wiedzy naukowej, kompetentnie. 

No tak, ale ministra B. Nowacka nie była nauczycielką, nie kształciła i nie była przygotowana do pracy w tym zawodzie, więc musi zdać się na podpowiedzi innych, co wcale nie znaczy, że bardziej od niej kompetentnych. Ważne, by to byli swoi podpowiadacze, życzliwi władzy. Nie wnikam w biografię edukacyjną wiceministry K. Lubnauer, która jest matematyczką z wykształcenia. Mieliśmy już jedną panią z tym wykształceniem na stanowisku ministry edukacji - Krystynę Łybacką, która nie prowadziła racjonalnej polityki oświatowej.   

Tak więc, drogi nauczycielu, zrób sobie sam edukację! Nie licz na MEN, bo podejmowane tam decyzje niewiele mają wspólnego z racjonalnością, kompetentnym zarządzaniem szkolnictwem. Nadal będzie tak jak było, tylko troszkę luźniej. Gorset zostanie nieco poluzowany, ale nie licz na autonomię, bo ta wymaga autoodpowiedzialności, a przecież łatwiej się żyje, jak za wszystko, co złe, patologiczne, odpowiada władza.   

Jest jeszcze jeden postulat, który ma rację bytu, jeśli radykalnie zmieni się ustrój szkolny, a mianowicie nastąpi tak konieczne zlikwidowanie kuratoriów oświaty. To by oznaczało przejście na decentralizację szkolnictwa, a tym samym zobowiązanie do odpowiedzialności za proces kształcenia  autonomicznych szkół - ich dyrektorów, nauczycieli i uczniów, zobowiązując zarazem do objęcia tego procesu kontrolą społeczną i naukowym pomiarem efektów kształcenia oraz wychowania. Wówczas należałoby całkowicie zmienić strukturę zakres władztwa centralnego MEN oraz wyjąć spod jego kontroli Instytut Badań Edukacyjnych, by pomiarem edukacyjnym zajmowała się specjalnie powołana placówka, w której pracowaliby specjaliści od diagnozy edukacyjnej, psychospołecznej i kulturowej.

Deforma szkolnictwa publicznego trwa. Zaczął ją Mirosław Handke, Anna Zalewska - Dariusz Piątkowski - Przemysław Czarnek. Teraz czas na dalszą destrukcję w wydaniu Barbary Nowackiej. Niech kolejna władza, nie tylko w tym resorcie, odpowie na pytanie, po co w Polsce rozwija się naukę? Po co są uniwersytety, akademie pedagogiczne, instytuty badawcze, komitety nauk PAN?   


07 stycznia 2024

Ministerstwo Edukacji i Nauki ocenzurowało Raport PISA

 


Krajowy zespół realizujący badanie PISA 2022 w Polsce (Instytut Badań Edukacyjnych): Krzysztof Bulkowski, Wioleta Dobosz-Leszczyńska, Joanna Kaźmierczak podporządkował się minionej władzy resortu edukacji i nauki, publikując w przekładzie na język polski jedynie te wyniki badań, które dotyczyły pomiaru umiejętności piętnastolatków  w zakresie rozumienia czytanego tekstu, umiejętności matematycznych i rozumowania w naukach przyrodniczych. 

Z marsową miną ogłaszał wyniki tego Raportu wiceminister Dariusz Piątkowski nie informując opinii publicznej, że w ramach tych badań zdiagnozowano nie tylko powyższe umiejętności kognitywne, ale także kluczowe dla zrozumienia dobrostanu polskich uczniów zmienne dotyczące: 

- poziomu satysfakcji życiowej, samopoczucia, samozadowolenia;

- identyfikacji ze szkołą, wsparci nauczycieli w ich rozwoju, w uczeniu się; 

- poczucia sprawstwa, wpływu na własny rozwój.

(źródło: Screenshot_20240106_165145_Facebook.jpg)

  Gdyby Instytut Badań Edukacyjnych nie podlegał Ministerstwu Edukacji, to jako rzekomo naukowy mógłby/powinien opublikować pełne wyniki badań. Jednak zarządzany przez ks. dyrektora  Instytut wydał tylko część pierwszą pomiaru. Dlaczego? 

