28 lutego 2024

Ukraińscy uczniowie oraz nauczyciele w Niemczech i w Polsce



Na całym świecie uchodźcy stanowią rosnący odsetek osób dotkniętych przymusem przesiedleńców, których potrzeby w zakresie pomocy i rozwoju nigdy nie były bardziej przekonujące. Do końca 2020 r. na całym świecie było ponad 80 milionów osób przymusowo wysiedlonych, z czego 26,4 mln stanowili uchodźcy objęci mandatem Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. 
Uchodźców (UNHCR) i Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy i Pracy dla Uchodźców Palestyńskich na Bliskim Wschodzie (UNRWA), a 4,1 mln osób ubiegało się o azyl (UNHCR, 2021c).  

Jeszcze przed pandemią 10 milionów osób dotkniętych uchodźstwem na całym świecie stanowiły dzieci (UNHCR). W 2019 r. tylko dwa kraje o wysokich dochodach (Niemcy i Chile) znalazły się w pierwszej piętnastce krajów przyjmujących uchodźców na świecie (UNESCO Institute for Statistics and UNHCR. 2021. Refugee Education Statistics: Status, Challenges and Limitations. Montreal and Copenhagen, UIS and UNHCR, s.10).

W 2022 roku ich liczba uległa zwiększeniu  w krajach Unii Europejskiej ze względu na wojnę w Ukrainie. 

Wraz z milionami uchodźców wojennych trafili oni także do Polski, a wraz z nimi ukraińscy nauczyciele, a raczej nauczycielki, psycholożki, świetnie wykształcone na rodzimych uniwersytetach. O wysokim poziomie ich wykształcenia dowiadujemy się, kiedy kierują do władz uczelni wniosek o nostryfikację dyplomu bakalarskiego (licencjackiego) lub magisterskiego. 

Jak informuje Centrum Edukacji Obywatelskiej do polskich szkół publicznych uczęszcza w roku szkolnym 2023/2024 ponad 130 tys. tysięcy dzieci i młodzieży z Ukrainy. "W ponad 64 tysiącach “zwykłych” klas uczy się przynajmniej jeden uczeń uchodźczy. To oznacza, że w co 4 klasie w Polsce uczniowie uczą się z osobą lub osobami z doświadczeniem uchodźczym" (Uczniowie uchodźczy z Ukrainy w polskim systemie edukacji.  Opracowanie: Paulina Chrostowska, stan na październik, CEO, Warszawa, 2023 r., s. 26).

(źródło:  tamże, s.4)

 

Brakuje danych o wspomagających ich ukraińskich nauczycielkach. Jaka jest sytuacja tych dzieci w naszych szkołach? Większość z nich nie znała języka polskiego. W ciągu trwającej już dwa lata wojny częściowo go opanowali sprawując opiekę nad swoimi bliskimi i podejmując pracę zawodową, niestety nie zawsze zgodną z ich wykształceniem. Z sondażu CEO nie wynika nic interesującego poza danymi statystycznymi. Co jednak kryje się za nimi? Jakie mają problemy socjalizacyjne, wychowawcze, dydaktyczne wszyscy uczestnicy procesu kształcenia? 

 

W Niemczech zatrudnia się w szkolnictwie przybyłe do tego kraju ukraińskie nauczycielki oczekując nostryfikacji dyplomów, mającej wykazać równoważność poziomu wykształcenia. Jeśli chcą pracować w szkole na czas nieokreślony, to muszą osiągnąć poziom C1 z języka niemieckiego.  Do tego czasu zatrudnia się w szkolnictwie publicznym nauczycielki-Ukrainki na stanowisku nauczycielek wspomagających, które mają prowadzić regularne zajęcia integrujące ukraińskich uczniów z pozostałymi dziećmi w klasie.

Są to jednak profesjonalnie przygotowani do pracy w szkołach nauczyciele, niezależnie od tego, że jakość ich wykształcenia jest inna niż nauczycieli w Niemczech czy w Polsce. Jednak to nie oznacza, że ta jakość jest gorsza. Osoby kształcące się w uniwersytetach czy kolegiach nauczycielskich na Ukrainie uzyskały wiedzę zarówno w zakresie przedmiotów ogólnych typu filozofia, socjologia, psychologia, politologia, logika, jak i metodyczną, przedmiotową w ramach wybranego przez siebie kierunku studiów, podobnie jak studenci kierunków nauczycielskich czy pedagogicznych w krajach UE. Trudno oczekiwać od ukraińskich nauczycielek równoważności źródeł i przedmiotów studiów. Ceni się ich przygotowanie dydaktyczne w toku studiów nauczycielskich, elastyczne i empatyczne podejście do dzieci. 

