Raport dr. Michała Gulczyńskiego pt. Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce, który wydał w 2021 r. Klub Jagielloński nie był recenzowany, toteż należy go traktować jako osobiste opinie autora na temat płci i demografii w polityce. Cytowanie pseudonaukowego raportu szkodzi polskiej edukacji, a zarazem jest wskaźnikiem tego, jak poważne problemy metodologiczne ujawniają w swoich pracach osoby ze stopniem naukowym doktora.
Autor przedstawia się jako
doktorant w dziedzinie polityki publicznej i administracji na Uniwersytecie
Bocconiego w Mediolanie, absolwent ekonomii międzynarodowej i iberystyki w
ramach Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych
na Uniwersytecie Warszawskim, studiów wschodnioeuropejskich na Wolnym
Uniwersytecie Berlińskim oraz europejskich studiów interdyscyplinarnych w
Kolegium Europejskim w Natolinie. Jest członkiem Collegium Invisibile, a co ważne
dla pedagogów, to zaangażowanym w liczne projekty edukacyjne.
Punktem
wyjścia do analizy zjawiska nierówności mężczyzn w stosunku do kobiet jest dla Klubu Jagiellońskiego rewolucja płci (gender revolution), która doprowadziła do istotnego
przewartościowania ról społecznych. Czyżby nie dotyczyła ona środowisk konserwatywnych? Jak piszą we wstępie do raportu: główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego dr Marcin
Kędzierski oraz jego dyrektor - Paweł Musiałek:
Za
tymi zmianami idzie także rozwój gender studies, które analizują zmieniającą
się rzeczywistość z punktu widzenia płci. Nie sposób nie dostrzec, że niemal
cała refleksja poświęcona identyfikacji obszarów życia społecznego, w których
istnieją nierówności, jest skoncentrowana na kobietach i wskazywaniu pól, w
których ich pozycja nie dorównała pozycji mężczyzn. Dominująca narracja o
dyskryminacji kobiet zdaje się dla wielu nie do pogodzenia z myślą, że
określona grupa mężczyzn, zwłaszcza tych gorzej wykształconych i mieszkających
na prowincji, może znajdować się w gorszym położeniu niż kobiety [s.7].
Zapowiada
się zatem ciekawie, bo z jednej strony są to klasyczne gender study, a z
drugiej strony autor stara się nas przekonać, że jego study nie mają z tym nic
wspólnego, gdyż są "suchą” diagnozą, bo pozbawioną ideologicznego
wymiaru. Zachęcam wszystkich pedagogów, socjologów i psychologów
podejmujących badania genderowe, by tak, jak M. Gulczyński już we wstępie
zastrzegali, że są one "suchą" diagnozą.
Mamy zatem nową kategorię w metodologii badań społecznych - suche badania ideologicznie.
Skoro
już ktoś naczytał się genderowej literatury na Zachodzie, co zapewne
doprowadziło do ideologicznego "przemoczenia" umysłu, to musi sięgnąć po ideologiczną "suszarkę" i zabezpieczyć się przed gorszącymi konserwatystów w Polsce badaniami
płci kulturowej. Te, jak się okazuje, mogą być "suche" lub
"mokre". "Mokrymi" są te "gendery", których
autorzy przyznają się do jedynie słusznego zakorzenienia własnych założeń
teoretycznych.
W
odróżnieniu od tego, co dzieje się w krajach Zachodniej Europy, w naszym kraju
- zdaniem raportującego - nastąpiła radykalizacja wśród młodych mężczyzn i
młodych kobiet. Jak stwierdza:
Z
perspektywy środowiska odwołującego się do wartości chrześcijańskich nie możemy
bagatelizować kluczowego zagrożenia wynikającego z pogłębiających się
nierówności, napięć i różnic. Coraz głębsza polaryzacja wartości, idei, stylu
życia utrudniać. W efekcie stanowi zapewne dużo istotniejsze zagrożenie
dla rodziny budowanej w oparciu o związek kobiety i mężczyzny niż wiele
procesów cywilizacyjnych, na których koncentrują dziś swoją uwagę środowiska
katolickie i konserwatywne [s. 8].