Wydaje się to oczywiste. Zapewne tylko w tym zakresie można było ogłosić, że na tle innych krajów należących do OECD jak i europejskich polska młodzież poradziła sobie z testami wiedzy i umiejętności. 

Wiceminister stwierdził, że powodem lekkiego spadku osiągnięć uczniów w stosunku do poprzedniej edycji, w której wypadli znacznie lepiej gimnazjaliści była pandemia i poprzedni ustrój szkolny (sic!).  Badani w 2022 roku piętnastolatkowie byli mniej zmobilizowani, bo byli już po egzaminie ósmoklasisty, a zatem nie byli w sposób naturalny umotywowani do rozwiązania zadań. Co za bzdura. Polska - jak mówił Piontkowski - należy do czołówki krajów europejskich i krajów OECD, i dodał pod nosem, że opublikowano wstępny materiał badań PISA, gdyż trzeba jeszcze poznać inne dane. 

Ciekawe, bo Czesi nie mieli problemu, by opublikować w swoim języku danych o pełnym zakresie badań, a więc także uwzględniające kwestie dobrostanu uczniów. Nasze władze zapewne przeraziły się, że poinformowanie polskiej opinii publicznej o fatalnej kondycji psychospołecznej uczniów w kraju potwierdzi negatywne skutki polityki oświatowej MEiN. 

Niestety, marność polskiego dziennikarstwa sprawiła, że "łyknięto" tę ocenzurowaną publikację jako ostateczną. Pisząc o tym, jak Czesi podeszli do wyników badań PISA zachęcałem do tego, by zainteresowano się tym, co jest u nas przemilczane. Dopiero w styczniu pojawiły się na Facebooku przekłady tabeli (w/w) z wynikami sondażu uczniów dotyczącego ich postaw wobec siebie i szkolnej edukacji w Polsce.

 Niniejsza sytuacja potwierdza, że Instytut Badań Edukacyjnych jest usłużny wobec swojego zwierzchnika a nie społeczeństwa, z którego podatków jest utrzymywany. To sygnał, by tego typu instytuty były zlikwidowane, jeśli mają prowadzić badania, w tym uczestniczyć w badaniach międzynarodowych, których wyniki są cenzurowane, a ujawnia się tylko te, które odpowiadają władzom resortu edukacji. Tak było za czasów rządów PO i PSL  i tak stało się za rządów Zjednoczonej Prawicy.

Ministrowie A. Zalewska, D. Piontkowski i P. Czarnek wraz z uległymi im kuratorami oświaty doprowadzili swoją polityką do zdewastowania szkolnictwa publicznego wbrew jego założonym funkcjom.     

Na web-stronie PISA/IBE pojawiła się informacja dla uczniów wylosowanych do udziału w badaniu PISA w 2025 roku.  Tym razem ujawniono, że:

"Główne badanie, trwające dwie godziny, polegać będzie na rozwiązywaniu na komputerach zadań ze wspomnianych dziedzin, tzn. rozumienia i interpretacji tekstu, matematyki, nauk przyrodniczych oraz umiejętności ekonomicznych. Niektórzy z Was będą rozwiązywali zadania z  kreatywnego myślenia – dziedziny, która pojawiła się w tym badaniu po raz pierwszy. Niezależną częścią badania będzie ankieta do wypełnienia, tzw. Kwestionariusz Ucznia zawierający pytania dotyczące Waszych opinii na różne tematy, poglądów o nauce różnych przedmiotów szkolnych, a także Waszej sytuacji domowej i szkolnej. Będą to na przykład pytania o: wykształcenie i zawód rodziców, warunki do nauki w domu oraz w szkole, sposób odrabiania lekcji czy sposób spędzania czasu wolnego. Pytania te posłużą do pokazania „obrazu polskiej młodzieży” i porównania go z „obrazami” młodzieży z innych krajów żyjącej w różnych częściach świata".


06 stycznia 2024

"Kowal zawinił, a Cygana powiesili" , czyli o socjalistycznej odpowiedzialności zbiorowej

 


(fot. autor) 

21 sierpnia 2023 opublikowałem w blogu wpis zatytułowany: "Co słychać w świecie czasopism pedagogicznych?" Dotyczył on skandalicznego naruszenia dobrych obyczajów  w nauce przez ówczesnego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, który ogłosił rozporządzeniem z dnia 17 lipca 2023 r. wykaz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych Na podstawie art. 267 ust. 3 ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2023 r. poz. 742, 1088 i 1234). 

