26 czerwca 2023

Jak Andrzej Zybertowicz "przydeptuje gardło w swojej pieśni"?

 



Czytając dialog Andrzeja Zybertowicza z Jaremą Piekutowskim można dojść do wniosku, że jest on ofiarą syndromu homo sovieticus. Jak mu wdrukowano w czasie PRL, że człowiek, byt ludzki jest zdeterminowany przez czynniki endo-i egzogenne, to teraz potulnie przyjmuje za PRAWDZIWE stwierdzenia mainstreamowych autorów różnych rozpraw z nauk społecznych, prasy czy portali internetowych, choć te nie publikują praw naukowych.  W książce "Cyber kontra real" ustawicznie przywołuje wybrane przez siebie  "autorytety", samemu padając ofiarą "myślenia tunelowego", które projektuje na innych:

* Shoshana Zuboff w swojej książce ... twierdzi, .... (s.11);

* Podobnie mówił na przykład Gilbert Keith Chesterton, krytykując..(s.17); 

* I jak trafnie wskazuje Morozov ... (tamże); 

* Tristan Harris, ... a także Christoher Wylie.... mówią... (s. 18);

* ... Chesterton, a potem Neil Postman ... mówili rzeczy prorocze, ... (tamże);

* ... spore zainteresowanie wzbudził wywiad Grzegorza Sroczyńskiego ... (s.23);

* Yuval Harari w rozmowie z Danielem Kahnemanem... (s.26);

* Niemiecki dziennikarz Ernst Wolff w jednym ze swoich wykładów... (s.27);

* Christopher Andrew, historyk tajnych służb, pisał kiedyś o... (tamże);

* Jednak choćby Steven Pinker .... wskazuje, że... (s. 29);

* ...co Jamie Bartlett w książce... nazywa... (s. 30);

* Przykładowo Mitchell Langbert... przeprowadził badania...(s.34);

* ... pewien analityk amerykański, chyba ze służb wojskowych... Powiedział tak... (s.37);

Itd.

Mógłbym tak cytować i cytować, ale nie o to chodzi, by deprecjonować prawo profesora socjologii do potocznej narracji, skoro nie jest to naukowa rozprawa. Ważne, by czytelnik zdał sobie sprawę z tego, że ów dialog nie jest zbiorem dowodów na rzekomo naukowe prawdy, tylko na tunelową autonarrację rozmówcy J. Piekutowskiego, który w rozdziale "Techno-człowiek" zajmuje się w dużej mierze apologetycznym tłumaczeniem polityki obecnie rządzącej formacji politycznej. 

Dowiemy się w tym rozdziale także tego, że uważa siebie za katolickiego agnostyka, a nawet katolickiego teoretyka. Nie ukrywa przy tym, że w PRL wykładał filozofię marksistowską, zaś dziś opowiada się za Chestertonem - zapewne także, by podtrzymać sympatię z rozmówcą-autorem książki o tym filozofie, mówiąc: " (...) że jeśli ktoś nie wierzy w Boga, to uwierzy we wszystko, ... że właściwie pogłębiona, ułożona wiara w Jezusa Chrystusa jest programem antywirusowym na intelektualny szmelc..."(s.141). W pełni akceptuje synergię politycznej władzy i Kościoła, bo zapewnia ona trwałość "uniwersum symbolicznego" (s.143).

Rozmówca J. Piekutowskiego przyznaje, że nie cierpi bogaczy z Doliny Krzemowej, oligarchów, dziennikarzy "Gazety Wyborczej”, technokratów, ale też nie akceptuje działań polaryzacyjnych TVP i Donalda Tuska. Wielbi natomiast konserwatyzm, wykreowanych przez korporacje amerykańskich konserwatywnych naukowców i władze oraz cytuje rodzimych prawoskrętnych dziennikarzy i publicystów. Przeczytał u niejakiego Carla Sagana, że "... umysł ludzki bez filara w postaci religii jest pozbawiony poznawczego filtra i otwarty na każdą bzdurę" (s.140).

