31 grudnia 2017

Oświatowe podsumowanie 2017 roku - część 1


Jak informował na początku roku jeden z amerykańskich portali - dzieci digitalnej generacji, generacji Z, które nie mogą już żyć bez dostępu do internetowej sieci, bez telefonu komórkowego (najlepiej - smartforna, tabletu) wchodzą w wiek akademickiego kształcenia. Zwiększa się w nowej generacji zainteresowanie studiami wyższymi (Gen Z is about to take over higher education).

Poprzednia generacja - tzw. milenialsów była bardziej skupiona na sobie, na narcystycznym zaspokajaniu własnych potrzeb i samozachwycie. Obecna zaś już w okresie szkoły średniej planuje swoją przyszłą karierę zawodową w branżach związanych z nowymi technologiami czy projektowaniem gier internetowych. Milenialsi tymczasem mają już własne firmy i bardzo dobrze zarabiają.

Amerykańscy badacze stwierdzili, że młodzież XXI wieku chętniej się uczy korzystając z materiałów dydaktycznych i samokształceniowych, które są zamieszczone na platformie Youtube lub innych platformach edukacyjnych. Nie ma dla nich znaczenia, w której rzeczywistości realizują swoje zainteresowania - realnej czy wirtualnej, gdyż obie przenikają się wzajemnie w ich codziennym życiu. To Ameryka.

Tymczasem w Polsce trwały przygotowania do cofnięcia edukacji o kilkadziesiąt lat, by odgórnie powstrzymać niepokojące starsze pokolenie konserwatystów zmiany w stylu życia, preferencjach kulturowych, aspiracjach szkolnych. Przyjęta z końcem 2016 roku ustawa oświatowa legitymizowała prawo polityków prawicy do przywrócenia starego ładu z nieco zreorientowanymi na wychowanie narodowe, patriotyczne, historyczne, religijne, kolektywne, w posłuszeństwie i ofiarności, opozycyjne wobec dotychczasowych autorytetów i elit politycznych. Wiadomo było, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie po to pozorowało - wzorując się zresztą na socjotechnice poprzedniej formacji politycznej - tzw. konsultacje ze społeczeństwem w sprawie przywrócenia ustroju szkolnego: 8+4, by miało zmienić swoją decyzję pod wpływem zapowiadanych cichym kwileniem opozycji protestów.


Bloger Jarek Bloch dzielił się swoją opinią na ten temat jeszcze w połowie grudnia 2016 r.: Krok w tył nas nie zabije, ale na pewno nie wzmocni. Sprawi, że stracimy do reszty świata dystans, który udało nam się nadrobić w ostatnich latach. Długie etapy edukacyjne nie pomogą młodzieży w dostosowaniu do dynamicznie zmieniającego się rynku pracy. Ten system będzie mniej elastyczny, no chyba, że rządzącym o to chodzi, a następnym posunięciem będzie wprowadzenie centralnego planowania, pod który system 8+4(5) był ułożony. A może w swym uwielbieniu masochizmu, obecny rząd chce spektakularnie osiągnąć dno, spowodować kolejny rozbiór Polski, aby przyszłe pokolenia miały w przyszłości co czcić?

Dzisiaj już mało kto pamięta, że w dn. 2 stycznia 2017 r. nadszedł z otoczenia Prezydenta A. Dudy sygnał, że zastanawiał się on nad zawetowaniem ustawy o tej reformie w związku z zapowiadanymi protestami nauczycieli oraz brakiem przekonania o właściwym jej przygotowaniu. Jednak jeszcze tego samego dnia wicemarszałek Sejmu, szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapewnił, że od tej zmiany rząd nie odstąpi. W końcu wprowadzał ją do programu wyborczego tej partii partyjny kolega z Krakowa - prof. Andrzej Waśko.

Prezydent podpisał 9 stycznia 2017 r. ustawę zmieniającą ustrój szkolny. To minister edukacji - Anna Zalewska postawiła Prezydenta pod przysłowiową ścianą, gdyż 22 grudnia 2016 r. wydała rozporządzenie, że od 1 września 2017 r. nie będzie już pierwszych klas w gimnazjach. Totalna opozycja została totalnie obezwładniona działaniami MEN, które kroiło reformę jak salami, plasterek po plasterku, nie zważając na dyskusje, polemiki czy pohukiwania różnych środowisk oświatowych.

Niektórzy wydawcy ponoć już kilka miesięcy wcześniej "kręcili lody" zachwyceni szansą na przygotowanie nowych podręczników szkolnych. Poprzednia ekipa mogła robić kasę na darmowych podręcznikach szkolnych, to dlaczego nie miałaby tego kontynuować następna? W styczniu samorządowcy stanęli przed koniecznością stworzenia nowej sieci szkół przygotowując ją i stosowne uchwały do 31 marca 2017 r. Przywrócona nad samorządami kontrola kuratorów oświaty uruchomiła kolejne pole do konfliktów.


Nauka zawsze była lekceważona w tym resorcie, w związku z czym minister nie musiała przejmować się nadchodzącymi z uniwersytetów czy akademii pedagogicznych opiniami czy krytycznymi stanowiskami. Podobnie postępowali politycy wszystkich poprzednich formacji, więc dlaczego PIS miałby nagle zmienić taktykę? Trudno, by populiści w urzędzie chcieli słuchać naukowców, skoro tzw. reforma szkolna nie miała żadnych naukowych podstaw, tylko ideologiczno-polityczne. Poza tym także ta władza miała "swoich" ekspertów, ze stopniami naukowymi (a jakże). Znaleźli się akademicy, którzy wystosowali List Otwarty do Polaków w obronie racji wprowadzanej reformy szkolnej. W wykazie znalazłem zaledwie dwóch pedagogów i jednego docenta ze słowacką habilitacją.

ZNP - jako wyjałowiony naukowo lewicowy związek zawodowy - podjął bezsensowną krytykę reformy, bo koncentrującą uwagę opinii publicznej na rzekomo dziesiątkach tysięcy nauczycieli, którzy w jej wyniku utracą pracę. Trzeba było czekać do końca 2017 r., żeby dowiedzieć się, że etatów przybyło 17 tys. Nie sprawdziły się akcje oporu przeciwko likwidacji gimnazjów takich podmiotów czy inicjatyw obywatelskich jak: ""Ratujmy gimnazja", "Nie dla chaosu w szkole", "Koalicja na rzecz Edukacji Antydyskryminacyjnej" czy "Rodzice przeciwko reformie", gdyż nie dysponowały racjonalnym zapleczem i trafiającą do społeczeństwa kontrargumentacją.

Dość łatwo rządzący mogli wykazać, że prezes ZNP broni własnego stołka i związanej z nim wysokiej pensji, a sam Związek jest od początku swojego powstania środowiskiem lewicowym, więc trudno, by popierał "mądre" i "potrzebne" zmiany w szkolnictwie. Genderowcy zabiegają o rozluźnienie norm obyczajowych, w tym związanych z życiem seksualnym, a konsultacje w sprawie reform MEN mógł tak samo pozorować, jak jego poprzednicy. Referendum - jak wykazała władza - było zbyteczne, bo cała machina zmiany ustrojowej w oświacie została już wprawiona w ruch.


Nareszcie lud mógł odreagować na nauczycielach włączając się w nagonkę na nich za ich niesprawiedliwy czy nieobiektywny sposób oceniania, zbytnie obciążanie dzieci pracami domowymi, a ich plecaków nadmiarem książek i pomocy, za testomanię i jego niski poziom wykształcenia, bo przecież ten najwyższy zawsze mają dzieci oligarchii politycznej, i to bez względu na to, czy jest ona u władzy czy w opozycji. Ważne, by była w Sejmie, Senacie, Europarlamencie, pracowała w urzędach państwowych lub samorządów terytorialnych czy była ulokowana w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa.

Podobnie, jak w poprzednich latach, resort edukacji zaczął wydawanie milionów złotych na akcję propagandową, z której miało wynikać, że reforma została bardzo dobrze przygotowana, tylko opozycja szczuje przeciwko niej i własnym dzieciom, którym przecież należy się troska o ich edukacyjne szanse. Nauczyciele dostali wytyczne, by na wywiadówkach odczytali list od minister A. Zalewskiej, która zapewniała w nim o samych pozytywach i wysiłkach władzy na rzecz dobrej zmiany w edukacji. Im bardziej krytykowali projekt reformy, tym silniejsze były redakcje nowych aktów wykonawczych minister edukacji (np. wydłużenie ścieżki awansu zawodowego, moralne kryteria oceny nauczycieli, blokada urlopów zdrowotnych itp.).


W publicystyce pojawił się termin "deforma", którym posługiwała się opozycja wobec rzekomo toksycznych zmian w szkolnictwie. Nieskutecznie koncentrowano się w tej krytyce na drobiazgach, wycinkach procesu kształcenia - a to, że rząd o rok skrócił powszechne kształcenie (jakby został zniesiony obowiązek edukacji do 18 r. życia, a przecież obowiązkowy rocznik sześciolatków w przedszkolach utrzymuje ten sam cykl czasu trwania bezpłatnej oświaty), a to, że podstawy programowe kształcenia ogólnego są w ramach takiego czy innego przedmiotu o coś zubożone, a kanon lektur zmieniony (jakby poprzednicy tego kanonu nie zmieniali), a to, że minister coś obiecała, a potem się rozmyśliła lub o tym zapomniała (jakby w polityce miała obowiązywać prawda).

cdn.

30 grudnia 2017

Piąte koło u wozu?

W Polskiej Akademii Nauk zostało powołanych 13 komitetów problemowych (9 przy Prezydium PAN, 4 przy Wydziałach PAN) oraz 78 komitetów naukowych na kadencję 2015–2019 działających przy Wydziałach tej korporacji. Jednym z nich jest Komitet Nauk Pedagogicznych PAN.

Pedagodzy nie są instytucjonalną częścią PAN, a więc można powiedzieć nie przyczyniają się ani do parametrycznych zysków, ani do strat Akademii. Twórczość naukowa członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN zaliczana jest do ich macierzystych jednostek uniwersyteckich czy akademii pedagogicznych, w których są zatrudnieni. Nie afiliują swoich rozpraw przy KNP PAN. Co innego pracownicy instytutów PAN, a zarazem członkowie komitetów naukowych czy problemowych PAN. Ci muszą publikować z afiliacją przy Akademii.

Działający przy PAN Komitet Nauk Pedagogicznych ma jednak możliwość korzystania z środków finansowych PAN na zasadzie dotacji w ramach działalności na rzecz upowszechniania nauki, chociaż od kilku lat z każdym rokiem coraz mniejszych. Natomiast wszystkim członkom KNP PAN rozliczane są koszty delegacji w związku z ich udziałem w czterech posiedzeniach Komitetu rocznie. To zapewne pochłania jakąś część budżetu, chociaż nie wiemy, jak mają się te koszty do osiągnięć KNP PAN, które były mierzone oceną parametryczną.

Nie ma w sprawozdaniach PAN żadnej informacji na temat tego, ile kosztuje Akademię finansowanie działalności wszystkich komitetów naukowych i problemowych? Na co one de facto wydają pieniądze oraz jakie są efekty ich rzeczywistej działalności?

Nie ma w tej korporacji - od początku jej istnienia, a więc od 1953 r. - Instytutu Pedagogiki PAN, bowiem dotychczasowe elity Akademii czyniły wszystko, by do tego nie doszło. Jest to o tyle zdumiewające, że współzałożycielem PAN i pierwszym przewodniczącym KNP PAN był prof. Bogdan Suchodolski. Jak widać nie zależało mu na tym, by w tej instytucji rozwijała się naukowa pedagogika.

Przedstawiciele innych nauk mogli chronić się w PAN przed ówczesnym reżimem ideologiczno-władczym, tylko nie pedagodzy, bo przecież ci, za sprawą także tego pedagoga, mieli budować przyszłość socjalistycznej Polski. Być może to jest powodem swoistej odrazy do pedagogiki wśród wielu członków PAN, szczególnie tych, których rozwój wiedzy na temat tej nauki zachował się w stanie sprzed 1988 r.

