16 września 2021

Pedagogika w Uniwersytecie. Konteksty – Koncepcje – Praktyki

 


W Obrzycku spotkali się pedagodzy z całego kraju, by rozmawiać na temat pedagogiki w Uniwersytecie. Zgodnie z ideą Letnich Szkół Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN: 

Celem Letnich Szkół jest wspieranie i stymulowanie rozwoju naukowego Młodych: pedagożek i pedagogów, w ramach którego tworzone są okazje do uzupełniania i pogłębiania wiedzy, wzbogacania własnego warsztatu badawczego, a także możliwości debiutów naukowych oraz promowania najzdolniejszych. Ważne jest również tworzenie warunków sprzyjających autentycznej integracji środowiska, pracy w dobrej atmosferze i zacieśnianiu więzi międzypokoleniowych. Zajęcia odbywają się w kilku, wypróbowanych już formach, a więc poprzez wykłady, dyskusje panelowe, warsztaty i prezentacje naukowe zaproszonych gości – autorytetów w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych, rozmowy i konsultacje z nimi, problemowe seminaria w małych grupach, wystąpienia i prezentacje dorobku młodej kadry pedagogicznej.

(źródło: Pałac UAM w Obrzycku)

Środowe przedpołudnie stało się okazją do podzielenia się z młodą kadrą przeze mnie i znakomitą specjalistkę w zakresie dydaktyki szkoły wyższej - prof. UJ Annę Sajdak własnymi analizami procesu kształcenia. Ja skoncentrowałem uwagę na edukacji stacjonarnej a p. Profesor mówiła o e-teachingu oraz e-learningu. Organizatorzy SZKOŁY noszącej imię Marii Dudzikowej - kontynuatorki wyjątkowego uniwersytetu typu instant - panie profesor Maria Czerepaniak-Walczak i prof. UZ Ewa Bochno wraz z Gospodarzami tegorocznej, a przecież już XXXIV edycji - naukowcami z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu zadbali o przygotowanie autoedukacyjnego środowiska, w tym miejsc i przestrzeni do spotkań, wykładów, prezentacji, rozmów, konsultacji, debat, prowadzenia sporów oraz zaproponowali pasjonujący program. 

Lejtmotyw tegorocznej SZKOŁY (Pedagogika w Uniwersytecie.  Konteksty – Koncepcje – Praktyki) pozwala wszystkim zainteresowanym inwestowaniem w rozwój doktorantom, asystentom, adiunktom a także doktorom habilitowanym i profesorom na włączenie się do wspólnotowej dyskusji o uniwersyteckiej pedagogice.  Ogromnie żałuję, że nie mogę być tam razem z Uczestnikami i Kadrą, bo jest to niewątpliwie ogromną stratą rozwojową (w końcu uczymy się przez całe życie). 

Nie mogłem zatem wysłuchać wystąpień Młodych, którzy zawsze są w trudniejszej sytuacji od profesorów, gdyż mają na zaprezentowanie własnego zagadnienia zaledwie 10 minut. To bardzo dyscyplinuje, ale też powoduje, że nie mogą odsłonić pełni swoich poznawczych pasji. Dopiero w toku dyskusji, będącej następstwem stawianych im pytań, przybliżają istotę własnych badań na adekwatnym  do procedur etapie ich realizacji. 

W LSMP dzieje się tak dużo, tak dynamicznie, tak elastycznie zarazem, że nie ma czasu na nudę, bezczynność, bezmyślność, gdyż chce się ze sobą rozmawiać nie tylko o pedagogice czy Uniwersytecie. Zapewne jest też czas na kuluary, chociaż i te są zagospodarowane przygotowaniami do podsumowującego Szkołę kabaretu czy namysłem nad napisaniem własnego limeryku. To już jest kilkudziesięcioletnią tradycją, że w piątkowy wieczór prezentowane są najlepsze utwory i z przymrużeniem oka, z ogromnym poczuciem humoru Młodych można pokazać akademicki świat w krzywym zwierciadle. 



