25 września 2024

O indywidualizmie i wspólnotowości na konferencji w Łagowie Lubuskim

 



Przez dwa dni (23-24 września 2024 roku) obradowali pedagodzy o indywidualizmie i wspólnotowości w Zamku Joannitów, w Łagowie Lubuskim. Cykliczną konferencję, pod wspólnym hasłem "Szkoła i Nauczyciel" organizują od siedmiu lat profesorowie Inetta Nowosad z Uniwersytetu Zielonogórskiego i Mirosław J. Szymański z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Za każdym razem jest to wyjątkowe wydarzenie dla środowiska akademickiej pedagogiki, bowiem referujący wyniki swoich badań podejmują w nich ważne w życiu szkoły problemy. 

Niezależnie od tego, która formacja polityczna jest u władzy, nauczyciele akademiccy  kształcą pedagogów i przyszłych nauczycieli. Nie są obojętni na doświadczane kryzysy przez społeczeństwo, a szczególnie przez uczniów i nauczycieli.  W tym roku szczególnie byliśmy dotknięci skalą kataklizmu w wyniku powodzi na terenach południowej Polski, zwłaszcza dramatem uczniów i uczennic, ich rodzin oraz nauczycieli i nauczycielek. Są to dramaty osobiste i zbiorowe, bowiem zniszczeniu uległy m.in. domy rodzinne, budynki gospodarcze i instytucji publicznych. Uważamy, że jako wspólnota nie możemy tej sytuacji pominąć. 

Przygotowania do konferencji trwają co najmniej rok, toteż dzięki władzom Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Zielonogórskiego został wydany dla potrzeb obrad tom pod redakcją I. Nowosad, M.J. Szymańskiego, M. Kowalskiego i A. Tłuściak-Deliowskiej, w którym podjęto zagadnienia dotyczące wiodącego tematu tegorocznych obrad.  Jak piszą redaktorzy tego tomu: 

"Misją edukacji jest rozwój indywidualizmu, jak również budowanie wspólnoty. Dzieje się to w procesie eksponującym znaczenie współpracy uczniów, zaufania członków społeczności szkolnej, okazywania sobie wsparcia, umiejętności wzajemnego wyrażania różnych potrzeb oraz przywództwa edukacyjnego, które ma wprowadzać , utrzymywać i intensyfikować te procesy. (...) 

Szczególnie ważne okazują się refleksje na temat potencjału kształtowania kultury organizacyjnej szkoły. Może ona generować zaangażowanie podmiotów edukacyjnych w realizację wartości organizacji. To kultura bowiem sprawia, że dana społeczność uzyskuje wiedzę o tym, co oznacza organizacja, i ma kluczowe znaczenie w poprawie funkcjonowania szkoły oraz wzroście jej efektywności" (s.7). 

Prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz z Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej szeroko wprowadziła słuchaczy w psychospołeczne pojmowanie indywidualizmu i wspólnotowości w sytuacjach edukacyjnych nawiązując do kreowanej przez siebie od lat pedagogiki uznania. Młode pokolenie doświadcza w procesie socjalizacji i wychowania poczucia własnej tożsamości. Dzięki wsparciu jego rodziców czy wychowawców dąży do jej scalania w związku z zachodzącymi zmianami w rozwoju indywidualnym i społeczno-kulturowym oraz politycznym środowisk jego codziennego życia.



Profesor scharakteryzowała uwarunkowania współczesnej kultury z punktu widzenia jej nielinearności, płynności oraz doświadczania przez uczniów zmieniających się warunków życia, uczenia się i rozumienia siebie. Nawiązując do badań biograficznych narracji tożsamościowych wyjaśniała, jak te czynniki rzutują na konstruowanie przez nastolatków opowieści o samych sobie oraz na historię ich życia. Odniosła się także do współczesnej narracji wspólnotowości budowanej na fundamentach życia rodzinnego i społeczno-moralnego odwołującego się do tradycji historyczno-narodowej. 

W świetle prowadzonych badań biograficznych M. Nowak-Dziemianowicz dostrzega ogromny deficyt uznania w naszym społeczeństwie, które jest  ustawicznie dzielone przez dochodzące do władzy partie polityczne. Narracja polskiej wspólnoty konstruowana jest na agresji, hipokryzji, egoizmie cynicznie walczących o władzę elit politycznych. Przeciwdziałać temu czy łagodzić skutki wojny polsko-polskiej powinna pedagogika uznania, która opisuje świat w taki sposób, żeby otwierać na różnicę, na wielość, na dialog, na drugiego człowieka. Nie monopolizować myślenia, decydowania. Uczyć argumentacji krytycznego myślenia, prowadzącego do oporu i emancypacji" (s.136).         

