27 listopada 2021

Raport Akademii Młodych Uczonych PAN

 




Jeszcze kilka lat temu młodzi uczeni protestowali przeciwko zachowaniu w systemie awansów stopnia doktora habilitowanego. Chyba zorientowali się, że nie ma co walczyć z wiatrakami, więc postanowili naprawiać Radę Doskonałości Naukowej. Nie zamierzają apelować o zmiany do Ministra Edukacji i Nauki, bo pewnie by mu się narazili, tylko kierują swoje rekomendacje do organu, z którego prawnymi podstawami działania należałoby najpierw się zapoznać, żeby trafnie sugerować zmiany. 

Młodzi uczeni z PAN powinni w swojej analizie uwzględnić dział "dobre praktyki", który zawiera wykładnię obowiązującego w Polsce prawa. Tymczasem piszą, że wdrożenie ich (...) propozycji nie wymaga zmiany prawa i mieści się w kompetencjach Rady Doskonałości Naukowej. 

Ich racje są tylko częściowe. Natomiast wykonana praca jest bardzo interesująca, bo zestawiająca dane, którymi członkowie zespołów RDN nie dysponują. Powołują bowiem jedynie przewodniczących komisji habilitacyjnych i rekomendują uczelnianym (instytutowym) organom 3 recenzentów. 

Postępowania habilitacyjne prowadzą rady dyscyplin naukowych (tu przyjmują różne nazwy np. w UŁ są to Komisje ds. Stopni Naukowych) i to te podmioty - a nie RDN - powołują komisje habilitacyjne, w tym bez losowania powołują trzech członków komisji habilitacyjnej - sekretarza, recenzenta i członka komisji.

Jak rozumiem, młodzi z AMU PAN chcieliby naprawiać jakość postępowań habilitacyjnych w ramach obowiązującej w RDN procedury, która jest pochodną prawa o nauce i szkolnictwie wyższym. RDN nie wymyślił sobie ani losowania, ani możliwych do rekomendowania recenzentów. Przestrzegana jest zasada jawności i jakości na tym etapie. 

Słuszna jest sugestia, by wdrożyć rozwiązania podnoszące jakość recenzji. Tylko adresatem nie może być RDN!    Jednak RDN nie ma na to żadnego wpływu. Członkowie AMU muszą zwrócić się do swoich przełożonych, profesorów i doktorów habilitowanych, by byli jeszcze bardziej rzetelni, uczciwi, względnie obiektywni i nie ukrywali przez radą dyscypliny konfliktów interesów. Piszę o tym w swojej najnowszej monografii, która ilustruje dzisiejszy post. 

RDN nie dysponuje wglądem w relacje międzyludzkie w uczelniach, instytutach, katedrach czy zakładach, a zatem nie ma możliwości wykluczenia w ramach swoich zadań np. kochanków/-ek, partnerek/-ów, konkubin/-ów, przyjaciół, współbadaczy, itp., itd. O tym mogą wiedzieć przede wszystkim członkowie rady naukowej w uczelni, którzy będą powoływać komisją habilitacyjną, i to też obawiam się, że w niewielkim zakresie. Skąd RDN ma wiedzieć, czy w danej jednostce są konflikty międzyludzkie? Nie ulega wątpliwości, że habilitant może stać się ich potencjalną ofiarą. Co ma z tym wspólnego RDN?   

Jeśli - jak proponuje AMU - sprawę poprawi 

(...) wprowadzenie mechanizmu zapobiegania konfliktom interesów w postaci możliwości wskazania przez habilitanta osób, które z ważnych względów nie powinny brać udziału w jego ocenie, 

    to nie jest to zwiększeniem troski o wysokie standardy recenzowania wniosków, ale wprost odwrotnie. To tak, jakby pozwany w sądzie miał decydować o tym, kto mógłby być sędzią w jego sprawie? Czyżby w PAN doszło już do takiego progu destrukcji etycznej?

