16 kwietnia 2023

Wychowanie sumienia wciąż jest aktualne

 



    W procesie wychowania nieustannie mamy do czynienia z rozziewem między ogólnym charakterem obiektywnego ładu społeczno-moralnego a codziennością życia każdego z nas. Rolą wychowania jest zatem spowodowanie, by jeśli nie zlikwidować, to chociaż maksymalnie zmniejszyć istniejącą rozbieżność, „zasypać” powstałą czy istniejącą od dłuższego czasu szczelinę. To właśnie przed pedagogiką otwiera się – jak pisze Tadeusz Ślipko – szerokie pole do działań na rzecz rozwiązywania tych zagadnień, gdyż filozofia może nas wprowadzić jedynie na sam próg moralnego konkretu. 

    Dalej już pozostaje człowiek, wychowawca ze stanem swojego sumienia wobec wartości i nieustannie wyłaniających się pytań: co czynić, jak reagować - milczeć czy mówić, wołać czy skrywać, być czy udawać, mówić prawdę czy kłamać? Jak nauczyć wychowanków tego, by tak teraz, jak i w swojej dorosłości potrafili zwracać się ku samym sobie, ku własnym aktom myśli, uczuć i woli, by przeżywali w całej pełni i autentycznie to wszystko, czego doświadczają w sobie, w związku z sobą czy wokół siebie, by nie pytali innych - co mają zrobić? Na tym polega dojrzałość, emancypacja, oświecenie, że człowiek jest w stanie zapytać samego siebie, w czym uczestniczy lub do czego jest zmuszany?

Dorosłość oznacza pełne kierowanie własnym rozwojem, bycie sobą, samostanowienie. Staje się to możliwe dzięki mechanizmowi specyficznego reagowania podmiotu wychowanego na sens wartości, mechanizmowi introcepcji. W pełni jest to możliwe, gdy zdarzy się wybitny wychowawca, który ujawnia przed swoimi podopiecznymi własne oblicze duchowe. Wówczas dzieci, młodzież a nawet dorośli lgną do niego (…) i coś pięknego zaczyna się dziać. Jakiś wzór się rysuje, powstaje chęć dorównania mu, chęć pobudzająca do urabiania się wewnętrznego, jakiś prąd płynie od silnego charakteru do charakterów jeszcze nie ustalonych, od harmonijnych osobowości do ludzi, którzy jeszcze nie wyszli z zewnętrznych sprzeczności i zamętu. (B. Nawroczyński, Szukajmy człowieka, „Kwartalnik Pedagogiczny” 1964 nr 3)

Fakt zróżnicowania obu osób pod jakimkolwiek względem np. wiedzy, charakteru, wieku czy zajmowanej pozycji społecznej nie stanowi żadnej bariery we wzajemnym na siebie oddziaływaniu. Niewątpliwie wymaga to ze strony wychowawcy szczególnej troski i wysiłku, by nie ulec groźnej „chorobie” – określonej przez Janusza Reykowskiego mianem „kompleksu zagrożonego autorytetu”, która w konsekwencji doprowadza do jednostronnego podporządkowania sobie wychowanka.

W tym wypadku wychowawca tłumi, często nieświadomie, silny niepokój dotyczący własnego autorytetu przez blokadę informacji zwrotnych o nim samym bądź przez stosowanie punitywnych form władzy wobec wychowanków, którzy poddają jego autorytet w wątpliwość. Interakcja pedagogiczna niweczy samodzielność, otwartość, aspiracje perfekcjonistyczne i poczucie podmiotowości wychowanków, eliminując z edukacji proces samowychowania. 

Edukacja zamiast być instrumentem układania się człowieka ze światem, zamiast wspomagać go w dialektycznych sprzecznościach przekształcenia świata i siebie, reguluje jego szanse i wybory samorealizacji i samorganizacji społecznej poprzez sztywne nałożenie siatki celów. I nikt już nie pyta, czy owe cele są celami, które wynikają z życia ludzi, ich kłopotów i radości, aspiracji i powinności, z ich przymierza z rzeczywistością potencjalną; człowiek generuje własne cele, a edukacja – własne (R. Łukaszewicz, W poszukiwaniu alternatywy humanistycznej, „Kwartalnik Pedagogiczny” 1985 nr 2).