Wybory członków PAN są tak prawnie ustawione (skonstruowane), żeby nie było żadnej możliwości włączenia do korporacji pedagogów, gdyż rozstrzyga o tym większość przedstawicieli innych dyscyplin, w tym członkowie PAN zainteresowani przede wszystkim powiększaniem w składzie PAN reprezentacji własnej dyscypliny. To przecież ich członkostwo przekłada się na ocenę parametryczną instytutów PAN. Nic dziwnego, że członkami PAN zostają profesorowie innych dyscyplin, z wielokrotnie niższymi osiągnięciami naukowymi, ale mający zaplecze instytucjonalne w tej korporacji, nie wspominając już o sieci powiązań międzyludzkich.

Zdumiewająca jest przy tym negacja naszej dyscypliny naukowej i jej kadr naukowych w sytuacji, gdy inne nauki społeczne w kraju, w tym także w PAN wcale nie rozwijają się lepiej od pedagogiki. Nie chodzi tu rzecz jasna o porównania, bo one są nam do niczego nie potrzebne. Konieczne jednak są do tego, by uświadomić elitom nauki, że postępują poniżej światowych standardów naukowych.

We wszystkich dziedzinach nauk możemy zaobserwować coraz poważniejszy kryzys ze względu na niedofinansowanie nauki i szkolnictwa wyższego, także PAN. Tak jest zarówno w socjologii, jak i psychologii, która w ostatnich latach stacza się do poziomu pop-psychologii. Po co zatem są w PAN komitety naukowe, skoro ustawicznie ogranicza się środki finansowe na ich działalność, także na wydawanie czasopism naukowych? Czyżby były piątym kołem u wozu? Jak polityka przekształcania PAN w uniwersytet będzie rzutować na przyszłe losy komitetów naukowych? Zobaczymy w przyszłości.

29 grudnia 2017

Komitet (częściowej) Dewaluacji Jednostek Naukowych?


Nie ma instytucji, organów, zespołów, których członkowie nie popełniają błędów. Jeśli jednak Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN) przekazuje jednostkom akademickim informację zwrotną na temat tego, jak zostały (nied-)ocenione wykazane w ich raportach publikacje naukowców, to ktoś, kto to podpisuje, powinien najpierw dobrze zastanowić się, czy aby nie uczestniczy w działalności kompromitującej ów organ.

Podam tylko jeden przykład, chociaż jestem pewien, że każdy może z perspektywy własnej jednostki poddanej ocenie parametrycznej przywołać szereg innych przykładów, i oby to uczynił! Najwyższy czas przestać ukrywać manipulacje, jakich dokonali członkowie KEJN na zbiorze przekazanych im danych. To, że czynią to nietransparentnie, nie oznacza, że mogą czuć się usprawiedliwieni. Jestem oburzony tym, jak skandaliczne są niektóre z ich decyzji. Oto pierwszy z brzegu przykład:

Jednostka X wykazała rozprawy naukowe, które uznaje za wybitne. Za taką monografię w naukach społecznych mogłaby uzyskać 50 pkt. Jeden recenzent (tajny - rzecz jasna) przyznaje za daną publikację 50 pkt., drugi recenzent stwierdza, że nie jest to książka wybitna, tylko wyróżniająca się, a zatem należy się 25 pkt., natomiast ocena końcowa tej publikacji wynosi 0 pkt.

Pytanie brzmi - Czy to ZERO dotyczy decyzji czy kompetencji przewodniczącego KEJN (medyk) wobec opinii obu recenzentów KEJN (tajniacy), czy rzeczywiście wskazanej publikacji? Dlaczego KEJN nie przedkłada recenzji jakościowej? Na jakiej podstawie (zd-)ewaluowano wybitną publikację? Piszę o jednym z wielu takich przypadków! Dla uprzedzenia hejterów informuję, że rzecz nie dotyczy moich publikacji.

Pan dr hab. Emanuel Kulczycki prof. UAM, który jest m.in. członkiem KEJN - proponuje udoskonalenie prac w zakresie ewaluacji nauki. Moim zdaniem to bardzo dobrze świadczy o nim. Zdaje się, że ma świadomość niskiej jakości niektórych działań KEJN w procesie ewaluacji jednostek, także z jego udziałem.

Dobrze, że dzieli się potrzebą doskonalenia tego procesu. Każe nam jednak czekać do tzw. reformy nauki przejawiającej się m.in wprowadzeniem Ustawy 2.0. Zbyt wiele jednak w tym zakresie od siebie (tzn. od KEJN) - nie wymaga, ba, dość delikatnie podochodzi do czegoś, co obciążone jest poważnymi błędami, do których nie zamierza się przyznać, a szkoda.

Każda naprawa nauki w Rzeczypospolitej powinna zaczynać się od dobrej i rzetelnej diagnozy stanu dewiacji, patologii, które wymagają zmian na lepsze. Właściwie, to możemy z wpisu E. Kulczyckiego pośrednio odczytać te patologie, chociaż sam ich nie chce udokumentować, a są to:

1. Brak jasno zdefiniowanego celu oceny parametrycznej jednostek i naukowców.

2. Brak transparentności procesu i wyników ewaluacji.

3. Brak analizy zgromadzonych przez resort danych naukometrycznych.

4. Nierespektowanie różnorodności dyscyplinarnej.

5. Niezrównoważenie oceny eksperckiej z oceną parametryczną.

6. Ocenianie jednostek na podstawie osiągnięć ich liderów.

7. Nieodpowiedni dla nauk humanistycznych i społecznych sposób ewaluacji wpływu społecznego.

8. Niewłaściwa - bo oparta na kryteriach parametrycznych - ocena artykułów w czasopismach punktowanych vs niesparametryzowanych monografii naukowych.

Ciekaw jestem, jak ten parametryczny kicz rozwiąże Ustawa 2.0.

28 grudnia 2017

Senat UŁ o przeciwdziałaniu mobbingowi w Uniwersytecie Łódzkim


Już drugi rok pracuję w UŁ, po dość długiej nieobecności w tej Uczelni, ale nie miałem świadomości, że tak zacny Uniwersytet ma problem ze zjawiskiem mobbingu. Ilekroć pojawiają się tego typu regulacje, można domniemywać, że dotychczas głęboko skrywane wydarzenia przekroczyły granice tolerancji. Trzeba im postawić tamę.

Jestem nie tylko ZA przeciwdziałaniem, ale i skutecznym reagowaniem każdej władzy na niegodne zachowania w relacjach międzyludzkich. Może pojawić się wątpliwość, czy rzeczywiście uchwała Senatu może przeciwdziałać mobbingowi? Chyba tak, skoro powołuje się w Uczelni Komisję Antymobbingową. Tym samym będzie "czynnik społeczno-prawny", do którego będzie można zgłaszać skargi.

Zdefiniowano w tym dokumencie pojęcie mobbingu, przez który rozumie się:

"(...) działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi:
a) polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika;
b) wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej;
c) powodujące lub mające na celu poniżenie bądź ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników."

Każdy empirysta zapyta, a co kryje się za wskazanymi właściwościami niegodnych każdego pracownika działań lub zachowań? Mamy na szczęście ich operacjonalizację:

1. Za zachowania mobbingowe uznaje się:

1) działania utrudniające proces komunikowania się, polegające w szczególności na:
a) ograniczeniu lub utrudnieniu przez przełożonego bądź współpracowników możliwości wypowiadania się;
b) uporczywym i ciągłym przerywaniu wypowiedzi;
c) reagowaniu na wypowiedzi i uwagi podniesionym głosem, krzykiem, wyzwiskami i groźbami;
d) uporczywym i ciągłym krytykowaniu wykonywanej pracy, życia zawodowego i życia osobistego pracownika;
e) stosowaniu gróźb ustnych i pisemnych;

2) działania wpływające negatywnie na relacje społeczne, polegające w szczególności na:

a) unikaniu przez przełożonego i/lub współpracowników kontaktu z daną osobą, rozmów z nią;
b) fizycznym i społecznym izolowaniu pracownika;
c) ignorowaniu i lekceważeniu pracownika;

3) działania naruszające wizerunek, polegające w szczególności na:
a) rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji;
b) ośmieszaniu;
c) negatywnym komentowaniu życia prywatnego;
d) sugerowaniu zaburzeń psychicznych;
e) negatywnym komentowaniu poglądów politycznych lub przekonań religijnych;
f) składaniu propozycji o charakterze seksualnym;
g) zwracaniu się do współpracowników z użyciem upokarzających i poniżających wyrażeń;
h) negatywnym komentowaniu narodowości lub niepełnosprawności;

4) działania uderzające w pozycję zawodową pracownika, polegające w szczególności na:
a) wymuszaniu przez przełożonego wykonywania zadań naruszających godność osobistą;
b) fałszywym ocenianiu zaangażowania w pracy;
c) publicznym dyskredytowaniu kompetencji;
d) dokonywaniu ocen z pominięciem obowiązujących kryteriów oceny pracowniczej;
e) nieprzydzielaniu pracownikowi żadnych zadań do realizacji, aby wykazać jego zbędność;
f) wydawaniu sprzecznych poleceń;
g) ukrywaniu istotnych informacji, niezbędnych przy wykonywaniu zadań służbowych;

5) działania zagrażające zdrowiu, polegające w szczególności na:
a) zlecaniu prac szkodliwych dla zdrowia, niedostosowanych do możliwości pracownika;
b) grożeniu użyciem siły fizycznej wobec pracownika;
c) stosowaniu przemocy fizycznej;
d) działaniach o podłożu seksualnym, molestowaniu seksualnym.

2. O zachowaniach mobbingowych mówimy, gdy:

1) zachowania powtarzają się, są ciągłe i konsekwentne;

2) zachowania trwają przez dłuższy czas, pomimo zgłoszenia incydentów mobbingu;

3) działanie ma charakter celowy i prowadzi do wywołania u pracownika zaniżonej oceny przydatności zawodowej;

4) zachowania powodują izolowanie pracownika lub wyeliminowanie go z zespołu współpracowników.

3. Za mobbing nie uznaje się zachowań i sytuacji takich, jak:

1) jednorazowy incydent ośmieszenia lub zlekceważenia pracownika;

2) uzasadniona krytyka – wskazanie błędów przy wykonywaniu pracy;

3) konflikt – sytuacje, w których strony wzajemnie utrudniają realizację swoich zadań;

4) niezadowolenie z przydzielonych obowiązków, niechęć do realizacji wyznaczonych zadań i brak poczucia satysfakcji;

5) stres związany z przydzielonymi obowiązkami;

6) pociąganie pracownika do odpowiedzialności z powodu niewypełnienia obowiązków lub łamania praw pracowniczych;

7) stawianie wysokich wymagań co do jakości pracy."


To, co nie mieści się w zakresie działań czy zachowań mobbingowych, może być bardzo trudne do udowodnienia, bowiem muszą one mieć charakter uporczywego i długotrwałego nękania lub zastraszania drugiej osoby czy innych osób w uczelni. Jaka jest skala uporczywości i długotrwałości, tego już nie wiemy. Jak będzie rozpoznawany poziom intencjonalności działań lub zachowań mobbera? To, co niepokoi, to swoistego rodzaju przyzwolenie na incydentalne działania lub zachowania.

Nie jest to czcza deklaracja, ale wskazuje się w postanowieniu na potencjalność zastosowania wobec mobbera sankcji, jeżeli zostanie mu udowodniony powyższy zakres działań lub zachowań, a mianowicie:

"Stosowanie mobbingu stanowi naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych i może być podstawą do zastosowania sankcji przewidzianych w przepisach prawa pracy, w szczególności zastosowania kar porządkowych, zmiany warunków pracy i płacy lub rozwiązania umowy o pracę".