(fot. od lewej: A. Cywiński, M. Czerepaniak-Walczak, E. Bochno)

O tym, jak zmienia się "kultura dydaktyczna" LSMP przy KNP PAN świadczy także jej parcjalna amerykanizacji. W zapowiedzi przygotowań do tzw. Giełdy (P)różności , która jest  przeznaczona na dziesięciominutowe wystąpienia Młodych, odnotowano, że część z nich może być ułożona tematycznie, część ze względu na czas wystąpień (np. Kierowniczki mogą uznać, że część zgłoszeń odpowiada bardziej do formuły referatowej, część do formuły flash-talk, a część do panelu dyskusyjnego…). 

Nie należy jednak sądzić, że wypowiedzi będą w języku angielskim, chociaż niektóre prezentacje zawierały treść po angielsku, co mogłoby sygnalizować czekającą SZKOŁĘ w przyszłości konieczność (?) przejścia w komunikacji na ten właśnie język. Skoro bowiem oczekuje się od naukowców umiędzynarodowienia ich dokonań badawczych przez uczestnictwo w zagranicznych kongresach i publikowanie tylko w języku angielskim w wydawnictwach poza granicami naszego kraju, to być może już przyszłoroczna edycja będzie (przynajmniej częściowo) tak sformatowana?   

Jak to dobrze, że chociaż widoczny na powyższej fotografii dr Aleksander Cywiński z Uniwersytetu Szczecińskiego zapytał po wykładzie prof. UJ A. Sajdak, jak przetłumaczyłaby na język polski tytułowe kategorie pojęciowe w jej prezentacji: 


   Ciekawe, kto jest ZA e-learningiem, a kto ZA e-teachingiem   



 

 

15 września 2021

Pedagogika jako "bon mot"

 


(źródło

Nie wiem, czy ktoś już ustalił, ile razy i w jakim kontekście PEDAGOGIKA stała się idealną kategorią we współczesnej nowomowie? Już nawet nie dociekam powodu tego stanu rzeczy. Mam nadzieję, że ktoś podejmie badania naukowe na temat "Pedagogika jako bon mot w dyskursie politycznym".  

Pedagogika jako pseudometafora, jedno z nowych określeń w debatach politycznych, trafiła już do literatury z językoznawstwa. Jej bowiem poświęcił odpowiedni fragment asystent Wisławy Szymborskiej, literaturoznawca, naukowiec i pisarz - prof. UJ Michał Rusinek w napisanej z Katarzyną Kłosińską książce pt. Dobra zmiana. Czyli jak się rządzi światem za pomocą słów.  

   Elity polityczne władzy i opozycji rozbudowują system bon motów, dzięki którym mogą wzajemnie się zwalczać. Nikt nie powie socjologia wstydu czy psychologia hańby, bo jakoś nie chce się wierzyć w to, że lud chwyci przynętę. Mechanizmy kłamstwa stosowanego na użytek władzy czy opozycji w każdym ustroju politycznym odsłania nowomowa, za pomocą której wprowadza się w błąd opinię publiczną, by odwrócić jej uwagę od faktycznych źródeł patologii. Przy tej okazji skierowuje się uwagę na ważność norm moralnych i kryteriów poprawnego myślenia, których samemu się nie przestrzega.

Tak oto pedagogika trafiła na "salony" wielkiej polityki, ale nie jako wiedza naukowa i praktyczna, którą można wykorzystać do naprawy edukacji i tym samym Rzeczpospolitej (bo takie będą Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie), ale jako idealna kalka językowa do wmawiania coraz mniej zorientowanemu w polityce społeczeństwu rzekomej obecności pedagogiki jako czyjegoś narzędzia (władzy, opozycji, postawy). 

Być może celem autorów tego zabiegu jest unieważnienie samej pedagogiki, z czym spotkało się pokolenie dorosłych czasów PRL. Na przełomie lat 60. i 70. XX w. pedagogika została usunięta ze szkół wyższych jako dyscyplina naukowa i kierunek kształcenia. Po dziś nie jest obecna w Polskiej Akademii Nauk, bo przecież nie może o jej statusie świadczyć przyzwolenie na działalność komitetu naukowego, który ma zupełnie inne funkcje i zadania niż naukowe instytuty PAN.