  




(S.M. Kwiatkowski) 

 (Z. Izdebski)   





(R. Bera) 


Odpowiedź na te wyzwania dawały m.in. wystąpienia profesorów: Agnieszki Cybal-Michalskiej z UAM w Poznaniu, Stefana M. Kwiatkowskiego z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, który mówił o szkole w procesie przygotowywania uczniów do funkcjonowania na współczesnym rynku pracy; Magdaleny Piorunek  z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przywołującej wyniki badań zdrowia psychicznego, poczucia koherencji i wypalenia studentów, którzy wkrótce podejmą się ról zawodowych; Zbigniewa Izdebskiego z Uniwersytetu Warszawskiego jako przewodniczącego zespołu pracującego w MEN nad nowym przedmiotem "Edukacja zdrowotna", którego treści powinny uwzględniać biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania oraz Ryszarda Bery  z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie przedstawiającego niepokojące wyniki badań w zakresie samooceny nauczycieli, która powinna być adekwatną podstawą samoakceptacji i cechą ich mentalności indywidualistycznej, a tak nie jest. 

Nie sposób odtworzyć treść wszystkich wystąpień plenarnych, a przecież w sekcjach referowało wyniki własnych badań kilkudziesięciu pracowników naukowych nie tylko z uniwersytetów i akademii publicznych, ale także licznych wyższych szkół niepublicznych. Co ważne, każdego roku w ramach tej konferencji konfrontowana jest nauka z praktyką, bowiem wśród referujących są także pracownicy  samorządowi, specjaliści z różnych typów placówek oświatowych, ale także osoby związane z resocjalizacją, obronnością czy nadzorem pedagogicznym.                     



24 września 2024

Jak powołać w szkole radę szkoły

 



Nie ma potrzeby powoływania jeszcze jednego rzecznika - tym razem Rzecznika Praw Ucznia. To jest kolejna patologia demokracji proceduralnej. Szkoły powinny być środowiskiem do demokracji partycypacyjnej, a nie przedstawicielskiej. Żaden rzecznik z Warszawy nie będzie rozwiązywał spraw uczniów w Białej Podlaskiej, Zgierzu, Łagowie  czy Gdańsku. Od tego jest ustawowy zapis, który umożliwia powoływanie w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych - jeśli chcą naprawdę być szkołami publicznymi, a nie pozorującymi tę cechę - organów społecznych szkół, a tymi są: 

- psuedodemokratyczna rada pedagogiczna,

- pseudosamorządny samorząd uczniowski, 

- manipulowana przez dyrekcję rada rodziców 

i jedyny, ale wciąż nieobecny w 98, 1 proc. polskich szkół pseudopublicznych organ - RADA SZKOŁY.

Rada szkoły jest jedynym organem społecznym, który posiada uprawnienia do egzekwowania przestrzegania praw uczniów przez uczniów, ich rodziców i nauczycieli, także przez dyrekcję szkoły i organ prowadzący oraz nadzór pedagogiczny.



W ustawie "Prawo oświatowe" istnieją regulacje prawne, które pozwalają na rozwiązywanie problemów, konfliktów w konkretnej placówce i z udziałem wszystkich zainteresowanych lub związanych z tym stron jeśli doszło do naruszenia praw ucznia, nauczyciela czy rodzica w danej szkole! Zajrzyjcie na strony kuratoriów oświaty. Jest ich szesnaście. I co? 

Żadne z kuratoriów oświaty w Polsce nie informuje uczniów, ich rodziców, ani też nauczycieli o tak istotnej roli rady szkoły w ogóle, a tym bardziej o jej potencjalnej i chronionej ustawą mocy sprawczej. Dlaczego? Dlatego, że ani władze MEN, ani podlegający jej kuratorzy oświaty, ani dyrektorzy szkół nie chcą, by szkoły publiczne były rzeczywiście uspołecznione, by były wspólnotą dbającą o profilaktykę przemocy. 

W szkołach konieczne jest rzeczywiste przeciwdziałanie przemocy i bezpośrednie egzekwowanie od sprawców odpowiedzialności moralnej, społecznej czy zawodowej, bez względu na to, kim są, jaką mają funkcję, rolę społeczną. Właśnie dlatego w ok. 2 proc. szkół publicznych zostały takie rady powołane, by skończyć z pozoranctwem i włączać uczniów, ich rodziców i nauczycieli do demokracji a nie jedynie opowiadać o niej i rzekomo edukować do niej.