Zybertowicz traktuje denializm klimatyczny jako kryzys rozumu. Powiada: "Robi się wielki szum wokół destabilizacji klimatu, tworzy się rozmaite programy typu "Fit for 55" (s.139). Wie, że auto elektryczne zostawia większy ślad węglowy niż auto spalinowe, ale już nie mówi o obietnicy wyborczej PiS-u produkcji polskiej (M-)IZERY. To teraz lepiej zrozumiemy wypowiedzi niektórych "ziobrystów", którzy powtarzają za naukowcem rzekome prawdy o świecie.

Jego kilkunastoletni syn próbuje na różnych forach dyskutować np. o ideologii gender, ale nie może w sieci powiedzieć, że to ideologia, bo taki pogląd jest usuwany przez administratora. 

Kiedy rozmówca A. Zybertowicza formułuje krytyczny sąd wobec rządu za to, że zamraża płace budżetówki, socjolog zbywa go stwierdzeniem: "Godność pracy jest wielowymiarowa, nie wiąże się tylko z pieniędzmi" (s.102). On sam mało zarabiał, a (pseudo-)naukowców można zmusić do pracy w szkolnictwie wyższym przez grantozę i punktozę. Jak widać, nie o rozwój nauki tu chodzi. 

Powraca jednak problem niskich płac nauczycieli, który A. Zybertowicz także traktuje z góry twierdząc, że "(...) nauczyciele cieszą się całkiem niezłą relacją nakładu pracy do wynagrodzenia" (s.202).  Socjolog kompromituje się jednak nie tylko stwierdzeniem, że "Poza tym nauczyciele mają jednak więcej dni wolnych nioż inne zawody, ich godziny pracy to 45 minut" (s. 203), ale także odsłoną politycznej zemsty PiS-u za strajk w 2019 roku, kiedy powiada: 

"Niestety nauczyciele dali się wciągnąć w niskiego lotu gry polityczne. Czy strajki nauczycieli wiosną 2019 roku były odpowiedzialne? Czy destabilizacja funkcjonowania szkół  na tak dużą skalę była odpowiedzialna? Czy umieszczanie  filmików ilustrujących zachowania niektórych strajkujących pedagożek były wychowawcze i odpowiedzialne? " (s. 203-204) 

Z każdym rozdziałem tej książki przekonujemy się, że nie jest tu ważne cyber-zagrożenie, tylko potraktowanie tego zjawiska jako okazji do propagandowego wzmocnienia prawicowej władzy. Cyber-zagrożenia zapewne mają swoje negatywne strony i następstwa, ale także pozytywne, o których już socjolog mówić nie zamierzał, albo w ogóle go one nie interesują. Warto dostrzec, że zupęłnie została zignorowana przez niego EDUKACJA, konieczność radykalnej transformacji szkoły, by młode pokolenie mogło poradzić sobie z problemami cyfrowego świata.     

Dobrze, że chociaż cytując angloamerykańskich autorów stwierdza w odniesieniu do fizyki, że: "(...) stałość poznanych dotąd praw fizyki nie musi być ostateczna" (s.69).  Zapewne dlatego jako naukowiec nauk socjologicznych "przydeptuje gardło w swojej pieśni".  


25 czerwca 2023

"The Globalization of Science: The Increasing Power of Individual Scientists"

 


Na pytanie: Jakie możliwości otwiera rozwój globalnej nauki - jednej, wspólnej, upowszechnianej po angielsku? odpowiada profesor Marek Kwiek podkreślając, że jest to rosnąca siła indywidualnych naukowców. 

Po ponad dwóch latach od złożenia maszynopisu ukazuje się wreszcie książka Profesora w The Oxford Handbook of Education and Globalization" (Oxford University Press, 2023). On sam słusznie pyta, czy warto było czekać aż tak długo na opublikowanie wyników badań, które dzisiaj już są cząstką historii także polskiej nauki. Zapewne znacznie szybciej mógłby wydać tę rozprawę w częściach w różnych czasopismach, ale wówczas mielibyśmy parcjalny wgląd do złożonej procedury badawczej. 