Zapewne
powyższa teza nie ma ideologicznego charakteru. Pojawiają się zatem w raporcie diagnozy, wśród których interesuje mnie tylko socjalizacja i edukacja:
1.
W Polsce kobiety tak się wyemancypowały, że mężczyźni zostali zepchnięci do
kąta czy - jak kto woli - "pod ich pantofel". To one awansowały
społecznie i zawodowo, zaś mężczyźni nie chcą pełnić ról tradycyjnie
przypisanych kobietom.
2.
Kobiety mają wyższe wykształcenie niż mężczyźni, co przekłada się ponoć
na ich lepsze zarobki, lepszy awans społeczny, poglądy i aktywność polityczną,
zdrowie i długość życia.
3.
Męska klęska zaczyna się jednak w szkołach, w których chłopcy znacznie gorzej radzą
sobie w testach sprawdzających umiejętności czytania ze zrozumieniem.
Mamy empiryczny dowód na deformę szkolną, którą wprowadziła
mgr Anna Zalewska. W jej nastęstwie chłopcy zdobywają (...) średnio o
10 p.p. mniej na egzaminie ósmoklasisty z języka polskiego i o 6 p.p. mniej na
egzaminie maturalnym z języka polskiego (poziom podstawowy) od swoich
rówieśniczek. (...) Podczas gdy różnica między średnimi
wynikami chłopców i dziewcząt wynosi 33 punkty (w OECD: 30), w pierwszym decylu
jest to aż 46 punktów (w OECD: 42), a w ostatnim – 22 punkty (w OECD: 18).
Jeszcze wyraźniej widać różnicę w przypadku odsetka osób nieosiągających
minimalnego poziomu na teście z czytania – dotyczy to 10% dziewczynek i aż 20%
chłopców (w OECD odpowiednio: 18% i 28%) [s.16 - dane PISA 2018 dop. BŚ]
Dane
są tak dobierane, żeby kumulowały się ze względu na samosprawdzającą się hipotezę o niższym
poziomie wykształcenia i socjalizacji chłopców w stosunku do dziewcząt. Autor
przywołuje zarazem dane sprzed 7 lat, ale dotyczące sytuacji chłopców w
szkołach Francji, Szwecji i Finlandii, które mają potwierdzać tożsamą sytuację
w ... Polsce.
4.
Powodem słabszych wyników chłopców w szkołach jest feminizacja zawodu
nauczycielskiego, bowiem w szkołach podstawowych jest ich aż 83 proc., zaś w szkołach
średnich - 69 proc. Kiedy stwierdza, iż według niektórych autorów
nauczyciele tej samej płci lepiej utrzymują uwagę uczniów oraz stanowią dla
nich wzór do naśladowania.
5.
Chłopcy nie mają wzorów męskich, gdyż wychowywani są ponoć przez matki i
babcie, które - jak wskazano wcześniej - nie pełnią tych ról, gdyż pracują i
robią karierę. Ten kit danych jest rzeczywiście suchy, bo nie da się
nim zakleić dziur w oknach wiedzy. W przywoływanych danych statystycznych przeważają sondaże opinii, które nie są w owej sklejce wiarygodne, gdyż każda z diagnoz dotyczyła innej
kwestii.
Wniosek
z tak pseudonaukowego raportu, brzmi:
Należy
odejść od koedukacyjnej edukacji, dostosować kanon lektur odrębnie dla chłopców i dziewcząt oraz zaangażować
trenerów sportowych do promocji czytania. Ciekawe, bo ponoć tak świetnie
wykształcony doktor nie prowadził badań wśród absolwentów pedagogiki sportu czy
Akademii Wychowania Fizycznego. Skąd wie, że mogą być promotorami
czytania? Czy dlatego, że uczestniczą w akcji: "Nie czytasz - Nie pójdę z
tobą do łóżka"? Tylko, że w tym przypadku czytającymi znowu są
kobiety.
