24 września 2024

Jak powołać w szkole radę szkoły

 



Nie ma potrzeby powoływania jeszcze jednego rzecznika - tym razem Rzecznika Praw Ucznia. To jest kolejna patologia demokracji proceduralnej. Szkoły powinny być środowiskiem do demokracji partycypacyjnej, a nie przedstawicielskiej. Żaden rzecznik z Warszawy nie będzie rozwiązywał spraw uczniów w Białej Podlaskiej, Zgierzu, Łagowie  czy Gdańsku. Od tego jest ustawowy zapis, który umożliwia powoływanie w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych - jeśli chcą naprawdę być szkołami publicznymi, a nie pozorującymi tę cechę - organów społecznych szkół, a tymi są: 

- psuedodemokratyczna rada pedagogiczna,

- pseudosamorządny samorząd uczniowski, 

- manipulowana przez dyrekcję rada rodziców 

i jedyny, ale wciąż nieobecny w 98, 1 proc. polskich szkół pseudopublicznych organ - RADA SZKOŁY.

Rada szkoły jest jedynym organem społecznym, który posiada uprawnienia do egzekwowania przestrzegania praw uczniów przez uczniów, ich rodziców i nauczycieli, także przez dyrekcję szkoły i organ prowadzący oraz nadzór pedagogiczny.



W ustawie "Prawo oświatowe" istnieją regulacje prawne, które pozwalają na rozwiązywanie problemów, konfliktów w konkretnej placówce i z udziałem wszystkich zainteresowanych lub związanych z tym stron jeśli doszło do naruszenia praw ucznia, nauczyciela czy rodzica w danej szkole! Zajrzyjcie na strony kuratoriów oświaty. Jest ich szesnaście. I co? 

Żadne z kuratoriów oświaty w Polsce nie informuje uczniów, ich rodziców, ani też nauczycieli o tak istotnej roli rady szkoły w ogóle, a tym bardziej o jej potencjalnej i chronionej ustawą mocy sprawczej. Dlaczego? Dlatego, że ani władze MEN, ani podlegający jej kuratorzy oświaty, ani dyrektorzy szkół nie chcą, by szkoły publiczne były rzeczywiście uspołecznione, by były wspólnotą dbającą o profilaktykę przemocy. 

W szkołach konieczne jest rzeczywiste przeciwdziałanie przemocy i bezpośrednie egzekwowanie od sprawców odpowiedzialności moralnej, społecznej czy zawodowej, bez względu na to, kim są, jaką mają funkcję, rolę społeczną. Właśnie dlatego w ok. 2 proc. szkół publicznych zostały takie rady powołane, by skończyć z pozoranctwem i włączać uczniów, ich rodziców i nauczycieli do demokracji a nie jedynie opowiadać o niej i rzekomo edukować do niej.




Nawet prawnik, autor poradnika pod dość bezczelnym tytułem "Prawo Marcina", bo to nie jest jego prawo, nie zadał sobie trudu, by nie tylko sprawdzić czy istnieją publikacje poświęcone prawom ucznia i uspołecznieniu szkolnictwa w Polsce, ale nie dokonał też analizy krytycznej jego realnego stanu prawnego. Szkoda, bo wówczas by zrozumiał, że częściowo pisze o czymś, co ma demagogiczny charakter. 

Na s. 29 M. Kruszewski pisze: "Statuty szkół uchwalane są przez radę szkoły na podstawie ustawy Prawo oświatowe", jednak nie wie, że w szkołach publicznych III RP takie rady nie są powołane. Z przeprowadzonych przeze mnie ogólnokrajowych badań w latach 2012-2013 wynikało, że rady szkół powołano w niespełna 2 proc. szkół podstawowych i ponadpodstawowych (Śliwerski, 2013). 

Autor wspomnianego vademecum powinien rzetelnie wskazać na następującą regulację prawną dotyczącą uchwalenia statutu szkoły, a brzmi ona: 

"Art. 72. 1. Rada pedagogiczna przygotowuje projekt statutu szkoły lub placówki albo jego zmian i przedstawia do uchwalenia radzie szkoły lub placówki". 

Ten zapis wynika właśnie z samozadowolenia władz Ministerstwa Edukacji Narodowe niepowstawania w szkołach publicznych (bo powstawać nie muszą, tylko "mogą") rady szkół, zatem ich zadania przejmuje .... rada pedagogiczna. Uczniowie powinni zatem zainteresować się tą możnością i doprowadzić dzięki swoim rodzicom (w przypadku szkoły podstawowej) lub na podstawie uchwały samorządu uczniowskiego (w przypadku szkoły ponadpodstawowej) do powołania rady szkoły. Dopiero wówczas uzyskają realny wpływ na procesy uspołecznienia edukacji szkolnej. 

Uczniowie nie tylko nie posiadają zbyt wielu praw, ale, jeśli w szkole nie ma rady szkoły, a nie ma, to nie będą w stanie wyegzekwować od dyrekcji szkoły przestrzegania nawet statutowych praw czy spełnienia ich potrzeb, które są ujęte w ustawie. To wola silniejszego, posiadającego władzę nad uczniem rozstrzyga o tym, czy jego/jej prawa są respektowane czy też nie. 

Kruszewski chyba nieświadomie usprawiedliwia łamanie praw uczniów przez niektórych nauczycieli, pisząc: "Pamiętajcie jednak, że łamanie praw ucznia nie zawsze jest przejawem złej woli nauczycieli czy dyrektorów. Polskie prawo, w tym to regulujące życie szkoły, nie zawsze jest jasne. Przepisów jest bardzo dużo. Tak, prawo podobnie jak pieniądz dotknięte jest swoistą inflacją. Wszyscy, również nauczyciele, toniemy w setkach coraz mniej zrozumiałych ustaw i rozporządzeń. A przecież mało kto jest prawnym ekspertem" (s. 331).      

Otóż rada szkoły może powołać prawnika, a taki znajdzie się nawet wśród rodziców, by mieć wykładnię prawnika zaistniałej w szkole sytuacji konfliktowej czy bezprawnej. Mógłby o tym pomyśleć autor tej książki.

Na stronie 120-122 ustawy Prawo oświatowe przeczytajcie Art.80-81- 82: 

 


     












(źródło: https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000059/U/D20170059Lj.pdf)