24 maja 2022

O projekcie "EDUKACJA DLA PRZYSZŁOŚCI"

 


Przemysław Staroń, dr Monika Bielska, Michalina Bojanowska, Tomasz Brzostowski, Hanna Gill-Piątek, dr Michał Gramatyka, Agata Guza, Agnieszka Jankowiak-Maik, Mateusz Mielczarek, Marta Młyńska, dr hab. Dawid Sześciło, Miłosława Zagłoba, Stanisław Zakroczymski i Izabela Ziętka są autorami zamieszczonej w sieci publikacji 'EDUKACJA DLA PRZYSZŁOŚCI". 

Projekt został przygotowany dla pozasejmowej formacji politycznej "Polska 2050", co może rodzić przeświadczenie o oczekiwanych zmianach w polityce oświatowej po 2023 roku. Nie wiadomo, czy ta formacja wprowadzi do Sejmu "swoich" posłów. Być może kandydować będą z jej list wyżej wymienieni autorzy projektu z nadzieją, że staną się autorami zmian w edukacji szkolnej. Niezależnie od wszystkiego, dobrze się dzieje, kiedy twórczy nauczyciele upominają się o konieczność reform wyzwolonych z pęt ideologii partii władzy. 

Punktem wyjścia do własnego zarysu reform edukacyjnych jest przekonanie autorów, że w ostatnich latach szkolnictwo w Polsce uległo dewastacji, gdyż: 

"(...) mamy do czynienia z systemem nauczania, który nie stawia w centrum wychowania i nauczania ani ucznia, ani nauczyciela – a dokumentację i testy. Z systemem, którego wciąż podstawę stanowi kontrola, zajmująca miejsce zaufania społecznego i wsparcia".  

Odnoszę wrażenie, że autorzy posługują się terminologią, której sami dobrze nie potrafią osadzić w wiedzy naukowej, nadając jej potoczne, powierzchowne, banalne znaczenie. Z tego powodu dokument wyraża opinie nauczycieli, którzy - podobnie jak sprawujący władzę w resorcie edukacji i nauki - nie zamierzają korzystać z literatury naukowej, z najnowszej wiedzy na temat reformowania edukacji szkolnej. Być może zależało im na komunikatywności treści, bo taką funkcję mają spełniać wszelkie dokumenty polityczne. Nie może to jednak usprawiedliwiać niespójności idei, niekonsekwencji i banalizacji problemów oświatowych.  

Co ciekawe, twórcy tego projektu korzystali z konsultacji, wypowiedzi, komentarzy czy publikacji oświatowych lub naukowych wielu osób, w tym ponoć także moich. Nie byli ciekawi, co o nim sądzę. Na końcu wymienili nazwiska kilkudziesięciu osób, by potwierdzić, że do swojego raportu wykorzystali bogactwo myśli, idei, pomysłów, zaleceń, wniosków z czyichś badań itp. To rzecz jasna cieszy, bo znaczy, że jesteśmy jakoś obserwowani, a nasze wypowiedzi są przez kogoś rejestrowane i wykorzystywane do różnych projektów.   

Uczciwie stwierdzają: "(...) w żadnym wypadku pojawienie się tych Osób na poniższej liście nie oznacza na mocy tego faktu popierania ruchu, w środowisku którego powyższy dokument powstał, tj. Polski 2050" (s. 143). 

Niestety, po wczytaniu się w treść projektu dochodzę do wniosku, że albo nie przeczytali, albo nie zrozumieli treści wypowiedzi i publikacji osób przywołanych w powyższym dokumencie. 

Każdej ze skrótowo omawianych ośmiu tez głównych przypisano rekomendacje, które mają wskazywać na potrzebę podjęcia w przyszłości konkretnych zmian w polskim szkolnictwie:

I. Szkoła dla równego startu. 

II. Edukacja proinnowacyjna.

III. Zapewnienie dobrego samopoczucia uczniów i uczennic. Pedagog i psycholog oraz psychoedukacja w każdej szkole.

IV. Rzetelna edukacja ekologiczna i klimatyczna. 

V. Szkoła jako przestrzeń kształtowania świadomego obywatela i świadomej obywatelki.

VI. Edukacja prozdrowotna.

VII. Niezależna Komisja Edukacji Narodowej zamiast kuratoriów. Odbiurokratyzowanie edukacji.

VIII. Przedefiniowanie roli nauczyciela. Płaca nauczyciela: minimum średnia krajowa gwarantowana przez budżet państwa. 

Zastanawiałem się nad tym, które idee czy rozwiązania praktyczne autorzy tego projektu mogli zaczerpnąć z moich doświadczeń i publikacji.  Być może w tym miejscu, kiedy postulują: 

Szkoła musi zachowywać pluralizm ideowy i być miejscem kształtowania postaw przyszłych obywateli demokratycznego państwa i członków społeczeństwa obywatelskiego.

