29 grudnia 2022

Zmarła profesor pedagogiki ogólnej Andrea FOLKIERSKA

 


Jeszcze niedawno prof. Andrea Folkierska została wylosowana przez Prezydium Rady Doskonałości Naukowej do recenzowania osiągnięć kandydata do tytułu profesora w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika, ale nastąpiła odmowa zrealizowania tego zadania. Nie wiedzieliśmy, że powodem tego mógł być już jej zły stan zdrowia. Profesor Andrea Folkierska była już od kilku lat na emeryturze, ale jeszcze można było liczyć na jej recenzje wydawnicze czy w postępowaniach awansowych, gdyż reprezentowała jedną z najtrudniejszych subdyscyplin pedagogiki, jaką jest pedagogika ogólna i jej filozoficzne podstawy. 

Andrea Folkierska zmarła w wieku 84 lat. Była absolwentką socjologii i pedagogiki na Uniwersytecie Warszawskim. W 1963 roku została zatrudniona na stanowisku naukowo-dydaktycznym na Wydziale Pedagogicznym. W 1992 roku powołała do życia w tej jednostce Pracownię   Filozoficznych Podstaw Pedagogiki UW.  Była redaktorką naczelną najważniejszego kwartalnika pedagogicznego w kraju w okresie PRL, a mianowicie "Kwartalnika Pedagogicznego" (1992-2011), a także członkiem rady redakcyjnej nowego kwartalnika Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu "Teraźniejszość - Człowiek - Edukacja". Na macierzystym Wydziale pełniła funkcję prodziekan ds. naukowych.  

Informacja o śmierci pedagog związanej przez całe swoje życie z Wydziałem Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego dotarła do mnie dzięki informacji na Facebooku wypromowanej przez nią doktor nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika. Gdyby przyjrzeć się danym na temat tego, kogo wypromowała prof. A. Folkierska i jakie były dalsze losy jej doktorów, to należałaby zapewne do krajowej czołówki w polskiej pedagogice ogólnej. Każdy doktorat spod jej ręki był dziełem naukowym, którego aktualność nie jest zagrożona zmianami ideologicznymi czy ustrojowymi w naszym kraju:

1. dr hab. Rafał Godoń (doktorat pt. Hermeneutyczna perspektywa pojęcia rozumienia a wychowanie); dzisiaj dziekan Wydziału Pedagogicznego UW; 

2. dr hab. Jan Rutkowski (dotkorat pt. Filozofia polityczna arystotelizmu i neoliberalizmu a wychowanie). Dzisiaj - profesor Wydziału Pedagogicznego UW. 

3. dr hab. Pasulina Sosnowska (doktorat pt. Filozofia wychowania w perspektywie różnicy ontologicznej w Sein und Zeit Heideggera). Dzisiaj - profesor Wydziału Pedagogicznego UW.   

4. dr hab. Małgorzata Przanowska  (doktorat pt. Dialog w perspektywie hermeneutycznej a kształtowanie tożsamości). Dzisiaj profesor Wydziału Pedagogicznego UW. 


Jak widać, prof. A. Folkierska (1938-2022) stworzyła własną szkołę hermeneutycznych badań myśli pedagogicznej, mimo iż sama publikowała bardzo rzadko i mało. Jak dla mnie, za mało z punktu widzenia potrzeby włączenia myśli pedagogicznej do szeroko pojmowanej humanistyki. Należała do charakterystycznych postaci Uniwersytetu Warszawskiego zarówno swoim bardzo surowym, zdyscyplinowanym logicznie i analitycznie podejściem do teoretycznych podstaw wszelkich badań pedagogicznych, jak i stawianiem bardzo wysokich wymagań tak swoim uczniom (asystentom, doktorantom), jak i aspirującym do stopnia doktora, doktora habilitowanego czy o tytuł profesora. 

Dla mnie była wzorem kobiety o niezwykłej odwadze, bezkompromisowej postawie wobec rozpraw każdego profesora czy doktora, bez względu na zajmowane przez nich pozycje w uczelni czy w strukturach władz akademickich. Doskonale pamiętam jej znakomitą krytykę na łamach "Kwartalnika Pedagogicznego" teorii wychowania socjalistycznego prof. Heliodora Muszyńskiego (UAM), a kilka lat później także miażdżącą krytykę teorii wychowania behawioralnego prof. Krzysztofa Konarzewskiego (UW). 