Odnoszę jednak wrażenie, że zapisany tryb nie będzie skutkował ani przeciwdziałaniu, ani wyegzekwowaniu sankcji negatywnych wobec mobbera, skoro senatorowie uznali, że naruszenie zasad jedynie "może być podstawą do zastosowania sankcji". Czyżby prawnicy wiedzieli, jak to skonstruować, żeby...?

Przypomniał mi się łamaniec językowy: "Gdy Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a gdy morze nie pomoże, to pomoże może Gdańsk. Inne wersje: Gdy Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a gdy morze nie pomoże, to pomoże może las. Jak Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a jak morze nie pomoże, to pomoże może ... ".

27 grudnia 2017

Igraszki czasu surdopedagoga




Co mamy na myśli, kiedy mówimy o czasie? Profesor filozofii Radim Palouš w swojej książce z filozofii wychowania we współautorstwie z Zuzaną Svobodovą (Homo educandus, SPN Praha 2011, s. 66-68)) powiada, że czas ma dwa wymiary. Po pierwsze jest czymś, co posiadamy, co zostało nam dane, a więc mamy czas na odpoczynek, czas na posiłek, nadszedł najwyższy czas, żeby coś zrobić, zbliża się czas zagrożeń czy nadchodzi czas nadziei itp. Tak rozumiany czas jest czymś przedmiotowym, albo go mamy, albo nie, albo się zaczyna, albo właśnie kończy.

Kiedy mówimy, że „mamy czas”, „nie mamy czasu”, „coś jest stratą czasu”, „czas jest długi” to tak, jakby ten czas był rzeczywiście czymś, co można mieć lub nie mieć, co tracimy lub nabywamy, co przesuwamy tam i z powrotem (np. czas letni i zimowy), co łączymy ze sobą (fazy, okresy czasu), jakby czas był czymś krótkim lub długim, tak zobiektywizowanym, że można go zmierzyć. Jeśli tak pojmowany czas traktujemy w oderwaniu od jego przeżywania jako ontyczną aktualność, to mamy przed sobą czas określany przez nowożytną fizykę jako CHRONOS, jako trwanie samo w sobie, jako mechaniczny przebieg jakiegoś zjawiska.

Po drugie jednak fenomen czasu musi być rozumiany jako aktualna konieczność wpisana w naszą biografię, egzystencję, osobiste doświadczenia życiowe. Kiedy powiadam, że był taki czas (kiedyś, przedtem), czy, że jest na coś czas (tu i teraz) lub będzie czas na coś lub dla kogoś np. na odpoczynek, to mogę stwierdzić, że kiedyś i gdzieś odpocząłem, lub że właśnie odpoczywam albo zamierzam odpocząć. Czas w tym znaczeniu służy do czegoś wiążąc się w sposób nierozłączny ze zmiennością tego, czego jest istnieniem. To, co minione, jest zawarte w tym, co aktualne. To nieodwracalny ruch „naprzód”. Taki czas określamy greckim wyrazem KAIROS.


Niedawno otrzymałem nietypową dla naukowców książkę autorstwa prof. surdopedagogiki Bogdana Szczepankowskiego pt. IGRASZKI CZASU. Triolet. Fraszki. Limeryki" (Warszawa 2016). Wyjątkowość tej publikacji polega m.in. na tym, że profesor nie jest literaturoznawcą, językoznawcą, ale jako miłośnik języka ojczystego potrafi nim znakomicie się bawić odzwierciedlając w dowcipnie skonstruowanych wierszykach czas w obu kategoriach - chronos i kairos.

Jak pisze o sobie i własnej twórczości, która przecież w żadnej mierze nie przysporzyła punktów parametrycznych zatrudniającej go jednostce akademickiej, postanowił nie tylko kontynuować oryginalną i subtelną formę poetycką, której początki sięgają początków XIX w. w Polsce, ale i odnotować za jej pośrednictwem upływający czas oraz jego znaki, symptomy. Trzeba być wytrwanym obserwatorem rzeczywistości, by dostrzec w niej i zatrzymać w czasie zdarzenia, postawy ludzkie, doznania własne i reakcje obcych na różne sytuacje historyczne, społeczne, polityczne czy osobiste.


Pierwszy tomik trioletów wydał ów pedagog w 1999 r. pt. "Dziewczynie ze snów", a był to wybór kilkudziesięciu spośród ponad 700 wierszy. Po 17 latach opublikował wspomniane już "Igraszki czasu", w których powtórzył część wierszy z pierwszej edycji, jak i wydał zupełnie nowe czy dotychczas nieznane - najczęściej bliskim sobie - czytelnikom. O ile limeryki są bardziej rozpoznawalne dzięki naszej Noblistce - Wisławie Szymborskiej, o tyle triolety nieco mniej, a są bardziej wyrafinowaną formę poetycką.

Hasło "triolet" w polskiej wersji Wikipedii nie posiada rodzimego przykładu, tylko - o dziwo - czeski (Jaroslav Vrchlický, Přípitek), toteż mam nadzieję, że ktoś zauważy mój dzisiejszy wpis i dokona zamiany czy uzupełnienia tej formy poetyckiej jednym z trioletów Bogdana Szczepankowskiego. A warto!!!

Triolety naszego pedagoga są nie tylko poprawnym ośmiowersowym układem stroficznym o dwóch rymach: ABaAabAB [wiersz pierwszy (A) powtarza się dosłownie lub wariacyjnie w wierszu czwartym i siódmym , zaś wiersz drugi (B) powtarza się w ostatnim], ale oddają ponadczasowy, uniwersalny charakter ludzkich postaw, reprodukcji prawidłowości społeczno-politycznych, historycznych czy egzystencjalnych (psychofizycznych) w życiu człowieka i społeczeństw.

Zacytuję po dwa triolety z każdego tomiku. Niektóre wiersze mogą być czytane przez osoby, które ukończyły 18 rok życia czy/i nie obawiają się sankcji ze strony polityków, mainstreamu:

POLITYKA KADROWA (1985)

Ruchem konika szachowego
zmiany na stanowiskach
w gronie przyjaciół nic nowego
- ruchem konika szachowego.

Czy wyjdzie z tego coś dobrego
co szary człowiek zyska
ruchem konika szachowego
zmiany na stanowiskach...


(Dziewczynie ze snów, 1999, s. 44)

NIUANSE DEMOKRACJI (1988)

Niuansów naszej demokracji
jakoś nie chwytam - ani w ząb.
Czy to specjalność naszej nacji
- niuanse polskiej demokracji?

Bo albo klient nie ma racji,
albo ja jestem taki głąb.
Niuansów naszej demokracji
skoro nie chwytam ani w ząb...


(Igraszki czasu, 2016, s. 10).

Jako (surdo-)pedagog, nauczyciel akademicki, humanista, wspaniały uczony, którego w dn. 11 grudnia 2017 r. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN wyróżnił Medalem Za Zasługi Dla Rozwoju Polskiej Pedagogiki , nie omieszkał "triolecić" wychowawczo, etycznie i edukacyjnie:

KŁAMSTWO I PRAWDA (1987)

Dzięki kłamstwom zajść można wysoko
tylko trudno zawrócić bez smrodu,
gdy zamota się prawdę jak kokon
dzięki kłamstwu zajść można wysoko.

Jednak trzeba mieć pamięć i oko,
co nałgało się z tyłu, co z przodu
wtedy z kłamstwem zajść można wysoko
tylko trudno zawrócić bez smrodu...


(Dziewczynie... s. 56)

SZKOŁA A KLASA

Ukończenie klasy nie zapewnia szkoły,
ukończenie szkoły nie zapewnia klasy,
choć dyplomy mają nie tylko matoły
- ukończenie klasy nie zapewnia szkoły.

Lepszy człek przygłupi, lecz za to wesoły,
choć pod górkę szkołę miał w te trudne czasy.
Ukończenie klasy nie zapewnia szkoły,
ukończenie szkoły nie zapewnia klasy.


(Igraszki..., s. 48)

W najnowszym zbiorze wierszy są też fraszki o uczonym, o godności, o mankamentach wieku czy z okazji jubileuszy. Organizatorom konferencji naukowych, wszystkim referującym jak i słuchaczom gorąco polecam wiersz pt. "ZMORA KONFERENCJI NAUKOWYCH", który zaczyna się tak:

Konferencji wszystkich zmora
to rozpiętość ilorazu...
- nie u organizatora,
lecz u chętnych do przekazu...
(...)

Po Świętach takie igraszki dobrze uczynią każdemu, kto szuka dystansu do siebie, interesuje go (o-)świat(-a), polityka, władza, nauka czy rozkosze natury. Każdy znajdzie w tej publikacji odpowiedzi na wiele dręczących pytań, imperatywów, ale i powątpiewań. To także doskonała lektura przed podejmowaniem decyzji politycznych, wyborczych czy związanych z dążeniem do awansu.

Prowadzącym ćwiczenia z teorii wychowania czy etyki nauczycielskiej profesji proponuję igraszki z trioletami B. Szczepankowskiego. Warto nadać im inną treść zachowując dwa pierwsze wersy a zachęcając ich do napisania trzech brakujących tak, by miały swoją logikę i aksjonormatywny sens. Zacznijmy od trioletu pt. WZORCE OSOBOWE


(A) Patrz na innych i się ucz
(B) - ale nie naśladuj!
a) ................
(A) Patrz na innych i się ucz
a) ....................
b) ....................
(A) Patrz na innych i się ucz
(B) - ale nie naśladuj!

Zapewniam, że do autora trafią Państwa pomysły na nową wersję pedagogicznego trioletu. Może też ktoś zaproponuje własny?

24 grudnia 2017

Zmarł w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia dydaktyk, humanista - Profesor Władysław Piotr Zaczyński




W dn. 23 grudnia 2017 r. odszedł od nas na wieczną wartę prof. zw. dr hab. Władysław Piotr Zaczyński (ur. 3.05.1930 w Poznaniu; zm. 23.12.2017 w Warszawie), pedagog, humanista, emerytowany profesor Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Kierował tam Katedrą Technologii Kształcenia. Po przejściu na emeryturę pracował jeszcze w szkolnictwie niepublicznym w - Mazowieckiej Wyższej Szkole Humanistyczno-Pedagogicznej w Łowiczu oraz Górnośląskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej im. Kardynała Augusta Hlonda w Mysłowicach. Był 10 lat temu członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.

Niezwykle trudno jest pisać o Profesorze w czasie przeszłym, bowiem odnoszę wrażenie, jakby cały czas był z nami, z pedagogami i nauczycielami. Należał do nielicznego grona kadr akademickich okresu PRL, którego kariera naukowa nie była usłana różami. Może dlatego, że był niepokornym dydaktykiem ogólnym humanistycznego nurtu, przeciwstawnego dydaktyce neobehawioralnej czy podporządkowanej radzieckiej teorii kształcenia na bazie doktryny marksistowsko-leninowskiej.

Studia pedagogiczne ukończył w 1954 r. zaś tytuł naukowy profesora otrzymał w 1990 r. Wypromował 5 doktorów nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika. Recenzował dysertacje doktorskie i habilitacyjne, a także dla wydawnictw - monografie naukowe oraz artykuły w czasopismach pedagogicznych. W ostatnich latach włączał się do debat naukowych z zakresu teorii i metodyk kształcenia oraz publikował artykuły w czasopismach popularnonaukowych. Zawsze był oddany nauczycielom troszcząc się o ich profesjonalizm.

Jego rozprawy cieszyły się ogromną popularnością i były wielokrotnie wznawiane. Studenci pedagogiki, ale także dokształcający się nauczyciele bardzo cenili sobie książkę pt. "Praca badawcza nauczyciela", bowiem potrafił w niej pisać o sprawach fundamentalnych z metodologicznego punktu widzenia językiem niezwykle przystępnym. To jest wielka sztuka umieć tak pisać, by kanon wiedzy naukowej stał się dla jej odbiorców zrozumiały i tym samym inspirujący do doskonalenia własnej praktyki nauczycielskiej czy/i badawczej.

