Sięgnąłem
po wieloautorską monografię Wydawnictwa "Biały Kruk", które od lat
wyróżnia się estetyką i wagą wydawanych książek. Waga ma tu różne znaczenia -
waga jako urządzenie do pomiaru ciężaru, waga jako sam ciężar czegoś, waga jako
kategoria sportowa zawodnika i wreszcie waga jako znaczenie, sens. Skoro jest
tak wielu autorów książki pt. "Tyrania postępu" (Kraków, 2023), to
zapewne można odnaleźć w ich narracji każde z tych znaczeń.
Autorami
tekstów są w kolejności układu treści: Andrzej Nowak, Wojciech Roszkowski,
Zbigniew Stawrowski, Waldemar Chrostowski, Paweł Bortkiewicz, Dariusz Oko,
Wiesław Mering, Aleksander Nalaskowski, Ryszard Kantor, Wojciech Polak, Jerzy
Kruszelnicki, Piotr Łuczuk, Grzegorz Kucharczyk, Patryk Jaki, Jakub Augustyn
Maciejewski i Leszek Sosnowski. Przed nazwiskami niektórych autorów pojawiają się
godności kościelne i/lub stopnie/tytuły naukowe. Pomijam je, gdyż niektórzy lub
niektórym przypisano tytuł profesora, chociaż go nie posiadają.
Książka
waży merytorycznie, bowiem jej wszyscy autorzy narzekają na stan cywilizacji i
świata będąc przekonanymi, że zmierza on w złym kierunku. Utyskiwanie na
współczesną cywilizację zostało podzielone na kilka części, by autorzy
poszczególnych rozdziałów nadali własnej narracji spójną wartość.
Część
I - to "Droga do nikąd"; część II to "Wiara i Kościół",
część III - "Kultura zagrożona", część IV - "Środowisko
(nie)naturalne" i część V - "Polityka na rozdrożu".
Historyk
A. Nowak jawi się jako prognosta, wyszukując w wypowiedziach wybranych
przez siebie filozofów i księży takie cytaty (bez przypisów), które
potwierdzają trafność jego analiz. Dzięki temu wiemy, że nie jest to rozprawa
naukowa, ale publicystyczna.
Wrażliwi
na zło tego świata narratorzy mają nas przestraszyć, ostrzec, przerazić, bo ono
już z dziejów ludzkości wynika, a te zaczynają się od Adama i Ewy. "W tym
właśnie aspekcie chciałbym zastanowić się - pisze A. Nowak - nad kwestią: kim
jesteśmy jako ludzie, kim - stale kuszeni- mamy się stać, i kim na pewno nie
będziemy" (s.12).
Skoro
historyk już wie, kim na pewno nie będziemy, a w jego tekście są błędy
gramatyczne ze względu na brak korekty redakcyjnej, to przeszedłem do
następnego rozdziału. Ma to o tyle swoją wagę, że na kilkunastu stronach
A. Nowak cały czas straszy wizją trans- i posthumanizmu, by następująco
zakończyć swój tekst myślą:
"Trzeba
zatem wynaleźć nowy strach, który każe nam zaakceptować reguły gry
transhumanizmu albo posthumanizmu. Trzeba nas zastraszyć - ta idea jest bardzo
głęboko niepokojąca. Pobrzmiewa nie tylko w dziełach dawno zapomnianych, nie
tylko w dziełach myślicieli i marzycieli, przypominanych gdzieś na marginesie.
Brzmi w praktyce politycznej i ekonomicznej XXI wieku - w roku 2023" (s.
35).
Nie
wiedziałem, czy już mam się bać, czy wpaść w depresję. Na szczęście autor
kolejnego tekstu Wojciech Roszkowski uspokoił mnie pierwszym zdaniem:
"Kulturalni ludzie śpią spokojnie, zadowoleni z coraz większego dobrobytu
i coraz większej wolności i myślą o spokoju w domu rodzinnym" (s.
37).
Ucieszyłem
się, że autor HiTu śpi spokojnie i jest zadowolony z dobrobytu. Zacząłem zatem
czytać jego tekst, by dowiedzieć się, kim jest nowy człowiek dla
antycywilizacji, skoro obecna cierpi na "porządek ciała" a nie
głównie na "porządek umysłu" i "porządek serca" (za B.
Pascalem). Wszystkiemu winna jest Unia Europejska, której skomplikowane
"(...) przepisy unijne nie mają tu zresztą większego znaczenia wobec woli
politycznej, która te zapisy po prostu ignoruje" (s.39).
Jak
widzimy, transhumanizm przejawia się personifikacją jakiejś i czyjejś woli
politycznej w UE, która prowadzi działalność sekularyzacyjną ograniczając
religię, zakazując "(...) dyskryminacji kobiet w przypadku kapłaństwa czy
innowierców lub ateistów w katechizacji, wolności badań na komórkach
macierzystych pozyskiwanych z ludzkich embrionów czy pomocy rozwojowej poprzez
lansowanie aborcji. Przez ideologię "multi-kulturalizmu" i
"walkę z wykluczeniami" niszczy się tradycję narodową"
(tamże).
Roszkowski
uważa, że wykluczanie religii ze świata polityki prowadzi do fatalnych skutków,
gdyż (...) moralności społecznej nie da się budować na neutralności
światopoglądowej (s. 39-40). Historyk utożsamia liberalizm ze świeckim
społeczeństwem, z ateizmem, z "niezależną etyką" Kotarbińskiego, bo
skutkiem działań politycznych tych formacji, wprowadza się "prawo do bycia
wszystkim, kim chce się być" (s.40).