Po dzień dzisiejszy jej analityczne studium krytyczne stanowi kluczowe odniesienie dla badaczy współczesnych teorii wychowania. Są to teksty: 

1)    Marksizm a neopozytywizm. Kilka uwag związanych z teorią wychowania H. Muszyńskiego, KWARTALNIK PEDAGOGICZNY Nr 4 r. 1981, str. 3-26 

2)    Koncepcja człowieka i wychowania w „Podstawach teorii oddziaływań wychowawczych” Krzysztofa Konarzewskiego (Polemika), CHOWANNA Nr 2 r. 1984, str. 199-216.

3)    O naukowej teorii wychowania, KWARTALNIK PEDAGOGICZNY Nr 2 r. 1984, str. 126-135. 

Jej studia teoretyczne pojawiały się zawsze w odpowiednim momencie, najczęściej przełomowym dla polskiej nauki. Andrea Folkierska wydała dwie, niezwykle cenne monografie naukowe:

 1. Pytanie o pedagogikę, Warszawa: 1987. 

2.  Sergiusz Hessen - pedagog odpowiedzialny, Warszawa: 2005. 

W pierwszej monografii (habilitacyjnej) zawarła swoje naukowe credo, pisząc m.in. 

"(...) przedstawiciele tzw. nauk społecznych nie chcąc dostrzec, iż ta nowa samowiedza "nauk przyrodniczych" czyni problematyczną samą racjonalność naukowego poznania, usiłują uzasadnić pretensje do ważności naukowej "nauk społecznych" w dyskusjach metodologicznych, w których wciąż na nowo przedstawia się takie czy inne racje mające gwarantować to, że nauki te nie będąc naukami "przyrodniczymi" są w istocie także naukami. 

Niezależnie jednak od tego czy nasilający się krytycyzm w tzw. naukach społecznych, krytycyzm, z jakim nauki te podchodzą do samych siebie, dotyczy jedynie metodologicznych podstaw tych nauk, czy też zasięg jego jest szerszy, jest pewne, że myślenie krytyczne staje się dzisiaj myśleniem koniecznym, zmuszającym do namysłu nad podstawami własnego sposobu myślenia.   

Pedagogika wymaga myślenia krytycznego, które zresztą zaczęło się w niej pojawiać, choć raczej nieśmiało, o czym świadczyć może zainicjowana w 1984 r. na łamach "Ruchu Pedagogicznego" dyskusja dotycząca podstaw metodologicznych pedagogiki. Wydaje się jednak, że krytyczny namysł nad pedagogiką nie może ograniczać się jedynie do kwestii metodologicznych, a nawet więcej, można powiedzieć, że u podstaw metodologicznych sporów leżą bardziej generalne założenia, z których warto być może zdać sobie sprawę" (s.2-3, podkreśl. moje).   

    W moim przekonaniu, A. Folkierska słusznie upominała się o kształcenie nieposłuszne temu, co przedstawia się jako konieczne i jedynie prawdziwe, kiedy wskazywała na potrzebę myślenia w wychowaniu, a raczej myślenia wychowaniem. Jej zdaniem - (...) pedagogika programująca ludzkie zachowania, dążenia, postawy itp. musi pozostać bezsilna wobec możliwości zawiadywania ludzkim byciem; ale dlatego także w jej mocy leży uprzytamnianie sobie tego, jak rzeczywiste wychowanie dzieje się. A dzieje się ono w szeroko rozumianym kształceniu, nauczaniu; takim nauczaniu, które umożliwia doświadczanie wiedzy w jej rzeczywistym sensie (…) wymagającym dystansu i krytycznego namysłu, ale nie naiwności bycia posłusznym temu wszystkiemu, co owe formy przedmiotowości niosą w swej bezpośredniej, empirycznej zjawiskowości. 