Szanowny Panie Profesorze,
OdpowiedzUsuńDziękuję za przeczytanie mojego raportu. Chciałbym się odnieść do powyższej krytyki.
1) Zgodnie z przytoczonym biogramem nie posiadam stopnia doktora i nigdy nie twierdziłem inaczej. Jestem doktorantem.
2) Tak, artykuł nie był recenzowany naukowo, lecz jedynie redagowany w Klubie Jagiellońskim. Ja również nie uważam go zatem za publikację naukową, co widać w CV na mojej stronie - raport znajduje się w kategorii "inne publikacje", a nie "publikacje naukowe":http://michalgulczynski.pl/cv/
Zgadzam się więc, że są to moje osobiste opinie. Są one oparte na przytoczonych danych i literaturze naukowej. Na tym zazwyczaj polegają raporty publikowane przez think tanki.
3) Tak, moje badania w ramach doktoratu oraz raport to gender studies. Nie stoi to jednak w sprzeczności ze stwierdzeniem redaktorów w słowie wstępnym - badacze i badaczki płci często (zazwyczaj?) przyjmują ramę "kobiety jako ofiary". Krytyka ta dotyczy również badań nad mężczyznami.
4) Stwierdzenia o gender studies, chrześcijaństwie i "suchej diagnozie" - tak jak Pan słusznie odnotował - pochodzą ze słowa wstępnego redaktorów. Nie jest więc prawdą, że "autor stara się nas przekonać, że jego study nie mają z tym nic wspólnego, gdyż są "suchą” diagnozą". To nie słowa autora, lecz redaktorów.
5) Nie wiem, czy następujące stwierdzenie jest ironiczne ani czemu ma służyć:"W odróżnieniu od tego, co dzieje się w krajach Zachodniej Europy, w naszym kraju - zdaniem raportującego - nastąpiła radykalizacja wśród młodych mężczyzn i młodych kobiet."Nigdzie w raporcie nie porównuję poglądów młodzieży w Polsce z krajami Zachodu. Polaryzacja płci, a w szczególności "radical right gender gap", została zauważona przez literaturę socjologiczną i politologiczną oraz nienaukowe badania opinii w wielu krajach.
6) Jestem jak najbardziej krytyczny wobec likwidacji gimnazjów, a zwłaszcza wobec sposobu jej przeprowadzenia. Niestety przytaczane przeze mnie dane z wielu przyczyn nie mogą posłużyć jako "empiryczny dowód na deformę szkolną, którą wprowadziła mgr Anna Zalewska".Po pierwsze, badanie PISA 2018 zostało przeprowadzone w ostatnim roczniku uczniów gimnazjów, co potwierdza polski raport IBE:https://pisa.ibe.edu.pl/wp-content/uploads/2019/12/raport-wyniki-badan-pisa-2018.pdf
Po drugie, rocznik "bezgimnazjalny" nie zdawał jeszcze matury, więc dane o maturze też nie mówią nam nic o reformie.
Po trzecie, zgodnie z metodologią badań przyczynowo-skutkowych, dowodem na skutki reformy nie może być porównanie różnicy między płciami wśród ósmoklasistów i maturzystów - są to różne testy, różny wiek uczniów, różne etapy edukacji, różne podgrupy w ramach każdej płci (jako że niepomijalnie mniej chłopców podchodzi do matury niż do wcześniejszych egzaminów).
