03 października 2023

Co znaczy publiczny charakter kolokwium habilitacyjnego?

 



Uczelnie zmieniają treść regulaminu przeprowadzania postępowań w sprawie  nadania stopnia doktora habilitowanego.  

„Komisja habilitacyjna przeprowadza kolokwium habilitacyjne w zakresie osiągnięć naukowych lub artystycznych osoby ubiegającej się o stopień doktora habilitowanego. 

Kolokwium habilitacyjne ma charakter publiczny, z wyłączeniem kolokwium w zakresie osiągnięć, których przedmiot jest objęty ochroną informacji niejawnych".

Muszę przyznać, że niektórzy sekretarze komisji habilitacyjnych nie potrafią wyjaśnić, co kryje się pod wyróżnionym przeze mnie określeniem wskazującym na charakter publiczny kolokwium habilitacyjnego? Chciałbym wiedzieć, co to oznacza? Czy:

- prawo uczestniczenia w kolokwium każdego (z tzw. "ulicy"), kto jest zainteresowany problematyką badawczą habilitanta/ki?   

- prawo do uczestniczenia członków rady dyscypliny naukowej? 

- prawo członków rodziny habilitanta/ki, studentów, pracowników uczelni itp.? 

Niezależnie od dookreślenia publicznego charakteru kolokwium habilitacyjnego należałoby jeszcze ustalić, na czym polega powyższe uczestnictwo? Czy jest to uczestnictwo bierne, czy także czynne? Innymi słowy, czy każdy, kto chce, może zadawać pytania habilitantowi/-ce? Czy tylko członkowie komisji habilitacyjnej? Ci ostatni bowiem   są do tego zobowiązani, ale skoro kolokwium ma charakter publiczny, to pytać może każdy, kto w nim uczestniczy. 

Kolokwium habilitacyjne nie może być przedmiotem oceny przez komisję habilitacyjną. Tym samym jego przebieg ma charakter zaspokojenia czyjejś ciekawości poznawczej. 

 

02 października 2023

Jak to z maturą bywało ...

 

(foto: od lewej Liceum Pedagogiczne nr 1, od prawej Liceum Pedagogiczne nr 2; źródło: ) 

       Mirosław Łunio z Gdańska przeczytał w blogu wpis Stefana Łaszyna, który jest głosem w dyskusji na temat potrzeby utrzymania dotychczasowej formuły maturalnego egzaminu. Postanowił podzielić się z Czytelnikami mojego bloga garścią niezapomnianych przeżyć, które były jego udziałem. Co ważne, wskazał na wyjątkowe rozwiązanie ustrojowe w naszym systemie kształcenia kadr nauczycielskich, jakie miało miejsce w kilka dekad temu:

 

Mój  pamiętny egzamin maturalny sprzed 60 lat  – na wesoło

        Z zainteresowaniem przeczytałem na blogu Pana Profesora  dyskusję szanownych profesorów na temat egzaminu dojrzałości zwanego potocznie maturą. Jestem emerytowanym nauczycielem techniki. Maturę zdałem 61 lat temu i nie mam odpowiedniej wiedzy, by kompetentnie włączyć się do dyskusji.. Mogę jedynie przywołać w swojej pamięci niecodzienne zdarzenie, które temu poważnemu egzaminowi wtedy towarzyszyło. Nigdy nie popierałem spisywania, tzw. ściągania. Sądzę, że po ponad 60 latach mogę przyznać się do grzechu, który wtedy popełniłem i  z którego dawno się wyspowiadałem.   

Ośrodek Szkolny w Bartoszycach, obecnie warmińsko-mazurskie, był w latach 70.XX wieku wielkim młodzieżowym centrum. Spotkali się tam wtedy, m.in. w Liceum Pedagogicznym nr 2, kandydaci na nauczycieli dwóch narodowości – polskiej i ukraińskiej, co było ewenementem w skali kraju. Ta mozaika była bogatsza, bo dopełniała ją młodzież z Liceum Pedagogicznego nr 1 i wychowankowie miejscowego Domu Dziecka nr 1. Szczególnie w czasie ciepłych wiosennych miesięcy na ośrodkowych uliczkach i skwerach było tłoczno, gwarno i wesoło. Młodzieńcza werwa,  radość i śmiech tryskały z każdego zakątka. Odnosiło się wrażenie, że młodzież tam zgromadzona stanowiła jedną wielką rodzinę.

Sroga pani profesor wyszła z sali

Był rok 1962. Początek maja. Pamiętam, jakby to było dzisiaj..  Był piękny i  ciepły  dzień. Wczesnym rankiem uczniowie klasy V Liceum Pedagogicznego nr 2,  spiesznym krokiem podążali na egzamin dojrzałości z matematyki. W auli  budynku przy ul. Limanowskiego 10,  na drugim piętrze,  zasiedli obok siebie, wywołani według alfabetu, uczniowie klasy VA, polskiej i VB, ukraińskiej. Po otwarciu koperty i przepisaniu zadań na tablicy, wszyscy zaczęli się z nimi mocować. Jedni wierzyli we własne siły, inni oczekiwali na chociażby minimalną pomoc, jak to zwykle bywało na maturach w tamtych czasach.

