05 lutego 2021

Uczestnicy "brudnej wspólnoty"




Socjolog Andrzej Kojder używa tego określenia w odniesieniu do tych, którzy jako specjaliści zostali poproszeni przez decydentów o przygotowanie ekspertyzy (...) mimo że decyzje, które ma wskazać ekspertyza, zostały de facto wcześniej podjęte. Ekspertyza służy wtedy tylko celom prestiżowym decydenta, który deklaratywnie "ceni" naukę (Pobocza socjologii, Warszawa 2016, s. 281).    

Naukowcy podejmujący się pracy eksperckiej dla określonego decydenta nie wiedzą, ba, nie mogą przypuszczać, bo i po co, do czego zostanie wykorzystana ich analiza oraz prognoza z niej wynikająca. Jaki mają na to wpływ? Ważne jestem by swoje zadanie wykonali uczciwie, rzetelnie bez względu na jego potencjalne wykorzystanie przez decydenta. 

Gorzej, kiedy w umowie z decydentem nie zabezpieczają się przed możliwą z jego/jej strony ingerencją w formie cenzury, zniekształceń w treść ekspertyzy, bo wówczas to oni tracą twarz, a nie ich zleceniodawca. 

Doskonale pamiętam sytuację, jak podjąłem się przygotowania dla jednej gmin ekspertyzy dotyczącej edukacji w przedszkolach i szkołach podstawowych. Jak zamawiający ją burmistrz zorientował się po przeczytaniu raportu z diagnozy wraz z propozycjami koniecznych zmian, to próbował jej nie przyjąć, by tym samym nie tylko nie zapłacić za wykonaną pracę, ale i nie dopuścić do upowszechnienia występujących błędach, a nawet patologiach w prowadzonych przez gminę placówkach. 

Na szczęście nie zgodziłem się z moimi współpracownikami na jakąkolwiek ingerencję w treść ekspertyzy. Burmistrz musiał ją przyjąć i przedstawić na posiedzeniu rady. Ta zaś przyjęła raport i zobowiązała władze do podjęcia działań naprawczych.        

Ekspertyza dotyczyła polityki oświatowej w skali mikro, bo tylko jednej gminy, a przecież wiemy, że różne ekspertyzy powstają dla potrzeb władz regionalnych czy dla krajowych decydentów. Poziom odpowiedzialności naukowców jest jednak taki sam, mimo iż skutki rozwiązań mogą być znacznie szersze. 

Znacznie poważniejsza rolę odgrywają w tym procesie recenzenci ekspertyz. Decydenci stosują jednak trik pozwalający im na to, by uczynić recenzentów wspólnikami brudnej roboty, manipulacji. Zawierają w umowie obowiązek milczenia, nieujawniania treści recenzji. Naukowcy-recenzenci muszą zatem rozstrzygnąć we własnym sumieniu, czy godzą się na takie zobowiązanie, czy też rezygnują z podjęcia pracy. 

Niestety, pecunia non olet, skoro część recenzentów podpisuje umowę godząc się tym samym na to, by zatwierdzić nieprawdę.  Wypada przypuszczać, że eksperci mają niekiedy podstawy, aby podejrzewać, że zleceniodawcy ekspertyzy wcale nie chodzi o uzyskanie rzetelnej wiedzy i skutecznych rekonstrukcji praktycznych. Skoro ich podejrzenia są uzasadnione dotychczasowym sposobem postępowania decydenta, a mimo to zgadzają się z nim współpracować, to dobrowolnie stają się uczestnikami "brudnej wspólnoty(tamże, s. 281-282)   

Tak też dzieje się nie tylko w pracach eksperckich, w prowadzonych przez wielu uczonych diagnozach na zamówienie określonych podmiotów. Widzimy to w uczelniach, w których w grę wchodzi przygotowanie recenzji czyjegoś dorobku naukowego lub głosowanie na posiedzeniu rady dyscypliny naukowej nad nadaniem stopnia naukowego. Bywa, że efektywność ekspertyzy nie dotyczy wówczas merytorycznej jakości, ale relacji społecznych i związanych z nimi konsekwencji.