Nawet prawnik, autor poradnika pod dość bezczelnym tytułem "Prawo Marcina", bo to nie jest jego prawo, nie zadał sobie trudu, by nie tylko sprawdzić czy istnieją publikacje poświęcone prawom ucznia i uspołecznieniu szkolnictwa w Polsce, ale nie dokonał też analizy krytycznej jego realnego stanu prawnego. Szkoda, bo wówczas by zrozumiał, że częściowo pisze o czymś, co ma demagogiczny charakter. 

Na s. 29 M. Kruszewski pisze: "Statuty szkół uchwalane są przez radę szkoły na podstawie ustawy Prawo oświatowe", jednak nie wie, że w szkołach publicznych III RP takie rady nie są powołane. Z przeprowadzonych przeze mnie ogólnokrajowych badań w latach 2012-2013 wynikało, że rady szkół powołano w niespełna 2 proc. szkół podstawowych i ponadpodstawowych (Śliwerski, 2013). 

Autor wspomnianego vademecum powinien rzetelnie wskazać na następującą regulację prawną dotyczącą uchwalenia statutu szkoły, a brzmi ona: 

"Art. 72. 1. Rada pedagogiczna przygotowuje projekt statutu szkoły lub placówki albo jego zmian i przedstawia do uchwalenia radzie szkoły lub placówki". 

Ten zapis wynika właśnie z samozadowolenia władz Ministerstwa Edukacji Narodowe niepowstawania w szkołach publicznych (bo powstawać nie muszą, tylko "mogą") rady szkół, zatem ich zadania przejmuje .... rada pedagogiczna. Uczniowie powinni zatem zainteresować się tą możnością i doprowadzić dzięki swoim rodzicom (w przypadku szkoły podstawowej) lub na podstawie uchwały samorządu uczniowskiego (w przypadku szkoły ponadpodstawowej) do powołania rady szkoły. Dopiero wówczas uzyskają realny wpływ na procesy uspołecznienia edukacji szkolnej. 

Uczniowie nie tylko nie posiadają zbyt wielu praw, ale, jeśli w szkole nie ma rady szkoły, a nie ma, to nie będą w stanie wyegzekwować od dyrekcji szkoły przestrzegania nawet statutowych praw czy spełnienia ich potrzeb, które są ujęte w ustawie. To wola silniejszego, posiadającego władzę nad uczniem rozstrzyga o tym, czy jego/jej prawa są respektowane czy też nie. 

Kruszewski chyba nieświadomie usprawiedliwia łamanie praw uczniów przez niektórych nauczycieli, pisząc: "Pamiętajcie jednak, że łamanie praw ucznia nie zawsze jest przejawem złej woli nauczycieli czy dyrektorów. Polskie prawo, w tym to regulujące życie szkoły, nie zawsze jest jasne. Przepisów jest bardzo dużo. Tak, prawo podobnie jak pieniądz dotknięte jest swoistą inflacją. Wszyscy, również nauczyciele, toniemy w setkach coraz mniej zrozumiałych ustaw i rozporządzeń. A przecież mało kto jest prawnym ekspertem" (s. 331).      

Otóż rada szkoły może powołać prawnika, a taki znajdzie się nawet wśród rodziców, by mieć wykładnię prawnika zaistniałej w szkole sytuacji konfliktowej czy bezprawnej. Mógłby o tym pomyśleć autor tej książki.

Na stronie 120-122 ustawy Prawo oświatowe przeczytajcie Art.80-81- 82: 

 


     












(źródło: https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000059/U/D20170059Lj.pdf) 

     

23 września 2024

Odszkolnić możnowładztwo i partyjniactwo szkoły wobec uczniów i ich rodziców

 


Trzy lata temu udzieliłem Tygodnikowi Spraw Obywatelskich wywiadu, któremu nadano tytuł: Odszkolnić szkoły! 

Powodem dla którego przypominam rozmowę z redaktorem jest fakt otrzymania listu od jednego z rodziców, którzy mają trudność w pozyskaniu kompleksowej informacji na temat możliwości powołania Rady Szkoły oraz stworzenia dla jej potrzeb porządnego Statutu. Ów rodzic pyta: Czy byłby Pan na tyle uprzejmy i wskazał mi organizacje lub inne podmioty, które są dobre w tym temacie?

 

Na pytanie, po co jemu taka wiedza? napisał: „Mój najstarszy syn rozpoczął edukację w pierwszej klasie szkoły podstawowej w Gdyni, a z rozmów z innymi rodzicami odniosłem wrażenie, że dyrekcja jego szkoły traktuje placówkę jako udzielne księstwo. Uważa, że jedyną rolą rodziców jest to, by działali w ramach podporządkowanej dyrekcji radzie rodziców, finansując potrzeby placówki. To sprawia, że dyrekcja szkoły nie zawsze jest skłonna rozpatrywać pomysły lub wnioski tych 5 proc. rodziców, którzy są najbardziej aktywni spośród całej społeczności rodziców".