Profesor W.P. Zaczyński był z jednej strony afirmatorem teorii wielostronnego nauczania Wincentego Okonia, ale nadał jej spersonalizowany i odschematyzowany wymiar. Uważał, że dydaktycy ogólni, teoretycy kształcenia powinni na nowo odczytać typologię metod i środków kształcenia, (...) gdyż dawny podział oparty na kryterium angażowanego przez dany sposób receptora utracił spójność z cała teoretyczną resztą dydaktyki ogólnej" (Uczenie się przez przeżywanie, 1990, s. 158)

Zaczyński upominał się o uwzględnianie w procesie kształcenia przeżywania przez uczniów wartości, animowania takich sytuacji dydaktycznych, w których będą pobudzane emocje, zaś treści kształcenia będą bogate aksjologicznie. Jak pisał, uczeń musi mieć co przeżywać, bo dzięki kontekstowi emocjonalnemu będzie kojarzyć treści poznawcze z przeżyciami, racje z emocjami. Tak pozyskiwana wiedza będzie trwalsza i bardziej funkcjonalna. "Wiedza, przedmiot głównej troski nauczyciela dydaktyka, jest obiektywną wartością, ale musi się też nią stać dla uczniów. Ale po to, aby stała się również dla uczniów wartością przez nich samych cenioną musi, jak uczy historia, być odpowiednio wyeksponowana. (Uczenie się przez przeżywanie, 1990, s. 161)

Jak przystało na profesora w pełnym tego słowa znaczeniu, znakomicie pisał recenzje książek naukowych nie tylko z pedagogiki, ale z szeroko pojmowanej humanistyki. Można odczytać z ich treści, jak bardzo chciał przez ich osobiste odczytanie zaznaczyć swój stosunek do ponowoczesnego świata, w którym nie z wszystkim się zgadzał, nie wszystko cenił i akceptował. To także jest wielką sztuką tak pisać o cudzych książkach, by w wyniku własnej recepcji nadać im szczególny wymiar.

Kilka lat temu opublikował w tygodniku katolickim "Niedziela" piękną w treści recenzję dwóch tomów pod wspólnym hasłem: „Ludzie niezwykli” - tomu pierwszego - pióra Alicji Dybkowskiej pt. "Zygmunt August" oraz tomu drugiego Małgorzaty Kośki pt. "Adam Tytus Działyński i Karol Marcinkowski", bowiem dostrzegł w nich niezwykle istotne przesłanie:



(...) odpowiadają one na dostrzeżone potrzeby współczesnego wychowania, więcej, dają także dowód adekwatnego odczytania „znaków czasu”. Czasy, w których przypadło nam żyć, to okres wyjątkowo złożonej rzeczywistości, w której nietrudno o zagubienie i bezradność. Źródłem niepokoju zdaje się być przede wszystkim „obowiązywanie” dziś już politycznych i przeniesionych do wychowania haseł: pluralizm i tolerancja.

Postulowanemu, niemalże prawem stanowionemu, pluralizmowi wartości przydaje się niemal nieograniczoną otwartość, a więc i - jak to słusznie zauważył w opublikowanym przed laty artykule na łamach Przeglądu Powszechnego bp Karl Lehmann - niepewność. Tak pojmowany pluralizm stał się w istocie źródłem aksjologicznego chaosu, w którym zagubiono kryteria odróżniania dobra od zła, piękna od brzydoty, tego, co godziwe, od tego, co godziwe nie jest, tego, co mądre, od tego, co na miano mądrości nie zasługuje, a w naukach o wychowaniu, czyli w pedagogice, zagubiono w ogóle prawdę rozumianą zwyczajnie, jako pewność poznania.

Niepewność jest stanem ogarniającym nas wszystkich, a więc nauczycieli i wychowawców, od których żąda się akceptacji, w imię otwartości na pluralizm i tolerancję - wszystkich współwystępujących, często z sobą sprzecznych, koncepcji pedagogicznych. A pytanie o to, w stosunku do której z pedagogik jest dana koncepcja alternatywna, przestaje być pytaniem merytorycznym, a stać się może - w opinii miłośników alternatyw - nietaktem.

Wiemy z kolei, że człowiek źle toleruje chaos i niejako w sposób naturalny poszukuje jego przeciwieństwa, czyli ładu, który jest przecież źródłem pewności i spokoju. Potrzebę ładu odczuwamy wszyscy i z pewnością jest ona także dana wychowawcom i nauczycielom. Źródłem poszukiwanego ładu dla nas wszystkich jest świadomość własnego miejsca w strukturach pielęgnowanych od pokoleń wartości, mocno utwierdzonych przez historię narodu.


Zacytowałem większy fragment z tej recenzji, by pokazać, jak bardzo Profesor troszczył się o pedagogikę zrównoważonego rozwoju. Nie był przeciwnikiem alternatyw w edukacji, ale takich ich iluzji, fasad czy podróbek, które tworzyły niepewność, chaos skutkując błędami dydaktycznymi i wychowawczymi także w naszym szkolnictwie.

Profesor Władysław Piotr Zaczyński obchodził osiemdziesiąte urodziny siedem lat temu w gronie uczonych Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie w dn. 24 września 2010 r., mimo że to Wydziałowi Pedagogicznemu poświęcił wszystkie lata swojego życia i twórczości naukowo-dydaktycznej. Tak to już bywa z emerytowanymi profesorami, że bliżsi stają się swoim uczniom, wychowankom, wypromowanym doktorom czy doktorom habilitowanym, aniżeli nowej generacji akademickiej we własnej Alma Mater.

W czasie zorganizowanemu przez jednego z naukowych partnerów - prof. Janusza Morbitzera na Wydziale Pedagogicznym UP w Krakowie 20. Sympozjum prof. Władysław P. Zaczyński mówił o tym, z czym nadal nie mogą poradzić sobie młodzi naukowcy, a mianowicie o postępie i nowoczesności w dydaktyce ogólnej.

Jak wówczas zaznaczył w referacie plenarnym: "nowoczesność" i "postęp", często są ze sobą kojarzone, ale nie zawsze idą w parze. Wysoki poziom nasycenia technologiami procesu dydaktycznego nie zawsze daje postęp. (...) aktualny etap „informatyczny” traktowany jest bardzo często jako osobny. Błędem jest nieczynienie użytku z doświadczeń okresu poprzedniego. Grozi nam nowa postać werbalizmu technicznego. Poznawanie lasu wymaga pójścia do lasu, a nie oglądania na filmie. Konieczne jest zatem odnajdywanie wspólnoty myśli przez wszystkie generacje uczonych.

Warto korzystać z publikacji zmarłego Profesora, gdyż stanowią inspirację do dalszych badań naukowych i konstruowania eksperymentów pedagogicznych:


Zaczyński W. Praca Badawcza Nauczyciela, Wyd. Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa, 2002.

Zaczyński W. Statystyka w pracy badawczej nauczyciela, Wyd. ŻAK, Warszawa,1997.

Zaczyński W. Poradnik autora prac seminaryjnych, dyplomowych i magisterskich. Wyd. ŻAK, Warszawa, 1995.


Zaczyński W. Uczenie się przez przeżywanie: rzecz o teorii wielostronnego kształcenia, Wyd. ŻAK, Warszawa, 1990.

Zaczyński W. Metodologiczna tożsamość dydaktyki, Wyd. Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa,1988.

Zaczyński W. Praca badawcza nauczyciela, Wyd. Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa, 1968.

Zaczyński W. Rozwój metody eksperymentalnej i jej zastosowanie w dydaktyce, Wyd. PWN, Warszawa, 1967.

Wielka to strata dla polskiej pedagogiki. Składam w tym miejscu wyrazy szczerego współczucia Rodzinie zmarłego Profesora.


Pogrzeb Pana Prof. Władysława P. Zaczyńskiego odbędzie się w piątek 5 stycznia 2018 roku o godz. 12 w Warszawie na Cmentarzu Powązkowskim (tzw. Stare Powązki). Uroczystość pożegnania Pana Profesora rozpocznie się mszą św. w Kościele św. Karola Boromeusza, ul. Powązkowska 14 (godz. 12), po czym nastąpi odprowadzenie Zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku.

22 grudnia 2017

Bierzmy w swoje dłonie światło nadziei, miłości i pojednania


Z takimi życzeniami przyjechali do mnie instruktorzy ZHP a zarazem naukowcy UKW i UŚl.

"Wpatrzeni w blask Betlejemskiego Światła Pokoju
otwierajmy nasze drzwi
i nie odwracajmy naszych dłoni
od drugiego człowieka"


Święta Bożego Narodzenia mają swój wyjątkowy urok, dar Bożej łaskawości, pokoju i miłości, łączenia ludzi wbrew tym, którzy nas dzielą. Jak napisał w swoich życzeniach ks. Jan Niewęgłowski - "Małe Dzieciątko złożone w ubogim żłobie jest odpowiedzią na najważniejsze pytania naszego istnienia: Kim jestem? Do czego jestem wezwany? Szukanie tej odpowiedzi na drogach Adwentu i odnalezienie jej razem z pasterzami i mędrcami w Słowie, które stało się Ciałem jest największą radością Bożego Narodzenia".

Niech ta radość otwiera nasze serca na Boga, wspólnotę i miłość.

Szczególna symbolika gwiazdy betlejemskiej, żłóbka, rorat i Pasterki, wieczerza wigilijna w uświęconej przestrzeni rodzinnego domu - wszystko to niewątpliwie służy nawiązaniu kontaktu z Tym, Który Jest i odbudowaniu więzi międzyludzkich.

W czasie głębokiej refleksji o sprawach ważnych dla każdego z nas, w okresie wyhamowywania biegu wydarzeń, by można było zastanowić się nad tym, co minione, rozważyć potencjalność, jaką przyniesie jutro i umocnić naszą miłości do tych, których kochamy najbardziej, mając ich zawsze blisko siebie, warto pochylić się nad każdym, dokonanym przez nas czynem, nad dobrem i słabościami. Z dokonanego odkrycia i zadumy warto wyłonić to, co może nam przynieść pokój i radość, prawdę i miłość.

Życzę Czytelnikom bloga, by nastrój wieczoru wigilijnego sprzyjał rodzinnym spotkaniom, refleksjom i pojednaniom, a Nowy Rok - 2018 obfitował w spokój, pozytywne emocje i zdrowie.

21 grudnia 2017

Coraz gorszy poziom habilitacji


Każdy uczony jest odpowiedzialny za rzetelność, uczciwość i wysoką jakość własnego dorobku naukowego. Kiedy ubiega się o stopień doktora habilitowanego, prawda wychodzi na jaw. Nie ma miesiąca, by nie doświadczać żenującego poziomu publikacji niektórych nauczycieli akademickich, którzy uważają, że skoro procedura jest bez ich udziału, to nie muszą wstydzić się za to, co przedkładają komisji habilitacyjnej. Wychodzą zapewne z założenia - NIECH SIĘ WSTYDZI TEN, KTO WIDZI.

Marek Wroński publikował na łamach "Forum Akademickiego" artykuły w cyklu "Z archiwum nieuczciwość naukowej", ale chyba zaszła dobra zmiana, bo w wersji on-line nie widzę już od dwóch miesięcy ani jednego. Czyżby poprawiła się sytuacja etyczna i naukowa w środowiskach akademickich? Wprost odwrotnie. Niezależnie od tego, czy i ile piszemy o patologii w częściowo zdemoralizowanym już środowisku akademickim, tym zakres dewiacji nie ulega zmniejszeniu, ale narasta. Być może jest tak, że od dawien dawna był taki jej poziom, tylko nie było odważnych, którzy podejmowaliby te kwestie w przestrzeni publicznej. Uczelnie nadal są instytucjami, w których większa część kadr uzurpuje sobie prawo do nic nierobienia. Ich przełożeni "zamiatają sprawę pod dywan".