Niewiele jednak przeczytali, a jeśli, to zrozumieli, że kształtowanie postaw obywatelskich nie może być redukowane tylko do wiedzy na ten temat, gdyż zmieni się władza, która dojdzie do przeciwnego wniosku i nawet interesująca oferta programowa trafi do kosza. To błąd. Postawy obywatelskie kształtuje się w działaniu, a nie w edukowaniu o działaniu. Tym bardziej nie jest efektywną edukacja do demokracji, bo odmian tego ustroju jest kilkanaście. Do jakiej zatem demokracji chcieliby edukować młode pokolenie? 

Piszą o potrzebie upodmiotowienia rad szkół, jakby one w nich istniały. Nie wiedzą, że takich rad jest zaledwie ok. 2 proc. w całym szkolnictwie publicznym? Co i kogo chcą zatem upodmiotowić? Co to w ogóle jest za język? 

Zapewne mogli posiąść z moich rozpraw i komentarzy potrzebę powołania niezależnej od władz państwowych Komisji Edukacji Narodowej, by podporządkowane partii władzy kuratoria oświaty przekształcić w centra wsparcia jako oddziały Komisji. Co do KEN jestem ZA, natomiast diabeł tkwi w szczegółach, a więc w określeniu: kto miałby taką radę powołać, jaki miałby być jej konstrukt personalno-zadaniowy i czy dysponowałaby takimi prerogatywami, że musiałby się z liczyć z jej uchwałami każdy minister edukacji (o ile w ogóle takowy jest potrzebny). 

Katarzyna Hall powołała w 2008 roku Krajową Radę Oświatową i co? Niektórzy jej członkowie nawet nie wiedzieli, że do niej należą, zaś wprowadzane odgórnie przeze MEN pseudoreformy szkolne nie były z ową Radą w ogóle omawiane. Pozoranctwo jest wrodzoną cechą instytucji centralnego nadzoru "pedagogicznego".   

Generalnie muszę stwierdzić, że Liczący ponad 140 stron projekt jest napisany nieprofesjonalnie, niekompetentnie, zawierając potoczne imperatywy, które nie znajdują uzasadnienia naukowego, pedagogicznego (dydaktycznego) ani też w sferze koniecznych zmian administracyjno-prawnych. Polskie szkolnictwo powinno przejść przez porządnie naukowo i w porozumieniu z nauczycielstwem  skonstruowaną reformę, a nie być nasycane kolejnymi pseudoedukacyjnymi pomysłami. 

Domyślam się, że całość powstała w dobrej wierze, ale tą można jedynie piekło brukować lub budować na niej populistycznie brzmiące obietnice przedwyborcze. Dokument rozczarowuje potwierdzając zarazem, że kiedy czyta się komentarze na Facebooku czy Twitterze wypowiedzi osób z własnej "bańki informacyjnej i towarzyskiej", a nie sięga się do poważnych publikacji i wyników badań psychologicznych, neurofizjologicznych, biomedycznych, socjologicznych i pedagogicznych, to tworzy się pomysły na zmianę, które nie tylko nie mają szans, ale i sensu na ich realizację. 

Brak poważnych studiów, lektur i niewyciąganie z nich racjonalnych wniosków sprawia, że powstaje materiał, który nie posłuży do poważnych i sensownych zmian w polskim szkolnictwie. Szkoda. Nie oznacza to jednak, że wszystko w tym projekcie jest pozbawione postulatywnych racji. 

Zapewne niektórzy czytelnicy znajdą w nim coś dla siebie. Polityka oświatowa wymaga jednak synchronizacji zmian w skali makr-, mezo- i na końcu mikrooświatowych, potężnych nakładów finansowych związanych z zainwestowaniem w nauczycieli i radykalną zmianę architektury wewnątrzszkolnej. 

   


To, co proponują autorzy tego projektu, nie jest edukacją dla przyszłości, ale edukacją niedoszłości i reprodukowania wciąż niskoenergetycznych innowacyjnie rozwiązań. Pudrowanie szkolnictwa trwa od prawie 33 lat. Czas na prawdziwą zmianę, by edukacja nie była dla przyszłości tylko przyszłością. Zmiany muszą być głębokie, także w nas samych.