Im mniej w naszym środowisku jest osób świadczących swoimi działaniami postawy moralne, tym trudniej jest wychowankom przeżywać podobne zachowania w kontekście obowiązujących wartości. Nie można zjeść ciastka i go nie zjeść. To nasi wychowankowie muszą umieć zapytać siebie, jak się z czymś czują, jakie wywołuje to w nich odczucia oraz podjąć decyzję, jak zachować się w sytuacji konfrontacji wartości z przejawami ich zaprzeczeń. Co i komu będą chcieli w określony sposób udowodnić, a co i przed kim usprawiedliwić?

Niestety, sumienie ludzkie ma janusowe oblicze, gdyż zwraca się ku zamierzonym dopiero, ale jeszcze nie spełnionym aktom, bądź też ku aktom już dokonanym. Ma więc charakter prospektywno-retrospektywny: wybiega ku przyszłości, ale cofa się też wstecz i dosięga przeszłości (…). Śledząc przeżywane przez nas stany sumienia dostrzec także możemy, że kiedy sumienie ma za przedmiot działanie przyszłe, rozpatruje raczej moralną zawartość zamierzonego aktu, czy jest on dobry, zły, nakazany czy dowolny. Jeżeli zwraca się ku aktom minionym, z przeżyciem moralnej treści aktu łączy się, i to w silniejszy jeszcze sposób, jakieś osądzenie samego siebie: sam o sobie daję świadectwo, jakim jestem pod względem moralnym. (T. Ślipko, Zarys etyki ogólnej, Kraków 2004, s. 369).

Wychowanie do introcepcji wartości jest ustawicznym zadaniem pedagogiki współczesnej nie tylko w odniesieniu do dzieci i młodzieży, ale także osób dorosłych. Człowiek uczy się przez całe życie czegoś więcej niż tylko subiektywnych wzruszeń czy intuicyjnie doświadczanego „wyczucia” lub „olśnienia”. Uczy się bowiem i doświadcza skutków świadomego kształtowania własnego moralnego „ja”. Tylko niezależne sumienie –stanowi absolutnie przeciwny biegun dla tyranii, tylko uznanie jego nienaruszalności strzeże człowieka przed człowiekiem i przed sobą samym; tylko jego panowanie gwarantuje wolność (Kard. Joseph Ratzinger, Sumienie w dziejach).

Warto zatem zaangażować się w wychowanie sumienia, gdyż świadczy ono o moralnej nieskazitelności osoby, szczególnie w zawiłych sytuacjach życia, a tych w ponowoczesnym świecie nie brakuje. W każdym zatem środowisku socjalizacyjnym, w danej społeczności lub instytucji, jeśli władzę sprawuje ludzkie sumienie, a nie dyktatura pozbawionego sumienia pedagoga, istnieją bariery dla usiłującego nadużywać swojej władzy wychowawcy i dla jego samowoli. 

Władza przejawia wielkość wtedy, kiedy z władzy rezygnuje. I osiąga wielkość tam, gdzie poddaje się ocenie sumienia. (tamże) W każdym z nas istnieje pewne sacrum, które musi pozostać nietykalne dla innych i którym, dzięki jego suwerenności, nie mogą dysponować ani obcy, ani swoi.


15 kwietnia 2023

O monomanii tendencyjnych intelektualistów w polityce

 

Thomas Sowell – amerykański ekonomista, profesor w Instytucie Hoovera na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii, należy do tych publicystów oświatowych, których ksiązki chętnie tłumaczy się na język polski. W 2010 roku wydał książkę pod tytułem" Intellectuals and Society", którą zainteresowało się jedno z dolnośląskich wydawnictw. Polski tytuł widoczny jest na zamieszczonej powyżej okładce. 

Ekonomista podjął się socjologicznego zagadnienia, które w naszej kulturze nie jest obce, a tym bardziej nowe, gdyż wystarczy sięgnąć do rozpraw chociażby Floriana Znanieckiego,  Józefa Chałasińskiego, Stanisława Ossowskiego czy Józefa Pietera, którzy na wiele lat przed intelektualnym zmaganiem się przez T. Sowella problemem roli społecznej intelektualisty, inteligencji. Jednak spojrzenie outsidera może ożywić debatę na temat tego, kim są mądrzy i niemądrzy (głupi) intelektualiści w trzeciej dekadzie XXI wieku oraz jaką spełniają dziś rolę? 

Kalifornijskiemu profesorowi nie były znane dzieła Znanieckiego czy Chałasińskiego, który korzystał w swoich analizach głównie z artykułów prasowych, publicystycznych, ale i naukowych rodzimej proweniencji. Przekładu jego ksiązki dokonał Kamil Maksymiuk-Salamoński, zaś przekład z oryginałem porównał i poprawił dr Przemysław Hankus, dzięki czemu przywołane przez autora niektórych rozpraw amerykańskich politologów o orientacji liberalnej czy libertyńskiej mają odwołanie do polskiej edycji.        

Thomas Sowell ma dzisiaj 92 lata, piastując od 1980 roku stanowisko Senior Fellow w Instytucie Hoovera Uniwersytetu Stanford. Jak podają źródła: (...) wykładał w prominentnych uniwersytetach amerykańskich takich jak Howard University, Cornell University, Brandeis University oraz UCLA. W Polsce ukazało się już pięć jego książek: 

·  Amerykańskie szkolnictwo od wewnątrz (1996)

·  Ekonomia dla każdego (2003)

·  Ekonomia stosowana (2005)

·  Oni wiedzą lepiej. Samozadowolenie jako podstawa polityki społecznej (2008)

·  Bieda, bogactwo i polityka w ujęciu globalnym (2016).


 Z powyższych tytułów wynika, że Sowell należy do grona tych intelektualistów publicznych, o których pisze w najnowszej monografii jako wychodzących poza obszar swoich dziedzin. Nie znam wprawdzie recepcji jego książek z ekonomii, ale ta z polityki oświatowej USA nie przyjęła się w polskiej pedagogice porównawczej, gdyż znacznie lepsze książki na temat amerykańskiego szkolnictwa napisała i wydała profesor Eugenia Potulicka z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu.  

Po lekturze książki o intelektualistach odniosłem wrażenie, że napisał ją ktoś, kto ma poczucie krzywdy, gdyż nie został właściwie doceniony na świecie. W Wikipedii jest mowa o tym, jak to podjął studia na Uniwersytecie Columbia, gdyż bardzo chciał uczestniczyć w wykładach George'a Josepha Stiglera (noblista z ekonomii w 1982 roku). Kiedy dowiedział się, że jego mistrz przeniósł się na University of Chicago, podążył za nim. Jednak nie stworzył własnej szkoły naukowej. Być może sądził, że osiągnie sukces  wygłaszając sądy na temat społeczeństwa i postaw intelektualistów zaangażowanych w apologetykę polityki rządu, powstrzymując niektórych przed narzucaniem innym swojej wizji świata.  

Cytując słowa Stiglera na temat innych laureatów Nagrody Nobla: "Prawie co miesiąc obwieszczają publicznie jakieś dramatyczne ultimatum. Byłoby lepiej, gdyby postawili raczej na dramatyczną ciszę" (s.29). 

Ciekawe, że wydawca polskiego przekładu nadał tytułowi nieco bardziej wyostrzony tytuł, zamiast "Intelektualiści a społeczeństwo" wolał "Intelektualiści mądrzy i niemądrzy". Sprofilował tym tytułem naukoznawczy charakter rozprawy, która jednak taką nie jest, przez co wprowadza czytelników w błąd. Nie dotyczy ona bowiem naukowej kategorii mądrości i głupoty, ale odgrywania znaczącej roli przez intelektualistów w społeczeństwie demokratycznym z rozróżnieniem na demokrację państwa demokratycznego i totalitarnego. Jak pisze w "Przedmowie":