Od lat rejestrujemy zanik uniwersyteckiego etosu, także wśród tych, którzy piszą artykuły na ten temat, bo sądzą, że światło prawdy ich nie obejmie. Przytaczam zatem wybrane opinie recenzentów na temat niektórych wniosków habilitacyjnych i profesorskich, z których część została, niestety, zaakceptowana przez jednostki uczelniane. Jak w 2019 r. powstanie Rada Doskonałości Naukowej i wreszcie rząd zatroszczy się o kadry administracyjno-prawnicze w tym organie, to być może nastąpi konieczna weryfikacja już nadanych stopni naukowych.

Oto przykłady z ostatnich lat:

Socjologia - istotne uchybienia warsztatowe, tylko jeden artykuł w punktowanym czasopiśmie naukowym (wykaz B). Recenzent w komisji habilitacyjnej wskazał na plagiat, toteż sprawę przekazano do uczelnianej komisji dyscyplinarnej. Ta zaś powołała się na chińskiego badacza, którego zdaniem, jeżeli ktoś wykorzystuje cudze teksty, to znaczy, że zasługuje na nagrodę, a nie karę, gdyż w ten sposób upowszechnia i rozsławia myśl innego mędrca.

Nieuprawnione zapożyczenia być może są następstwem nieświadomego przyjęcia czyjejś myśli. W uzasadnieniu komisja dyscyplinarna stwierdza, że wprawdzie ma miejsce w książce tej osoby zbyt rzadkie odwoływanie się do publikacji X-a, co jest niewątpliwie uchybieniem, ale tego typu naruszenie nie jest plagiatem, tylko brakiem kurtuazji.


A oto fragment z recenzji wskazujący na to, że powołana w jednym z uniwersytetów komisja do sprawdzenia, czy habilitant popełnił plagiat, tak oto uzasadniła przymknięcie na tę kradzież oka:


Nauki filologiczne:

- część pracy jest niespójna, bez logicznego układu treści; rozprawy mają publicystyczny charakter, autor jest niekompetentny językowo. Odnotowuje się brak poprawności filologicznej i potoczność języka. Zdumiewająca jest niestaranność redagowania przypisów i bibliografii.

- przedłożona rozprawa habilitacyjna jest autoplagiatem, bowiem autor wydał kilka lat temu poprzednią monografię, która została odrzucona w postępowaniu habilitacyjnym, a teraz opublikował ją pod nieco zmienionym tytułem. Zawartość tożsamej treści z poprzedniej książki wynosi 90%. Nawet nie poprawił błędów merytorycznych z pierwszej edycji.

- Rozprawa habilitacyjna zawiera ryzykownie wątłą podstawę do ubiegania się o awans. Autor przyznaje w autoreferacie, że reprezentuje inną dyscyplinę naukową niż ta, w której ubiega się o stopień naukowy. Wcale mu to nie przeszkadza.


Historia:

- dorobek kandydata jest średnio obfity, jego rozprawa nie może stanowić ukoronowania dorobku naukowego, ale recenzent wyraża ciepłe uznanie dla pasji badacza; Jego prace mają kronikarski charakter, pełne faktografii; są jednak pozbawione analizy naukowej.

- kandydat nie ma naukowych dokonań badawczych, jego praca nie spełnia kryteriów pracy naukowej, to czyste popularyzatorstwo. Ceniony jest za pożyteczne oświatowo inicjatywy. Dorobek jest skromny.

- aż trzech recenzentów w tym postępowaniu było powiązanych z kandydatem do tytułu. Nie należy on do wybitnych naukowców, gdyż cechuje go mała aktywność badawcza. Trzeba jednak stwierdzić, że ma skromny dorobek, za to współpracuje z zagranicznymi naukowcami.

- po habilitacji wydał o połowę mniej rozpraw, niż przed, w tym jedną książkę opublikował wspólnie ze swoją doktorantką. Ma kilka haseł encyklopedycznych, recenzji i jedną rozprawę monograficzną.


Nauki o polityce:

- dorobek kandydata ma charakter publicystyczny. Dużo publikuje w prasie i czasopismach społeczno-politycznych, ale ma mało badań naukowych.

Tak kręci się świat pseudonauki. Współpraca z Wietnamem tego nie uzdrowi.

20 grudnia 2017

Amant na uniwersytecie



Jak zobaczyłem powyższe ogłoszenie, to przypomniała mi się piosenka w wykonaniu Danuty Rinn, która proroczo śpiewała przed laty:

Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy? - Jeee!...



Do czego to już doszło, żeby jakiś sfrustrowany mężczyzna wywieszał codziennie na uniwersytecie ogłoszenie o powyższej treści. Chyba studentki pedagogiki nie postrzegają tego typu zaproszenia jako wartościowe, skoro jest ono ponawiane. A może znalazły się takie, które skorzystały z możliwości zawarcia znajomości i szybko ją zerwały w wyniku rozczarowania? Tak czy siak, nie wiemy, czy poszukujący studentki ma problemy z sobą i wymaga z tego powodu otoczenia go pomocą psychologiczną?

Chyba pop-psychologiczna literatura jest dla niego za droga, by się w nią zaopatrzyć, albo za "mądra", gdyż nie potrafi jej czytać ze zrozumieniem? Mógłby przecież udać się do biblioteki publicznej i wypożyczyć sobie kicz z zakresu psychologii rozwoju osobistego. Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Tak samo szybko wpada do głowy, jak z niej wypada, a zawarte w niej recepty doskonale zaśmiecają zniewolony umysł.

Widać z formy ogłoszenia, że poszukiwacz posługuje się klawiaturą PC i drukarką, a nawet posiada własny adres elektroniczny, który podaje w każdym ze swoich ogłoszeń (tu zamazany).


Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Może ów amant spragniony kontaktów ze studentką pedagogiki odwiedzi którąś w Wigilię z nadzieją, że będzie nań czekało wolne miejsce przy stole?

19 grudnia 2017

Czy czujemy się w Polsce bezpiecznie?






Na Wydziale Nauk o Wychowaniu UŁ obradował wczoraj Zespół Edukacji dla Bezpieczeństwa przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, któremu przewodniczy prof. dr hab. Ryszard Bera z UMCS w Lublinie. Przywitał on wraz z panią dziekan Wydziału - dr hab. Danutą Urbaniak-Zając prof. UŁ przybyłych na obrady naukowców z różnych uczelni w kraju i reprezentujących kilka dyscyplin naukowych w dziedzinie nauk społecznych. O sprawach bezpieczeństwa i związanych z nim zagrożeń dyskutowali bowiem nie tylko pedagodzy (tu także różnych subdyscyplin pedagogicznych), ale i socjolodzy, przedstawiciele nauk o bezpieczeństwie i nauk o obronności oraz psycholodzy.

Tematem przewodnim posiedzenia były "Zagrożenia dla bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni, jako przedmiot badań i kształcenia". Referującymi byli m.in. dr hab. Marek Walancik prof. WSB w Dąbrowie Górniczej, który przedstawił globalne, narodowe i lokalne czynniki zagrożeń ludzkiego życia oraz dr hab. Józef Bednarek prof. APS mówiący o nowych wyzwaniach edukacji dla bezpieczeństwa w kontekście wybranych zagrożeń wirtualnego świata.


Mogłem uczestniczyć tylko w pierwszej części tego posiedzenia, która - mimo uświadomienia nam genezy i ewolucji katastrof i różnego rodzaju kataklizmów na świecie - zakończyła się dość optymistycznym sondażem CBOS wśród Polaków (z dn. 30.03.-6.04.2017 r.), w świetle którego od 1987 r. rodacy nie czuli się tak bezpiecznie we własnym kraju jak w 2017 r. Aż 89% Polaków odpowiedziało pozytywnie na pytanie - Czy Polska jest krajem, w którym żyje się bezpiecznie?


Tymczasem optyka postrzegania bezpieczeństwa wyostrza się w naszym społeczeństwie od czasu m.in. ataku terrorystycznego na WTT w Nowym Jorku i na Pentagon w dn. 11 września 2001 r., a kolejne wydarzenia w postaci powstania Państwa Islamskiego, niespotykana dotychczas na tak dużą skalę migracja ludności państw afrykańskich do Europy, aneksja Krymu przez Rosję, wzmocnienie potencjału nuklearnego przez Koreę Północną i itp. prowadzą do obniżenia wśród ludzi poczucia bezpieczeństwa.

W ub. roku Komenda Główna Policji powołała specjalny zespół do walki z cyberprzestępczością i cyberzagrożeniami, bowiem - zdaniem M. Walancika, który powoływał się na analizy socjologów, filozofów i politologów zachodnioeuropejskich - to właśnie w tej przestrzeni rozpoczęła się przed laty III wojna światowa. W różnych regionach i na różnych kontynentach prowadzona jest cyberwojna, wojna hybrydowa oraz ma miejsce cyberterroryzm, które obezwładniają systemy informatyczne wybranych przez atakujących państw, by móc realizować odmienne cele polityki zagranicznej i gospodarczej.

W Polsce giną dzieci, dorośli i osoby starsze głównie w wypadkach drogowych i w wyniku zabójstw. Wiek XXI doświadcza nas zagrożeniami płynącymi ze strony sił natury (powodzie, trąby powietrzne, biały szkwał, a nawet odczuwalne na południu kraju trzęsienia ziemi itp.). Jak stwierdził prof. R. Bera - Bezpieczeństwo człowieka jest jedną z najważniejszych potrzeb i cenionych wartości w życiu człowieka, zaś wszelkie jego zagrożenia budzą uzasadniony niepokój.


Ideą spotkań Zespołu Edukacji dla Bezpieczeństwa jest zatem prowadzenie debaty naukowej i przygotowanie odpowiedniego raportu dla pedagogów, nauczycieli, wychowawców w środowiskach pozaszkolnych, ale i służb socjalnych czy specjalistycznych np. policja, z którego wynikać będzie nie tylko diagnoza skali i różnorodności owych zagrożeń, ale i inspirowanie interdyscyplinarnych badań naukowych oraz upowszechnianie ich wyników w środowiskach oświatowych, by przygotowywać dzieci i młodzież do radzenia sobie w trudnych sytuacjach oraz dorosłych do przeciwdziałania możliwym zagrożeniom dla zdrowia czy życia wszystkich mieszkańców naszego kraju.

Uczestnicy wczorajszej debaty mogli zapoznać się z interesującymi publikacjami m.in. Józefa Bednarka "Multimedia w kształceniu", Marka Sokołowskiego "(R)ewolucja w komunikacji" czy jedną z ostatnich prac zbiorowych pod red. Barbary Wiśniewskiej-Paź - "Edukacja a bezpieczeństwo w różnych wymiarach i kontekstach. Formacje militarne i paramilitarne wobec wyzwań edukacyjnych". Każdy otrzymał materiały edukacyjne, które przygotował Urząd Miasta Stołecznego Warszawa, Urząd Dzielnicy Białołęka oraz materiały Fundacji Orange i Fundacji Dzieci Niczyje dotyczące cyberprzestrzeni jako źródła uzależnienia, bezpiecznych mediów, reagowania na cyberuzależnienie a także tego, jak rozumieć osobę uzależnioną oraz jak przetrwać z nią w rodzinie.

(fot. Marcin Rojek)

18 grudnia 2017

Niepokojąca reakcja władz UW na młodych uczonych z KKHP?


Z udostępnionego mi protokołu posiedzenia Senatu Uniwersytetu Warszawskiego w dniu 22 listopada 2017 r., a więc tuż po przywołanej przeze mnie we wczorajszym wpisie debaty z sesji Sejmowej Podkomisji Szkolnictwa Wyższego i Nauki, przebija niezasłużony atak na jej młodych uczestników. Rektor zamiast zaprosić na to posiedzenie swoich doktorantów i absolwentkę, by podziękować im za osobiste włączenie się do politycznej debaty na temat projektowanej Ustawy 2.0, zaatakował ich i skrytykował poza ich plecami, a więc bez możliwości złożenia przez nich wyjaśnień, czego wymaga kultura akademicka i dobre obyczaje.