7) Zarzuca mi Pan, że tak dobrałem dane, by "kumulowały się ze względu na samosprawdzającą się hipotezę o niższym poziomie wykształcenia i socjalizacji chłopców w stosunku do dziewcząt". Czy należy ten zarzut odczytywać jako próbę zakwestionowania istnienia "odwróconej luki płci w edukacji" w Polsce? Nie znam żadnego tekstu naukowego, który porwałby się na to zadanie. Jeśli dysponuje Pan danymi, które pokazywałyby, że nie ma różnicy w wykształceniu młodych mężczyzn i kobiet w Polsce, to chętnie się z nimi zapoznam.
8) Moim zdaniem nie jest uzasadniony zarzut o posługiwanie się badaniami z Francji, Szwecji czy Finlandii. Właśnie ze względu na wątpliwości co do możliwości przeniesienia tych wyników na polski grunt, stosuję zwrot: "Nie jest też wykluczone, że – podobnie jak w innych krajach – (...), choć w tym zakresie nie dysponujemy wynikami polskich badań." Podobnie na str. 61 podkreślam znaczenie kontekstu dla rezultatów rozwiązań systemowych.
9) Nie wiem, co próbuje Pan zakwestionować w punkcie piątym. Czy to, że kobiety poświęcają opiece nad dziećmi znacznie więcej czasu niż mężczyźni?
10) Skąd wiem, że trenerzy i nauczyciele mogą być promotorami czytania? Polegam na doświadczeniu fundacji National Literacy Trust, do której odsyłam w raporcie. Oczywiście nie prowadziłem badań wśród studentów AWF, ale nie wiem, dlaczego takie badania miałyby być warunkiem sformułowania wspomnianej rekomendacji. Nie sądzę też, by zachęcenie trenerów do promocji czytania miało jakiekolwiek negatywne skutki, a zatem nie rozumiem, jaki cel przyświecał Pańskiej krytyce tego pomysłu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że udało mi się rozwiać Pańskie wątpliwości co do moich intencji i rzetelności. Chętnie podejmę się publicznej dyskusji na temat możliwych rozwiązań problemów funkcjonalnego analfabetyzmu i "odwórconej luki płci w edukacji".
Z wyrazami szacunku
Michał Gulczyński
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńufam, że krytyczna analiza tego raportu pozwoli Panu lepiej przygotować własną rozprawę doktorską, czego życzę.
Nie ma różnicy zdań, co do pseudonaukowego statusu raportu, podobnie jak stwierdzenie, iż "badania w ramach doktoratu oraz raport to gender studies". Nie ma o co kruszyć kopii. Słusznie Pan to potwierdził. Nie musi się Pan z tego tłumaczyć.
Skoro - w raporcie pod Pana nazwiskiem nie kwestionuje Pan , że jest to "sucha” diagnoza". bo to nie są słowa Pana jako autora, lecz redaktorów, to znaczy, że Pan to konformistycznie a nienaukowo akceptuje.
Pisze Pan: Nie wiem, czy następujące stwierdzenie jest ironiczne ... . Trudno ustosunkować się do egotycznej refleksji.
Zgadzamy się, co do jak najbardziej krytycznej opinii wobec likwidacji gimnazjów, a zwłaszcza wobec sposobu jej przeprowadzenia.
Zarzut, że tak Pan dobrał dane, by "kumulowały się ze względu na samosprawdzającą się hipotezę" nie został przez Pana odparty, ale to oczywiste , gdyż samoświadomość metodologiczna wymaga głębokich kompetencji. Ma Pan prawo tego nie dostrzegać, ja zaś nie.
Pana zwrot: "zwrot: "Nie jest też wykluczone, że ..." jest publicystyką. Uwaga moja była zatem trafna.
Nie wie Pan, co próbuję zakwestionować w punkcie piątym. Proszę doczytać i podać refleksji.
Skąd Pan wie, że trenerzy i nauczyciele mogą być promotorami czytania? Polegał Pan na doświadczeniu fundacji ... a zatem nie sprawdził Pan tego, więc po co powtarzać takie kwestie.
Życzę pozytywnej obrony własnej pracy i dalszego rozwoju naukowego.