Niniejsza książka traktuje o intelektualistach, lecz nie została napisana dla intelektualistów. Jej celem jest zrozumienie istotnych społecznych zjawisk oraz podzielenie się tym zrozumieniem z osobami skłonnymi przyjąć tę wiedzę niezależnie od wyznawanych poglądów. Osoby należące do "inteligencji", które na kartach tej ksiązki szukać będą miłych słów na swój temat lub krytyki, z powodu której będą czuć się urażone, dogłębnie się rozczarują. Niniejsza książka przeznaczona jest dla czytelników skłonnych przyłączyć się do mojej "podróży ku zrozumieniu" intelektualistów - czyli dość pokaźnej grupy ludzi żyjących wśród nas, których działalność może mieć - i de facto ma - niezmiernie istotny wpływ na poszczególne państwa, a nawet całą cywilizację (s. 13). 

To już wiem, dlaczego i ta rozprawa T. Sowella nie spotka się z recepcją w środowisku naukowym, bo jest adresowana do tej części społeczeństwa, która potrafi i lubi czytać, ale nie zawsze czyni to ze zrozumieniem sedna sprawy. Autor poprowadził swoją analizę zgodnie z samosprawdzająca się hipotezą. Jest bowiem przekonany, jak na ekonomistę przystało, że teorie, poglądy, koncepcje, modele teoretyczne nauk humanistycznych i społecznych nie posiadają wartości, jeśli jej prawdziwość nie została potwierdzona w badaniach empirycznych i/lub doświadczeniu ludzkości. Jak dodaje: 

Tak by się to przedstawiało w formie prostego równania matematycznego: inteligencja minus osąd równa się intelekt. Natomiast mądrość jest dobrem najrzadszym ze wszystkich - jest ona umiejętnością łączenia intelektu, wiedzy, doświadczenia oraz osądu, a z tej mikstury ma się następnie wyłonić spójne zrozumienie (s.16).      

W rozdziale zatytułowanym "Intelektualiści a ekonomia" odnosi się nie do błędnych teorii ekonomicznych, ale do powtarzanych przez publicystów, dziennikarzy mitów, pseudonaukowych sądów, których celem nie jest oświecanie społeczeństwa, ale wywierania nań wpływu o charakterze moralnym i politycznym zarazem. Polemizuje zatem z publikowanymi nieporozumieniami, nieudolnością lub zamierzonym sposobem operowania przez niektórych intelektualistów przefiltrowanymi danymi statystycznymi, by osiągać cele nie mające wiele wspólnego z prawdą o omawianej rzeczywistości.        

W tym sensie książka jest ciekawa, bowiem pozwala na porównanie polityk informacyjnych polskich rządów wszystkich formacji ideologicznych, która, podobnie jak w USA, ma na celu manipulowanie społeczeństwem, wywieranie wpływu na opinię publiczną, by zdobyć władzę i/lub ją utrzymać. Stara śpiewka: intelektualiści uparcie cytują statystyki, które o wiele bardziej pasują do ich wizji Ameryki niż statystyki przez nich gremialnie ignorowane (s. 63).       

Autor powyższej ksiązki demistyfikuje przykłady indoktrynowania uczniów przez nauczycieli, a obywateli przez dziennikarzy i rzeczników prasowych władz państwowych. Przywołując liczne przykłady dowodzi, jak mądrość jest niszczona przez dominujące wśród posłusznych wobec władzy intelektualistów wprowadzanie ludzi w błąd bez względu na możliwe tego tragiczne następstwa. 

Kolektywne podejmowanie decyzji (ang. collective decision-making), odbywające się w ramach procesów demokratycznych bądź poprzez odgórne nakazy, sprowadza się w swej istocie do tego, że jedni ludzie  podejmują decyzje za innych ludzi, a nie za siebie samych. Obu procesów dotyka  ten sam problem: niewystarczająca wiedza (s. 48). 

Ignorancja polityków oraz używanie przez nich prawa jako "instrumentu zmian społecznych" stały się już chlebem powszednim, toteż korzystają oni z parasola ochronnego lojalnych wobec nich, bo dobrze opłacanych ekspertów, którzy  (...) robią jedynie za zasłonę dymną arbitralnych i często podszytych korupcją decyzji podejmowanych przez inne osoby (...) (s. 44). 

Działalność ekspertów nie jest bezstronna, nie jest bezinteresowna, nie jest też całkowicie wolna od ich osobistych interesów. To oni jednak mają chronić władze przed społeczeństwem, gdyby w wyniku podjętych rozwiązań doszło do jakichś strat ludzkich, materialnych itp. Inaczej mówiąc: często korzysta się z usług ekspertów bynajmniej nie po to, by uzyskać sprawdzone informacje lub bezstronne analizy pomocne przy podejmowaniu decyzji przez odpowiedzialnych urzędników, lecz po to, by ekspert służył jako polityczna przykrywka dla z góry ustalonych decyzji, opartych na zupełnie innych przesłankach i względach (s.43).

 W gruncie rzeczy Sowell krytykuje część środowiska akademickiego za nieodpowiedzialne angażowanie się w sprawy publiczne, w publiczne popieranie tej czy innej formacji politycznej. Jego zdaniem niektórzy intelektualiści ze stopniami naukowymi są (...) tak samo jak inni ludzie, ślepi i głusi na rzeczy niezwykle istotne, jako że żaden człowiek nie jest w stanie posiadać wiedzy na poziomie umożliwiającym podejmowanie decyzji w imieniu całego społeczeństwa. Możliwe jest co najwyżej decydowanie o sprawach będących znikomym wycinkiem szerokiego spektrum ludzkich spraw (s. 35). 

  W książce padają ciekawe przykłady z dziejów Ameryki i Europy, które naznaczone są błędnymi decyzjami polityków wysługujących się ekspertyzami intelektualistów, operujących eufemizmami, szafujących sloganami, zmieniających znaczenia słów, którzy w wyrafinowany sposób umniejszają prawdzie, racji, przeinaczają argumentację przeciwników panującej władzy. Jak pisze (...) "stawanie po czyjejś stronie" często kończy się fatalnie - obie strony tylko na tym tracą. W inny sposób i w innym stopniu, ale jednak tracą (s.84).  

Różnice w społeczeństwie nie sprowadzają się tylko do odmiennych światopoglądów, gdyż dotyczą one kwestii ekonomicznych, gospodarczych, ustrojowych, aksjologicznych, bezpieczeństwa, sprawiedliwości itd. Duża część głoszonych przez ekspertów poglądów nie rządzi się prawami logiki, ale preferowaną ideologią, za którą nie ma empirycznie dowodzonych faktów. 

Używa się w walce politycznej "słownej wirtuozerii", by wykluczyć oponentów z gry o władzę. Każda ze stron konfliktu staje w obronie swojej wizji, nie walczy wyłącznie o swoje hipotezy na temat świata zewnętrznego, ale o własne dusze. Cytuje zatem za Josephem Epsteinem: Poróżnij się z kimś na prawicy, a pomyśli on, że jesteś tępakiem i półgłówkiem tkwiącym w błędzie. Poróżnij się z kimś na lewicy, a pomyśli on, że jesteś egoistą, sprzedawczykiem i osobą pozbawioną wrażliwości, dodatkowo prawdopodobnie przesiąkniętą złem  (s. 113).  

Przekład pracy T. Sowella trafia na polski rynek wydawniczy w samą porę, by w okresie debat przedwyborczych zwiększyć wrażliwość obywateli na odbiór informacji, jakie są przekazywane przez obóz władzy i partii opozycyjnych, media oraz naukowców-pseudointelektualistów, którzy komentują niemalże codziennie każde wydarzenie na scenie politycznej, społecznej, gospodarczej a nawet oświatowej.    

    

14 kwietnia 2023

Ktoś tworzy jeszcze kartonikowe fiszki?

