07 stycznia 2022

Centralizm oświatowy i niszczenie autonomii szkół oraz nauczycieli

 


Wraz z powrotem do władzy komunistycznej formacji postpezetpeerowskiej (SLD ramię w ramię z PSL) w 1993 roku oraz wraz reformą w 1999 roku skończyła się autonomia szkół publicznych i nauczycieli. Wprawdzie Internet zasypywany jest zarzutami, jakoby to Prawo i Sprawiedliwość miało dopiero zamiar centralizować szkolnictwo i pozbawiać nauczycieli ich autonomii

Obecna władza czynić tego nie musi, bowiem dokonała tego zdradziecka Akcja Wyborcza "Solidarność" wraz z ministrem śp. Mirosławem Handke na czele, a potem kontynuowali to z dużą satysfakcją zmieniający się ministrowie edukacji w resorcie edukacji, któremu coraz dalej było do kreowania nowoczesnego modelu kształcenia i wychowywania młodych pokoleń zgodnie z konstytucyjną zasadą subsydiarności państwa wobec rodziców.

Nie tylko obecny minister, ale i jego poprzedniczki oraz poprzednicy czynili dokładnie to samo! Nie rozumiem, skąd teraz jest takie oburzenie? Może należałoby jednak zacząć od tych formacji politycznych, które skwapliwie niszczyły polską edukację, nie pomijając rzecz jasna władz z lat 2015-2021?! Przyjmuję do wiadomości, że wreszcie coś już pękło w części polskiego społeczeństwa. Po prawie trzydziestu latach rodzice i politycy budzą się z przysłowiową "ręką w nocniku".

Sprawujący władzę nigdy nie martwili się o jakość (wy-)kształcenia własnych dzieci, bo dla nich mieli i mają do dyspozycji elitarne szkoły prywatne (niepubliczne) oraz studia poza granicami kraju. W końcu do władzy nie idzie się dla pieniędzy tylko dla poprawy sytuacji własnych dzieci. Z tych samych zresztą powodów powstawały i powstają szkoły niepubliczne. Uczniowie tych szkół są tylko potwierdzeniem sensu takiego działania, a zarazem swoistą osłoną dla ekskluzywności rozwiązań edukacyjnych, dzięki czemu korzystają na dobrodziejstwie nomenklatury partyjnej, rządzącej czy ustawodawczej.       

Wolność, twórczość, kreatywność nauczycielska była możliwa do 1995 roku. Potem sprawujący władzę wraz z "elitami" sejmowymi z ZNP zaczęli ją niszczyć. Napisałem o tym i udokumentowałem to perfidne zjawisko w swoich książkach, gdyby ktoś nie wierzył, że mogło tak się stać w naszym kraju. A jednak! Skończył się rozwój szkół, klas i programów autorskich w szkolnictwie publicznym!

Znaczącą rolę w tej niszczycielskiej działalności odegrało nie tylko ZNP, nie tylko oświatowa "Solidarność", ale także duża część samych nauczycieli, którym najzwyczajniej było na rękę ulec ministerialnym nakazom, dać się prowadzić na "smyczy", bo wówczas nie musieli się wysilać. Przychodzili do szkoły, odtrąbili to, co powinni i wracali do domu, a uczniowie musieli sami szukać pomocy, wyjaśnień, korzystać z korepetycji. 

Są liczne raporty z badań, rozprawy odsłaniające tę grę pozorów, hipokryzji zarówno władz resortu edukacji, jak i części nauczycielskiego środowiska. To, że w tej grze świetnie czują się związkowcy, nie wymaga już kolejnych uzasadnień. Wystarczy sprawdzić, dlaczego nie zgodzili się w latach 1999-2003 na powołanie ustawą sejmową samorządu zawodowego nauczycieli? Jak to się stało, że postanowili czerpać własne korzyści z intratnych dla własnych kadr rzekomych negocjacji, akcji pseudo-protestacyjnych itp., itd?  Gdzie są teraz związkowcy "Solidarności"? 

Populizm, pozoranctwo, hipokryzja, szeroko pojmowana korupcja niszczą polski ustrój szkolny, pozbawiając nauczycieli tego, co stanowi istotę ich profesji, autonomii do autonomii. Nie jest prawdą, że nauczycieli można pozbawić autonomii, bo tego nikt nikogo pozbawić nie może. To jest jak z godnością osobistą, z wolną wolą. Mamy je wraz z przyjściem na świat do końca własnego istnienia.  