 

 

Ucieszył mnie wówczas fakt, że niektóre z pedagogicznych czasopism zasłużenie uzyskały  zasadnie wzrost punktacji z 20 czy 40 punktów o co najmniej jeden poziom. To było zgodne nie tylko z prawem, ale i merytorycznie zasadne. Minister uwzględnił zapewne odwołania redakcji. Pominął przy tym słuszne roszczenia wydawnictw np. ZNP, co wyraźnie świadczyło o ideologicznym kryterium decyzyjnym, a nie merytorycznym.

 

Jednak w listopadzie nastąpił kolejny "skok na kasę". Po wygranych a przegranych wyborach parlamentarnych przez PiS minister P. Czarnek przeczuwając utratę władzy przez swój obóz polityczny, postanowił zabezpieczyć "swoich" wydawców. Przyznał im jeszcze wyższą liczbę punktów niż w poprzednich zmianach, jakie następowały w tym zakresie. 

  

Zwróciłem uwagę w blogu w dn. 08 listopada 2023 Gra w klasy(-fikacje) czasopism naukowych  na niestosowność pozbawionego merytorycznej analizy woluntaryzmu władzy. 

 

Odnotowałem wówczas: 

 

"Nie rozumiem polityki ministra edukacji i nauki, który swoją decyzją tuż przed podaniem rządu do dymisji podpisał kolejną aktualizację wykazu punktowanych czasopism naukowych. Taka zabawa w pozamerytoryczne "dopłacanie" jest na krótką metę, bowiem system ten został już i tak mocno zdewaluowany, ośmieszony, że nowe władze tego czy podobnego mu resortu nie będą miały wyjścia. Konieczna stanie się naukowa lustracja, by przeciąć dotychczasową praktykę samostanowienia. 

 

Minister Przemysław Czarnek zaszkodził redakcjom i wydawcom tych czasopism, które w świetle recepcji specjalistów z określonej dyscypliny naukowej nie powinny znaleźć się w tym wykazie, a co dopiero mówić o przyznaniu im 140 czy nawet 200 punktów! Tak głębokiej kompromitacji urzędu ministra jeszcze nie mieliśmy w dziejach transformacji ustrojowej III RP. " 

 

(źródło mem naukowo-dydaktyczny - Fb)


Jednak to, co wczoraj uczynił kolejny minister, tym razem resortu nauki i szkolnictwa wyższego, niczym nie różni się od jego poprzednika. Zgodnie z porzekadłem: "Kowal zawinił, a Cygana powiesili" obecny minister pozbawił wiele redakcji czasopism akurat trafnie przyznanych im punktów, które wcale nie były "skokiem na ewaluację", ale racjonalną, merytoryczną odpowiedzią na wnioski odwoławcze niektórych redakcji. 

 

Od wczoraj otrzymuję listy, komunikaty rozgoryczonych redaktorów naczelnych czasopism, które uzyskały w listopadzie ub. roku 40 czy 70 punktów, a od 5 stycznia 2024 roku znowu powróciły do wcześniejszej, mocno niesprawiedliwej, nierzetelnej naukowo, bo zbyt niskiej wartości.

 

Absolutnie, skandaliczne było wyniesienie niektórych periodyków na szczyty naukowej jakości do poziomu 200 punktów. Zgadzam się, że trzeba to było naprawićale nie należało krzywdzić innych, tych "ubogich" w punkty czasopism, które dotknięto po raz kolejny pozbawiając ich 20, 40 czy 70 punktów tylko dlatego, że znalazły się w wykazie z listopada 2023 roku. 

 

Panie Ministrze-Magistrze! Ma Pan fatalnych doradców, którzy zastosowali akt odpowiedzialności zbiorowej. To jest postępowanie charakterystyczne dla instytucji totalnych, zarządzanych autorytarnie. Mamy powrót do syndromu homo sovieticus w wydaniu MNiSzW. Tak się nie postępuje, bo jeśli chce się eliminować nierzetelne naukowo praktyki poprzednika, to trzeba samemu postępować zgodnie z wymaganiami naukowej oceny.