Nie jestem przekonany co do sensu propozycji o charakterze biurokratycznym, pozbawiającym wglądu w podmiotowe dokonania habilitantów, a nie ich szufladkowanie: 

Po pierwsze, należy dążyć do częściowej przynajmniej standaryzacji recenzji, przy czym ich formularz czy wzór musi uwzględniać specyfikę dyscyplin. Po drugie, RDN powinna rozważyć stworzenie systemu
oceny jakości recenzji na wzór stosowanego przez agencje grantowe, redakcje czasopism czy komitety konferencji. Jak wskazują przykłady głośnych medialnie postępowań ws. nadania stopni i tytułów, sama możliwość upublicznienia treści recenzji nie gwarantuje ich jakości 
(...).

 

Dalej jest propozycja, by: (...) lista nazwisk, będąca podstawą wyłaniania recenzentów, była sporządzana w sposób bardziej przejrzysty, np. poprzez dobór losowy z systemu POLON spośród osób spełniających określone przez ekspertów RDN kryteria.  

Ta rekomendacja już jest realizowana od 2019 roku! Eksperci RDN pobierają z wykazów osób uprawnionych do recenzowania osiągnięć naukowych na stopień doktora habilitowanego, które przekazali rektorzy uczelni. Jeśli POLON zawierałby szczegółowe dane dotyczące nie tylko dziedziny nauk i dyscypliny naukowej kandydatów na recenzentów, ale także członkowie RDN mieliby pełen wgląd w wykaz ich publikacji, to wówczas byłoby to jak najbardziej zasadne. Obecnie muszą polegać na własnym rozpoznaniu i przekazanych wykazach z uczelni. 

Dobór kandydatów na recenzentów wcale nie jest taki oczywisty i łatwy, bo są takie zakresy badań, wąskie subdyscypliny, że trudno jest zgodnie z ustawowym wymogiem znaleźć najwyższej klasy aż 9 ekspertów. Są jednak takie, że RDN przekazuje do losowania nawet więcej niż 9 nazwisk uczonych, jeśli jest to szerzej realizowana problematyka badawcza. 

    Dalej AMU proponuje zwiększenie udziału w ocenie wniosku recenzentów zagranicznych. Świetnie. Tylko ci zagraniczni nie przeczytają publikacji w języku polskim. Jak więc mają oceniać czyjeś osiągnięcia? Na podstawie jedynie autoreferatu, który musi być także w języku angielskim? 


Bardzo ciekawe są zestawienia liczbowe różnych danych. Trzeba docenić czyjąś ciężką pracę. Niestety, brakuje adekwatnej do danych interpretacji.  Przyładowo, wyliczenia czasu trwania postępowań habilitacyjnych są bez znaczenia, gdyż członkowie AMU nie wiedzą, skoro nie są prawnikami, że zawarte w ustawie terminy postępowań mają charakter instrukcyjny a nie zawity. Natomiast rażące naruszenie terminu instrukcyjnego, co zdarza się nie z winy recenzentów czy czyjejś opieszałości, ale z prozaicznych powodów, nieznanych rachmistrzom  AMU (okres urlopowy, choroba, a najczęściej rezygnacja nawet kilku członków komisji z udziału w jej pracach, co wymaga ponownych posiedzeń odpowiednich organów, powołąń itd., itd.) niczym nie skutkuje i skutkować nie może.       


26 listopada 2021

Komu ma służyć destrukcja oświaty?

 


Nie rozumiem, jak kurator oświaty mogła przesłać do dyrektorów szkół ponadpodstawowych negatywną rekomendację dla przedstawienia, którego podstawą jest dzieło Adama Mickiewicza "Dziady"?  


Sprawujący władze oświatowe popełniają kardynalne błędy, a kreowane kłamstwa, manipulacje, presje być może są przekonywujące dla elektoratu PiS i narodowców, ale zupełnie nieadekwatne do sytuacji społeczno-polityczne w kraju, poziomu postaw społeczno-moralnych dorosłych i dorastającej młodzieży, a przede wszystkim były, są i będą nieskuteczne ze względu na środowisko nauczycielskie. Kto jak kto, ale nauczyciele nie są analfabetami kulturowymi, mają swój światopogląd, własną racjonalność i naukowe podstawy do kształcenia młodych pokoleń. Nie wygra się z nimi arogancją i ignorancją.

