02 października 2010
Metody rodem z Guantanamo w przedszkolu w Skokach (i nie tylko)
Ujawnione przez dziennik Polska The Times skandaliczne zachowanie nauczycielki przedszkola w Skokach, polegające na tym, że wymierzyła dziecku karę w postaci całkowitego obnażenia go przed grupą, uświadamia nam, jak toksyczne mogą być postawy wypalonych zawodowo nauczycielek w placówce, która w swoich założeniach ma troskę o dobro dziecka, poszanowanie jego godności i wdrażanie do zachowań kulturowych. Wystarczy jeden moment zachwiania równowagi psychicznej, brak kontroli nad własnym umysłem, by nagle cały dorobek profesjonalnego życia padł w gruzy. Tu nawet nie ma się o co spierać i doszukiwać jakichkolwiek usprawiedliwień dla kogoś, kto zbezcześcił nie tylko małe dziecko, naruszając jego najbardziej intymną sferę osobowości, wystawiając na pośmiewisko grupy jego cielesność, ale i głęboko raniąc psychikę tego, które nie potrafi się w żadnej mierze ani sprzeciwić, ani obronić.
Dzieci z jego grupy przeszły błyskawiczną lekcję możliwego upokarzania słabszego człowieka przez silniejszego. Dostały lekcję podłości i nikczemności ze strony osoby dorosłej, która powinna być im niejako zastępczą matką na czas ich pobytu w przedszkolu. Jedna nauczycielka może zachwiać życiem małego dziecka, głęboko zranić jego psychikę, a tym także naruszyć duchową równowagę u pozostałych dzieci, które musiały być świadkami tej brutalnej akcji. Ile trzeba będzie czasu, by wyrównać straty, które są przecież niewymierne, trudne do uchwycenia, gdyż boleśnie wpisujące się w świadomość upokorzonego dziecka z możliwymi tego następstwami. To tak mamy budować kulturę zaufania społecznego? To za to płacimy takim nauczycielom z budżetu państwa? Jedna czarna owca niszczy nieodpowiedzialnym zachowaniem dorobek swój i pozostałych nauczycieli, narusza poczucie zaufania do instytucji publicznej edukacji, budząc zarazem przerażenie, czy aby już wcześniej nie miały w niej miejsce toksyczne działania tej lub innych postaci?
Zdaję sobie sprawę, że są w naszym społeczeństwie osoby, które przedkładają kult instytucji i konieczności podporządkowywania się narzuconym jednostkom regułom, ale warto pamiętać, że to właśnie tak rodził się na świecie system faszystowski, od zaprzeczenia wartości i godności jednostki ludzkiej. Tak rodzą się i funkcjonują także u nas systemy toksycznych wpływów, w których krzywdzi się jednostki ludzkie (nie tylko dzieci czy młodzież, ale także dorosłych – nauczycieli czy rodziców uczniów lub wychowanków) w wyniku przekraczania przez osoby dysponujące władzą (instytucjonalną, formalną) obowiązujących praw. Zdarza się lekceważenie przez nie uniwersalnych wartości, naruszanie godności ludzkiej. System toksyczny to taki, który cechuje swoistego rodzaju choroba, patologia z tej racji, że umożliwia on przejawianie negatywnych postaw czy zachowań wobec osób słabszych, powodując co najmniej jedną ze szkód - moralną, społeczną, fizyczną lub psychiczną. Taki system wywiera szkodliwy wpływ na osoby, powodując niekorzystne skutki dla ich indywidualnego i społecznego rozwoju.
Wspomniane tu sytuacje mają miejsce nie tylko w przedszkolach czy szkołach. Zdarzają się też w środowiskach akademickich, w placówkach kulturalno-oświatowych czy związanych z administracją publiczną, gdzie - jakby się wydawało - powinna panować wysoka kultura postaw i wartości. Poziom cynizmu, hipokryzji i patologicznych postaw wśród osób posiadających formalną władzę nad współpracownikami czy podwładnymi jest niczym innym, jak symptomem choroby moralnej, która jak rak toczy całą społeczność, utrzymując jednych w strachu, lęku, bojaźni, a innym dając z tego tytułu powody do radości. Nic dziwnego, że społeczeństwo dorosłych zaczyna się bronić, że wzrasta świadomość tego, czym tak naprawdę jest mobbing w szkole, uczelni czy miejscu pracy. Co jednak mają powiedzieć małe dzieci, które dopiero wkraczają w świat możliwej społecznie destrukcji?
Znany amerykański pedagog krytyczny Peter McLaren użył trafnej metafory, że żyjemy w "zbójeckiej", czyli toksycznej rzeczywistości, która jest niczym innym, jak obszarem niewidoczności prześladowców i ofiar, pseudowychowawców czy pseudodecydentów i uzależnionych od nich podwładnych (wychowanków, ale i ich wychowawców, pracowników administracji oświatowej czy uczelnianej w relacjach z ich zwierzchnikami). Co gorsza, już przywykliśmy do tego, jak do czegoś oczywistego. Coraz częściej świadkowie tego typu zachowań stwierdzają, że boją się im przeciwstawiać, bo stracą pracę. Są rodzice, którzy dla świętego spokoju i z obawy, że ich dziecko mogłoby być nieprzyjęte do przedszkola czy z niego usunięte, nie reagują, nie protestują przeciwko upokarzającym ich dzieci aktom przemocy ze strony niektórych pracowników.
Musimy wsłuchiwać się w to, co nam opowiadają maluchy, co przeżywają, by w porę na to reagować, sprzeciwiać się temu. Nie można pozwolić na to, by owa zaraza rozprzestrzeniała się w czasach i w miejscach, w których patologia i zło stają się normą, oczywistością. Dobrze, że reagują na te zjawiska media, bo dzięki temu daje się zauważać także w naszym społeczeństwie zobojętnienie na kulturowo, cieleśnie i psychicznie destrukcyjny wymiar postaw tych, którzy powinni stać na straży ludzkiej godności i wolności.
Toksycznej nauczycielce jest niewątpliwie pilnie potrzebna, tak jak skrzywdzonemu przez nią dziecku i jego rówieśnikom z przedszkola, pomoc psychologiczna. Ja bym zadał jej jeszcze obowiązkową lekturę wstrząsających książek z nurtu tzw. „czarnej pedagogiki” autorstwa Alice Miller. Może dotrze do niej, co tak naprawdę uczyniła swoim nieodpowiedzialnym, kompromitującym i dyskwalifikującym ją (jako "pedagoga") zachowaniem. Ciekawe, czy ta nauczycielka w ramach kary za swoje zachowanie pozwoliłaby na rozebranie jej do naga przed całą radą pedagogiczną? Jak już, to już. A co? Niech inni się z niej pośmieją.
(zob: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/za-kare-rozebrala-przedszkolaka-przed-dziecmi,1,3709634,wiadomosc.html)