22 listopada 2025

"Retrakcje – „blizny” po nierzetelnościach i błędach naukowców"

 


W kierowanej przez prof. Michała Kokowskiego Pracowni Instytutu Historii Nauki PAN przy Komitecie Naukoznawstwa PAN odbył się 17 listopada 2025 roku interesujący wykład  pani dr Agnieszki Raubo z Zakładu Studiów Polonistycznych i Komunikacji Medialnej Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego w Kaliszu (UAM w Poznaniu),. Jego tytuł brzmiał intrygująco: Retrakcje – „blizny” po nierzetelnościach i błędach naukowców. Od lat interesuje się zagadnieniem (nie-)rzetelności naukowej, toteż podzieliła się ze słuchaczami, by uświadomić nie tyle skalę zjawiska, które jest dość trudne do rozpoznania, ale wzmocnić wrażliwość na jego występowanie i jemu przeciwdziałać. 

W humanistyce, naukach społecznych, teologicznych i o rodzinie nie ma jednoznacznego pojmowania retrakcji, która jest unieważnieniem artykułu czy książki. Niektórzy nie odróżniają retrakcji od: 1) wycofania tekstu jeszcze przed publikacją (article withdrawal), 2) błędu wydawcy (erratum), 3) błędu autora (corrigendum), 4) correction - corrigendum/erratum, gdy błędy nie podważają wiarygodności tez lub wniosków, 5)  czy ostrzeżenia (expression of concern). To sprawia, że myli się błędy techniczne z poważnymi przewinieniami, zaciera odpowiedzialność autorów a przy tym wprowadza czytelników w błąd. 

Dr A. Raubo pokazała wiele przykładów polskich retrakcji w recenzjach awansowych, w których nie nazywa się rzeczy po imieniu. Zamiast „plagiat” recenzent pisze - „duża zbieżność” czy „nakładanie się tekstu”. Nie wyjaśnia się, kto i dlaczego unieważnia artykuł czy unika się podawania nazwisk autorów, choć COPE tego wymaga. Redakcje nie informują o tym, jak pozyskały informację czy kiedy wykryto nieprawidłowości, toteż noty są zbyt krótkie, zdawkowe albo „eufemistyczne”.

W toku dyskusji pytano o to: Jaka jest ciemna liczba takich spraw, które wymagałyby retrakcji? Nie można jednak podać takich danych, gdyż nigdzie nie są rejestrowane. Nie ma stosownych baz, zaś wiele nadużyć nie jest ujawnianych. Redakcje czasopism nie chcą publikować krytycznych komentarzy. 

Trudność polega także na tym, że recenzenci nie są w stanie wychwycić powyższych zaniedbań, błędów, które są oczywiste dla dociekliwych studentów. Są też nieetyczne praktyki redaktorów periodyków czy rozpraw naukowych, którzy po uzyskaniu pozytywnych recenzji przyzwalają na dopisanie nazwisk rzekomych współautorów. Nie usprawiedliwia tego typu praktyk ewaluacja dyscyplin. 

Dyskutujący zwracali także uwagę na zdarzające się manipulowanie cytatami i przypisami przez niektórych autorów, by zwiększyć znajomym (zwierzchnikom) indeks cytowań lub zapewnić sloty. Natomiast podwójnym zakłamaniem jest uwzględnianie w czyimś dorobku cytowania retraktowanych artykułów. Zwraca na to uwagę em. prof. Marek Wroński w swoich artykułach na łamach Forum Akademickiego, które dotyczą nieuczciwości akademickiej.

Po wydaniu książki autor czy recenzent postwydawniczy nie wnioskuje do wydawcy o dodrukowanie "erraty", jak bywało dziesiątki lat temu. Współcześnie nie spotyka się takich korekt. Są wydawcy, którzy w ogóle nie prowadzą korekty wydawniczej, tylko drukują książki, bo autora nie stać na pokrycie wszystkich kosztów związanych z profesjonalną korektą redaktorską, a nie tylko edytorską, techniczną.   

Referująca i dyskutujący niestety nie odnieśli się w ogóle do generatywnych modeli językowych, z których korzystają akademicy. Opublikuję zatem w jednym z kolejnych wpisów zasady, na które zwróciła uwagę sama AI.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam