
Instytut
Badań Edukacyjnych - PIB w ciągu zaledwie roku przeszedł drogę od "eksperckiego" entuzjazmu do asekuracyjnej kompromitacji. W lutym 2024 roku IBE opublikował "policy
brief", który legitymizował decyzję minister Barbary Nowackiej o radykalnym
ograniczeniu prac domowych. W 2025 roku ta sama instytucja publikuje raport
ewaluacyjny, w którym z namaszczeniem opisuje „złożone skutki” reformy i
„pogłębienie niepewności nauczycieli”. W obu przypadkach to ten sam język
pozoru rzekomego korzystania z nauki, zarówno w służbie uzasadnienia decyzji, jak i na rzecz jej łagodnego
odkręcania.
Pseudonaukowe alibi dla polityki
Raport
z 2024 roku („Prace domowe. Wyniki badań dotyczących prac domowych i ich
efektywności edukacyjnej”) był modelowym przykładem ekspertyzy użytecznej
politycznie. Autorzy: Paweł Penszko, Michał Sitek i Olga Wasilewska przedstawili w nim selektywną syntezę danych z badań TIMSS, PIRLS i PISA, by
zbudować prosty przekaz: prace domowe nie mają istotnego wpływu na wyniki
uczniów. Wnioski zostały podane w formie quasi-tez:
„Większa
częstotliwość zadawania prac domowych nie prowadzi do większego przyrostu
wiedzy”,
„Efektywność pracy domowej zależy od jakości, a nie intensywności”,
„Nie zaleca się oceniania stopniami, lecz informacji zwrotnej”.
To
język nie tyle badawczy, ile dezyderatywny, który by pozbawiony kontekstu
dydaktycznego, uproszczony do poziomu „evidence-based sloganów”. W praktyce
raport nie przynosił żadnych nowych danych empirycznych, a jedynie
reinterpretował międzynarodowe badania porównawcze w duchu politycznego
zamówienia. Użyto pojęć o wysokim ładunku aksjologicznym („dobrostan uczniów”,
„równość szans”) w funkcji alibi dla decyzji administracyjnej. Nauka miała
dostarczyć argumentu, że mniej znaczy lepiej.
Rok później: ewakuacja z własnych tez
Raport
z 2025 roku („Ocena pierwszych efektów zmiany w zadawaniu i ocenianiu prac
domowych w szkołach podstawowych”) jest równie obszerny, co niejasny.
Zespół badaczy IBE, nowy w swoim składzie, by nie kompromitować poprzedniego (?), lecz operujący tym samym aparatem pojęciowym, przeprowadził ewaluację pseudoreformy, której sam Instytut był współautorem
koncepcyjnym. Wyniki pokazują powszechną dezorientację: nauczyciele nie wiedzą,
co można zadawać, rodzice czują chaos, a dyrektorzy przyznają, że nowe przepisy
rozbijają rytm pracy szkoły.
Zamiast otwarcie stwierdzić, że reforma była nieprzygotowana, raport wprowadza
eufemistyczną narrację:
„Zmiana
miała sens w założeniach, ale w praktyce przyniosła złożone skutki.”
„Potrzebne jest dalsze wsparcie i doprecyzowanie zasad.”
Ten
język nie jest opisem rzeczywistości, lecz strategią obronną MEN.
Pozwala zachować lojalność wobec pracodawcy, symulując jednocześnie naukową wartość. "Złożoność skutków" staje się figurą retoryczną, która zastępuje rozumienie procesu dydaktycznego.
Ignorancja ubrana w metodologię badań sondażowych
Warto
przyjrzeć się bliżej strukturze raportu z 2025 roku. Ma on 213 stron, z czego ponad
jedna trzecia to opis metodologii, tabele i procedury statystyczne. Ten nadmiar
formalizmu maskuje faktyczny deficyt refleksji pedagogicznej. Badacze
koncentrują się na tym, kto wypełnił ankietę, jak dobierano próbę i ile było szkół
w województwie podlaskim, ale nie zadają zasadniczego pytania: czy szkoła publiczna może
funkcjonować bez odpowiedzialności za efektywne uczenie się dzieci i młodzieży?
(Rys. ChatGDP5, AI 2025)
W
żadnym miejscu raport nie odnosi się do pracy domowej z punktu widzenia kluczowych zasad dydaktyki (Kupisiewicz, Cooper, Hattie, Epstein), nie analizuje relacji między szkołą a domem w
kategoriach pedagogiki relacyjnej, nie pyta o funkcję zadania jako narzędzia
uczenia się samodzielnego. Zamiast tego mamy quasi-socjologiczną ankietę o
„reakcjach dyrektorów” i „oczekiwanym wsparciu”. Taka redukcja zjawiska do
poziomu technicznego sprawia, że raport przestaje być diagnozą edukacyjną a staje się statystycznym raportem usprawiedliwienia własnej niekompetencji i arogancji władzy.
