31 października 2025

IBE między ignorancją a lojalnością. Jak państwowy instytut bada skutki własnej niekompetencji

 



 


Instytut Badań Edukacyjnych - PIB w ciągu zaledwie roku przeszedł drogę od "eksperckiego" entuzjazmu do asekuracyjnej kompromitacji. W lutym 2024 roku IBE opublikował "policy brief", który legitymizował decyzję minister Barbary Nowackiej o radykalnym ograniczeniu prac domowych. W 2025 roku ta sama instytucja publikuje raport ewaluacyjny, w którym z namaszczeniem opisuje „złożone skutki” reformy i „pogłębienie niepewności nauczycieli”. W obu przypadkach to ten sam język pozoru rzekomego korzystania z nauki, zarówno w służbie uzasadnienia decyzji, jak i na rzecz jej łagodnego odkręcania.

Pseudonaukowe alibi dla polityki

Raport z 2024 roku („Prace domowe. Wyniki badań dotyczących prac domowych i ich efektywności edukacyjnej”) był modelowym przykładem ekspertyzy użytecznej politycznie. Autorzy: Paweł Penszko, Michał Sitek i Olga Wasilewska przedstawili w nim selektywną syntezę danych z badań TIMSS, PIRLS i PISA, by zbudować prosty przekaz: prace domowe nie mają istotnego wpływu na wyniki uczniów. Wnioski zostały podane w formie quasi-tez:

„Większa częstotliwość zadawania prac domowych nie prowadzi do większego przyrostu wiedzy”,
„Efektywność pracy domowej zależy od jakości, a nie intensywności”,
„Nie zaleca się oceniania stopniami, lecz informacji zwrotnej”.

To język nie tyle badawczy, ile dezyderatywny, który by pozbawiony kontekstu dydaktycznego, uproszczony do poziomu „evidence-based sloganów”. W praktyce raport nie przynosił żadnych nowych danych empirycznych, a jedynie reinterpretował międzynarodowe badania porównawcze w duchu politycznego zamówienia. Użyto pojęć o wysokim ładunku aksjologicznym („dobrostan uczniów”, „równość szans”) w funkcji alibi dla decyzji administracyjnej. Nauka miała dostarczyć argumentu, że mniej znaczy lepiej.

Rok później: ewakuacja z własnych tez

Raport z 2025 roku („Ocena pierwszych efektów zmiany w zadawaniu i ocenianiu prac domowych w szkołach podstawowych”) jest równie obszerny, co niejasny. Zespół badaczy IBE, nowy w swoim składzie, by nie kompromitować poprzedniego (?), lecz operujący tym samym aparatem pojęciowym, przeprowadził ewaluację pseudoreformy, której sam Instytut był współautorem koncepcyjnym. Wyniki pokazują powszechną dezorientację: nauczyciele nie wiedzą, co można zadawać, rodzice czują chaos, a dyrektorzy przyznają, że nowe przepisy rozbijają rytm pracy szkoły.

Zamiast otwarcie stwierdzić, że reforma była nieprzygotowana, raport wprowadza eufemistyczną narrację:

„Zmiana miała sens w założeniach, ale w praktyce przyniosła złożone skutki.”
„Potrzebne jest dalsze wsparcie i doprecyzowanie zasad.”

Ten język nie jest opisem rzeczywistości, lecz strategią obronną MEN. Pozwala zachować lojalność wobec pracodawcy, symulując jednocześnie naukową wartość. "Złożoność skutków" staje się figurą retoryczną, która zastępuje rozumienie procesu dydaktycznego.

Ignorancja ubrana w metodologię badań sondażowych

Warto przyjrzeć się bliżej strukturze raportu z 2025 roku. Ma on 213 stron, z czego ponad jedna trzecia to opis metodologii, tabele i procedury statystyczne. Ten nadmiar formalizmu maskuje faktyczny deficyt refleksji pedagogicznej. Badacze koncentrują się na tym, kto wypełnił ankietę, jak dobierano próbę i ile było szkół w województwie podlaskim, ale nie zadają zasadniczego pytania: czy szkoła publiczna może funkcjonować bez odpowiedzialności za efektywne uczenie się dzieci i młodzieży?

(Rys. ChatGDP5, AI 2025)

W żadnym miejscu raport nie odnosi się do pracy domowej z punktu widzenia kluczowych zasad dydaktyki (Kupisiewicz, Cooper, Hattie, Epstein), nie analizuje relacji między szkołą a domem w kategoriach pedagogiki relacyjnej, nie pyta o funkcję zadania jako narzędzia uczenia się samodzielnego. Zamiast tego mamy quasi-socjologiczną ankietę o „reakcjach dyrektorów” i „oczekiwanym wsparciu”. Taka redukcja zjawiska do poziomu technicznego sprawia, że raport przestaje być diagnozą edukacyjną a staje się statystycznym raportem usprawiedliwienia własnej niekompetencji i arogancji władzy.