Jak informuje Fundacja Bertelsmanna - w Niemczech jest około 10 tys. ukraińskich nauczycielek i 30 tys. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, przybyłych do tego kraju w związku z inwazją Rosji na Ukrainę. W kraju za naszą zachodnią granicą przyjęto rekomendacje dla zarządzających edukacją w krajach związkowych. „Należy: 

Ø ułatwić uznawanie ukraińskich świadectw ukończenia szkoły danego poziomu i typu;

Ø współpracować z pedagogami szkolnymi i native speakerami w szkołach; 

Ø wyszkolić wszystkich nauczycieli z Ukrainy w języku niemieckim jako ich drugim języku;  

Ø zapewnić większą ilość pomocy dydaktycznych do opanowania języka niemieckiego przez uczniów i ich ukraińskich nauczycieli; 

Ø powołać niemiecko-ukraińskie poradnie pedagogiczne; 

Ø opracować procedury ułatwiające uznawanie dyplomów nauczycieli-uchodźców

Ø stworzyć ukraińskim nauczycielom perspektywy zatrudnienia".

Ministrowie edukacji/kultury krajów związkowych przyjęli zarazem, by powyższe rekomendacje można było odnieść nie tylko do uchodźców ukraińskich, ale także do rozwiązania problemów edukacyjnych uchodźców z innych regionów świata.  

Z sondażu Wydawnictwa "Nowa Era" dotyczącego największych wyzwań w roku szkolnym 2023/2024 wynika, że jednym z nich jest praca z dziećmi z doświadczeniem migracyjnym. Opinię wyraziło ok. 24 tys. osób (Sytuacja uczniów z SPE w polskiej szkole i największe wyzwania na rok szkolny 2023/24. Raport z badania Nowej Ery, s.10). 




      


Jest to niewątpliwie poważne wyzwanie dla zarządzających polską edukacją, nauczycieli, wszystkich uczniów, jak i prowadzących w oświacie badania społeczne.  Zapewne wkrótce pojawią się kolejne wyniki badań świadczące o radzeniu sobie przez nich z problemami dydaktycznymi oraz wychowawczymi, które są pochodną zróżnicowania kulturowego i narodowościwego uczniów oraz nauczycieli w naszych szkołach. 

 

27 lutego 2024

Szkoły produkują też "chorych" ludzi

 



Współcześni badacze piśmiennictwa Ericha Fromma są zgodni co do tego, że chociaż ich autor nie był pedagogiem tylko psychologiem społecznym, to jednak swoimi poglądami na temat m.in. socjalizacji, autorytetu, posłuszeństwa, etyki zachowań społecznych, uczenia się i nauczania wpłynął w sposób znaczący na postrzeganie przez samych pedagogów teorii i rzeczywistości edukacyjnej. Wiele jest w jego rozprawach inspiracji do badań społecznych, promocji myślenia krytycznego czy wartości angażowania się na rzecz przemian czy reform. Warto sięgnąć do jednej z głównych tez E. Fromma o konieczności uwzględniania w edukacji całościowego traktowania systemu „człowiek” w jego powiązaniach z systemem „firma/instytucja” lub „społeczeństwo”. 

Interesując się bowiem sytuacją nauczyciela, ucznia czy jego rodzica w szkole nie można pomijać systemu społecznego i organizacyjnego, które w sposób istotny wpływają na ich wzajemne relacje Na pytanie o to, na czym polega najpełniejsze funkcjonowanie systemu „człowiek” w szkole? Fromm odpowiada: 

Chodzi o pełny rozwój wszystkich jego zdolności, o minimalne tarcie oraz minimalne straty energii zarówno w samym człowieku, między człowiekiem a człowiekiem, jak i między człowiekiem a jego środowiskiem (Fromm, Jenseits der Illusionen. Die Bedeutung von Marx und Freud, Reinbek bei Hamburg 1981, s. 105). 

Każdy z systemów: człowiek, społeczeństwo i instytucja dąży do realizacji własnych celów, nie zawsze bacząc na straty, jakie może z tego tytułu ponosić każdy z nich. Niewykluczone - pisze Fromm - że ktoś natrafi na coś korzystnego ekonomicznie, a szkodliwego w sensie ludzkim, wobec tego również społecznym; i wówczas musimy być przygotowani do wyboru między naszymi prawdziwymi celami: albo maksymalny rozwój człowieka, albo maksymalny wzrost produkcji i konsumpcji (tamże, s. 107). 