Granica między moralnością a prawdą i prawem staje się coraz bardziej płynna, jak nasza ponowoczesność.     

 


04 lutego 2021

Nauczycielski stygmat zniewolenia


Już nie zadajemy sobie pytania, dlaczego nauczyciele w Polsce są od dziesiątek lat przez sprawujących władzę i polityków z prawa, lewa i centrum zniewalani, upokarzani? Środowisko nauczycielskie musi zatem bronić się samo, gdyż zostało  pozbawione szacunku, ochrony, należnej mu godności, także przez działaczy związkowych, którzy ramię w ramię z politykami władzy lub opozycją zapewniają nauczycieli o swojej nieustającej walce i trosce... o siebie.

Dopóki zniewalani nie uświadomią sobie, że zniewalający ich nie ustąpią, nie zrezygnują z korzyści, jakie mają z powodu swojej (o)pozycji, dalej będą tkwić w nadziei, ułudzie, że  kiedyś pojawi się taki ktoś, kto ich wyzwoli, doceni, uszanuje. Ani rewolucja, ani kontrrewolucja w oświacie nie prowadzi sama przez się do wyzwolenia profesji, by mogła służyć młodemu pokoleniu. Jak się okazuje, bywa wstępem do jeszcze większego ich zniewolenia.

Emil Cioran

Wszyscy ludzie są mniej lub bardziej zawistni; politycy są zawistni w dwójnasób. Zawistnikami  stajemy się wtedy tylko, gdy nie znosimy już nikogo obok siebie czy ponad sobą. Podjąć się jakiegokolwiek przedsięwzięcia, najbardziej nawet nieistotnego, to oddać się zawiści, najwyższemu   przywilejowi żywych, prawu i bodźcowi naszych czynów. Kiedy zawiść was opuszcza, jesteście niczym, niczym więcej niż owadem, niż cieniem. I człowiekiem chorym (Historia i utopia, Warszawa 2008 s.62)

Jeśli nauczyciele sądzą, że "tuląc" się do władzy uzyskają wolność, oszukują siebie i innych, gdyż jej "bród" przylepia się do nich. Nie da się go strzepnąć, wywabić. Trzeba dostrzec istotę władztwa oświatowego jako wyzwalania się jednych kosztem pozostałej większości. Zamiana miejsc między niewolnikiem a panem, a więc  między nauczycielem a dyrektorem, dyrektorem a inspektorem, inspektorem a kuratorem, kuratorem a wiceministrem, wiceministrem a ministrem, ministrem a premierem ..., jest tylko dla nielicznych i wymaga sprzeniewierzenia się własnej profesji. 

Cóż zatem pozostaje nauczycielom - zawiść w stadzie zniewolonych, bo przynajmniej jest o kim plotkować, rozmawiać, na kogo narzekać, byle nie na siebie samego. Nauczyciele boją się wolności, bo ta jest wymagająca zarówno w sferze  własnej aktywności, odwagi, ryzyka, buntu, zaangażowania, działania nie tylko dla własnej emancypacji, ale także tych, których powinni nią obdarzać. Łatwiej jest żyć w schizoidalnym świecie: niezadowolenia z bycia zniewalanym, a zarazem pokornego, posłusznego przyzwalania na to.   

Wciąż zatem aktualna jest pedagogiczna konstatacja Janusza Korczaka:

 Nie możemy zmienić naszego życia dorosłych, bośmy wychowani w niewoli, nie możemy dać dziecku swobody, dopóki samiśmy w kajdanach (Jak kochać dziecko, w: Pisma wybrane, tom 1, Warszawa 1984, s. 187). 

Rzeczywistość szkolna staje się źródłem  ucisku ze strony władzy, ale i samych nauczycieli, stosowania w niej i wobec jej podmiotów różnych form i środków przemocy, które skutkują przeciwstawieniem sobie jednych nauczycieli pozostałym nauczycielom. Czas dostrzec egoistyczne interesy uciskających, a przybierających maski rzekomych obrońców, przedstawicieli, ubierających się w szaty fałszywej hojności paternalizmu.  