 

Proszę zauważyć, że jeszcze nie upłynął miesiąc wrzesień, a już niektórzy rodzice mają poczucie lekceważenia ich potrzeb, oczekiwań, skoro powierzyli swoje dzieci szkole publicznej. Słusznie rodzice najbardziej zaangażowani w proces wychowawczy niepokoją się o losy dziecka w szkole, skoro jako placówka publiczna (w tym infrastruktura i kadra nauczycielska oraz administracyjno-techniczna) jest finansowana, a zatem utrzymywana z pieniędzy podatników. 

 

Rodzice mają szczególne, bo zarówno naturalne, jak i konstytucyjne prawo do interesowania się tym, co dzieje się z ich dzieckiem w szkole, w placówce, której przekazali do wspierania rozwoju swój największy skarb. Każdy rodzic, który kocha swoje dziecko i pragnie dla niego jak najlepiej, a nie musi lub nie chce kierować dziecka do szkoły niepublicznej (prywatnej, społecznej, wyznaniowej itp.), ma pełne prawo do interesowania się jego losami w szkole, tym, jaka w niej panuje kultura, kim i jakimi są nauczyciele ich dziecka oraz czy rzeczywiście podejmowane są optymalne dla jego rozwoju działania pedagogiczne. 

 

Od 35 lat upominam się o to, by zerwać w polskim ustroju szkolnictwa publicznego z praktyką i mentalnością władztwa, w świetle których nauczycielom i dyrekcji szkoły wolno postępować niezgodnie z etyką, prawem oświatowym czy kulturą pedagogiczną. Po to 10 milionów Polaków zawierzyło w latach 1980-1989 ruchowi "Solidarność", by już nigdy więcej nie było w naszym kraju możnowładztwa, partyjniactwa, nieetycznych praktyk, niekompetencji i ubóstwa kulturowego.

 


To dzięki pierwszemu postsocjalistycznemu ministrowi edukacji Henrykowi Samsonowiczowi wprowadzony został do także pierwszej postsocjalistycznej ustawy o systemie oświaty (przyjętym dzięki kolejnemu ministrowi Robertowi Głębockiemu w 1991 roku) i po raz pierwszy w ogóle w dziejach polskiej oświaty prawny regulator powoływania w szkołach publicznych organów społecznych. Najważniejszym z nich miała być RADA SZKOŁY, której członkami mieli być wybierani przez wszystkich rodziców, uczniów i nauczycieli przedstawiciele tych społeczności jako członkowie rady szkoły w tej samej liczbie, a więc co najmniej po trzech z każdej z nich. Im więcej uczniów ma szkoła, tym ta liczba może być proporcjonalnie zwiększana.

 

Kiedy przeprowadziłem dwadzieścia lat później pierwsze badania w całym kraju na temat stopnia i zakresu uspołecznienia szkół publicznych w postaci powołania w nich także rady szkoły, a są to jak dotychczas jedyne tego typu badania w Polsce, okazało się, że na ponad 25 307 szkół publicznych wszystkich typów (podstawowe, gimnazja, ponadgimnazjalne) rady szkół właściwie nie powstały jako ruch naprawy szkolnej rzeczpospolitej. Zostały powołane do życia jedynie w 499 szkołach (1,9 proc.). 

 

Z jednej strony dokonano w 1997 roku zmiany ustroju administracyjnego III RP, ale zablokowano decentralizację i uspołecznienie szkolnictwa publicznego, które po dzień dzisiejszy podtrzymuje ustrój z czasów socjalizmu. Co z tego, że w nowelizowanej ustawie, która od 2016 roku ma nazwę "ustawa Prawo oświatowe" (a nie ustawa o systemie oświaty) zachowano rozdział o organach społecznych szkoły, skoro MEN i żadne kuratorium oświaty nawet nie informują o tym, że taka rada może być powoływana i jaką mogłaby spełniać rolę w rzeczywistej trosce o jakość procesu kształcenia  i wychowania młodych pokoleń.

 Jednak wygodniej jest rządzić, podejmować niewłaściwe decyzje, ukrywać niegodne postawy niektórych dyrektorów szkół, części ich nauczycieli, kiedy nikt się tym nie interesuje, nie docieka powodów pseudoedukacji, pseudowychowania, a więc także niszczenia szans rozwojowych i wychowania społeczno-moralnego dzieci i młodzieży. Łatwiej jest przerzucać się odpowiedzialnością na innych (rodziców, władze oświatowe, media) za rozwój patologii zachowań, kiedy samemu jest się zwolennikiem jej unikania, pozorowania poprawnych odziaływań.

Jutro przekażę rodzicom informację na temat tego, jak powołać radę szkoły.