Rzeczywiste kształcenie jest więc kształceniem otwierającym, a nie blokującym wysiłek myślenia. Jest to więc takie kształcenie, które uprzytamniając warunki możliwości każdej wiedzy czyni ją problematyczną i niekonieczną (Wychowanie w perspektywie hermeneutycznej, w: Ku pedagogii pogranicza, red. Z. Kwieciński, L. Witkowski, Toruń: 1990, s. 110-111; podkreśl. moje).



Drugą, jakże ważną monografią naukową zm. pedagog jest jej studium filozofii odpowiedzialności w podejściu Sergiusza Hessena. Polska myśl pedagogiczna została wzbogacona o szereg rozpraw naukowych, których twórcy skupili się na odczytaniu dzieł wybranego przez siebie klasyka nauk o wychowaniu. 

Niestety, większość badaczy w ogóle nie ujawnia przesłanek do prowadzonych analiz, toteż ich rozprawy muszą budzić pytanie o poprawność i wartość naukowego poznania. Inaczej jest w przypadku rozprawy A. Folkierskiej, która ukazała się nakładem Wydawnictw Uniwersytetu Warszawskiego w 2005 roku, a została poświęcona jednemu z najbardziej znaczących na naszym kontynencie pedagogów – filozofów wychowania, jakim był Sergiusz Hessen (1887-1950). 

Jak słusznie wskazuje A. Folkierska już we wstępie: Dzieło Hessena wyraźnie zaświadcza, iż pedagogika w nim zawarta sytuuje się nie tyle obok innych teorii, ile – przeciwnie – teorie te stanowią integralne momenty jej samej jako sensownej całości (s.9)

Tym samym pedagogika S. Hessena staje się dla niej pedagogiką ogólną, pedagogiką holistyczną, stawiającą pytanie o całościowy sens edukacji i wychowania. Tak rozumiana właśnie przez A. Folkierską pedagogika Sergiusza Hessena jest już klasyką, przywołującą w ponowoczesnym świecie znaczenie ścisłego związku między myślą filozoficzną a procesem edukacyjnym oraz wskazującą na filozofię jako konieczny warunek sensownego pytania o pedagogikę. 

Także we wstępie wyjaśnia podstawowe kryterium swojego wyboru, bowiem klasyk pedagogiki jest dla niej pojęciem dwuznacznym. Z jednej strony dotyczy tej osoby, której (…)  myśl jest ciągle żywa; mimo upływu czasu jest współczesna w tym znaczeniu, że także dzisiaj odwołujemy się do niej, kiedy myślimy o pedagogice i wychowaniu, że więc odgrywa ona rolę autorytetu. Słowo „klasyk” ma zatem pewien sens normatywny, co oznacza, że myśl zawarta w dziele jest dla nas czymś istotnym; bierzemy ją pod uwagę, liczymy się z nią, choćbyśmy nawet nie w pełni się z nią zgadzali (s.7). 

Inny wymiar bycia klasykiem, który można by określić temporalnym, wiąże się z tym, że w stosunku do dzieł osoby, twórcy mamy już odpowiedni dystans na skutek minionego czasu. Ba, dzieło takie wytrzymało próbę czasu potwierdzając, że zawiera w sobie coś nieprzemijającego, trwałego, ponadczasowego. Takie dzieło staje się inspiracją dla współczesnej myśli pedagogicznej, czy też raczej ulega ono (…) obiektywizującej świadomości, której właściwie neutralność i dystans uniemożliwiają dostrzeżenie żywotnego związku dzieła z naszym dzisiejszym doświadczeniem (s.9).

 


Będziemy wracać do artykułów i powyższych monografii Andrei Folkierskiej, bo doskonale oddają potrzebę prowadzenia metateoretycznych, filozoficznych badań w pedagogice, która nie może być tylko tzw. nauką społeczną. Oderwana od filozofii i swojej historii traci wartość naukową i praktyczną. Wielka to zatem strata dla polskiej nauki, że odeszła tak znacząca uczona.  


28 grudnia 2022

Autobiograficzna narracja kapłana, poety, filozofa, uczonego

 

 



Autobiografia księdza, filozofa, etyka, poety, em. profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ALFREDA MARKA WIERZBICKIEGO okazała się znakomitą lekturą w okresie świątecznym. Skoro życzymy sobie wesołych świąt, to dlaczego by nie zanurzyć się w świecie nauki i Kościoła, by zajrzeć za kulisy życia, działalności akademickiej i duszpasterskiej jednego z najbardziej rozpoznawalnych w życiu publicznym kapłanów, który obchodząc w tym roku 40-lecie swojej służby postanowił podzielić się z nami między innymi po wielokroć doświadczaną radością. 

Każdy przeżywa w mniejszym lub większym, stopniu, częściej lub rzadziej swoje radości, okresy szczęścia miłości, zachwytu, sukcesów, podobnie jak przeciwstawne tym stanom smutek, lęk, obawy czy cierpienie. Swoją publiczną "spowiedź", jaką staje się opowieść o własnym życiu splatającym się z wchodzeniem z ufnością i oddaniem w kolejne role społeczne oraz relacje międzyludzkie, sprawia nam i sobie (w 65 rocznicę urodzin) przyjemność współdoświadczania wydarzeń, spotkań, które dzięki temu stają się po części także naszymi. 

Jak wyjaśnia we "Wstępie": 

Chciałbym opowiedzieć o ważnych dla mnie ludziach i sprawach. Nie powinno więc dziwić, że ma ona rys autobiograficzny, mimo że nie pretenduje do posiadania cech, które zwykle łączy się z autobiografią jako gatunkiem pisarstwa.(...) Chcę opowiedzieć, czym dla mnie są kapłaństwo, filozofia i poezja. Każda z tych dziedzin przynosi mi wiele radości , daje poczucie sensu, wyzwala pasję. Wiem, że można grać na kilku instrumentach, trzeba tylko pamiętać o osobliwości każdego z nich. 

Nigdy nie miałem problemów z tożsamością, a uprawianie filozofii i poezji wpisywało się w powołanie kapłańskie, nie było czymś obok czy sprawą marginalną.  Ksiądz, który zostaje pracownikiem naukowym i poetą, jest takim samym księdzem, jak kapłan, który staje się proboszczem. Jeden i drugi, jak pięknie napisał ks. Jan Twardowski, kręcą się jak słonecznik wokół Pana Jezusa. Jeden i drugi są kimś "pomiędzy", budują  i naprawiają mosty (s.5).




Tak piękna metafora intersubiektywnego "inżyniera dusz ludzkich" odzwierciedla jego drogę dochodzenia do wiedzy, poznawania jej tajemnic, by można było dzięki rozwijanej wrażliwości społecznej, empatii, słuchowi filozoficznemu, umiejętnościom komunikowania się z każdą osobą, służyć innym w ich codziennych troskach i problemach życiowych, radościach i smutkach. Któż, jak nie poeta, mógłby tego dokonać lepiej i powszechniej, docierając pięknem słowa do zakamarków ludzkich sumień?   

Dla humanisty interesującego się współczesną filozofią, jej rozwojem w okresie PRL i transformacji ustrojowej, identyfikującego istotny wkład w dziedzictwo nauki i kultury uczelni, jaką jest KUL, uniwersytet nowoczesnej i niezależnej myśli teologicznej, humanistycznej i społecznej, "wyspa wolności nauki"  książka A. M. Wierzbickiego jest wyjątkową odsłoną nie tylko jego mistrzów, przewodników, koryfeuszy nauki czy także postaci podważających genius loci universitas. 

Pedagodzy odnajdą w tych wspomnieniach znaczących także dla polskiej myśli chrześcijańskiego wychowania naukowców, twórców pedagogiki chrześcijańskiej, od tych najbardziej ortodoksyjnych, przedsoborowych, po kroczących posoborową drogą św. Jana Pawła II - pedagogii otwartej, pedagogii personalizmu chrześcijańskiego. Wszystkie nurty mieszczą się w badaniach pracowników naukowych KUL jako uczelni stawiającej na indywidualności, nonkonformistów. 