Jak pisał P. Freire: To nie pogardzani wprowadzają nienawiść, lecz ci, którzy pogardzają. Sprawujący władzę muszą odmawiać prawa zniewalanym nauczycielom do wyrażania własnego zdania, poglądu na świat, prywatności także w ich życiu rodzinnym, osobistym, społecznym czy religijnym, by nie utracić mocy panowania nad nimi.    




Zagryzają się wszyscy wzajemnie, bo raz są na wozie, a raz pod wozem. Większość nauczycieli znajduje się jednak w tej drugiej pozycji i nie bardzo chce się z  niej wydostać. 

Cioran: Zbyt dobrze wiadomo, co pisane jest "ludowi": znosić kolej rzeczy, znosić fantazje władców, służyć celom, które ranią go i gnębią. Każde doświadczenie polityczne  choćby najbardziej "postępowe", przynosi mu szkodę, obraca się przeciwko niemu: lud nosi, boskim lub diabelskim wyrokiem, stygmaty zniewolenia (Cioran, s.65)  


03 lutego 2021

Dlaczego profesorowie nauk humanistycznych są profesorami nauk społecznych?

 


(źródło fot. Barbara Kudrycka)

Pyta mnie bowiem uczestniczka prowadzonego w mojej Katedrze seminarium podoktorskiego, jak to jest możliwe, że jej wniosek habilitacyjny będzie oceniał profesor nauk humanistycznych, chociaż ona zajmuje się pedagogiką mediów, a więc powinien to być profesor nauk społecznych, a może nawet i technicznych? Nie znam powodu skierowania do mnie tego pytania przez jedną z habilitantek, ale rozumiem jej zdziwienie. 

Muszę zatem wyjaśnić nieczytelność rozstrzygnięć prawnych w szkolnictwie wyższym i nauce, jakie zapanowało w tym właśnie względzie w 2011 r. Ustawa 2.0 przygotowana przez urzędników pod kierunkiem Jarosława Gowina w 2018 r. jeszcze bardziej uczyniła typologię dziedzin i dyscyplin niezrozumiałą dla wielu młodych naukowców.   

Ktoś nawet mógłby z demagogicznym zachwytem stwierdzić, że wszystkiemu winny jest Donald TUSK, a raczej powołana przez niego do rządu prof. Barbara KUDRYCKA, która kierowała Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego  do czasu wybrania jej na europosłankę (2007-2013).  

 

latach 2010–2012 dyskutowaliśmy w  Sekcji I  – Nauk Humanistycznych i Społecznych CK o tym, czym różni się dziedzina nauki od dyscypliny nauki. Przez dziedzinę nauki proponowano rozumieć […] system wiedzy i metod tworzenia i sprawdzania przez nią wiedzy naukowej. Dziedziny nauki, a więc także ich dyscypliny i specjalności, charakteryzują również ich języki nauki. Języki dziedzin zawierają wyrazy i wyrażenia językowe, a w dziedzinach sformalizowanych także wyrażenia formalne, wyznaczające również zasięg danych dziedzin. 

Dyscyplinę nauki definiuje problematyka jej wszystkich obiektów, poznawanych i wyjaśnianych z pomocą wiedzy i metod tej dziedziny, do jakiej dana dyscyplina należy. Zakres problematyki dyscypliny wyznacza również jej język i obszar badań danej dyscypliny. 

Specjalność naukowa odnosi się do wyszczególnionych obiektów i zakresów badań, mogących należeć do różnych dyscyplin danej dziedziny, a nawet do różnych dziedzin nauki, poznawanych i wyjaśnianych z pomocą wiedzy i metod dyscypliny nauki, do jakiej dana specjalność może być zaliczona.