IBE
nie popełnia błędu metodologicznego, ono popełnia błąd poznawczy. Traktuje
edukację jak system procedur, a nie jak proces kształcenia dzieci i młodzieży. Ignorancja
pedagogiczna kadr IBE-PIB nie wynika z braku danych, bo te potrafią technicznie pozyskiwać, lecz brak rozumienia, czym jest uczenie się i jaka jest funkcja nauczyciela.
Od lojalności do pseudonauki
Ignorancja etatowych czy pozainstytucjonalnych pracowników w IBE jest sprzężona z lojalnością instytucjonalną wobec MEN, któremu jest podporządkowany. Misją IBE jest „wspieranie
polityki edukacyjnej państwa”. W praktyce oznacza to, że rzekomo nauka pełni funkcję
doradczą wobec polityki, a nie kontrolną wobec niej. Raporty IBE nie są więc
oceną działań ministerstwa, lecz ich komunikacyjnym przedłużeniem.
W
2024 roku raport legitymizował decyzję Barbary Nowackiej o redukcji prac domowych; w
2025 roku, gdy reforma zaczęła budzić opór, Instytut w tym samym tonie
uzasadnia konieczność „doskonalenia wdrożenia”. Tak działa lojalność: nigdy nie
neguje kierunku, jedynie modyfikuje tempo nieracjonalnych merytorycznie działań.
Nie
jest to klasyczny oportunizm, ale systemowa pseudonaukowość: produkowanie
danych, które nie służą poznaniu, lecz zarządzaniu percepcją skutków.
Edukacja przestaje być polem badań, a staje się polem usprawiedliwień.
Niewidzialny podmiot: nauczyciel
Najbardziej
uderzające w raporcie z 2025 roku jest to, że choć powtarza się w nim słowo
„nauczyciel” setki razy, to nauczyciel nie jest w nim podmiotem, lecz obiektem
obserwacji. Jego niepewność zostaje zredukowana do wskaźnika statystycznego.
IBE pisze o „pogłębionej niepewności nauczycieli” tak, jak meteorolog pisze o
niżu barycznym, a więc z dystansem, bez odpowiedzialności, bez empatii.
Niepewność,
którą samo ministerstwo wytworzyło, zostaje tu opisana jako zjawisko do
monitorowania, nie do naprawy edukacji. IBE nie służy wsparciu praktyki pedagogicznej,
lecz jej zafałszowanemu opisowi w bezpiecznym języku neutralności. Kontynuowana jest moralna amputacja nauki
o edukacji, skoro badacz procesów kształcenia staje się urzędnikiem,  a nie refleksyjnym pedagogiem.
W tym sensie raport 2025 jest nie tylko analizą reformy, lecz także nieświadomym autoportretem samego IBE. Instytut bada skutki reformy, którą sam uzasadniał; ocenia chaos, który sam współtworzył; diagnozuje niepewność, którą sam wzbudził. Ta pętla autodiagnozy przypomina logikę systemów zamkniętych – w których każde nowe badanie służy potwierdzeniu wcześniejszego błędu. IBE nie potrzebuje więc przeciwnika, by się kompromitować. Wystarczy mu czas.
W tym kontekście szczególnie groteskowo brzmi nazwa powołanego przez MEN przy IBE-PIB „Rady ds. monitorowania reformy oświaty im. Komisji Edukacji Narodowej”.
Użycie nazwy Komisji Edukacji Narodowej jest nie tylko nadużyciem historycznym, ale wręcz obraźliwe zawłaszczenie sensu tradycji oświeceniowej. KEN była symbolem odwagi intelektualnej i emancypacyjnego myślenia o edukacji, pierwszym takim organem Europie, który akcentował model autonomicznego nauczyciela i szkoły publicznej opartej na mądrości i dobru wspólnym.
Powołana przy IBE-PIB Rada ds. monitorowania reformy oświaty im. KEN nie monitoruje deformy oświaty, ale legitymizuje jej polityczne założenia, przejawy i skutki. Nie jest też organem odwołującym się do nauki, lecz jedynie certyfikowaną przez MEN grupą zależną od resortu. Wprawdzie spotyka się i debatuje, lecz pozwala na wytwarzanie raportów w duchu aprobaty partyjnej polityki oświatowej i asekuracji decydentów. To jakby powołać Towarzystwo Krytyki Naukowej im. Cenzury Państwowej.
Jakiś czas temu pisałem, że wprowadzenie KEN jako rzekomego a symbolicznego patronatu reform, miało wymiar głębszy, gdyż stanowiło rytuał przechwycenia symbolu, który ma
przykrywać brak wiedzy kadr IBE-PIB. W ten sposób KEN,
która w XVIII wieku broniła edukacji przed klerykalizmem i feudalizmem, w XXI
wieku, staje się figurą retoryczną w służbie urzędniczego konformizmu.
To nie jest zarządzanie wstydem, lecz zarządzanie ignorancją. Raport IBE-PIB ostateczne obnażył pustkę instytucji, dla której edukacja jest publiczną hipokryzją.
(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam