20 listopada 2021

Fiński fenomen decentralizacji systemu szkolnego

 


 

 

Interesująca była dla mnie lektura monografii pt. Poszukujemy nowego Amosa. Uczyć czy kształcić? (2020), której autorem jest były minister finansów Republiki Czeskiej inż. Ivan Pilny, gdyż jest racjonalnym spojrzeniem na politykę edukacyjną outsidera zaangażowanego w praktykę i wiedzę na temat koniecznych w XXI wieku reform w tej dziedzinie.

Jeden z rozdziałów poświęcił "odłamkom" danych na temat fińskiego szkolnictwa. Wiele pisano także w polskiej prasie o osiągnięciach piętnastolatków w międzynarodowych badaniach PISA, pomijając jednak kluczowe dla ich sukcesów uwarunkowania polityczne oraz ekonomiczne szkolnictwa i stanu nauczycielskiego w tym kraju. O problemach uczniów z różnych warstw społecznych Finlandii pisał w swoich rozprawach komparatysta z UAM w Poznaniu prof. Tomasz Gmerek, toteż warto do nich powracać, by zrozumieć fenomen tamtejszych reform.    



Co istotnie wpłynęło na zmianę nie tylko w poziomie wykształcenia młodych Finów, ale także uczyniło z gospodarki tego kraju jedną z najlepiej rozwijających się w Europie? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że o pieniądze.  Owszem, ale dla optymalnego ich transferu do systemu szkolnego konieczna okazała się decentralizacja jego ustroju, struktury zarządzania. 

W 1990 r. rząd Finlandii przyjął ustawę o decentralizacji ustroju szkolnego, likwidując inspekcję szkolą (odpowiednik polskich kuratoriów oświaty i ich delegatur). Za troskę o edukację w całym państwie odpowiada Ministerstwo Szkolnictwa i Kultury. Dzięki temu edukacja stanowi kluczowy komponent kultury, a zatem i transmisji wartości, zaś budżet oświaty jest efektywniej zarządzany przez autonomicznie działające przedszkola i szkoły! Po upływie ćwierć wieku można już było odnotować (przeł. BŚ): 

- Tylko na edukację przedszkolną poziom wydatków wynosi 1,2% PKB;               

 - W 2016 r. na cały sektor kształcenia wydatki sięgnęły poziomu 12,2 mld. EUR rocznie, co odpowiadało 5,2% PKB! 

- Nauczycielstwo należy do jednej z najbardziej prestiżowych profesji ze względu na tylko na bardzo wysokie płace, ale także egzekwowany poziom wykształcenia od osób, które chcą wejść do tego zawodu. Na jedno miejsce na studiach nauczycielskich jest co najmniej 10 kandydatów. Chcąc się na nie dostać, trzeba mieć najwyższe noty z egzaminu maturalnego. 

- W Finlandii są gimnazja, w których wprowadzono od jesieni 2016 r. nowy program kształcenia powiązany ze strategią rządową na lata 2016-2019 pod nazwą "Umiejętności i kształcenie", na której realizację przeznaczono dodatkowo 90 mld EUR . W Polsce likwidowano w tym czasie gimnazja, a więc szkoły średnie I stopnia. W ramach tego projektu szkoły mogły suwerennie konstruować co najmniej jeden moduł zajęć integrujących wiedzę z kilku dyscyplin. Autonomia dotyczyła także długości czasu ich realizacji oraz problematyki.   

- Odchodzono ewolucyjnie od oceniania uczniów w formie stopni zastępując je ocenianiem kształtującym, opisowym. Utrzymano podział na klasy szkolne, ale zajęcia w nich nie muszą być realizowane w ławkach, przy stolikach. Ważne było włączenie do tego procesu technologii cyfrowych. 

Każdy uczeń ma w szkole absolutnie darmowy dostęp do wszelkich pomocy dydaktycznych, także każdy ma tablet, a nawet otrzymuje w niej kilka posiłków dziennie, także bezpłatnie. Uczeń głodny, to uczeń nieskoncentrowany na treściach uczenia się.               

 - Obowiązuje w tym kraju państwowe curriculum po to, by zapewnić drożność procesu kształcenia wszystkim uczniom. Prawo do wydawania podręczników szkolnych mają tylko dwie oficyny. Nauczyciele nie muszą jednak korzystać z podręczników szkolnych. Szkoły zawodowe otrzymują  dodatkowe finansowanie w postaci "innovation voucher" (odpowiednik bonu oświatowego), żeby mogły zapłacić nim za wsparcie profesjonalnego kształcenia ze strony małych czy średnich przedsiębiorstw, firm produkcyjnych, usługowych, rzemieślniczych itp.    