W czasie posiedzenia Senatu UW Rektor Pałys powtórzył swoje argumenty, które przedstawił w sejmowej podkomisji, ale tylko po to, by stwierdzić, że wśród dyskutujących pojawiły się wypowiedzi nieprzyjazne Uniwersytetowi Warszawskiemu. Proszę zatem sięgnąć do mojego wczorajszego wpisu lub wysłuchać (po kliknięciu na hiperłącze) ich osobiście, by przekonać się, że zastosowano tu nierzetelną opinię o młodych osobach.

To, że uczestnicy debaty z KKHP przedstawiali swoją afiliację przywołując związek z Uniwersytetem Warszawskiem dobrze tylko świadczy o nich i o tej Uczelni. Nie muszą przecież na kolanach głosić akceptacji dla stanowiska ich Magnificencji, skoro w swoich opiniach prezentowali uwagi z perspektywy środowiska akademickiego en block, a już tym bardziej nie w kontrze do własnej alma Mater.

Otóż zdaniem Rektora Pałysa członkowie KKHP nie mieli prawa zabierania głosu w czasie tej debaty jako reprezentanci UW. Wystarczy zapoznać się z ich wypowiedziami, że nie były one eksponowane jako stanowisko środowiska akademickiego tej Uczelni. "Dużym zaskoczeniem były dla Rektora Pałysa wypowiedzi pani Moniki Helak, absolwentki Uniwersytetu, do niedawna członka Senatu Uniwersytetu Warszawskiego, która stawiała za wzór dla Uniwersytetu Warszawskiego Uniwersytet Opolski". Czyż nie jest to przekłamanie?

Ja nie odczytuję w Jej wypowiedzi stawiania UO za wzór dla UW, aczkolwiek gdyby to miało miejsce, to w niektórych przypadkach przyznałbym tej absolwentce nawet rację. Zawyżona samoocena i pycha są złym doradcą w przekształcaniu i nadinterpretowaniu wypowiedzi młodej osoby. Dotyczyło to także studenta Piotra Drygasa, któremu Magnificencja zarzucił, iż "przedstawiał się w sposób sugerujący, że jest przedstawicielem samorządu studenckiego Uniwersytetu warszawskiego". Też tego nie da się z tej debaty wyprowadzić. Czy nie należałoby w tej sytuacji przeprosić studenta?

To prawda, że wypowiedzi młodych były w częściowej kontrze do stanowiska Rektora UW. Czy jednak nie mieli prawa do przedstawienia opinii, które powierzyli im doktoranci i studenci innych uczelni w kraju? Nagle mieli schować głowę w piasek z obawy przed występującym w Sejmie ich rektorem? Do czego to dochodzi? Czy słuszne jest wciąganie w wir nierzetelnego przekazu przewodniczącego Samorządu Studenckiego UW, który potulnie wyraża za Rektorem oburzenie z powodu rzekomego zdezawuowania UW???

Od początku istnienia Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej obserwuję i popieram jego działalność, mimo że nie wszystkie poglądy czy inicjatywy są w kręgu moich afirmacji. Nie wolno młodzieży akademickiej i kandydatom do stopni naukowych odbierać głosu dezawuując ich osobiście i przeinaczając ich aktywność w środowisku.

A może warto przypomnieć w tym miejscu, że to właśnie młodzi z KKHP w minionych latach ujawnili:

- żenująco niskie płace dla pracowników administracji UW;

- kompromitujący doktorat prezesa BCC, do którego obrony na szczęście nie doszło.

Przypominam, a można wpisując w blogu w wyszukiwarkę KKHP znaleźć moje wpisy na temat KKHP, jak istotne były inicjatywy akademickie tego środowiska:

1) W 2013 r. List w obronie samorządności uczelni

2) W 2015 - List Otwarty do Senatów uczelni z apelem o zorganizowanie przestrzeni dla otwartej, publicznej kampanii kandydatów na rektorów. Pragnęli w ten sposób choć trochę zmienić uniwersytety od wewnątrz;

3) W 2015 r. udział KKHP w proteście przed MEN na rzecz zwiększenia nakładów na edukację, 9 proc. waloryzacji wynagrodzeń nauczycieli oraz pracowników administracji i obsługi, zaprzestania likwidacji szkół i zwolnień pracowników oświaty, poprawy warunków pracy oraz przywrócenia wcześniejszych emerytur;

4) W dniu 10 czerwca 2015 r. spod bram Uniwersytetu Warszawskiego wyruszyła „CZARNA PROCESJA”, która udała się pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów celem zaprotestowania przeciwko prowadzonej przez PO i PSL polityce Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W pochodzie wzięli udział studenci, doktoranci i pracownicy naukowi z niemal wszystkich polskich ośrodków uniwersyteckich.

5) 2015 - zorganizowanie w Warszawie "wykładu okupacyjnego", ale nie w gmachu resortu nauki, tylko przed nim, by politycy PO i PSL dostrzegli wreszcie problemy nędzy szkolnictwa wyższego i manipulacji rzekomą troską o jakość kształcenia.

To KKHP w znaczący sposób przyczynił się do rezygnacji z pobierania opłat za studiowanie drugiego kierunku studiów! Wiele podnoszonych przez jego działaczy postulatów, takich jak wprowadzenie wielu ścieżek kariery akademickiej czy uniezależnienie dotacji dla uczelni od liczby studentów, przeniknęło do mainstreamu. To oni upominali się o systemową zmianę modelu finansowania szkolnictwa wyższego, zmianę sposobu oceniania projektów badań naukowych, zmiany gwarantujące poprawę warunków studiowania i zmiany modelu współpracy z otoczeniem społecznym.

Czyżby to tak bardzo doskwierało Rektorowi Pałysowi, że wreszcie znalazł okoliczność do pozbycia się "awanturników"? Amerykanie ich działania wpisaliby w ramy wiodącego w kraju Uniwersytetu.


18.12.2017

List otwarty KKHP do JM Rektora UW, prof. Marcina Pałysa
Szanowny Panie Rektorze
Zwracamy się do Pana Rektora z apelem o wycofanie się z wypowiedzi piętnujących studentów i absolwentów Uniwersytetu Warszawskiego, którzy wzięli udział w posiedzeniu sejmowej Podkomisji nauki, edukacji i młodzieży 21 listopada 2017 roku. Nasze wypowiedzi, wskazujące na potrzebę upodmiotowienia środowiska naukowego i zagrożenia związane z nową ustawą o szkolnictwie wyższym podyktowane były duchem odpowiedzialności za los środowiska naukowego w Polsce, w tym społeczności Uniwersytetu Warszawskiego.

Z wielką przykrością przyjęliśmy informacje o nieprawdziwym przedstawieniu naszych wystąpień senatorom Uniwersytetu Warszawskiego, zawierającym sugestię, iż przedstawiliśmy się wobec posłów jako oficjalni reprezentanci określonych organów uniwersyteckich. Prawdziwym smutkiem napełniają nas, sprzeczne z podstawowymi normami akademickimi planowane wytoczenie sprawy dyscyplinarnej kol. Monice Helak i kol. Piotrowi Drygasowi za wypowiedzi wskazujące na brak wystarczającego dialogu pomiędzy studentami a władzą rektorską na Uniwersytecie Warszawskim. Natomiast wezwania kierowane przez władze rektorskie Uniwersytetu za pośrednictwem Senatu do pracowników UW o wypisywanie się z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej są dla nas informacją porażającą.

Działania przeciw członkom społeczności akademickiej związanym z ruchami społecznymi zaangażowanymi w reformę nauki uderzają nie tylko w podstawowe wartości akademickie: pluralizm i swobodę debaty, lecz również w prawa obywatelskie: swobodę zrzeszania się. Trudno interpretować przebieg posiedzenia Senatu UW inaczej niż jako próbę zastraszania zaangażowanych członków społeczności akademickiej.

W związku z powyższym zwracamy się do JM Pana Rektora o skorygowanie zarówno swoich wypowiedzi jak i innych osób postulujących kroki dyscyplinarne na forum Senatu Uniwersytetu Warszawskiego. Zwracamy się do Pana o oficjalne przeprosiny za piętnowanie osób i organizacji wypowiadających się w debacie na temat szkolnictwa wyższego. Zwracamy się też o publiczne zapewnienie, że pracownicy uczelni są zachęcani do publicznej aktywności w kwestii reformy, że władze rektorskie cenią pluralizm postaw w tej sprawie i że praktyką przyszłości nie będzie dalsze piętnowanie jakichkolwiek organizacji przez rektora wobec przedstawicieli uczelni zrzeszonych w Senacie.
z wyrazami szacunku

Zarząd Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej

17 grudnia 2017

Spieszcie się z zamówieniem, bo bezpłatna książka szybko się rozchodzi


Najnowsza książka profesora Aleksandra Nalaskowskiego "Szkoła Laboratorium. Od działań autorskich do pedagogii źródeł" wydana przez krakowski "Impuls" wespół z Ośrodkiem Rozwoju Edukacji w Warszawie wywołała oczywiste zainteresowanie. Autor jest bezradnym, bowiem jego monografia ukazała się z środków UE, a zatem nie może być w sprzedaży. Ludzie piszą do Profesora maile, dzwonią z prośbą o egzemplarz lub podanie namiarów pozyskania tej książki, a on rzeczywiście jest bezsilny, podobnie jak Oficyna Wydawnicza "Impuls", która pięknie ten tytuł zredagowała i wydała.

Prośba autora jest taka, by zainteresowani tym tytułem pisali na adres:

sekretariat@ore.edu.pl

z prośbą o przesłanie im tej książki. Na stronie ORE jest informacja, której tak łatwo nie znajdziecie. Jak informuje ORE: "Książka zebrała entuzjastyczne recenzje m.in. prof. zw. dr. hab. Kazimierza Zbigniewa Kwiecińskiego – członka rzeczywistego Polskiej Akademii Nauk oraz prof. zw. dr. hab. Bogusława Śliwerskiego – kierownika Katedry Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego. Do dystrybucji przeznaczonych zostało 750 egzemplarzy. Zamówienia należy składać listownie na adres Ośrodka lub mailowo: sekretariat@ore.edu.pl". Obawiam się, że ta liczba jest już znacznie mniejsza. Piszcie zatem szybko, jeśli chcecie mieć ten rarytas z materiałami wideo u siebie w domu, szkole czy na uczelni.

Takiej gratki dawno nie miało pedagogiczne środowisko. Jednak środki Unii Europejskiej zostały w tym przypadku bardzo dobrze wydane.

Sejmowa Podkomisja nauki i szkolnictwa wyższego - odsłona mitów i prawdy o beneficjentach reformy 2.0



W dn. 21 listopada br. odbyło się posiedzenie podkomisji sejmowej nauki i szkolnictwa wyższego.

Rektor Uniwersytetu Warszawskiego prof. dr hab. Marcin Pałys, reprezentujący Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich wyraźnie potwierdził, że zarówno ta Uczelnia, jak i Uniwersytet Jagielloński najsilniej lobbują na rzecz zmiany ustawy. Jak stwierdził:

Proszę pamiętać, że środowisko od lat zgłaszało postulaty dotyczące tego aby ustawę zmienić. Aby ją odbiurokratyzować, zmniejszyć jej przeregulowanie, zostawić więcej autonomii uczelni, dać uczelniom narzędzia do rozwoju, a nie narzucać jednego modelu, który ma pasować dla wszystkich. Domagaliśmy się tego, żeby ustawa była ramowa, i żeby to statut, który jest wynikiem namysłu wspólnoty akademickiej, decydował o wszystkich, mniejszych niż te, wszystkich sprawach które nie są fundamentalne dla systemu szkolnictwa wyższego.