 

Żadna władza nie wygra z nauczycielami metodami przejętymi z systemu penitencjarnego czy innych instytucji totalnych. Żadna władza polityczna po 32 latach transformacji ustrojowej, swobodnego podróżowania po świecie offline i online nie ma najmniejszych szans na traktowanie  nauczycieli i dużej części rodziców uczniów z przysłowiowego "buta", z pozycji arogancji, a przy tym odsłanianej co rusz ignorancji.

 

Sprawujący władzę w resorcie edukacji już w 2016 roku stracili zaufanie, a z każdym rokiem wiarygodność nadawców zmian, które żeby nie wiem jak były nawet w swej cząstce ważne, wartościowe i konieczne, nie wejdą do codziennego życia szkół. Można wymienić dyrektorów, można kolejnych zastraszyć, ale nie wymieni się nauczycieli jak "zepsute żarówki", którego to określania użył przed laty jeden z ministrów edukacji. 

 

Nie pomoże tu medialna nagonka na to środowisko, ani też próba rzekomego docenienia i dowartościowania finansowego, bo absolwenci szkół branżowych zarabiają po kilku latach już dużo więcej niż dyrektorzy szkół. Kto chce na pojedynczych wydarzeniach kreować jakiekolwiek zmiany w oświacie, to się zawiedzie. Nie osiągnie oczekiwanej skuteczności. Przytoczę tu znakomitą refleksję profesora Aleksandra Nalaskowskiego, który tak mówił i pisał o autorytarnej władzy oświatowej usiłującej przeformatować ideowo polskie społeczeństwo: 

 

                     

Szkoła, do której uczęszczałem odniosła tryumf i zwycięstwo. Wychowała bowiem niezależnego intelektualistę, odpornego na ideologiczne surmy, z rezerwą patrzącego na „jedynie słuszne drogi”. (...) Skutecznie nauczyła, czego uczyć się nie warto i czemu ulegać żadną miarą nie należy.

 

Politycy PiS nie wycofają się z decyzji niszczących psychospołeczne podstawy edukacji, bo obawiają się utraty poparcia elektoratu. Ten jednak już dowiedział się, co sądzi minister tego rządu o destruktorce szkolnictwa Annie Zalewskiej. Trafnie komentował jej wystąpienia i działania jako oparte na kłamstwie. Wojna o szkołę już dawno została przegrana. Czas wrócić do konstytucyjnych i ustrojowych źródeł.    


Tymczasem - Oświadczenie dyrekcji i zespołu Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie:

OŚWIADCZENIE

Z wielkim zaskoczeniem i zafrasowaniem przeczytaliśmy stanowisko Pani Barbary Nowak, w sprawie „Dziadów” w reżyserii Mai Kleczewskiej z naszego Teatru, w którym Małopolski Kurator Oświaty odradza organizowanie przez szkoły wyjść na ten spektakl.

„Dziady” to absolutne arcydzieło polskiej literatury. Jako takie jest dziełem otwartym, wielopłaszczyznowym i niepoddającym się łatwym ocenom i interpretacjom. Wystawienie tego tekstu zawsze jest wielkim wyzwaniem i łączy się z dużą odpowiedzialnością. Dlatego też realizacji „Dziadów” podejmowali się najwięksi twórcy (m.in. Kazimierz Dejmek, Konrad Swinarski czy Jerzy Grzegorzewski). Jesteśmy dumni, że realizacji „Dziadów” w naszym Teatrze, w 120-lecie prapremiery w inscenizacji Stanisława Wyspiańskiego, podjęła się Maja Kleczewska, jedna z najważniejszych współczesnych reżyserek, laureatka m.in. Srebrnego Lwa za innowację w teatrze na 45. Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Wenecji.