Na szczęście autor tej książki zdążył w międzyczasie przeprowadzić na podstawie zawartych w niej danych seminaria na Stanfordzie, w Oxfordzie, Hongkongu i Pekinie, zaś ich tłumaczenia ukazały się po chińsku, polsku i węgiersku …

Jak pisze m.in. do mnie:


To tylko pokazuje funkcjonowanie nauki globalnej jako samoregulującej się wspólnoty naukowców, której siła rośnie wraz z globalizacją nauki. Pokazuje to również, jak funkcjonują globalne sieci w nauce oraz rosnące napięcia związane ze współpracą międzynarodową. To odchodzenie od modelu nauki sterowanej przez państwo (i jego agendy) - do modelu nauki uprawianej oddolnie, we współpracy międzynarodowej, za której kształt odpowiadają sami naukowcy.

Instytucjonalne i krajowe wzorce współpracy w nauce (krajowa, międzynarodowa, wewnątrzinstytucjonalna lub jej brak) - to agregacja wyborów dokonywanych przez poszczególnych naukowców, wyborów jednostkowych. Wzorce publikacyjne krajów (Polska) czy instytucji (UAM) to zagregowane wzorce jednostek. 

Stąd wpływ na kształt nauki (np. jej umiędzynarodowienie) to wpływ na naukowców. Zrozumienie motywacji ich współpracy - lub ich pisania solo - to klucz do zrozumienia zmieniającego się kształtu nauki globalnej. A zmiany te pokazuje na dwudziestu latach 2000-2020 dla 25 krajów o największej liczbie publikacji (w tym dla Polski). Na przykład rośnie współpraca międzynarodowa, mocno trzyma się współpraca krajowa, maleje radykalnie praca solo. Ale nie wszędzie - i nie we wszystkich dziedzinach.

Polska, pod względem wzorców publikowania, wciąż należy do świata rozwijającego się - a nie zachodniego. Ekspansje nauki widać u nas przez rozwój nauki czysto krajowej oraz międzynarodowej; na Zachodzie - tylko międzynarodowej. Humanistyka radykalnie od 20 lat oddala się w swoich wzorcach publikacyjnych od nauk społecznych: maleją wszelkie podobieństwa, spada rola pracy indywidualnej. 

A w humanistyce prace solo to nadal 50-60% wszystkich publikacji, w OECD, UE, USA (i w Polsce). To ma ogromne konsekwencje dla humanistów startujących w konkurencji z naukowcami społecznymi (mniej publikacji, mniej cytowań, czyli wyraźnie gorsze metryki spowodowane innymi wzorcami publikowania). „Nauki społeczne i humanistyczne" jako jeden byt - to tym samym groźny (dla humanistów) mit. 

Sądzę, że warto polemizować z taką opinią na temat rzekomej koniecznosci publikowania rozpraw naukowych w humanistyce i naukach społecznych przede wszystkim w czasopismach. Jestem tej opinii przeciwnikiem, bowiem koncentrowanie się badaczy na publikowaniu jedynie artykułów jest nie tylko zaprzeczeniem jednej z zasad scjentyzmu - intersubiektywnej sprawdzalności, ale sprzyja zarazem powierzchowności, nieujawnianiu poważnych braków wiedzy, nieadekwatności teorii do metod badań, itd., itd. 

Jedynie od autorów monografii naukowych możemy oczekiwać rzetelnej odsłony samowiedzy teoretycznej i samoświadomości metodologicznej. W kilkunastostronicowych artykułach jej nie znajdziemy. Pozorowanie znajomości czegoś przez odnotowanie w przypisie jakiegoś źródła wcale nie jest dowodem nawet na jego znajomość, a co dopiero mówić o zasadności wykorzystania do określonego projektu badawczego. Niestety, ale mamy do czynienia z inflacją pozorów i pseudonaukowych rozpraw w czasopismach z nauk humanistycznych i społecznych. Odchodzenie od monografii będzie zatem skazaniem tych dziedzin nauk na głęboki kryzys i upadek. 

24 czerwca 2023

Koniec kolejnego roku deformy szkolnej

 


Za nami jest koniec roku szkolnego 2022/2023. Sięgam do materiału Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej i Oświatowej p.t. "Wybrane problemy edukacji w Polsce. Wyniki ankiety dla rodziców i nauczycieli" i zastanawiam się, czemu i komu ma to służyć? Autorem rzekomego raportu z badania jest Szymon Więsław a zostało ono afiliowane przez Związek Miast Polskich, Instytut Badań w Oświacie i OSKKO. 

Badanie zostało przeprowadzone online w dniach 10-21 maja 2023 r. za pośrednictwem formularzy elektronicznych ankiet, osobno dla nauczycieli oraz dla rodziców. Twierdzenie, że badanie jest anonimowe jest dobre dla dzieci z przedszkola, ale nie dla osób dorosłych. Wypełnienie kwestionariusza ankiety i przesłanie go e-mailem nie jest anonimowe.  

Liczba otrzymanych ankiet nie jest "imponująca", mimo iż poprawnie (?) odpowiedziało na ankietę: 15 683 od rodziców i 5 921 od nauczycieli. Co to jest ok. 6 tys. nauczycieli, kiedy w szkolnictwie jest ich ponad 600 tysięcy?   O czym to ma świadczyć? Chyba nie o reprezentatywności badań? 

Jak nauczyciele postrzegają samych siebie w edukacji szkolnej? Kiepsko. Muszę przyznać, że jeśli potraktujemy wybór podsuniętych im przez autora ankiety gotowych odpowiedzi na poszczególne pytania, to zobaczymy, czego w szkołach nie ma lub być nie musi: 

Nauczyciele szkół podstawowych i ponadpodstawowych zostali poproszeni o to, by wybrali maksymalnie trzy najważniejsze cele działania szkoły (max 3 odpowiedzi z listy). Najrzadziej wybierali:

- zdobycie sprawności fizycznej (4-6 proc.);

- ukształtowanie postawy patriotycznej (7-8  proc.); 

- zdobycie wiedzy (18-19 proc.); 

- ugruntowanie postawy moralnej (24-28 proc.). 

Na podstawie takich danych można nabyć przekonania, że w 5 921 szkołach nie ma kształcenia i wychowania, co zresztą zapewne potwierdzają sami uczniowie, którzy mieli lekcje z "nauczycielopodobnymi" wychowawcami, informatykami, chemikami, biologami, matematykami, anglistami itd., itd.  

Nauczyciele poproszeni o to, by zaznaczyć na skali od 0 do 6: "Na ile ważne jest, by szkoła (jako całość) zapewniła uczniom m.in. powyższe cele", wskazali - świadomi tego, że należy dobrze wypaść - taką ocenę, żeby ta wyniosła dobry z plusem.  Żaden z w/w celów nie uzyskał mniej niż 4,6 na tej skali. 

LIPA. 

Kolejna skala ocen nauczycieli na temat tego - W jakim stopniu Twoja szkoła rzeczywiście pomaga uczniom ? okazała się takim samym kiczem diagnostycznym. 

Ciekawe, że jedno z pytań posiada błąd metodologiczny, bowiem nauczyciele mieli ustosunkować się do tego: "Jaką część materiału jesteś w stanie przećwiczyć i utrwalić w sposób wystarczający?"  Dla p. Więsława przećwiczenie i utralenie to tożsame formy aktywności. Nie wiadomo, czy część materiału miał sobie przećwiczyć i utrwalić nauczyciel czy uczniowie? Dalej autor ankietki zasugerował jakąś część zajęć dydaktycznych pytajac: "Jaka część zajęć dydaktycznych realizowałeś w tym roku w formach wymagających czasu: np. eksperymentów, dyskusji, wycieczek…  "  

Mógłby autor tej ankietki douczyć się, by tak nie formułować pytań. No, ale zapewne dziennikarze będą z dumą cytować ten diagnostyczny kicz. Nie czytałem już analizy wypowiedzi na pytania rodziców, bo szkoda było na to czasu, skoro oni sami przypisywali małe znaczenie zdobywaniu wiedzy "(...) (wskazało je tylko 36% rodziców dzieci w szkołach podstawowych i 27% w szkołach ponadpodstawowych)".  Takie raporty są też tego przejawem. 

BRAWO ZJEDNOCZONA PRAWICA. BRAWO NIEWYKSZTAŁCENI W NGO  ORAZ SAMORZĄDOWCY POPIERAJĄCY TEN LIPNY RAPORT.