Toczona była dyskusja. Ta dyskusja była dyskusją naprawdę partycypacyjną i taką, w której środowisko miało okazję się wypowiedzieć. I środowisko ma bardzo wiele propozycji zmian, które znalazły się w tej ustawie. Jest mi przykro słyszeć, że te propozycje, które powstały w środowisku nie są warte wysłuchania. Dlatego, że różne zdania które tutaj padały w trakcie tej dyskusji świadczą o tym, że tak naprawdę chęć autonomii uczelni, roli statutu, nie jest istotna.

(...)

Wielką zaletą tej ustawy jest to, że nie wchodzi w strukturę i organizację wewnątrz uczelni. Uczelnia jest autonomiczna ponieważ może sama zadecydować o swojej strukturze. To jest wielki krok w stosunku do dotychczasowego prawodawstwa. Po drugie, odesłanie jest we wszystkich ważnych sprawach do statutu. Po trzecie, i to jest może najistotniejsze, dotychczasowa ustawa niszczy i zniszczyła w większości wypadków wspólnotowe pojmowanie uniwersytetu. Dziś uniwersytet, i każda inna uczelnia, to jest federacja grupek, federacja instytutów, federacja wydziałów, mówimy nawet, padają słowa o autonomii wydziałów, chociaż nie istnieje autonomia wydziałów, może istnieć samodzielność wydziałów, ale nie autonomia. Autonomia jest uczelni.

I bez możliwości takiej, aby to środowisko akademickie wewnątrz każdej uczelni mogło decydować o swojej organizacji, sposobie funkcjonowania i strukturze, nie ma wspólnoty uczelni. Tej wspólnoty dzisiaj nie ma, dlatego, że ustawa dotychczasowa jest bardzo rygorystyczna i sztywna, wpływa na strukturę, uprawnienia, de facto rozbijając uczelnię, atomizując na drobne struktury.

Proszę Państwa, dlaczego środowisko chciało, żeby ta ustawa została zmieniona: dlatego, że wszyscy mieli przekonanie, że doszliśmy do pewnego rodzaju ściany. W tak sztywnych regulacjach, przy tylu detalach które są ujęte w ustawie, nie ma możliwości dalszego rozwoju. Jest możliwość trwania, jest możliwość nawet bardzo wygodnego trwania, ale nie ma możliwości zrobienia kroku do przodu. I dlatego apeluję do Państwa, wszystkich tych, którzy będziecie głosować za ustawą, będziecie wprowadzać do niej zmiany, będziecie decydować o przyszłości szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce, abyście przychylili się do takich wizji i takich rozwiązań, które wspierają uniwersytety otwarte, ambitne, współczesne, wspólnotowe, rozwijające się.

Uniwersytet Warszawski taki jest, i nie chcielibyśmy żeby nasze marzenia o tym rozwoju, właśnie marzenia o takim uniwersytecie, zostały, znaczy padły ofiarą pewnego rodzaju kalkulacji związanych z procesami politycznymi czy partyjnymi. Bardzo Państwa o to w imieniu środowiska akademickiego proszę. Dziękuję."


Po JM Rektorze, głos zabrał Piotr Drygas, student Uniwersytetu Warszawskiego, który przedstawił wizję studenta na planowaną reformę, w świetle której jest ona w dużym znaczeniu bardzo zła i bardzo negatywna:


"Co więcej, jest to znaczące, ministerstwo określa reformę jako sprzyjającą studentom i studentów wymienia jako podstawowych beneficjentów. Tymczasem trzeba zauważyć że przede wszystkim ograniczone zostaną narzędzia w których studencka wiedza... i studenckie potrzeby będą ograniczane. Tutaj pan minister wspomniał, że wydziały może zostaną utrzymane, jednak będą one zależne od decyzji jedynie władzy poszczególnych uczelni. Natomiast to właśnie na wydziałach wielokrotnie studenci mają największe przełożenie na swoje życie, na właśnie te warunki, które ich najbardziej dotyczą.

Projekt ustawy mówi, że nie będą podwyższane odpłatności za studia i zabezpieczona będzie ogólna płatność w życiu studentów, natomiast nie samymi finansami student żyje. Partycypacja władzy, natomiast partycypacja w decyzjach, ich wiedza ekspercka, ich również możliwość odpowiedzi na to, jak jest kształtowany program studiów, to są miejsca gdzie studenci mają bardzo ważne i kapitalne znaczenie i to miejsce będzie wyrywane przez nowy projekt ustawy. Co więcej, tutaj patrzymy z bardzo abstrakcyjnego punktu widzenia jednej tylko wyłącznie uczelni.

A co z uczelniami regionalnymi, co ze spojrzeniem ogólnym i krajowym? Tutaj wielokrotnie padało stwierdzenie, że ustawa dzieli na Polskę A i B, albo dzieli na słabszych, lepszych, silniejszych, gorszych. Proszę Państwa, studenci z mniejszych ośrodków przy obecnej dynamice będą skazani absolutnie na odpłatne studia, co jeszcze bardziej pogłębi obecne problemy finansowe i obecne nierówności społeczne które są już dzisiaj widoczne i które przecież miały być obiektem absolutnej interwencji Prawa i Sprawiedliwości.

Obecny kształt projektu ustawy neguje zupełnie cały dorobek projektu społecznego który zaproponował rząd, jest to absolutnie dla mnie paradoks projektu. Co więcej, chciałbym również zaznaczyć, że mówienie przez przedstawicieli rektorów o tym, że są strażnikami wspólnoty akademickiej jest dla mnie bardzo ponurym żartem. Proszę Państwa, proszę nie zapominać, że rektorzy w swoich wszystkich komunikatach skutecznie zaznaczają, że “Wszystko okej, ale głos studentów w radzie jest niedopuszczalny.

Studenci, którzy będą negocjować prawo, które ich będzie dotyczyło? Jest to niedopuszczalne.” Dla rektorów wspólnota akademicka zaczyna się tam, gdzie studenci są zostawieni za drzwiami i mogą co najwyżej tam zapukać i poprosić o dopuszczenie do głosu. Dlatego chciałbym podsumować, że nie wiem jaka tutaj tradycja przyświeca autorom ustawy, mnie przyświeca tradycja polskich intelektualistów, polskich profesorów, między innymi polecam tutaj uwadze fantastyczny esej profesora Twardowskiego o majestacie uniwersytetu, dostojeństwie uniwersytetu.

Proszę Państwa, ta tradycja powinna być nam bliska, a nie jakieś zupełnie obce i co więcej nieskuteczne na gruncie polskim pomysły, które doprowadzą nie tylko do zaprzepaszczenia tradycji, nie tylko do negacji tego, jakie są teraźniejsze i obecne problemy uniwersytetu, ale zaprzeczą każdej możliwej przyszłości społeczeństwa polskiego, gdzie studenci, a przede wszystkim edukacja wyższa, są niezbędni dla jego rozwoju."



Kolejnym dyskutantem był przewodniczący Stowarzyszenia Komitet Kryzys Humanistyki Polskiej - doktorant UW - mgr Aleksander Temkin, który reprezentuje ogólnokrajowe środowisko młodych akademików:

Szanowni Państwo, Państwo Posłowie, uwaga formalna na początku, do Pana Profesora Pałysa. Rektorzy i byli rektorzy, i to rektorzy największych uczelni, to nie jest środowisko naukowe. Do ustawy krytycznie odniosło się Polskie Towarzystwo Socjologiczne, bardzo ostrą krytykę przeprowadził Komitet Nauk Pedagogicznych, środowisko polskich kulturoznawców, czy wreszcie niedawno wystosowana uchwała Senatu Uniwersytetu Łódzkiego, różnych środowisk związanych z Uniwersytetem Łódzkim, również jest niesłychanie krytyczna dla wielu podstawowych aspektów tej ustawy. To jest pierwsza uwaga formalna.

Po drugie, autorzy ustawy dokonali sztuki niesłychanej: połączyli, stworzyli dzieło które jest jednocześnie antynarodowe i jednocześnie antyliberalne. Jest antynarodowe dlatego, że doprowadza do zniszczenia polskiej prowincji, doprowadza do odcięcia całych regionów Polski od możliwości kariery naukowej, ale również kształcenia na poziomie ponad licencjackim. Chodzi o studia o profilu ogólnoakademickim. Nie do przyjęcia jest powiązanie szeregu podstawowych uprawnień dla uczelni z kategorią naukową jednostki.

Proszę Państwa, jak to wygląda w praktyce: na Opolszczyźnie, na Uniwersytecie Opolskim, i na Politechnice Opolskiej, nie ma ani jednej jednostki o kategorii A. Oczywiście nie wiadomo jak będzie wyglądała kategoria B+, to znaczy na tę chwilę ten uniwersytet jako uniwersytet znika. Może pozostanie nazwa “uniwersytet”, ale na tym uniwersytecie nie będą prowadzone studia doktoranckie, nie będzie miał uprawnień habilitacyjnych, również będą ograniczone studia na poziomie ponad licencjackim. Oczywiście będzie kategoria B+, oczywiście będą dyscypliny, nie wiadomo jak to będzie wyglądać.

Mam wrażenie, że ministerstwo przeprowadza tę zmianę na ślepo. W ostatnich dniach Pan Minister, Pan Premier Jarosław Gowin przyznał się, że nowy algorytm został wprowadzony bez odpowiednich symulacji na następne parę lat, w rozmowie z rektorami z Porozumienia Zielonogórskiego. No, proszę Państwa, jak dla mnie to takie wyznanie zasługuje na dymisję, ale to prywatna opinia. Podobnie Zachodniopomorskie.

Tam Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny to dziesięć wydziałów, Uniwersytet Szczeciński - dziesięć wydziałów, w całym Zachodniopomorskim są trzy jednostki kategorii A, czyli piętnaście procent. Piętnaście procent stanu naukowego zostanie na tę chwilę po reformie. Jak będzie po wprowadzeniu kategorii B+? Może to będzie 30%, może zostaną trochę większe strzępy uniwersytetu.

Proszę Państwa, to jest system neokolonialny. To jest system wewnętrznej neokolonizacji, w której większość Polski jest przedstawiana jako obciążenie dla największych miast, dla metropolii, i spada na rolę podwykonawczą. I tak, owszem, widzimy to już w tym nowym algorytmie. Autor artykułu “Polska Akademicka”, do którego odwoływał się Pan Poseł, informował mnie właśnie przed chwilą SMS-em, ogląda nas, pozdrawiam, że artykuł był pisany na podstawie danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Więc przeprowadził te symulacje, przeprowadził to podsumowanie zamiast Ministerstwa.

I teraz drugi aspekt: ta reforma jest nie tylko antynarodowa, ta reforma jest antyliberalna, jest antyliberalna w bardzo drastycznym wymiarze. Rektorzy już teraz mają bardzo dużą władzę na uczelniach, i niestety nie potrafią z tej władzy skorzystać, albo korzystają z niej źle. Dlatego, że to rektorzy i administracja rektorska jest odpowiedzialna za wyrzucanie sprzątaczek i ochroniarzy do firm zewnętrznych, to rektorzy i administracja rektorska jest odpowiedzialna za prywatyzowanie majątku uczelni, to rektorzy są odpowiedzialni za omijanie prawa pracy i niestety za to, że do tej pory nie potrafili korzystać z narzędzia jakim jest ocena okresowa, korzystać z takich narzędzi jak na przykład wewnętrzne algorytmy finansowania, które rzeczywiście umożliwiłyby pro jakościowe rozwiązania wewnątrz uczelni.