Wspomniani powyżej autorzy książki o "dobrej zmianie" w kontekście politycznej manipulacji sytuują pedagogikę, jako PEDAGOGIKĘ WSTYDU. Jest nią (...) określenie nieuzasadnionego przyznawania się przez Polaków do stosowania przemocy wobec innych, co narusza poczucie godności narodowej i osłabia duchową wyższość nad innymi narodami. Mamy tu do czynienia ze zwrotem, który pochodzi ze słownika propagandy, a zatem jest przykładem nowomowy politycznej, charakterystycznym dla każdej formacji sprawującej władzę. 

PiS nie jest tutaj wyjątkiem. W przypadku Zjednoczonej Prawicy pedagogika wstydu ma wzmacniać zakres kontrrewolucji nie tylko społecznej, kulturowej, ale także oświatowej, tak żeby odciąć obecne środowisko edukacyjne od swoich poprzedników, którzy też mieli swoje figury retoryczne zgodne z ideologią partii władzy. 

Używając tej frazesologii (bo tak nazywam to zjawisko) przedstawiciele władzy starają się osobom przeciwstawnym ideologicznie czy światopoglądowo odebrać prawo do własnych poglądów poprzez ich stygmatyzowanie. Nie chodzi tutaj o działania restrykcyjne, które w państwie totalitarnym oczywiście miałyby miejsce, ale o wywołanie uczucia – wstydźcie się wszyscy wy, którzy nie popieracie obecnej władzy i zmian przez nią wprowadzanych. I to jest paradoks. Bo w wyniku takiego zabiegu nowomowy ci, którzy występują de facto przeciwko pedagogice minionej władzy, sami robią dokładnie to samo. 

Natrafiłem na jeszcze inne pedagogiczne bon moty: 

1) Zbigniew Nosowski łączy PEDAGOGIKĘ SUMIENIA z pogromem kieleckim (sic!).  Skoro bowiem - jak twierdzi - Kielce były dla wielu Żydów oczywistym symbolem polskiej nienawiści - to teraz trzeba w ramach zadośćuczynienia upomnieć się o poruszenie ludzkich sumień, a do tego najlepiej nadaje się nie psychologia, psychoterapia, historia polityczna czy nawet politologia, ale właśnie pedagogika. Tymczasem obecnie – dzięki olbrzymiemu kilkunastoletniemu wysiłkowi wykonanemu w tym mieście – Kielce stały się dla tychże Żydów albo ich potomków miejscem przyjaznym, życzliwym, w którym mogą odnaleźć przyjaciół. 

 

2) Filozof kultury i psychoterapeuta Andrzej Leder wprowadził w obieg kolejną manipulację pojęciem pedagogika przypisując je do reform Leszka Balcerowicza. Tak oto mamy "PEDAGOGIKĘ BALCEROWICZOWSKĄ". Gdyby kolejni autorzy chcieli wykorzystać nazwę tej dyscypliny naukowej do innych premierów, wicepremierów, ministrów i ich zastępców, to mielibyśmy pokaźny zbiór nieco różniących się "bon motów".  

Tymczasem możemy przeczytać, że polityka prawicy jest w istocie "pośmiertnym zwycięstwem balcerowiczowskiej pedagogiki lat 90.". O ile jednak dobrze pamiętam, to ten znakomity ekonomista, który przeprowadził nasz kraj z gospodarki centralnie sterowanej do opartej na mechanizmach wolnego rynku, nie powoływał się w swoich publikacjach na pedagogikę. Musiałby bowiem najpierw zaprzeczyć tej, której był wyznawcą w okresie PRL, a wiem, że nie był. 

 3) W pozytywnym znaczeniu ujął metaforycznie pedagogikę minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, uzasadniając konieczność uzupełnienia dotychczasowego kanonu lektur szkolnych, a miał na uwadze pierwsze dwudziestolecie XXI w. Powiedział bowiem w wywiadzie dla jednego z portali: 

(...) żeby nadrobić te dwie dekady straconego czasu, w którym karmieni byliśmy pedagogiką wstydu zamiast dumy, która powinna nas charakteryzować. Jesteśmy narodem, który w największym stopniu sprzeciwiał się totalitaryzmom XX wieku – i temu komunistycznemu i temu nazistowskiemu narodowemu socjalizmowi – obydwa wyrastające z marksizmu. 