Żaden minister edukacji nie zdobędzie władzy nad nauczycielami, przynajmniej nad tymi, którzy mają poczucie własnej autonomii, potrafią, chcą i korzystają z niej niezależnie od tego, kto był, jest i będzie szefem tego resortu. Przypominam trafną konstatację profesora pedagogiki - Aleksandra Nalaskowskiego, którego tekstów niektórzy już się wyparli, nie czytają lub marzą o ich wyparciu z bibliotek (ksiązka ukazała się dwukrotnie w 1989 r. i 1998, a więc na początku transformacji i szczytu przygotowań Handkego do reformy):

Jeżeli więc uznamy, że to, co istnieje, jest dla jednostki pewną koniecznością (przez to, że jest zastane, że już istnieje), to wytworzenie dla tego "czegoś" alternatywy będzie możliwością wyboru (pomiędzy tym, co jest, a tym, co być może). Twórczość zatem będzie działaniem, którego celem jest zmiana stanu konieczności na stan wyboru. 

Koniecznością może być też wiele wariantów danego przedmiotu (w sensie logicznym: przedmiotu istnienia), które jednostka zastaje. Na skutek pewnych operacji dochodzi do podjęcia aktywności, która zmierza do zmiany konieczności przyjęcia jednego z istniejących wariantów na możliwość wybierania wariantu jeszcze nieobecnego. Istotą tak pojmowanej twórczości jest uwalnianie się jednostki od tego, co zawarte w danej sytuacji jako konieczne, do tego, co okazuje się w jej świadomości jako możliwe (s. 11).      

   



Nauczyciele, którzy chcą zachować własną godność, a zatem postępować zgodnie z własnym sumieniem i profesjonalnym wykształceniem, wiedzą, że kluczowym czynnikiem warunkującym ich działanie w szkole, w czasie prowadzonych lekcji/zajęć dydaktycznych oraz znaczącym dla ich uczniów jest RYZYKO, ale nie pojmowane jako nastęstwo lęku przed władzą, ale jako kompetencja przewidywania szans na powodzenie lub ewentualną porażkę dydaktyczną.   

Nauczyciele w społeczeństwie demokratycznym byli, są i będą wolni, ale nie od tak rozumianego ryzyka. Ci, którzy obawiają się w swojej pracy edukacyjnej władz, już są zniewoleni, a więc będą odtwórczy, bierni, mierni i jej wierni. Atrybutem autonomii, w tym twórczości jest zawsze nowa forma generowania najwyższych wartości w edukacji: PRAWDY - DOBRA i PIĘKNA. Jak ktoś chce służyć kłamstu, fałszowaniu świadomości, promowaniu kiczu, to niech opuści szkołę z pomocą interweniujących na taką postawę rodziców. Rodzice! CZYJE SĄ WASZE DZIECI?    


06 stycznia 2022

Pomóżmy sygnalistom

 





Bardzo mnie to zmartwiło, że rektorzy nie wiedzą, w jaki sposób wdrożyć w życie zarządzanie donosicielstwem. Problem tkwi chyba w tym, co zrobić, kiedy ktoś doniesie np. na władze. PEGASUSA już u nas nie ma, bo ponoć służby Izraela odcięły polski rząd od możliwości korzystania z niego. 

Może warto skorzystać z osiągnięć polskiej oświaty lat 2005-2007, kiedy to innowacyjnym rozwiązaniem w szkolnictwie publicznym były 'SKRZYNKI NA DONOSY".  Z jakąż to radością i poczuciem dumy szczyciły się nimi niektóre nauczycielki? 

Nie doczekaliśmy się od tamtego okresu nowoczesnych rozwiązań sygnalistycznych żadnych raportów, doniesień i wyciąganych z nich wniosków, a może i konsekwencji. 

Wyręczę SYGNALISTÓW. DONOSZĘ NA SIEBIE, że:

1. Wysyłam do moich pracowników maile o różnych porach, np. o godz. 0.15 albo 1.28, ale o godz. 9.40 czy 16.56. Wprawdzie nie zobowiązuję ich do natychmiastowego odczytania i zareagowania na treść, ale kto wie, co taki sygnalista wymyśli i wmówi mojej Rektor? Może doniesie, że naruszam sferę prywatną, gdyż dochodzące maile wybudzają ją/go ze snu, albo odwracają uwagę od właśnie oglądanych Wiadomości w TVP? 

