Nie
ma potrzeby powoływania jeszcze jednego rzecznika - tym razem Rzecznika Praw
Ucznia. To jest kolejna patologia demokracji proceduralnej. Szkoły powinny być
środowiskiem do demokracji partycypacyjnej, a nie przedstawicielskiej. Żaden
rzecznik z Warszawy nie będzie rozwiązywał spraw uczniów w Białej Podlaskiej,
Zgierzu, Łagowie czy Gdańsku. Od tego jest ustawowy zapis, który
umożliwia powoływanie w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych - jeśli chcą
naprawdę być szkołami publicznymi, a nie pozorującymi tę cechę - organów
społecznych szkół, a tymi są:
-
psuedodemokratyczna rada pedagogiczna,
-
pseudosamorządny samorząd uczniowski,
-
manipulowana przez dyrekcję rada rodziców
i
jedyny, ale wciąż nieobecny w 98, 1 proc. polskich szkół pseudopublicznych
organ - RADA SZKOŁY.
Rada szkoły jest jedynym organem społecznym, który posiada uprawnienia do
egzekwowania przestrzegania praw uczniów przez uczniów, ich rodziców i
nauczycieli, także przez dyrekcję szkoły i organ prowadzący oraz nadzór
pedagogiczny.
W
ustawie "Prawo oświatowe" istnieją regulacje prawne, które pozwalają
na rozwiązywanie problemów, konfliktów w konkretnej placówce i z udziałem
wszystkich zainteresowanych lub związanych z tym stron jeśli doszło do
naruszenia praw ucznia, nauczyciela czy rodzica w danej szkole! Zajrzyjcie na
strony kuratoriów oświaty. Jest ich szesnaście. I co?
Żadne z kuratoriów oświaty w Polsce nie informuje uczniów, ich rodziców, ani też nauczycieli o tak istotnej roli rady szkoły w ogóle, a tym bardziej o jej potencjalnej i chronionej ustawą mocy sprawczej. Dlaczego? Dlatego, że ani władze MEN, ani podlegający jej kuratorzy oświaty, ani dyrektorzy szkół nie chcą, by szkoły publiczne były rzeczywiście uspołecznione, by były wspólnotą dbającą o profilaktykę przemocy.
W szkołach konieczne jest rzeczywiste przeciwdziałanie przemocy i bezpośrednie egzekwowanie od sprawców odpowiedzialności moralnej, społecznej czy zawodowej, bez względu na to, kim są, jaką mają funkcję, rolę społeczną. Właśnie dlatego w ok. 2 proc. szkół publicznych zostały takie rady powołane, by skończyć z pozoranctwem i włączać uczniów, ich rodziców i nauczycieli do demokracji a nie jedynie opowiadać o niej i rzekomo edukować do niej.
Nawet
prawnik, autor poradnika pod dość bezczelnym tytułem "Prawo Marcina",
bo to nie jest jego prawo, nie zadał sobie trudu, by nie tylko sprawdzić
czy istnieją publikacje poświęcone prawom ucznia i uspołecznieniu szkolnictwa w
Polsce, ale nie dokonał też analizy krytycznej jego realnego stanu prawnego.
Szkoda, bo wówczas by zrozumiał, że częściowo pisze o czymś, co ma demagogiczny
charakter.
Na
s. 29 M. Kruszewski pisze: "Statuty szkół uchwalane są przez radę
szkoły na podstawie ustawy Prawo oświatowe", jednak nie wie, że w szkołach
publicznych III RP takie rady nie są powołane. Z przeprowadzonych przeze mnie
ogólnokrajowych badań w latach 2012-2013 wynikało, że rady szkół powołano w
niespełna 2 proc. szkół podstawowych i ponadpodstawowych (Śliwerski, 2013).
Autor
wspomnianego vademecum powinien rzetelnie wskazać na następującą regulację
prawną dotyczącą uchwalenia statutu szkoły, a brzmi ona:
"Art.
72. 1. Rada pedagogiczna przygotowuje projekt statutu szkoły lub placówki albo
jego zmian i przedstawia do uchwalenia radzie szkoły lub placówki".
Ten
zapis wynika właśnie z samozadowolenia władz Ministerstwa Edukacji Narodowe
niepowstawania w szkołach publicznych (bo powstawać nie muszą, tylko
"mogą") rady szkół, zatem ich zadania przejmuje .... rada
pedagogiczna. Uczniowie powinni zatem zainteresować się tą możnością i
doprowadzić dzięki swoim rodzicom (w przypadku szkoły podstawowej) lub na
podstawie uchwały samorządu uczniowskiego (w przypadku szkoły ponadpodstawowej)
do powołania rady szkoły. Dopiero wówczas uzyskają realny wpływ na procesy
uspołecznienia edukacji szkolnej.
Uczniowie
nie tylko nie posiadają zbyt wielu praw, ale, jeśli w szkole nie ma rady
szkoły, a nie ma, to nie będą w stanie wyegzekwować od dyrekcji szkoły
przestrzegania nawet statutowych praw czy spełnienia ich potrzeb, które są
ujęte w ustawie. To wola silniejszego, posiadającego władzę nad uczniem
rozstrzyga o tym, czy jego/jej prawa są respektowane czy też nie.
Otóż
rada szkoły może powołać prawnika, a taki znajdzie się nawet wśród rodziców, by
mieć wykładnię prawnika zaistniałej w szkole sytuacji konfliktowej czy
bezprawnej. Mógłby o tym pomyśleć autor tej książki.
Na
stronie 120-122 ustawy Prawo oświatowe przeczytajcie Art.80-81- 82:
(źródło: https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000059/U/D20170059Lj.pdf)