Podchwycił to Patryk Obarski wprowadzając do swojego artykułu na temat zmian w kanonie lektur śródtytuł: Pedagogika dumy w nowej liście lektur szkolnych.  

4) Politolog dr hab. Marek Migalski wprowadził do przestrzeni publicznej w dn. 1 sierpnia kategorię PEDAGOGIKI GŁUPOTY I FAŁSZERSTWA. Sądziłem, że napisze o koleżankach i kolegach ze swojego uniwersytetu, którzy przedkładali Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego dyplomy docentów słowackich uzyskane na podstawie obronionych w kraju prac doktorskich. 

On jednak użył pedagogiką nasyconego bon motu do wyrażenia swojego negatywnego stosunku wobec dzisiejszych mitotwórców, którzy (...) zarażają umysły młodych ludzi kłamstwami, niczym nie uzasadnionymi tezami, historyczną głupotą i geopolitycznymi idiotyzmami. 

Wykorzystują PW44 do szerzenia dziecięcej wizji rzeczywistości, w której obryzganie wszystkich wokół własną krwią jest najlepszą metodą politycznej walki o interesy. Dlatego potrzebne jest im kłamstwo o znaczeniu tamtej masakry dla odzyskania przez Polskę niepodległości. W ten sposób formują kolejne pokolenia politycznych analfabetów, którzy za dobrą monetę przyjmą te mity.


Proponuję publicystom i politykom jeszcze takie bon moty, jak: 

pedagogika inwigilacji

pedagogika zdrady 

pedagogika korupcji

pedagogika katastrof  

pedagogika cynizmu 

pedagogika  rozstania

pedagogika zaborcza 

pedagogika respiracyjna 

pedagogika zazdrości

pedagogika powtórzeń 

pedagogika zemsty

pedagogika solidarności

pedagogika rywalizacji

pedagogika upadku

pedagogika rozczarowań 

pedagogika granic 

pedagogika exitu 

pedagogika wyborcza ... itd.itd....

 

 

14 września 2021

RODZICE! CZYJE SĄ WASZE DZIECI?

 



 

Dyrektor jednej ze szkół publicznych w Krakowie wzywa do siebie rodziców, by wyspowiadali się jemu, z jakiego powodu ich dziecko nie zostało zapisane na lekcje religii. Nikt bardziej nie zaszkodzi religii, jak właśnie taki "święty". 

Drodzy Rodzice! Gdyby się przydarzyło takie postęowanie innym dyrektorom, to zadajcie sobie najpierw paradoksalne pytanie: CZYJE SĄ WASZE DZIECI? 

Żaden dyrektor nie ma prawa wzywać rodziców do szkoły w tej czy innej sprawie, która dotyczy uczęszczania lub nieuczęszczania na zajęcia fakultatywne. Jeśli to czyni, to narusza prawo oświatowe. Rodzice i ich dzieci nie są własnością szkoły, a tym bardziej jej dyrektora/dyrektorki. 

Na miejscu rodziców podjąłbym działania na rzecz powołania Rady Szkoły, bo tylko ten organ ma prawo do  m.in. oceny pracy dyrektora szkoły publicznej. Żadna rada rodziców nie dysponuje takim uprawnieniem. Korzystajcie zatem z prawa i w sytuacji różnych patologii, urzędowej opresji należy wszcząć postępowanie wyjaśniające i egzekwujące od dyrektora prawo. Jeśli je narusza, to rada szkoły wnioskuje do organu prowadzącego o ocenę jego pracy.  

Proszę nie traktować tego wpisu jako mojego sprzeciwu wobec lekcji religii. Są one dobrowolne, a zatem tylko rodzice decydują o tym, czy ich dziecko ma na nie uczęszczać, czy też nie. Dyrektorowi szkoły nic do tego.  Lepiej niech idzie do kościoła i się wyspowiada z tego, że chce być bardziej święty od Papieża.