„Dziady” – jak każde dzieło sztuki – poddawane były wielu twórczym interpretacjom, inscenizacje „Dziadów” zawsze korespondowały z czasami, w których były wystawiane. W tym wypadku reżyserka bardzo uważnie podeszła do lektury dzieła Mickiewicza i przefiltrowała je przez polską teraźniejszość. Nie dopisując nic autorowi, podążając za myślą jego i prof. Marii Janion, nie szukając prostych rozwiązań, łatwych diagnoz politycznych czy tanich prowokacji. Maja Kleczewska powierzyła rolę Konrada kobiecie, nie odbierając nic oryginałowi, odkrywając za to nowe sensy. Mówiona przez nią Wielka improwizacja – bez zmian w tekście, bez żadnych dodatkowych efektów, mówiona samotnie na pustej scenie – brzmi dziś niezwykle mocno i dobitnie. W naszym mniemaniu powstał spektakl mądry, odważny, we wnikliwy sposób dialogujący zarówno z tekstem Mickiewicza, jak i z otaczającą nas rzeczywistością. Spektakl, z którego jesteśmy dumni.

Teatr jest przestrzenią spotkania i dialogu. Głęboko wierzymy, że właśnie tworząc spektakle, oglądając je, dyskutując o nich, a nawet kłócąc się na ich temat, tworzymy wspólną przestrzeń wzajemnego zrozumienia i empatii. Dlatego gorąco zapraszamy wszystkich na „Dziady”. Zapraszamy do dyskusji, do wyrażenia własnej opinii, do wspólnego namysłu nad myślami i interpretacjami płynącymi z tego wielkiego, polskiego dramatu.

Dyrekcja i zespół Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie


W razie zamiaru publikacji naszego oświadczenia, uprzejmie prosimy o przytoczenie jego pełnej treści. 



25 listopada 2021

Daily new confirmed COVID-19 cases & deaths per million people

 



Nie jestem ciekaw, ilu jeszcze Polaków musi umrzeć lub zostać ciężko dotkniętych koronawirusem, żeby sprawujący władzę potwierdzili skuteczną troskę o stan zdrowia krajan. Nie upominam się o ślepe naśladownictwo rozwiązań politycznych w ościennych krajach, ale z racji wykonywanego zawodu i stanu rodzinnego mam relacje z przedszkoli i szkół ogólnokształcących (poza branżowymi) oraz akademickich, które budzą niepokój.

Dla antyszczepionkowców jestem zapewne kimś nieodpowiedzialnym, skoro ośmieliłem się poddać szczepieniu, zaś dla tych anty- i zaszczepionych jestem idealnym nośnikiem wirusa na skutek przemieszczania się z miejsca na miejsce, tak w sferze publicznej jak i prywatnej. Są więc narażeni wszyscy moi bliscy i obcy, z którymi kontaktuję się, a przecież nie wiem, czy jestem nosicielem wirusa, skoro jeszcze dobrze się czuję. 

W ostatnim tygodniu otrzymałem dwa komunikaty: 

- od współpracownika z uczelni, że ma zdiagnozowany Covid. Na szczęście wraca do zdrowia, zapewne dzięki przyjęciu wcześniej dwóch dawek szczepionek;  

- od studiującego członka rodziny, że w jego grupie już dwie koleżanki mają zdiagnozowany Covid.

O ile w tym pierwszym przypadku zostały powiadomione władze jednostki akademickiej, a pracownik jest na kwarantannie, a zatem nie prowadzi stacjonarnie zajęć do czasu odzyskania zdrowia i sił, o tyle w tym drugim, na innym wydziale, studenci dowiedzieli się o chorobie koleżanki pocztą "pantoflową", ale dalej chodzili na zajęcia.  

Jaka jest strategia polskich władz, tak oświatowych, jak i akademickich? Czy jest nią spowodowanie, by wszyscy przeszli chorobę, mniej lub bardziej łagodnie, a jeśli ostatecznie, to przecież - jak mówiła Marszałkini Sejmu - rząd nie sprowadził wirusa do Polski? "Wiadomo", kto jest temu winny. 

Zaczynamy zatem po fali wiosennej, niemalże z każdym dniem ponownie żegnać najbliższych, uczniów, studentów, także nauczycieli, bliskich i dalszych znajomych, itp.,itd. Jak ktoś chce obserwować dane z różnych krajów świata, to polecam: 

 

Daily new confirmed COVID-19 cases & deaths per million people

albo 

NEW COVID-19 CASES WORLDWIDE