IBE nie popełnia błędu metodologicznego, ono popełnia błąd poznawczy. Traktuje edukację jak system procedur, a nie jak proces kształcenia dzieci i młodzieży. Ignorancja pedagogiczna kadr IBE-PIB nie wynika z braku danych, bo te potrafią technicznie pozyskiwać, lecz brak rozumienia, czym jest uczenie się i jaka jest funkcja nauczyciela.

Od lojalności do pseudonauki

Ignorancja etatowych czy pozainstytucjonalnych pracowników w IBE jest sprzężona z lojalnością instytucjonalną wobec MEN, któremu jest podporządkowany. Misją IBE jest „wspieranie polityki edukacyjnej państwa”. W praktyce oznacza to, że rzekomo nauka pełni funkcję doradczą wobec polityki, a nie kontrolną wobec niej. Raporty IBE nie są więc oceną działań ministerstwa, lecz ich komunikacyjnym przedłużeniem.

W 2024 roku raport legitymizował decyzję Barbary Nowackiej o redukcji prac domowych; w 2025 roku, gdy reforma zaczęła budzić opór, Instytut w tym samym tonie uzasadnia konieczność „doskonalenia wdrożenia”. Tak działa lojalność: nigdy nie neguje kierunku, jedynie modyfikuje tempo nieracjonalnych merytorycznie działań.

Nie jest to klasyczny oportunizm, ale systemowa pseudonaukowość: produkowanie danych, które nie służą poznaniu, lecz zarządzaniu percepcją skutków. Edukacja przestaje być polem badań, a staje się polem usprawiedliwień.

Niewidzialny podmiot: nauczyciel

Najbardziej uderzające w raporcie z 2025 roku jest to, że choć powtarza się w nim słowo „nauczyciel” setki razy, to nauczyciel nie jest w nim podmiotem, lecz obiektem obserwacji. Jego niepewność zostaje zredukowana do wskaźnika statystycznego. IBE pisze o „pogłębionej niepewności nauczycieli” tak, jak meteorolog pisze o niżu barycznym, a więc z dystansem, bez odpowiedzialności, bez empatii.

Niepewność, którą samo ministerstwo wytworzyło, zostaje tu opisana jako zjawisko do monitorowania, nie do naprawy edukacji. IBE nie służy wsparciu praktyki pedagogicznej, lecz jej zafałszowanemu opisowi w bezpiecznym języku neutralności. Kontynuowana jest moralna amputacja nauki o edukacji, skoro badacz procesów kształcenia staje się urzędnikiem,  a nie refleksyjnym pedagogiem.


W tym sensie raport 2025 jest nie tylko analizą reformy, lecz także nieświadomym autoportretem samego IBE. Instytut bada skutki reformy, którą sam uzasadniał; ocenia chaos, który sam współtworzył; diagnozuje niepewność, którą sam wzbudził. Ta pętla autodiagnozy przypomina logikę systemów zamkniętych – w których każde nowe badanie służy potwierdzeniu wcześniejszego błędu. IBE nie potrzebuje więc przeciwnika, by się kompromitować. Wystarczy mu czas.




W tym kontekście szczególnie groteskowo brzmi nazwa powołanego przez MEN przy IBE-PIB  „Rady ds. monitorowania reformy oświaty im. Komisji Edukacji Narodowej”. 

Użycie nazwy Komisji Edukacji Narodowej jest nie tylko nadużyciem historycznym, ale wręcz obraźliwe zawłaszczenie sensu tradycji oświeceniowej. KEN była symbolem odwagi intelektualnej i emancypacyjnego myślenia o edukacji, pierwszym takim organem Europie, który akcentował model autonomicznego nauczyciela i szkoły publicznej opartej na mądrości i dobru wspólnym. 

Powołana przy IBE-PIB Rada ds. monitorowania reformy oświaty im. KEN nie monitoruje deformy oświaty, ale legitymizuje jej polityczne założenia, przejawy i skutki. Nie jest też organem odwołującym się do nauki, lecz jedynie certyfikowaną przez MEN grupą zależną od resortu. Wprawdzie spotyka się i debatuje, lecz pozwala na wytwarzanie raportów w duchu aprobaty partyjnej polityki oświatowej i asekuracji decydentów. To jakby powołać Towarzystwo Krytyki Naukowej im. Cenzury Państwowej. 

Jakiś czas temu pisałem, że wprowadzenie KEN jako rzekomego a symbolicznego patronatu reform, miało wymiar głębszy, gdyż stanowiło rytuał przechwycenia symbolu, który ma przykrywać brak wiedzy kadr IBE-PIB. W ten sposób KEN, która w XVIII wieku broniła edukacji przed klerykalizmem i feudalizmem, w XXI wieku, staje się figurą retoryczną w służbie urzędniczego konformizmu.

To nie jest zarządzanie wstydem, lecz zarządzanie ignorancją. Raport IBE-PIB ostateczne obnażył pustkę instytucji, dla której edukacja jest publiczną hipokryzją.



(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam