12 stycznia 2022

Polska Akademia Nauk we wspomnieniach wybitnego dydaktyka

 



Tak wspomina w swoim dzienniku POLSKĄ AKADEMIĘ NAUK wybitny historyk myśli pedagogicznej i dydaktyk prof. Czesław Kupisiewicz

Najpierw dowiedziałem się od profesora J. Szczepańskiego o wysunięciu mojej kandydatury na członka korespondenta do Polskiej Akademii Nauk, później o pozytywnych dla mnie głosowaniach w tej sprawie na zebraniach Rady Wydziału, Senatu Uniwersytetu Warszawskiego, Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, wreszcie w samej Polskiej Akademii Nauk. 

I oto stało się! 15 października 1976 roku zatwierdzono moją kandydaturę na posiedzeniu Wydziału I Nauk Społecznych i Humanistycznych PAN, a 17 grudnia tegoż roku otrzymałem w Pałacu Staszica dyplom członka korespondenta tej najwyższej w kraju instytucji naukowej. 

Jakże daleką przebyłem drogę: od robotnika w niemieckiej cynkowni, którym miałem być – jak mi tam wieszczono – przez całe życie, poprzez niekwalifikowanego nauczyciela szkoły podstawowej, kwalifikowanego nauczyciela ogólnokształcących i zawodowych szkół średnich, pracownika Uniwersytetu Warszawskiego, do członka PAN! 

Członkiem rzeczywistym PAN zostałem w maju 1986 roku, a więc po długim okresie „naukowego terminowania”. To, jak mówiono, normalne zjawisko.


NOBILITACJA. 

24 stycznia 1977 roku byłem w Belwederze wraz z pozostałymi członkami PAN, wybranymi w ubiegłym roku do tej instytucji. Podejmował nas, co należało już do tradycji, profesor Jabłoński, wówczas przewodniczący Rady Państwa, ale także członek PAN. Spotkanie upływało pod znakiem monologu gospodarza, który lubił wspominać dawne dobre czasy, eksponując zwłaszcza swój udział w walkach pod Narwikiem. Pod koniec długiego wątku wspomnień nasz gospodarz  opowiadał o swoich studiach oraz oświadczył, że chciał wtedy zostać pedagogiem.

„Historycy nie darowaliby tego pedagogom”, zauważyłem, ale Jabłoński nie zareagował i dalej snuł swoją opowieść:

„Na Wolnej Wszechnicy Polskiej zaliczyłem egzamin u profesora Stefana Baleya, później u profesora Stanisława Kota, a następnie przystąpiłem do egzaminu u profesora Bogdana Nawroczyńskiego. Podchodziłem do tego egzaminu trzy razy, ale niestety bez powodzenia. Zostałem więc historykiem. A kto jest pańskim mistrzem, panie Czesławie?”, zwrócił się do mnie.

„Profesorowie Bogdan Nawroczyński i Wincenty Okoń” , odpowiedziałem.

„Dyplomatą to ty Czesiu nie jesteś, albo nie chciałeś w tym przypadku nim być”, skwitował później tę odpowiedź profesor Władysław Markiewicz, który podczas opisywanego tu spotkania był jako sekretarz Wydziału I PAN opiekunem naszej grupy.


11 stycznia 2022

W PAN bez zmian

 




Upłynęło już trochę czasu, żeby z dystansu spojrzeć na to, co od kilkudziesięciu już lat ma miejsce w Polskiej Akademii Nauk. Ta społeczność, niestety, nie jest wzorem cnót niewieścich ani tym bardziej naukowych, którymi powinni kierować się jej członkowie. Nie kieruje się bowiem rzeczywistymi osiągnięciami kandydatów rekomendowanych przez uczelnie do jej składu. 

Przewodniczący PAN wprawdzie mówił zaraz po uzyskaniu fotela prezesa, że przeprowadzane w wydziałach Akademii wybory na członków korespondentów wymagają zmian proceduralnych, ale słowa nie dotrzymał. Tymczasem ówcześni przewodniczący niektórych, a marginalizowanych w takich wyborach komitetów naukowych w Wydziale Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN od lat informowali o nierzetelnych regułach i praktykach wyborczych. 

Na czym polega nierzetelność wyborcza? 

Na podtrzymywaniu zjawiska, które socjolodzy określają mianem takich wspólnot, które zawsze wybierają "swoich", jeśli tylko pozwala im na to prawo przez nie stanowione. Czynią tak bez względu na to, czy kandydujący z innych dyscyplin naukowych mają ewidentnie wyższe osiągnięcia naukowe od "swoich" kandydatów, a w tym przypadku reprezentujących dyscypliny naukowe mające więcej wyborców wśród członków korespondentów i członków rzeczywistych PAN. 

Jak to z wyborami bywa. Nie o meritum chodzi, tylko o tzw. "szable". W PAN nie mają być najlepsi, zasłużeni dla polskiej nauki i nadal rozwijający poszczególne dyscypliny w ramach dziedzin nauk, tylko poszerzający sferę wpływów i wzajemnego namaszczania "swoich". Kto ma więcej szabel, ten powiększa własne grono o kolejne osoby.  

Być może w ten sposób spłaca się różne długi, zobowiązania (?) Czy tak jest? Tego nie wiem i nawet mnie to nie interesuje.    

Wiem natomiast, że w wyborach na członków korespondentów, które odbyły się pod koniec 2021 roku, posunięto się nawet do złamania w tym celu obowiązującego w PAN prawa, by wprowadzić na listę kandydatów osobę, która nie uzyskała poparcia komitetu naukowego własnej dyscypliny. Popierali ją w tej nieuczciwej procedurze trzej członkowie zwyczajni PAN. 

Wprawdzie ta osoba nie została wybrana, gdyż zabrakło jej tylko jednego głosu. Szkoda, bo przynajmniej środowisko naukowe wiedziałoby, jak załatwia się takie sprawy, a tak, to niby nikt nic nie wie.  No cóż, martwi mnie jedynie to, że duża liczba członków PAN, jak poinformował mnie członek rzeczywisty PAN, uczestniczyła w tym procederze wraz z nim.    

W PAN zatem jest od kilkudziesięciu lat bez zmian.    



10 stycznia 2022

Jak politycy niszczyli polskie szkolnictwo. Czy tylko w PRL?

 


Kontynuuję wspomnienie prof. Czesława Kupisiewicza: 


DZIEKANAT I  OBRZEŻA 

13 września 1973 roku rektor Rybicki zaproponował mi stanowisko dziekana Wydziału Psychologii i Pedagogiki po zmarłym niedawno profesorze Maruszewskim. „Mógłbym o to prosić kogoś innego, ale dość już mamy na Uniwersytecie Warszawskim dyrektorów z zawodu”.  Tym razem nie mogłem, powiedzieć „nie”, wskutek czego nominację na stanowisko dziekana otrzymałem 6 października, a obowiązki objąłem trzy dni później. 

Kolejny raz wypadło mi więc podjąć pracę, która mi nie odpowiadała nie tylko z powodu związanych z nią czynności biurokratycznych, lecz również ze względu na niełatwą sytuacją kadrową Wydziału, zwłaszcza  tzw. młodej kadry pedagogów. Wśród nich sporą część stanowili bowiem tzw. „przeterminowani” – jak ich nazywano – adiunkci, podlegający bliskiej  rotacji, a nawet tacy, którzy powinni już być  zwolnieni  z racji słabych postępów w działalności naukowo-badawczej, oraz nikłego zaawansowania rozpraw habilitacyjnych. 

Dodatkowym problemem były „odśrodkowe” dążenia psychologów, którzy podjęli starania o  utworzenie osobnego Wydziału Psychologii. Profesorowie Jan Strelau i Tadeusz Tomaszewski nie ukrywali, że liczą w tej sprawie na poparcie rektora Z. Rybickiego i rzeczywiście mieli rację.

13 października 1973 roku Sejm podjął „Uchwałę w sprawie dalszego rozwoju systemu oświatowego w PRL”. Prasa poinformowała, że posiedzenie Sejmu wieńczyło pracę Komitetu Ekspertów dla Opracowania Raportu o Stanie Oświaty w PRL  oraz otwierało drogę  przygotowywanej przez resort oświaty i wychowania reformie szkolnictwa „z 10-latką w tle”, jak nadmieniono. Nie wróży to dobrze tej reformie, napisałem w moim notatniku.

14 października obchodziliśmy dwustulecie powołania Komisji Edukacji Narodowej w budynku przy ulicy Brzozowej 1, który był jej siedzibą. Okolicznościowy referat wygłosił minister Kuberski. Zostałem uhonorowany medalem tej Komisji.

24 listopada  minister Kuberski wręczył mi dwa srebrne lichtarze z XVIII wieku jako wyraz uznania – jak oświadczył – za moją owocną pracę w Komitecie Ekspertów. Profesor J. Szczepański napisał pochlebną recenzję o moich Podstawach dydaktyki ogólnej.

Grudzień 1973 roku przyniósł dwa ważne, odnotowane przeze mnie wydarzenia: 4  miałem ostre starcie z J. Wołczykiem, wiceministrem Oświaty i Wychowania, który podczas dwudniowej narady pedagogów w Zarządzie Głównym ZNP oświadczył, że „nauki pedagogiczne zostały zdydaktyzowane, a przez to odideologizowane”. Przyczyną tego szkodliwego zjawiska jest, jego zdaniem, . „przemycanie na nasz grunt obcych socjalizmowi  ideowo  koncepcji pedagogicznych, czemu należy  położyć kres”, grzmiał pod koniec swojego wystąpienia. Wykazałem bezzasadność tej tezy, ale tylko profesor Michał Godlewski miał odwagę podejść do mnie pod koniec zebrania i pożegnać się ciepło ze mną.

21 grudnia obchodzono uroczyście w Sali Złotej Pałacu Kazimierskiego 70-lecie urodzin profesora Suchodolskiego. Były ciepłe przemówienia Jerzego Kuberskiego i Ryszarda Wroczyńskiego, były kwiaty, toasty oraz Gaudamus igitur.

W roku 1973, który był dla mnie na ogół dobry, napisałem obszerną część Raportu o stanie  oświaty w PRL, opublikowałem podręcznik dydaktyki ogólnej, zdecydowałem się na budowę dwurodzinnego segmentu mieszkalnego przy ulicy Śmiałej na Starym Żoliborzu, uporządkowałem pracę dziekanatu, ale także – gdy chodzi o pasywa − popadłem w ostry konflikt z Wołczykiem, który chce sterować polską pedagogiką w duchu, jak to nazwał cytowany wyżej profesor M. Godlewski, „politycznej indoktrynacji i propagandy sukcesu, oczywiście własnego”.