Trzy
lata temu udzieliłem Tygodnikowi Spraw Obywatelskich wywiadu, któremu nadano
tytuł: Odszkolnić szkoły!
Powodem
dla którego przypominam rozmowę z redaktorem jest fakt otrzymania listu od
jednego z rodziców, którzy mają trudność w pozyskaniu kompleksowej informacji
na temat możliwości powołania Rady Szkoły oraz stworzenia dla jej potrzeb
porządnego Statutu. Ów rodzic pyta: Czy byłby Pan na tyle uprzejmy i wskazał mi
organizacje lub inne podmioty, które są dobre w tym temacie?
Na
pytanie, po co jemu taka wiedza? napisał: „Mój najstarszy syn rozpoczął
edukację w pierwszej klasie szkoły podstawowej w Gdyni, a z rozmów z innymi
rodzicami odniosłem wrażenie, że dyrekcja jego szkoły traktuje placówkę jako
udzielne księstwo. Uważa, że jedyną rolą rodziców jest to, by działali w ramach podporządkowanej
dyrekcji radzie rodziców, finansując potrzeby placówki. To sprawia, że dyrekcja
szkoły nie zawsze jest skłonna rozpatrywać pomysły lub wnioski tych 5 proc.
rodziców, którzy są najbardziej aktywni spośród całej społeczności
rodziców".
Proszę
zauważyć, że jeszcze nie upłynął miesiąc wrzesień, a już niektórzy rodzice mają
poczucie lekceważenia ich potrzeb, oczekiwań, skoro powierzyli swoje dzieci
szkole publicznej. Słusznie rodzice najbardziej zaangażowani w proces wychowawczy niepokoją się o losy dziecka w szkole, skoro jako placówka publiczna (w tym infrastruktura i kadra nauczycielska oraz administracyjno-techniczna) jest finansowana, a zatem utrzymywana z pieniędzy podatników.
Rodzice mają szczególne, bo zarówno naturalne, jak i konstytucyjne prawo do interesowania się tym, co dzieje się z ich dzieckiem w szkole, w placówce, której przekazali do wspierania rozwoju swój największy skarb. Każdy rodzic, który kocha swoje dziecko i pragnie dla niego jak najlepiej, a nie musi lub nie chce kierować dziecka do szkoły niepublicznej (prywatnej, społecznej, wyznaniowej itp.), ma pełne prawo do interesowania się jego losami w szkole, tym, jaka w niej panuje kultura, kim i jakimi są nauczyciele ich dziecka oraz czy rzeczywiście podejmowane są optymalne dla jego rozwoju działania pedagogiczne.
Od
35 lat upominam się o to, by zerwać w polskim ustroju szkolnictwa publicznego z
praktyką i mentalnością władztwa, w świetle których nauczycielom i dyrekcji
szkoły wolno postępować niezgodnie z etyką, prawem oświatowym czy kulturą
pedagogiczną. Po to 10 milionów Polaków zawierzyło w latach 1980-1989 ruchowi
"Solidarność", by już nigdy więcej nie było w naszym kraju możnowładztwa,
partyjniactwa, nieetycznych praktyk, niekompetencji i ubóstwa kulturowego.
To
dzięki pierwszemu postsocjalistycznemu ministrowi edukacji Henrykowi
Samsonowiczowi wprowadzony został do także pierwszej postsocjalistycznej ustawy
o systemie oświaty (przyjętym dzięki kolejnemu ministrowi Robertowi Głębockiemu
w 1991 roku) i po raz pierwszy w ogóle w dziejach polskiej oświaty prawny
regulator powoływania w szkołach publicznych organów społecznych.
Najważniejszym z nich miała być RADA SZKOŁY, której członkami mieli być
wybierani przez wszystkich rodziców, uczniów i nauczycieli przedstawiciele tych
społeczności jako członkowie rady szkoły w tej samej liczbie, a więc co najmniej
po trzech z każdej z nich. Im więcej uczniów ma szkoła, tym ta liczba może być proporcjonalnie zwiększana.
Kiedy
przeprowadziłem dwadzieścia lat później pierwsze badania w całym kraju na temat
stopnia i zakresu uspołecznienia szkół publicznych w postaci powołania w nich
także rady szkoły, a są to jak dotychczas jedyne tego typu badania w Polsce,
okazało się, że na ponad 25 307 szkół publicznych wszystkich typów (podstawowe,
gimnazja, ponadgimnazjalne) rady szkół właściwie nie powstały jako ruch naprawy
szkolnej rzeczpospolitej. Zostały powołane do życia jedynie w 499 szkołach
(1,9 proc.).
Z
jednej strony dokonano w 1997 roku zmiany ustroju administracyjnego III RP, ale
zablokowano decentralizację i uspołecznienie szkolnictwa publicznego, które po
dzień dzisiejszy podtrzymuje ustrój z czasów socjalizmu. Co z tego, że w
nowelizowanej ustawie, która od 2016 roku ma nazwę "ustawa Prawo
oświatowe" (a nie ustawa o systemie oświaty) zachowano rozdział o organach
społecznych szkoły, skoro MEN i żadne kuratorium oświaty nawet nie informują o
tym, że taka rada może być powoływana i jaką mogłaby spełniać rolę w
rzeczywistej trosce o jakość procesu kształcenia i wychowania młodych
pokoleń.
Jednak wygodniej jest rządzić, podejmować niewłaściwe decyzje, ukrywać niegodne postawy niektórych dyrektorów szkół, części ich nauczycieli, kiedy nikt się tym nie interesuje, nie docieka powodów pseudoedukacji, pseudowychowania, a więc także niszczenia szans rozwojowych i wychowania społeczno-moralnego dzieci i młodzieży. Łatwiej jest przerzucać się odpowiedzialnością na innych (rodziców, władze oświatowe, media) za rozwój patologii zachowań, kiedy samemu jest się zwolennikiem jej unikania, pozorowania poprawnych odziaływań.
Jutro przekażę rodzicom informację na temat tego, jak powołać radę szkoły.