Na marginesie muszę dodać, że także łódzka szkoła oświaty dorosłych, którą stworzyła śp. prof. Olga Czerniawska, a jest kontynuowana przez prof. Elżbietę Kowalską-Dubas, intensywnie współpracowała i czerpała ze źródeł mądrości uczonych KUL, jak Leon Dyczewski, Hanna Malewska,  Teresa Kukołowicz, Dorota Kornas-Biela, Janusz Mariański, Ryszard Skrzyniarz. Dzisiaj kontynuują dziedzictwo myśli św. Jana Pawła II profesorowie: Marian Nowak, Krystyna Chałas, Alina Rynio czy Marek Jeziorański.                         

Bardzo obszerna I część autobiograficznych wspomnień nosi tytuł: TWARZE - MIEJSCA - ROLE. Autor niezwykle syntetycznie, ale nie w powierzchowny sposób, portretuje wizerunki swoich mistrzów, miejsca spotkań  z nimi i będące po części ich konsekwencją kolejne role, które wzbogacały jego osobowość, kształtowały suwerenną tożsamość człowieka, filozofa, poety, kapłana, a więc także członka różnych środowisk, a zarazem wspólnoty ludzkiej. Przywoływane myśli, poglądy, sugestie, wskazania wybitnych intelektualistów alma mater i zagranicznych promotorów, a następnie współpracowników stanowią przyczynek do ukazania nam jego wyborów, kierunku własnych badań, poszukiwań, ale i filozoficznych dylematów.

Niewątpliwie, Alfred M. Wierzbicki jest dzieckiem szczęścia, skoro na swojej drodze doświadczał obecności nie tylko wspaniałych kapłanów - proboszczy, biskupów, kardynałów, arcybiskupów, ale i papieży, w tym wszystkich jako wybitnych myślicieli o wyraźnym rysie humanizmu, personalizmu i filozofii dialogu jako warunku twórczego trwania i obecności Kościoła w pluralistycznym świecie. Jak przyznaje:

Postawa dialogu rodzi się z głębszego zrozumienia istoty chrześcijaństwa jako religii wolności, proklamującej godność człowieka. Odpowiada ona również oczekiwaniom współczesnego świata , dumnego ze swych osiągnięć, dzięki którym prawda o wielkości i autonomii człowieka wyraziła się w przemianach cywilizacyjnych, jakie zaszły w świecie zachodnim  w czasach nowożytnych.

A jednocześnie nowożytność stała się areną ostrego starcia chrześcijaństwa, zwłaszcza w jego wersji katolickiej, z oświeceniową wizją emancypacji kultury ze sfery oddziaływania religii. Postawę dialogu należy odczytywać jako alternatywę dla postaw konfrontacyjnych, rządzących się logiką pokonania przeciwnika. Celem dialogu nie jest bowiem pokonanie kogokolwiek, lecz zjednanie go sobie, a w pewnych sytuacjach również przekonanie (s.129). 

         

Poeta, filozof, kapłan uczynił swoją autobiografię jeszcze jednym miejscem spotkania czytelników z wybitnymi postaciami Kościoła, nauki i sztuki,  ludźmi szeroko pojmowanej kultury wysokiej, którzy reprezentują wspólnotę istot poszukujących sensu, ludzi świata transcendencji, uniwersalnych wartości w pluralistycznym świecie, mogących łączyć katolików i niekatolików, wierzących i agnostyków. 

Duszpasterz w pełnym tego słowa znaczeniu wielokrotnie stawał w obronie godności osób, które były atakowane w państwie "dobrej zmiany" tylko dlatego, że są inne. Nie godzi się z milczeniem hierarchów wobec mającej miejsce pedofilii. Od pierwszych stron autobiografii A. M. Wierzbicki aż po jej zakończenie upomina się o konieczność odbudowania moralności publicznej w Polsce, gdyż ta powoli stacza się ku jakiejś jednej optyce partyjnej niszcząc państwo i Kościół, zaprzeczając dążeniom narodu do budowania społeczeństwa obywatelskiego, samorządnego, a więc suwerennego, mimo różnorodności wyznań, postaw, preferowanych systemów wartości.   