W  2011 r. rozpoczęto w  MNiSW prace nad projektem rozporządzenia w  sprawie określenia dziedzin nauki i  dziedzin sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych

Już trzy lata wcześniej środowisko naukowe podkreślało, że istniejący w naszym kraju podział na dziedziny nauki i przypisane im dyscypliny nie jest zsynchronizowany z tym, jaki funkcjonuje w Europie. Do tej pory w Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów wnioski w sprawie awansów naukowych z pedagogiki były rozpatrywane w Sekcji Nauk Humanistycznych i  Społecznych. Ministerstwo zamierzało jednak dokonać podziału dziedzin nauk, by osobno występowały nauki humanistyczne i nauki społeczne. 

Uważaliśmy wówczas, że przyjęcie przez resort nowego rozporządzenia anuluje uchwałę CK z dnia 24 października 2005 r. w sprawie określenia dziedzin nauki i  dziedzin sztuki oraz dyscyplin naukowych i  artystycznych. Tak też się stało. Rząd pozbawił CK prawa do ustalania, co jest dziedziną nauk, co jest dyscypliną, i jaka powinna obowiązywać w tym zakresie klasyfikacja.   

Do 2011 r. typologia dziedzin i dyscyplin naukowych nie zawierała nauk społecznych. Pedagogika należała do dziedzin nauk humanistycznych. Ja zaś uzyskałem tytuł naukowy profesora w 1999 r. w dziedzinie nauk humanistycznych, bo do niej należała wówczas pedagogika. 

Do października 2011 r. obowiązujący zbiór dyscyplin do dziedziny nauki humanistyczne wyglądał następująco: archeologia; bibliologia i informatologia; etnologia; filozofia; historia; historia sztuki; językoznawstwo; kulturoznawstwo; literaturoznawstwo; nauki o polityce; nauki o poznaniu i komunikacji społecznej; nauki o sztuce; nauki o zarządzaniu; pedagogika; psychologia; religioznawstwo; socjologia

Tym samym każdy, kto uzyskał do 2011 r. tytuł profesora z powyższych dyscyplin, ma w swojej nominacji dziedzinę nauk humanistycznych, ale w trybie administracyjnym został niejako "pozbawiony" powyższej afiliacji 

W dn. 8 sierpnia 2011 r., kiedy wszyscy opalali się na słońcu, minister B. Kudrycka podpisała Rozporządzenie w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych (Dz.U. nr 179, poz. 1065). Powołano wówczas do życia nową dziedzinę nauk - dziedzinę nauk społecznych, w której zostało sklasyfikowanych dziewięć dyscyplin naukowych

■ nauki o bezpieczeństwie, 

■ nauki o obronności, 

■ nauki o mediach, 

■ nauki o polityce, 

■ nauki o polityce publicznej, 

■ nauki o poznaniu i komunikacji społecznej, 

■ pedagogika, 

■ psychologia, 

■ socjologia.

Teraz uczestniczka seminarium podoktorskiego już będzie wiedziała, że do składu jej komisji może być powołany jako członek, sekretarz czy recenzent profesor tytularny, który będzie miał odnotowane w swojej biografii, że tytuł naukowy uzyskał w dziedzinie nauk humanistycznych. Mimo protestów np. Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN minister B. Kudrycka nie chciała przywrócić pedagogiki, jak i powyższych dyscyplin do nauk humanistycznych, ani też nie wyrażała zgody - jak to urzędnik - na powołanie do życia dziedziny nauk humanistyczno-społecznych.  

Tak oto zostałem profesorem nauk społecznych mimo uzyskania nominacji w dziedzinie nauk humanistycznych. Nie tylko zresztą mnie to dotyczyło, ale setek profesorów powyższych dziewięciu dyscyplin naukowych. Byli humanistyczni, a w trybie administracyjnego przeklasyfikowania stali się - społeczni.   

Warto zarazem pamiętać, że w przypadku wniosków o nadanie stopnia czy tytułu naukowego powołuje się (w różnym trybie) recenzentów, którzy są ekspertami w danej dyscyplinie naukowej lub w dziedzinie i dyscyplinie nauk pogranicza. W pedagogice często korzystamy z ekspertyz socjologów, psychologów, ale i historyków, językoznawców czy profesorów nauk o kulturze fizycznej. Jest to zgodne z prawem.