- Wdrażanie do oświaty innowacji czy prowadzenia w niej eksperymentów dydaktycznych wspomaga Fińska Narodowa Agencja ds. Edukacji (Finnish National Agency for Education). Dzięki jej działalności powstała sieć 2500 tys. nauczycieli-mistrzów, którzy w roli tutorów rozwijają i upowszechniają nowe metody i środki kształcenia oraz wspomagają nauczycieli w stosowaniu technologii cyfrowych.     

 - Finlandia wykorzystuje na masową skalę współpracę międzynarodową "eksportując" swój model szkoły cyfrowej (m.in. odmienna architektura klasy szkolnej, design, technologie i niematerialne aspekty kształcenia) do innych państw na świecie, Rząd wdrożył projekt EduTech, który stał się "towarem ekspertowym" tego kraju na świecie. Na każdego fińskiego studenta studiującego poza granicami kraju przypada 2,5 zagranicznych studentów, którzy wybrali studia w Finlandii.         

- Zmieniono w 2009 r. politykę oświatową w zakresie szkolnictwa wyższego, by zwiększyć wśród maturzystów zainteresowanie kształceniem zawodowym, politechnicznym, a nie tylko ogólnoakademickim, naukowym. Są w tym kraju dwa typy uniwersytetów: 14 uniwersytetów badawczych i 25 uniwersytetów nauk stosowanych (wyższych szkół zawodowych).   

 Od 2010 r. wszystkie uczelnie mają status suwerennego podmiotu gospodarczego (organem prowadzącym może być fundacja czy korporacja). Państwo finansuje to szkolnictwo dotacją w wys. 3 mld. EUR rocznie (1,8 mld otrzymują uniwersytety, 0,9 mld. EUR - uniwersytety nauk stosowanych, a 0,3 mld. przeznacza się na naukę i badania).

W Finlandii została przygotowana przez ekspertów strategia rozwoju edukacji do 2030 r. 

W Polsce nie istnieje tak wykreowana polityka oświatowa, bo trudno za taką uznać program partii władzy. Edukacja musi być traktowana przez każdy rząd jako dobro wspólne, narodowe, a nie do realizacji celów politycznych w strategii "dziel i rządź". Darmozjadów w naszej oświacie jest ponad wszelką miarę.       

 

19 listopada 2021

W jakim zakresie partie polityczne moga mieć odmienne stanowisko na rolę edukacji

 



Każda zmiana formacyjna, duchowa w państwie jest nośnikiem przemian kultury politycznej i oświatowej ujawnianej w formie dominacji określonego nurtu na łamach najważniejszych w danym kraju gazet, czasopism, w mediach elektronicznych, w ramach deklaracji stowarzyszeń, partii politycznych i rządów, kongresów i publikacji naukowych. Każda partia polityczna stara się uzyskać jak największy wpływ na edukację, co jest zwykle najbardziej widoczne w okresach przedwyborczych. Partie polityczne najczęściej zajmują odmienne stanowisko w następujących sprawach:

-        miejsce szkolnictwa niepublicznego w państwie;

-        sposób zarządzania systemem oświatowym (etatystyczny vs samorządnościowy, centralistyczny – zdecentralizowany);

-        zakres reform i innowacji edukacyjnych;

-        finansowe zabezpieczenie kosztów kształcenia i wychowania;

-        wysokość płac i zakres autonomii pedagogicznej nauczycieli;

-        istota i zakres wychowania społeczno-moralnego oraz religijnego w edukacji publicznej;

-        rola szkoły w kształceniu i wychowaniu dzieci i młodzieży;

-        rola samorządów w reformowaniu oświaty (rady szkół, rady rodziców, samorządy uczniowskie, rady pedagogiczne; oświatowe, uczniowskie i rodzicielskie organizacje pozarządowe itp.);

-        rola i wpływ związków zawodowych na oświatę;

-        temporalny i strukturalny wymiar kształcenia publicznego (rozpoczęcie obowiązku szkolnego, długość trwania edukacji, struktura systemu oświaty, plany kształcenia itp.);

-        program kształcenia ogólnego i zawodowego (reformy treści kształcenia i wychowania);

-        system egzekwowania i zapewniania jakości kształcenia (standardy, egzaminy zewnętrzne i wewnętrzne, systemy oceniania, selekcji itp.);

-        konieczności ekonomiczne, problemy gospodarcze kraju, międzynarodowa polaryzacja polityczna i globalne zmiany w ekonomii, które powinny być rozwiązywane z udziałem edukacji;

-        kwestie równości i nierówności różnego rodzaju (dostęp do szkoły, płeć, religia, itp.);

-        sposób motywowania uczniów do uczenia się (dyrektywny, nakazowy, autorytarny vs niedyrektywny, wspomagający, oparty na autorytecie osoby) itp.

Nikt nie zaprzeczy, że w edukacji krzyżują się sprawy wymagające specjalistycznej wiedzy i kompetencji dydaktycznych oraz te, które mają charakter praw wartych obrony publicznej, jak chociażby kwestia ochrony życia (także poczętego) i godności osoby ludzkiej (nie tylko uczniów, ale i nauczycieli, rodziców), wrażliwości uczuciowej w stosunkach międzyludzkich, zakres i styl sprawowania władzy pedagogicznej (rodzicielskiej, nauczycielskiej, wychowawczej i opiekuńczej), postawy wobec wyznania religijnego czy cielesności człowieka i jego życia seksualnego. 

Trudno się zatem dziwić, że w III RP nieustannie oscylowaliśmy między destabilizacją a rewolucyjnością, między reformowaniem a ewolucyjnością przemian, między zaangażowaniem a kontestacją, między demokracją liberalną i plebiscytarną, między zasadą pomocniczości państwa a zasadą recentralizacji wraz z daleko idącą ingerencją nadzoru państwowego w działalność samorządów, a nawet obywateli jako zasadami ustrojowymi, które były efektem zmieniających się wraz z władzą polityczną i zachodzących wydarzeń politycznych – afirmacji określonych systemów wartości.

18 listopada 2021

Lewicowy pseudoraport o szkolnictwie wyższym i nauce, czyli kicz polityczny

 


Odniosłem się do części quasi Raportu Lewicy o Stanie Państwa poświęconej edukacji, a raczej polityce  oświatowej ministrów edukacji od 2016 roku, toteż spojrzałem jeszcze na "diagnozę" polityki resortów dotyczącej nauki i szkolnictwa wyższego, o której pisze
dr inż. Marcin Kulasek.   

Jak przystało na lewicowego przedstawiciela   szkolnictwa wyższego kolejna opinia (IMO) - mająca świadczyć o raporcie - nie ma z tym nic wspólnego. Autor zaczyna od informacji o pogłębianiu przez sprawujących władzę nierówności między uczelniami. Dzieje się to na skutek ustanowienia 10 uczelni badawczych i kolejnych 10 aspirujących do tej kategorii uniwersytetów i politechnik. To sprawiło, że pozostałe uczelnie nie otrzymały dodatkowego finansowania na swoją działalność, by mogły rywalizować z akademicką elitą.

Jednak pan doktor inżynier wprowadza w błąd opinię publiczną, bowiem wszystkie uczelnie mogły przystąpić do konkursu i przedstawić swój kapitał ludzki, naukowy, twórczy, by otrzymać dodatkowy zastrzyk pieniędzy z budżetu państwa, nie na rozwarstwienie akademickie, tylko na włączenie się do krajowej rywalizacji. Pan M. Kulasek wolałby, żeby dodatkowe środki dać wszystkim szkołom wyższym po równo, jak w socjalizmie, w PRL, bo przecież żadne środowisko akademickie nie powinno być lepsze, bardziej pracowite, zaangażowane w badania naukowe i upowszechnianie ich wyników. 

Kiedy pisze: 

Fetyszyzacja umiędzynarodowienia dorobku i badań nie skutkuje wzrostem znaczenia polskiej nauki na świecie. Polskie uczelnie nie zyskują w międzynarodowych rankingach (...)[s.76] 

    to tym samym oznajmia, że najlepiej utrzymywać zdegenerowane przez politykę lewicy w okresie PRL szkolnictwo wyższe, by żaden z instytutów, żadna z dyscyplin naukowych w III RP nie ośmielały się wychylać ze swoimi osiągnięciami i konkurować nimi w świecie. 

Wiemy, że wzrost znaczenia polskiej nauki na arenie międzynarodowej wymaga odrobienia kilkudziesięcioletnich strat, jakich doznała polska nauka - najpierw w wyniku wymordowania części elit polskich  przez Niemców, a potem w okresie stalinowskim. 

W XXI wieku nauka wymaga coraz większych nakładów na badania i modernizację akademickiej infrastruktury naukowej, dostępu do nowych, bardziej zaawansowanych technologii, dalszego kształcenia polskich kadr poza granicami kraju, jak czynią to potentaci światowej gospodarki w krajach Azji. Polak potrafi. Tylko potrzebuje trochę czasu i dokapitalizowania laboratoriów oraz godnego wynagradzania naukowców. 