 


Jeden z doktorantów spoza mojej jednostki skierował do mnie pytanie, które uznał za bardzo nietypowe.  Jak pisze: 

Czytam Pana blog, gdzie recenzuje Pan sporo publikacji naukowych (albo demaskuje te pseudonaukowe). Mam pytanie związane z metodologią/warsztatem naukowym. Nie ukrywam, że jestem pod wpływem myśli pedagoga prof. Władysława Zaczyńskiego z książki Poradnik autora prac seminaryjnych, dyplomowych i magisterskich, Warszawa 1995. Jednak była ona pisana w latach 90 i zwłaszcza kluczowa dla mnie kwestia tworzenia notatek z literatury (fiszek tematycznych) przedstawia jedynie wersję papierową/ klasyczną (co wówczas zrozumiałe). 

Nie jestem wielkim fanem komputerozy, ale chyba dziś nikt nie robi już tak notatek (chociaż wydaje mi się to bardzo przejrzyste). Czy zna Pan/ może Pan polecić jakieś nowe publikacje z tego zakresu, które uczą jak efektywnie korzystać z dobrodziejstw komputera? Przepraszam za śmiałość w pytaniu, ale inspiruje się Pana blogiem i chyba (może się mylę) takie poradniki warsztatowo/metodologiczne bym przyporządkował do kategorii pedagogiki/nauk o wychowaniu i kształceniu (się).

Rzeczywiście praca prof. dydaktyki Władysława Zaczyńskiego dotyczyła analogowej metodyki uczenia się. Nowe media pozwalają na korzystanie z gotowych aplikacji np. One Note. Ukazują się co jakiś czas różnego rodzaju poradniki dla osób piszących prace licencjackie i magisterskie, dla doktorantów i habilitantów, ale nie korzystam z tego typu materiałów, gdyż prowadzenie baz danych i archiwizowanie plików, tekstów, notatek, które są kluczowe dla własnych badań, musi być indywidualne. 

Niektórzy mają już wypracowane metody uczenia się i robienia notatek z wykorzystaniem narzędzi cyfrowych, ale nie znam we własnym środowisku osób przygotowujących fiszki z naukowej literatury. Dostępne w sieci aplikacje dotyczą szybkiej i skutecznej nauki języków obcych. Po rejestracji trzeba zapłacić za korzystanie z nich po okresie próbnym, najczęściej miesięcznym. Są też wydawcy czystych fiszek (kartoników) w liczbie 300, 500, 1000 itd. sztuk, które czekają na ich zapisanie. Reklamuje się je jako pomoc do uczenia się słówek z języka obcego. 

Z papierowymi fiszkami jest podobny kłopot jak z książkami, jeśli nie mamy zbyt dużo miejsca na ich składowanie. Jak są na biurku, to się kurzą, a jak są schowane w jakimś pudełku, to rzadziej się do nich sięga. Trzeba je segregować alfabetycznie, tematycznie, działami itp., co sprawia, że potrzebujemy na ich składowanie coraz więcej miejsca.  

Pamiętam, jak moja Mistrzyni naukowej pracy Profesor Olga Czerniawska przygotowując wykłady, referaty czy artykuły naukowe, tworzyła na kartkach papieru fiszki odnotowując na nich często tylko jakąś myśl, ideę, źródło, by nie umknęły jej z pamięci, kiedy trzeba było odnotować dane w przypisie czy bibliografii. Przykładowo, kiedy pracowała nad artykułem o Aleksandrze Kamińskim, to na odrębnych fiszkach rejestrowała dane z archiwum Uniwersytetu Łódzkiego o konkretnym wydarzeniu, fakcie z życia "Kamyka", pełnionych przez niego rolach w środowisku akademickim, społecznym (harcerskim) i oświatowym, o wydanych artykułach, książkach, wygloszonych referatach itp. (zob. fotografia).       

Nie robię fiszek od momentu, jak tylko mogłem pracować z komputerem. Tworzę w swoim PC tematyczne katalogi, do których wrzucam merytorycznie adekwatne pdf-y lub odnotowane w odrębnych plikach [.docx] cytaty z przypisem. Nie mam wówczas problemu z wyszukaniem odpowiednich źródeł.