Niestety rektorzy też odpowiedzialni są za taką atmosferę na uczelniach. Proszę Państwa, rozmawiałem z szeregiem osób z Uniwersytetu Warszawskiego, z prośbą żeby przyszli i zabrali głos na tym posiedzeniu. Parę osób odmówiło mi, odmówiło mi udziału w tej podkomisji, ze względu na to, że boją się powiedzieć swoim władzom, boją się powiedzieć panom rektorom, że ci mają za dużą władzę. I że boją się powiedzieć tego w sytuacji w której nowa ustawa da rektorom władzę nieporównanie większą. Bo okazuje się, że największym problemem, proszę Państwa, takie rozpoznanie towarzyszy całej reformie, że rzekomo największym problemem polskich uczelni jest demokratyzacja, jest nadmierna demokratyzacja.

Proszę Państwa, ja to traktuję jako jeden z najlepszych żartów dekady. Niestety bardzo gorzkich żartów. Nasze środowisko w procesie konsultacyjnym, obok krytycznych poprawek, zgłosiło szereg poprawek, które powinny znaleźć się w ustawie i które są, które powinny być obowiązkową pozycją, tzw. kwestia przejrzystości uczelni, kwestia przejrzystości finansowej uczelni. To jest kwestia większej partycypacji pracowników i studentów, to jest kwestia rozrzedzenia stosunku władzy, bardzo gęstych, to jest kwestia zmiany kultury władzy, zmiana kultury zarządzania, to są pewne podstawowe rozwiązania, które zmniejszą feudalizm, zmniejszą złą kulturę zarządzania, która jest największym problemem polskich uczelni a która zostanie radykalnie wzmocniona, ta zła kultura władzy, z związku z nową ustawą.

Nie może być tak, że rektor będzie bez pozytywnej opinii związków zawodowych, będzie określał reguły oceny okresowej. Nie może być tak, że rektor odpowiada z polityki finansowej wyłącznie przed Radą Uczelni, która jest, która będzie się składała w ponad połowie z osób spoza uczelni, tak owszem, wybieranych przez Senat, ale kto będzie przedstawiał Senatowi tych członków Rad uczelni do wyboru? Tego ustawa nie określa, to jest bardzo zabawna dziura w tej ustawie.

(...) Jeżeli rektor, jeżeli rektor nie odpowiada przed wspólnotą to nie jest zapis pro modernizacyjny, wbrew wszystkim zaklęciom. To nie jest zapis pro modernizacyjny, to jest zapis korupcjogenny. Rektorom, administracji rektorskiej, ale również dziekanom obywatele uczelni, użytkownicy uczelni muszą móc patrzeć na ręce. Wszystkie decyzje finansowe muszą być jawne, muszą być publikowane. Musi zostać model władzy rektorskiej.

Sytuacja w której projekt ustawy nie idzie w stronę wprowadzenia merytorycznego wyboru rektorów, to znaczy wprowadzenia obowiązkowych debat, to znaczy obowiązkowego upublicznienia programów, no to są rzeczy podstawowe, to jest podstawowa kultura organizacyjna tego wymaga, a niestety wybory rektorskie wyglądają jak wyglądają, to znaczy pojawia się jeden kandydat, to znaczy kandydaci wycofują się i wygrany kandydat wygrywa walkowerem - w tę stronę w stronę walki z tymi patologiami powinna pójść ustawa a nie w stronę autokracji rektorskiej, bo samodzierżawie, samodzierżawie rektorskie nie jest oświecony absolutyzm, to nie jest wzmocnienie autonomii uczelni, dlatego że uczelnia to nie są rektorzy, uczelnia to jest wspólnota i trzeba wzmacniać to co jest wspólnotowe na uczelniach.

Trzeba upodmiotowić użytkowników uczelni. To są… nasze środowisko zgłosiło w konsultacjach naprawdę bardzo umiarkowane rozwiązania, które umożliwią upodmiotowienie członków uczelni, które umożliwiają przełamanie tego strachu wewnątrz uczelni, umożliwią zmniejszenie konformizmu również naukowego polskiego środowiska akademickiego.

I to jest kierunek, w którym dyskusja nad reformą powinna pójść, a nie w stronę zaklęć, że wzmacnianie roli rektora jest wzmacnianiem autonomii. Nie w stronę zaklęć, że z powodu inicjatyw doskonałości reforma ma charakter, reforma zgadza się z planem Morawieckiego i sprzyja zrównoważonemu rozwojowi kraju, kiedy ministerstwo kładzie plasterek na rozdartą przez samego Ministra Nauki aortę Polski regionalnej. Bardzo dziękuję."


Kolejną z wypowiadających się na temat projektowanej reformy była mgr Monika Helak - także członkini Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej, a zarazem również absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego. Zwróciła uwagę na kontekst społeczno-ekonomiczny, który rzutuje na sytuację polskich studentów i ich rodziny.

Jak stwierdziła: "(...) mediana wynagrodzenia w Polsce miesięcznego wynosi niewiele ponad 2000 zł i naprawdę w tych realiach wymuszanie mobilności poprzez prowadzenie polityki niezrównoważonego rozwoju, no, będzie tak naprawdę oznaczało tragedię społeczną. To znaczy tragedię ludzi, którzy nie mogą się wykształcić, nie mogą osiągnąć takiego stopnia, takiego tytułu, jaki to im umożliwia obecność ośrodka w regionie. Nie wiem, czy kojarzą Państwo badania Instytutu Badań Edukacyjnych, które wykazało, że mobilność polskich studentów czy polskich maturzystów właściwie jest bardzo niska i jest bardzo niska właśnie z tego względu.

Polskie rodziny są po prostu za biedne, żeby wysyłać je do innych miast, nawet jakby oni chcieli. Często są ciekawi, często w ich regionalnych ośrodkach nie ma jeszcze kierunków, które by ich interesowały, no ale, że tak powiem, przymus życiowy zatrzymuje ich na miejscu, ale wciąż jest to dla nich ogromna szansa na rozwój. I bardzo bym o to do Państwa apelowała, jako naszych reprezentantów, no i przez nas posłanych, żeby traktować właśnie te ośrodki istniejące, to dobro publiczne no właśnie jako potencjał, to znaczy, to, że łożymy jako podatnicy na uczelnie publiczne nie jest naszym obciążeniem, to jest nasza inwestycja, to jest szansa dla takich ludzi jak ja na lepsze życie.

I to naprawdę chciałabym bardzo mocno podkreślić, bo to właśnie bardzo mocno wychodzi z badań: wciąż edukacja, wbrew różnym mitom i frazesom, które krążą w mediach, określa szanse życiowe Polaków, bardzo mocno. To znaczy człowiek, który ma wyższe wykształcenie ogólnie ma szansę na lepszą pracę, na lepsze zdrowie, na wyższe zarobki, jest bardziej aktywny w życiu publicznym, to jest kluczowa sprawa dla Polaków.

Dlatego nie mogę zgodzić się z taką dezynwolturą, z taką nonszalancją, którą, mam wrażenie, wykazują jednak twórcy tej ustawy, nie upewniając się czy nie zaszkodzi regionalnym ośrodkom i mam wrażenie, że ten głos, który również daje się usłyszeć na tej sali od przedstawicieli regionalnych ośrodków bardzo mocno wskazuje na to, że koszty tej ustawy, koszty społeczne są w ogóle niedoszacowane i po prostu dyskutujemy w realiach nadchodzącej katastrofy, której rozmiarów nawet nie staramy się przewidzieć. To jest po prostu nierozsądne. Więc apeluję o rozsądek i rozwagę.

Druga rzecz - tutaj bardzo dużo było mowy o konkurowaniu i o zasadach uczciwej konkurencji. Jasne, warto by ośrodki akademickie i naukowcy starali się osiągać jak najlepsze wyniki, natomiast Państwo też doskonale to wiedzą - ja chciałabym o tym powiedzieć, bo mnie to zawsze niesamowicie uderza, że najciekawsze wyniki badań i najciekawsza dydaktyka powstaje ze współpracy, z wymiany myśli, z dialogu, ze współpracy, z tego, że można gdzieś faktycznie pojechać, wypowiedzieć swoją myśl, zderzyć się z inną myślą, czasami skonfrontować. Ale to jest właśnie to, co jest w nauce najbardziej twórcze i to są właśnie takie momenty, które dla mnie jako studentki i mam nadzieję, przyszłej doktorantki, były właśnie takie najbardziej frapujące.

Mam wrażenie, że duże ośrodki, te, które w ramach obecnej parametryzacji są najlepsze, też mogłyby na tej współpracy skorzystać. Ostatnio jako przedstawicielka Komitetu Kryzysowego byłam panelistką debaty w Opolu, poza tym pojechałam tam jako, powiedzmy jako już doświadczona działaczka samorządu studenckiego i miałam pewne tezy na podorędziu, mając bagaż pewnych negatywnych doświadczeń z udziału w procesach legislacyjnych na mojej macierzystej uczelni. I okazało się, że na Uniwersytecie w Opolu funkcjonują rozwiązania, które, od których UW mogłoby się uczyć - i nie wątpię, że UJ i inne duże ośrodki.

I tu nie chodzi o robienie przytyków, tylko raczej o to, że nie jest tak, że w największych ośrodkach powstaje zawsze komplet najlepszej wiedzy i trzeba po prostu umieć sięgać na tak zwaną prowincję, do regionów, żeby ją dostrzec. I przyznam, że ja, studiując na teoretycznie najlepszym uniwersytecie w kraju... jest on najlepszy pod wieloma względami, np. socjologia, którą tam skończyłam, jest najlepsza na pewno, to jednak wpada często w takie poczucie samozadowolenia, które sprawia, że się alienuje i wyobcowuje. A tymczasem najważniejsze jest pozostanie w tym obiegu myśli i ten obieg jest różnorodny i bogaty tylko wtedy, jeżeli istnieje dużo uniwersytetów, dużo politechnik, finansowanych z publicznych środków, bo tylko takie mogą w pełni rozwijać potencjał naukowy.

I ostatnią rzecz, którą chciałabym powiedzieć, bardzo krótko tutaj. Siłą rzeczy, z racji momentu politycznego, funkcjonujemy w realiach dyskusji: albo Ustawa 2.0, albo nic się nie zmienia. Ustawa 2.0 albo śmierć. To jest kompletnie fałszywa alternatywa.

Ja się zgadzam z tym, że jest sporo rzeczy, które należy zmienić w środowisku akademickim, w funkcjonowaniu szkół wyższych, w systemie nauki i szkolnictwa wyższego, oczywiście, zgadzam się, że są pewne rzeczy, które Ustawa 2.0 ma szansę zmienić na lepsze i sytuacja doktorantów jest prawdopodobnie jedną z nich. Ale przyjęcie tej ustawy to jest poprawienie nielicznych wysp tego systemu zbyt dużym kosztem. To jest wylanie dziecka z kąpielą. Dlatego apeluję do Państwa, jeśli chcą Państwo zmieniać polską naukę i polskie szkolnictwo wyższe a niewątpliwie te zmiany są potrzebne, to najlepiej po prostu napisać ustawę jeszcze raz, bo ta jest po prostu nie do przyjęcia. Dziękuję bardzo."


Warto wczytać się w argumentację akademickiej młodzieży, która korzystając z własnych doświadczeń i od lat prowadzonych diagnoz i konsultacji z naukowcami wielu polskich szkół wyższych wykazała odpowiedzialność i głęboką troskę o szkolnictwo wyższe, mimo że mogliby egoistycznie koncentrować swoje wypowiedzi na interesie tylko i wyłącznie własnej uczelni.

Załączam zatem do wypowiedzi młodych naukowców i absolwentki studiów w UW, z których rektor Pałys powinien być dumny, Uchwałę Senatu Uniwersytetu Łódzkiego. Nasze środowisko wyraźnie odsłania nieuzasadnione poczucie zachwytu ministra, a pośrednio także Rektora UW. Wszystkie Rady Wydziałów UŁ zdecydowanie poparły tę Uchwałę, toteż warto się z nią zapoznać. Niestety, ale JM Rektor UW nie zachowuje w tej debacie klasy, o czym będzie w następnym wpisie.