Mnie przypadło miejsce w rzędzie przy oknie. Uważałem, że mi się poszczęściło.  Szybko przepisałem zadania egzaminacyjne z tablicy i machinalnym, ale niezauważonym przez komisję egzaminacyjną ruchem, wyrzuciłem kartkę przez okno w kierunku budynku  Liceum Pedagogicznego nr 1  (budynki dwóch liceów stały obok siebie). Została ona szybko przechwycona i rozpoczęła się gorączkowa praca nad, jak to się w uczniowskim żargonie  mówiło, „rozwalaniem” zadań. Widocznie nie były one zbyt trudne (a może zespół je rozwiązujący był wyjątkowo kompetentny), bo po pewnym czasie w budynku nr 9, na wysokości naszej auli, pojawiła się w oknie tablica szkolna, która była zapowiedzią, że wkrótce nadejdzie oczekiwana pomoc. Tablicę ustawiono w oknie  jednej z klas, a było to możliwe dlatego, że słynąca ze srogości  w tej szkole nauczycielka śpiewu nagle przerwała lekcję i bez słowa opuściła zajmowane pomieszczenie. . 

Centrum pomocy należało zamknąć

Akcja rozwijała się bardzo dynamicznie. Za chwilę siedzący przy oknie maturzyści z „dwójki” mogli delikatnie i skrycie zerkać na nienagannie wykaligrafowane, wystawione na tablicy rozwiązania zadań, które mieli przed sobą. Pośpiech i stres powodowały, że robiono liczne pomyłki w ich przepisywaniu, bo warunki działania były ekstremalnie trudne. Wkrótce komisja egzaminacyjna, nie dając wiary swoim oczom, posłała woźnego, który kategorycznie oznajmił, że „centrum pomocy” należy natychmiast zamknąć, co też wkrótce uczyniono.

Dzisiaj, po  60 latach, które minęły od tamtych pamiętnych dni, trudno ocenić, na ile skuteczna była ta „pomoc” i kto był wtedy zaangażowany w te działania, bo bohaterowie pozostali bezimienni. Myślę jednak, że nie to jest najważniejsze. Chociaż trudno mówić o wychowawczych walorach ściągania, czy pochwalać tego rodzaju proceder, to trzeba przyznać, iż opisane zdarzenie może świadczyć, że w Ośrodku Szkolnym, gdy zachodziła taka potrzeba, nie było podziału na młodzież LP nr 1, czy LP nr 2, czy też polską i ukraińską. Panowała wtedy powszechna solidarność.

Dzisiaj nie ma już tak prymitywnych sposobów ściągania, bo jeżeli już coś podobnego ma miejsce, czego nie trzeba pochwalać, to tablicę szkolną zastępują elektroniczne urządzenia. Czy jednak nadal występuje taka bezinteresowna solidarność, którą tylko zasygnalizowałem, wracając pamięcią do tego niecodziennego zdarzenia na mojej maturze?

 Reakcją na wspomnienie o roli matury jest list pana Michała: 

Z uwagą zapoznałem się z interesującymi materiałami dotyczącymi matury. Przepraszam, że nie zareagowałem bezzwłocznie, ale ostatnio dość dużo „kursuję po medykach - okulistach, kardiologach” i nie mam jeszcze odpowiednich okularów, bo przyjmuję zastrzyki w gałkę oczną. Wracając do meritum, to matura, dla mnie osobiście jest już prawie 60-letnią historią, ale mam wnuczka w klasie maturalnej i najprawdopodobniej prof. Konarzewski nie zdoła urzeczywistnić swoich idei przed jego egzaminem maturalnym. 

Z ogromnym sentymentem wspominam tamte lata i atmosferę panująca w Ośrodku Szkolnym w Bartoszycach, ale nie przypominam sobie, aby na mojej maturze wydarzyło się coś szczególnego, coś co dałoby się i warto opisać po latach. Mirka Łunio pamiętam, to absolwent rocznika 1962. O opisanym przez niego zdarzeniu jakoś nie słyszałem, chociaż wtedy już byłem w bartoszyckim liceum. Jeżeli Mirek w nim uczestniczył, nawet był jednym z aktorów, to z pewnością coś takiego miało miejsce. Stefanie, ty zdarzenie pamiętasz, bo w nim w jakimś sensie uczestniczyłeś. A może także z tego skorzystałeś (po latach można się przyznać Profesorze).

Nie śmiem polemizować z takimi autorytetami jak profesorowie Konarzewski, Śliwerski, Łaszyn. Ale kilka nieskładnych refleksji na ten temat. Skłonny byłbym

zgodzić się z prof. Konarzewskim, aby egzaminy maturalne przeprowadzały wyższe uczelnie. Ale tu powstaje szereg problemów szczegółowych: czy wszystkie uczelnie - także prywatne? Czy np. medyczne także? Czy matura  byłaby obligatoryjna dla wszystkich abiturientów szkół średnich? Czy to byłoby równoznaczne z przyjęciem na studia wyższe? Pomijam tu wszelkie zagadnienia techniczno-organizacyjne proponowanego rozwiązania.

W moim skromnym przekonaniu matura, to nie jakiś super sprawdzian wiedzy, a raczej zwieńczenie cztero- czy pięcioletniej edukacji w szkole średniej. Na ile mobilizuje do nauki, do przeczytania obowiązującej lektury nie potrafię powiedzieć - ale chyba to jest jednym z celów egzaminu zwanego maturą, Śmiem przypuszczać, że prof. Konarzewskiemu bardziej chodzi o obiektywizację przebiegu egzaminu maturalnego, niż o samo miejsce, gdzie ma to się odbywać. 

Przeniesienie na uczelnie - poza dodatkowym stresem maturzystów i problemami organizacyjnymi na uczelniach - niewiele zmieni. Może lepszym rozwiązaniem byłoby powoływanie przy szkołach średnich komisji maturalnych (nazwijmy je umownie „zewnętrznymi”), składających się z pedagogów, metodyków oraz specjalistów przedmiotowych spoza szkoły.

Moim zdaniem, problemem nad którym warto byłoby podyskutować, to „System kształcenia nauczycieli”. Śmiem twierdzić, że takowego systemu nie ma, a może jestem w błędzie, bo moja wiedze na ten temat jest zbyt ogólnikowa.  Pozdrawiam serdecznie  - Michał. 


01 października 2023

Z niemieckimi pedagogami o pedagogice religii

 



Wraz z prof. UŁ Anetą Rogalską-Marasińską odbyliśmy wielogodzinną rozmowę z niemieckimi pedagogami z  Katolickiego Uniwersytetu Eichstaett-Ingolstadt - kierownikiem Katedry Pedagogiki Religii, Katechetyki i Dydaktyki Religijnej - prof. Ulrichem Kropačem, dyrektorem administracyjnym Katedry - Klausem Königem oraz adiunktem ks. dr. Mariuszem Chrostowskim. Naukowcy z Niemiec przyjechali do Polski, by przeprowadzić rozmowy z naszymi pedagogami na temat religii w kształceniu ogólnym w naszych krajach. 

Rozmowa dotyczyła roli religii w polskim społeczeństwie oraz kompetencji religijnych osób dorosłych, niezależnie od tego, czy ktoś sam jest osobą religijną, czy nie. Ze względu na silny wpływ religii na społeczeństwo i politykę, niemieccy pedagodzy mówili o tym, w jakim stopniu kompetencje religijne powinny być częścią kanonu ogólnego kształcenia w szkołach. 

Tego typu problematyka rodzi szereg kwestii, jak np. Jak powinna być zorganizowana edukacja religijna, aby z jednej strony zabezpieczyć prawo człowieka do wolności wyznania (zarówno w jego pozytywnym, jak i negatywnym rozwoju), a z drugiej strony jak zwiększyć potencjał edukacyjny religii lub uznać i ograniczyć ewentualne przejawy fundamentalizmu? Jaka forma organizacji edukacji religijnej jest odpowiednia: edukacja wyznaniowa, wielowyznaniowa czy też religioznawcza? Które kompetencje cząstkowe należą do kompetencji religijnych? Jakie specyfikacje merytoryczne należy wprowadzić? W jaki sposób można prowadzić dialog między ludźmi religijnymi i "religijnie niemuzykalnymi" (Max Weber), co jest niezbędnym w ideologicznie pluralistycznym społeczeństwie? itd.

W międzyczasie dążenia sekularyzacyjne w Niemczech znacznie zmieniły wymowę chrześcijaństwa w tym kraju, nawet jeżeli chrześcijański charakter społeczeństwa jest nadal widoczny. Podobnie też skutki sekularyzacji dotarły również do Polski. W celu poszukiwania odpowiedzi na postawione pytania, zostanie powołany interdyscyplinarny zespół ekspertów z obu krajów, których praca będzie przedmiotem wspólnych dyskusji, badań.

Spotkanie z niemieckimi naukowcami inicjuje ciekawą i owocną współpracę bilateralną. Prof. UŁ Aneta Rogalska-Marasińska pojedzie do tej uczelni z rewizytą, by zobaczyć w ramach hospitowanych zajęć dydaktycznych, w jaki sposób są wdrażane przez kadrę akademicką powyższego Uniwersytetu założenia edukacji na rzecz  zrównoważonego rozwoju.