Kluczem do dobrej edukacji szkolnej powinno być rozpoznanie przez nauczycieli potrzeb uczniów, które służą ich rozwojowi i radości życia, rozwijaniu zdolności krytycznego myślenia oraz „doświadczeń humanistycznych”. Do tych ostatnich Fromm zalicza zainteresowania, odpowiedzialność, sumienie humanistyczne, poczucie tożsamości, integralność, nadzieję, wiarę i odwagę. 

Trzeba, by sami nauczyciele przestali być biurokratycznymi aptekarzami wiedzy, którzy maskują swoją niechęć do życia i odkryli, że są - według słów Tołstoja - „uczniami swoich studentów”. Dopóki student nie uświadomi sobie, iż tajniki wiedzy, wobec której staje, są rzeczywiście ważne dla jego osobistego życia i życia całego społeczeństwa, dopóty nie będzie zainteresowany jej zdobywaniem. Z tego też powodu pozorne bogactwo naszych edukacyjnych wysiłków okazuje się jedynie pustą fasadą, za którą kryje się obojętność wobec najwybitniejszych osiągnięć ludzkiej kultury (Fromm, Rewolucja nadziei. Ku uczłowieczonej technologii, Poznań 1996, s. 149). 

Nie tylko przedsiębiorstwa produkcyjne, ale i szkoły zostały - zdaniem E. Fromma - zdominowane przez zasadę maksymalnej wydajności. Prawu stałego i nieograniczonego przyśpieszenia podlega proces kształcenia. Wzrost ilościowy wiedzy, pożądanych stopni szkolnych a tym samym i promocji uczniów wyznacza cele edukacyjnej rzeczywistości, stając się miarą „postępu”. Jedynie nieliczni stawiają pytanie o jakość czy też korzyści, jakie ów wzrost niesie. Taki stan rzeczy charakterystyczny jest dla społeczeństwa, które nie skupia się już na człowieku, i w którym ilościowy punkt widzenia stłumił wszystkie inne. Nietrudno zauważyć, że dominacja zasady „im więcej, tym lepiej” prowadzi do zachwiania całego systemu (tamże, s. 61). 

 

 


26 lutego 2024

Od plagiatora do profesora

 


mam nadzieję, że ewolucję tej osoby opisze Józef Wieczorek a Joanna Gruba zamieści do tego tekstu odwołanie na swojej stronie, bo nie muszą liczyć się z pozwem sądowym. Są od tego, by pozywać innych, sygnalizować ZŁO. Teraz mają wyjątkową szansę. Powinni zająć się tym, który przebył drogę od doktora-plagiatora (pisał o nim jedynie dr hab.  Marek Wroński) do słowackiego profesora, który skończył u prokuratora. 

Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułu wszczęła postępowanie o wznowienie przewodu doktorskiego, ale... tak zostali zastraszeni profesorowie-recenzenci, członkowie rady wydziału, że jednym głosem wynik przeważył na korzyść doktora, pomimo dowodów materialnych w sprawie. Ach, po co się narażać... prawda? Poza tym źle by to świadczyło o tej jednostce, która nadała stopień plagiatorowi, skoro dowiedziawszy się o tym fakcie, "schowała głowę w piasek".

Dyplomy habilitacyjne mógł zatem bez przeszkód ów doktor uzyskać … na Słowacji. W kilka miesięcy później, w prywatnej uczelni przeprowadził przewód na tytuł profesora a w MNiSW dyrektorka departamentu potwierdziła równoważność dyplomów. Miała to samo nazwisko, co zapewne było przypadkową zbieżnością, więc kto wie, może nadal pracuje w tym resorcie.   

Mają "ścigacze" i "sygnaliści" czym się zająć. Gdyby potrzebowali danych o mistrzu akademickich sukcesów, to polecam Prokuraturę Krajową, Centralne Biuro Antykorupcyjne i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.  Są też dziennikarze śledczy, których gazety nie wymienię, bo jak to już raz uczyniłem, to miałem wezwanie przedsądowe.

Nie lękajcie się, drodzy ścigający patologię. Introspekcja i troska o wysokie standardy w nauce przyda się każdemu. 

Ps. Pani J. Gruba przed laty pisała o plagiacie pewnego profesora na Uniwersytecie Śląskim. Po jakimś czasie usunęła z sieci tę wiadomość. Czyżby potrzebny był sygnalista, by jej o tym przypomnieć, czy może zarzut był fałszywy? W Internecie nic nie ginie. Nie czytałem, by przeprosiła za publiczne oskarżenie?