Muszę
przyznać, że tak nielogicznego, pełnego demagogii, nieuzasadnionych
merytorycznie sądów nie da się czytać, bo traci się szacunek do autora. Jeśli
ktoś jest profesorem a pisze w stylu dalece odbiegającym od rzetelności
naukowej, to mogę jedynie zgodzić się z W. Roszkowskim: "Zamiast prawdy
uprawnione stają się osobiste przekonania i emocje (...) (s. 40). Daje swoimi
wywodami dowód na występowanie powyższego syndromu.
Do
swoich przekonań dobiera opinię jakichś nieograniczonych antropologów, że
ludzie muszą jeść, pić i się rozmnażać, toteż nic ich nie odróżnia od zwierząt.
"Akcentowanie zróżnicowania języków, wierzeń, obyczajów, struktur
społecznych, norm postępowania i innych elementów kultury prowadzi często do
konkluzji, że gatunek ludzki nie ma jednolitej natury. Praktycznym
rezultatem tej tezy jest cały szereg nadużyć w postaci dzielenia ludzi na
lepszych i gorszych ze względu na rasę, klasę, płeć i inne wyróżniki, a także w
podkopywaniu fundamentu ludzkiej cywilizacji - poczucia specjalnej godności
osoby ludzkiej" (s. 42).
Nie
przypuszczałem, że autorytet nauki ma dowodzić, iż natura ludzka różni się od
natury zwierzęcej. To jest już tak źle z polskim społeczeństwem, że nie potrafi
dokonać takich rozróżnień? Jeszcze lepiej jest, kiedy zarzuca rzekomym
materialistom troskę o przyrodę "(...) choć nie bardzo wiadomo, skąd
bierze się odpowiedzialność za nią, skoro sam człowiek jest jej częścią. Czy
małpa dba o przyrodę?" (s.44) - pyta Roszkowski, a ja zastanawiam się nad
tym, czy on o to pyta na poważnie?
Dalej
autor wmawia czytelnikom postprawdę twierdząc, że WHO narzuca "Standardy
edukacji seksualnej w Europie", zaś "edukacja" pozaszkolna w
postaci internetu, mediów czy mody krzewionej wśród rówieśników dokonała już
poważnych spustoszeń" (s.45). Jacyś ONI dokonują operacji na umysłach
nastolatków w fazie "homofilnej". Za wszystko odpowiadają ideolodzy
gender, którzy godzą "(...) w podstawy rodziny, płodności i naturalnego
rozwoju osobowości. Jej celem jest stworzenie kolejnego wydania "nowego
człowieka" (s.49).
Odnoszę
wrażenie, że W. Roszkowski pisze pod political correctness. Już nawet nie
ukrywa, że: "Wiara w postęp nauki jest fundamentem ideologii, które już
nieraz doprowadziły do katastrof. Wiara ta oparta jest w dodatku na dość
wątłych podstawach. Jest wiarą w naukę, która ostatecznie nie daje więcej
pewności niż wiara" (s.53). Przyznaje, że nie o toczenie sporu naukowego
mu chodzi, ale o stosowanie środków w wojnie kulturowej.
Gdyby
żył Karl Popper, to by nie uwierzył w opinię naukowca, że: "Społeczeństwo
otwarte" ma być w myśl transhumanistów oparte na totalnej wolności
umożliwiającej postęp. Należy więc likwidować statyczne struktury społeczne i
chroniące je autorytety" (s, 52). Wprawdzie za czasów tego filozofa nie
posługiwano się pojęciem transhumanizmu, ale polski historyk odnalazł jego
korzenie jeszcze wcześniej. Niestety, nie poradził sobie z istotą "społeczeństwa
otwartego", bo osobiście preferuje "społeczeństwo zamknięte".
Artykuł
W. Roszkowskiego tym różni się od tekstu kolegi-historyka A. Nowaka, że
przywołuje źródła. Szkoda, że zgodnie z błędem logicznym
"samopotwierdzającej się hipotezy". No, ale nie o prawdę naukową tu
chodzi, tylko o osobistą wiarę i emocje.
Kolejny
autor Zbigniew Stawrowski już w tytule swojego tekstu zapowiada:
"Zamiast wznosić się do poziomu boskiego, degenerujemy się do poziomu
zwierząt. Barbarzyńska cywilizacja próbuje zabić nasze dusze". Tu także
obraz świata jest binarny, oparty na jakiejś fundamentalnej religii i
quasi-religii. Z wnętrza cywilizacji europejskiej wynurzyła się barbarzyńska
cywilizacja, która próbuje zabić nasze dusze.
Niech
wznosi się zatem sam do poziomu boskiego, skoro jest obdarzony przez Stwórcę
tym, co krytykował poprzedni autor, a mianowicie "wielką wolnością:
możliwości kształtowania samego siebie" (s. 75). Właściwa cywilizacja
dotyczy jedynie tych osób, które obdarzone przez Stwórcę wielką wolnością oraz
mając dar autokreacji, kierują się w stronę Boga.
Tym
samym autorzy części I wcale nie piszą o drodze donikąd, gdyż ich droga
prowadzi także ku postępowi, skoro korzystają ze zdobyczy technologii. Margines
jej zastosowań nie ma wpływu na zdecydowaną większość społeczeństwa. Sami
znaleźli się w pułapce tyranii krytykowania postępu, nie dostrzegając tyranii
propagandowej sieczki ideologicznej, którą postanowili obdarzyć czytelników tej
książki.
Przypomniały
mi się słowa św. Jana Pawła II, który wysłuchując tego typu ideologicznych
wywodów twierdził:
Twórcą zniewolonego dzieciństwa jako zła
społecznego był
i jest zawsze człowiek. To człowiek, który występuje przeciwko drugiemu
człowiekowi w imię określonych idei buduje system instytucji i środków
przemocy, uruchamia machinę zła, która w różny sposób niszczy jego...
ps.
Niniejsza książka waży 1,153 kg.