Jakże trafna jest jego diagnoza nie tylko początku transformacji 1989 roku: 

Amok podziałów politycznych, szalejąca "wojna na górze" konfliktowała wiernych, a księża, którzy stawali się sympatykami jednej, a przeciwnikami innej partii, nie radzili sobie z nowymi wyzwaniami. (...) Upadek komunizmu nie stanowi kresu agresji w naszym życiu publicznym. Zaczęła ona pojawiać się w nowych formach, którym obce jest oszczędzanie autorytetów. 

To prawda, że żaden autorytet nie jest bezdyskusyjny, ale igranie z godnością i zasługami ludzi tylko dlatego, że nie pasują do czyjejś wizji politycznej, ma niewiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem i przyzwoitością. Nie uważam, że tych, którzy innych topią w gnoju, należy również oblewać gnojówką (s.41).

Nie wolno czynić z kultury, w tym nauki, oświaty i religii instrumentu władzy, gdyż będzie to skutkować utratą ich suwerenności, autentyczności, a więc i wiarygodności. Słusznie konstatuje: 

Koniunkturalizm 'łże-elit" zdaje się wypływać nie tylko z lęku przed wiernością i jej konsekwencjami, leczy wyrasta ponadto z pogardy dla bezinteresowności myślenia. Rozum instrumentalny nie ma nic wspólnego z rozumem powszechnym poszukującym prawdy, dobra i piękna, lecz jest intelektualną  formułą witalności realizującej wyłącznie egoistyczne cele jednostkowe lub grupowe (s. 43-44).  

Z recenzowanej tu książki dowiemy się o ideologicznym zaślepieniu, arogancji, pogardzie niektórych przedstawicieli świata władzy, nauki i Kościoła, o tych, którzy dali sobą manipulować byłym i obecnym służbom bezpieczeństwa, którzy zagubili się  mimo nieprzeciętnemu umysłowi czy pozornie szlachetnym intencjom ich działań. 

Rzekomo w imię wyższych wartości, dąży się do upokorzenia i niszczenia oponentów. Bezkompromisowość przeradza się w prostactwo i chamstwo. Pojawił się typ "posiadaczy prawdy", którzy zamiast szacunku dla osób i ich często pogmatwanych historii życiowych , moralnych upadków  i moralnego odrodzenia, przejawiają wyłącznie pogardę (...).  Nic bardziej szkodliwego dla samych wartości, jak uczynienie z nich broni przeciwko innym (s. 44). 

Słusznie przeciwstawia się A.M. Wierzbicki tym mediom, które w walce o władzę naruszają wiarygodność katolickiego głosu w polskich domach, niegodziwie atakując różne osoby, szerząc m.in. nacjonalistyczne, antysemickie postawy, fałszywe informacje, insynuacje jak toksyczne demony pogardy, która nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim systemem wartości.  Obce jest mu antagonistyczne podejście do świata, w którym wszystko sprowadza się do binarnych podziałów: "albo-albo". W relacjach międzyludzkich nie ma miejsca na prostacką zasadę: włączanie/wyłączanie.   

Potwierdza zarazem aktualność realistycznego wglądu ks. prof. Józefa Tischnera w stan uwiedzenia części elit Kościoła katolickiego przez władze polityczne, w wyniku czego włącza się on w manichejską strategię instrumentalnego manipulowania chrześcijaństwem, a tym samym prowadząc do jego erozji, osłabienia ewangelizacji i odchodzenia młodych pokoleń od wiary, wzmagania się buntu przeciwko Kościołowi. Jak pisze: 

Konfrontacyjne polemiki  przeciwko środowiskom LGBT czynią z Kościoła  wspólnika politycznej walki o władzę.  Ziarna tych postaw były dostrzegalne już w ostatniej dekadzie XX wieku, którą swym filozoficznym rentgenem prześwietlał Tischner. Nieznana pozostawała mu jednak skala moralnego zepsucia księży i biskupów uwikłanych w przestępstwa  pedofilskie (s. 195)

W swojej "posłudze myślenia" jest A.M. Wierzbicki jednym z tych intelektualistów, którzy nie tylko słowem czy pismem starają się  nawiązać autentyczny dialog z ludźmi własnej wspólnoty religijnej, jak i spoza "sektora wyznaniowego", stąd jego twórcza obecność  w świecie kultury i w sferze publicznej uwiarygodnia synchronią swojej osoby z czynami. Przyznaje:

Pisarstwo stało się pokaźną częścią mojego kapłaństwa i chociaż nie stanowi  jego rdzenia, pomaga budować mosty, przekraczać granice, oswajać peryferie, wyrażać niewyrażalne. Mam usposobienie  raczej awangardowe , fascynuje mnie to, co nowe, chciałbym przynajmniej trochę przyśpieszać historię (s.151). 