2. Ustawicznie apeluję do moich współpracowników, by składali wnioski do Narodowego Centrum Nauki, uczestniczyli w szkoleniach, warsztatach, konferencjach i kongresach, a przecież jest to jakaś forma mobbingu.   

3. Wyrażam niepokój z powodu niskiego wskaźnika cytowań publikacji moich koleżanek i kolegów, co może wywoływać psychosomatyczne zaburzenia, mniejsze poczucie wartości, akademicką nerwicę czy scjentometryczną fobię.

4. Zarzucam studentów dziesiątkami tytułów książek i artykułów, a nawet im je wysyłam w pdf., by zaczęli poważnie studiować. Tymczasem oni mają poważniejsze sprawy na głowie. 

5.  Sprawdzam w pracach dyplomowych moich studentów poziom kopiowania treści różnych autorów bez wskazania źródła. To jest niedopuszczalne, bo osłabia  kapitał społeczny w uczelni. 

6. Nie reaguję na anonimowe skargi, donosy, plotki czy intrygi, a przecież powinienem, skoro jest to w zaleceniach unijnej dyrektywy w sprawie ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa Unii (Dz.Urz. L 305/17 z 26 listopada 2019 r.). 

Więcej grzechów nie  pamiętam, ale liczę na sygnalistów i pokornie proszę i najmniejszy wymiar kary.    



04 stycznia 2022

Jak odwoływano z funkcji Prorektora UW profesora Czesława Kupisiewicza (wspomnienie)

 



POŻEGNANIE  Z  REKTORATEM. 

23 stycznia 1972 roku Senat zaakceptował kandydaturę Rybickiego na stanowisko rektora UW na następną kadencję. Rektor in spe  chciałby utrzymać dotychczasowy skład kolegium, zmieniając tylko przydziały zadań dla prorektorów. Mnie zamiast kadr, miałyby przypaść sprawy studenckie, Biblioteka Główna, Dział Wydawnictw oraz sprawy zagraniczne. 

Moje obciążenia byłyby więc znacznie większe niż w poprzedniej kadencji. Nie mogłem na to przystać. W związku z tym na kolejnym posiedzeniu Senatu w dniu 10 lutego nie wyraziłem zgody na objęcie planowanego dla mnie stanowiska, o czym powiadomiłem również ministra. Rybicki  zaakceptował ostatecznie moją prośbę.

 „Takiego obciążenia pracą, jakiego Czesław ostatnio doświadczał, koń by nie wytrzymał. Rektorat, praca w ZNP, zajęcia dydaktyczne, a ostatnio jeszcze Komitet Ekspertów. To ponad siły jednego człowieka”, starał się usprawiedliwić moją „dezercję” J. Plebański.

Odwołanie z funkcji prorektora otrzymałem z rąk Rybickiego 10 maja 1972 roku. Byłem wolny! Wolny od biurokratycznej mitręgi i niekończących się zebrań! Miałem nadzieję, że teraz będę mógł spokojnie i bardziej intensywnie pracować naukowo, ponieważ pozbyłem się również obowiązków wiceprezesa do spraw nauki w Zarządzie Stołecznym ZNP. Życie nie potwierdziło niestety tych nadziei.

W marcu tegoż roku odbyło się kolejne głosowanie do Sejmu, właśnie głosowanie, a nie wybory.  Komu potrzebna jest ta wyborcza farsa poza kręgiem amatorów  intratnych posad? Kto wierzy w tę  − jak to głosi prasa − jednomyślność Polaków? Nic dziwnego, że młodzi ludzie stają się cyniczni lub udają się na tzw. wewnętrzną emigrację.

J. Kuberski miał zostać nowym ministrem resortu oświaty i wychowania. 20 marca odbyłem z nim długą rozmowę na tematy edukacyjne. Na swojego zastępcę i równocześnie dyrektora Instytutu Pedagogiki na Górczewskiej chce powołać J. Wołczyka. Znowu „sami swoi” i równocześnie niekompetentni. I jak tu ma być dobrze?

Profesor Jabłoński został przewodniczącym Rady Państwa, S. Gucwa z ZSL marszałkiem Sejmu, a J. Kaczmarek ministrem Szkolnictwa Wyższego i Nauki.