25 września 2023

Nie będzie nauczycielem...

 

 


Pisze do mnie świetnie wykształcony literaturoznawca, który mieszka 60 km od Warszawy. Mógłby i chciałby podjąć pracę w jednej ze szkół ponadpodstawowych w stolicy, obronił rozprawę doktorską z filologii, ale... . Przeczytajcie  sami: 

"Z jednej z warszawskich szkół, w której kiedyś pracowałem, koniecznie chcą żebym wrócił do nich do pracy. Zobaczyłem aktualne zarobki w 2023 r.:
 
https://www.google.pl/amp/s/samorzad.infor.pl/sektor/edukacja/nauczyciele/6299309,tabela-dla-pensji-netto-w-2024-r-nauczyciel-dyplomowany-3813-zl-podwyzka-381-zl-mianowany-3308-zl-326-zl-poczatkujacy-3155-zl-309-zl.html.amp
 
2846 zł na rękę plus dodatek motywacyjny 400 zł, to zarobię  3246 zł. Odjąć koszty dojazdów do Warszawy, bilety miesięczne, PKP i karta miejska, w sumie 600 zł. Zostaje mi 2646 zł. Na mieszkanie, na życie. Panie Profesorze, już w poprzedniej pracy ujmowałem oszczędności z konta żeby przeżyć. Żywność w Warszawie kosztuje kilka razy więcej niż na prowincji a nie sposób wozić codziennie całą torbę kanapek. 
 
Tymczasem wszystko niemal zdrożało o 100 procent. Nie mając jeszcze innego źródła finansowania, nie sposób za te pieniądze wyżyć. Ale jak w inny sposób dorobić, kiedy same dojazdy do Warszawy zajmują 4 h dziennie...

Jeszcze 5 lat temu mógłbym skromnie wyżyć za taką pensję, prowadząć jednoosobowe gospodarstwo domowe. Dzisiaj jednak, kiedy czynsz mam droższy niemal o 100 procent, a także zdrożała o niemal 100 procent żywność, absolutnie nie jestem w stanie utrzymać się za takie wynagrodzenie.



Panie Profesorze, czy to nie wymaga jakiegoś strajku?"