Literaturoznawcy znajdą w tym studium także coś dla siebie, w interesujących poglądach Wierzbickiego na temat antropologicznych przesłanek powstawania poezji i twórczości jemu bliskich poetów, w tym m.in. Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, Adama Zagajewskiego, Julii Hartwig, ale i Karola Wojtyły. Fragmenty niektórych narracji nasyca też własną poezją. 

Książka jest pełna epizodów, które ilustrują stawanie się uczonego kapłana jako interdyscyplinarnego humanisty, który wciąż jest nienasycony wiedzą, ciekaw świata, życia i jego aporii. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że (...)  "bycie pomiędzy" jest nie tylko niewygodne, (...) ale niesie także ryzyko  stania się dyletantem, naraża na nieporozumienia, a nawet na lekceważenie w świecie zdominowanym przez kult profesjonalizmu, ostrych demarkacji i klanowej zazdrości (s.157). 

Trzeba jednak odwagi, otwartości i nieposłuszeństwa intelektualnego, by funkcjonować w kilku światach naraz a zarazem pomiędzy nimi. Zapewne jest to możliwe dlatego, że sam jest mieszkańcem poezji, a więc świata intra-i intersubiektywnego. 

 Okruchy pamięci autora jako najgłębszej struktury jego sumienia  zapisane w recenzowanej tu książce są pasjonującą lekturą o dziejach historii "Solidarności", zaangażowanej w odzyskanie wolności Kościoła katolickiego, uczestników ogólnopolskich kongresów i debat naukowych. Zachodzące na świecie zmiany kulturowe naznaczone sekularyzmem i pluralizmem, wojną zbrojną i kulturową  uruchamiają nową funkcję religii, którą A.M. Wierzbicki określa jako religere, czyli odczytywanie, a więc jako coś jednak innego od religii pojmowanej jako nauczanie i pouczanie.

    Zapewne część mediów zainteresuje się treścią tej książki ze względu na ujawnione w niej dokumenty i autorską analizę postępowania dyscyplinarnego, jakie zostało wszczęte w 2020 roku przeciwko ks. profesorowi KUL przez Komisję Dyscyplinarną ds. Nauczycieli Akademickich tej uczelni. Jej grono postąpiło zgodnie z prawem i zasadami kultury akademickiej wydając po dwóch latach orzeczenie go uniewinniające. 

Jednak kosztowało to ks. profesora wiele upokorzeń, doznań goryczy, niesprawiedliwości i swoistego rodzaju zdrady. Tak o tym pisze we "Wstępie":  

Boleśnie przejrzałem na oczy, uświadomiwszy sobie, że w uczelni,  z którą byłem związany przez kilka dekad jako student i pracownik, dokonuje się głęboka erozja debaty intelektualnej. Fakt, że komisja dyscyplinarna uniewinniła mnie i uznała stawiane mi zarzuty za bezpodstawne, nie zmniejsza mojej goryczy. Zetknąłem się naprawdę z obrzydliwą przemocą instytucjonalną i pewnie zostałbym  przez nią zmiażdżony, gdyby nie liczne protesty znaczących środowisk naukowych w kraju i za granicą (s.6).

W moim przekonaniu duszpasterz trafnie konstatuje głęboki kryzys autorytetu uniwersytetu w Polsce w następstwie także o instytucjonalnej w sensie administracyjno-prawnym reformie J. Gowina, która dała narzędzia nie tylko władzom uczelni państwowych do możliwego wykorzystywania owych instrumentów do prowadzenia włączania universitas w spory także w wyniku nie zawsze jasnych intencji nie mających wiele wspólnego z wartościami Prawdy, Dobra i Piękna w perspektywie chrześcijańskiego humanizmu.

Zapewne poglądy ks. Profesora KUL na temat uniwersytetu w ogóle, etosu uczonych, zasad  demokracji, polityki władz państwowych itp. nie przypadną do gustu fanatykom nacjonalizmu, przedsoborowym elitom Kościoła katolickiego w Polsce, które cynicznie manipulują opinią publiczną i wiernymi, zwolennikom traktowania polityki jako środka walki o władzę, a nie jako racjonalnej troski o dobro wspólne, mimo iż nie jest on apologetą liberalizmu czy postmodernizmu.        

Ostatnie części publikacji zawierają listy, laudacje, homilie, okazjonalne przemówienia, których wspólnym mianownikiem jest protest wobec przemocy unieważniającej czy pomniejszającej godność istoty ludzkiej (niezależnie od jej cech instrumentalnych), bo marzy m.in. o Kościele braci i sióstr, (...) aby nie przeciwstawiano hierarchicznej "głowy" "ogonowi" świeckich (...) Marzę o Kościele, który nie kręci się wokół własnych interesów, prawdziwie ubogim, wolnym od lęków, głoszącym dobrą, a nie złą nowinę (s. 239).    

       

  

 

     

 

27 grudnia 2022

Wspomnienia jak ptaki wirują po niebie..

 




Strawestowałem w tytule dzisiejszego wpisu wers piosenki łódzkich "Trubadurów", którzy śpiewali przed laty: "Marzenia jak ptaki szybują po niebie, na pewno potrafisz wśrod nich znaleźć siebie...".


Powodem takiego zabiegu jest okres świąteczno-noworoczny, który sprzyja refleksji, wspomnieniom związanym z mijającym rokiem. Dokonujemy przecież swoistego  bilansu życia, który nie wynika z administracyjnych, zawodowych powinności. 

 Naukowcy nie muszą teraz wypełniać tabel, w których mają znależć się dane o liczbie publikacji (slotów), grantach, udziale w konferencjach naukowych i ich organizacji, wypromowanych kadrach naukowych, zrecenzowanych publikacjach itp., itd. Kiedy zostaną o to poproszeni przez swoich przełożonych, to skoncentrują się na liczbach, datach, faktach, które nie tworzą osobistego uroku z wymuszonego powrotu do minionych miesięcy.

Dzisiejszy post dotyczy zatem zupełnie innych wspomnień, które "jak ptaki wirują po niebie...", a mogą być wyzwolone lekturą książek. Mam tu na uwadze ten gatunek literacki, którego twórcy prowadzą czytelników po ścieżce własnego lub cudzego życia.

 Jak więc nie towarzyszyć dziejom autora lub (nie-)czułego narratora, skoro splatają się z naszymi, chociaż nie ma żadnych powiązań rodzinnych czy zawodowych, społecznych między nim a nami. A jednak lektura czyichś wspomnień, rekonstrukcji zdarzeń uruchamia własne tropy retrospekcji, skoro byliśmy uczestnikami niektórych wydarzeń, nie mając przecież wiedzy o swoim istnieniu. 

Zapewne jest to powód, dla którego dużym zainteresowaniem na całym świecie cieszą się książki biograficzne oraz autobiograficzne. Te ostatnie posłużą za jakiś czas historykom, reportażystom do budowania własnej narracji o czyimś życiu i dokonaniach lub o wydarzeniach, procesach czy innych aktorach sfery publicznej.

Nie wiem, czy prowadzono badania, które odpowiadałyby na pytania: Kim są i w jakim wieku czytelnicy [auto-]biografii? Czy młode pokolenie czyta tego typu publikacje? Czy może ich odbiorcami są głównie osoby z doświadczeniem życiowym? Czego oczekujemy od  tego typu studiów biograficznych?

Literaturoznawcy wskazują na silne powiązania między czyjąś biografią a nauką, kiedy autor wspomnień pisze o ważnych w jego życiu osobach, środowiskach, instytucjach i sprawach, których był świadkiem lub (współ-)sprawcą. Jutro napiszę zatem o autobiograficznym studium ważnej postaci w naszej rzeczywistości.