Zabawnie brzmi niczym niepoparte stwierdzenie M. Kulaska, iż: 

(...) wielu rektorów i dziekanów padło w ostatnich miesiącach ofiarą nieuczciwości drapieżnych wydawnictw otwartego dostępu. W ten sposób w imię walki o wysoką liczbę punktów polscy podatnicy finansują funkcjonowanie podmiotów publikujących słabe opracowania na masową skalę. [s.76]  

Jak są tacy ignoranci w togach rektorskich czy dziekańskich,o których ogólnikowo pisze  lewicowy doktor inżynier, to niech szybko podadzą się do dymisji. Nie ma ich wśród rektorów czy dziekanów najlepszych polskich uczelni. Natomiast zasiadają w senatach szkół wyższych, które Lewica chciałaby dofinansować. Za co? Za głupotę? Za nieumiejętność odróżniania czasopism naukowych od pseudonaukowych?  Za pasożytowanie, bierność?      

Zdaniem autora tej publikacji w szkolnictwie wyższym zamiast podwyżek jest polityka. Jak komunikuje: Po objęciu połączonego resortu edukacji i nauki przez Przemysława Czarnka obserwujemy dodatkowy niebezpieczny trend: próbę ideologizacji nauki i ingerencji w niezależność uniwersytetów. 

   Brzmi to zabawnie, bo akurat na to samo narzeka wspomniany przez niego minister, czyli na ideologizację nauki (neomarksizm, anarchizm, neofaszyzm itp.) w uniwersytetach, szczególnie w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych. 

Nie ulega jednak wątpliwości i trafności sądu tego publicysty, że w szkolnictwie wyższym nie ma istotnych podwyżek płac. O wyższe płace muszą zabiegać w konkursach grantowych. Być może ma rację twierdząc, że minister daje "swoim", a pomija "obcych". Jeśli tak, to konstatacja ta dotyczy ministrów wszystkich formacji politycznych. 

Powyższe doświadczenie przenika do zarządzania budżetem nie tylko z polityki i administracji państwowej, ale z samych szkół wyższych. Kim byli, są i będą ministrowie zajmujący się szkolnictwem wyższym i nauką? Nauczycielami akademickimi. Niektórzy byli nawet rektorami uczelni czy utytułowanymi profesorami. Czyżby nagle stracili poczucie wspólnoty? 

W wielu, a może i większości uniwersytetów czy politechnik jest tak, że jak ktoś zostaje rektorem, to najlepiej ma w tej uczelni jej/jego wydział, instytut, kadra naukowa i administracyjna. Czyż nie? Czyż nie po to też idzie się do władzy? Ryba psuje się od głowy?    

Takiej biedy w szkolnictwie wyższym, jak za rządów SLD/PSL, nie zamierza ów autor nawet wspomnieć, a szkoda, bo czasami warto uderzyć się w pierś po lewej stronie. 

Zgadzam się z M. Kulaskiem, że w uczelniach ma miejsce (...) niezdrowa presja punktowo-grantowa ze strony władz uczelni. Satysfakcję i prestiż zawodu zastąpiła walka o przetrwanie zarówno w wymiarze badawczym, jak i dydaktycznym. 

Czy jednak nie ma ona częściowego sensu w sytuacji, gdy w uniwersytetach i politechnikach zatrudnia się ponad tysiąc nauczycieli akademickich, spośród których nauką zajmuje się zaledwie 10-20 proc. a pozostali pasożytują na ich osiągnięciach naukowych? W jaki sposób zatem egzekwować od naukowców realizację zadań naukowych, a nie tylko dydaktycznych i organizacyjnych? 

Jednak to środowisko akademickie, głosem swoich kadr kierowniczych od pierwszej dekady tego wieku, żądało od resortu nauki i szkolnictwa wyższego, by wprowadziło wreszcie jakieś mechanizmy ewaluacji, różnicowania stanowisk pracy, a tym samym ponoszenia odpowiedzialności za jej wykonywanie.      

Popieram rekomendację tego autora, by: 

"W wyniku trwającej pandemii koronawirusa COVID-19 (...) ogłosić pełną abolicję przy ewaluacji jakości działalności naukowej za lata 2020-2021 [s. 78]. 

Wprawdzie ograniczenia w wyniku koronawirusa były dotkliwe, ale odsłoniły też wiele zalet i przyspieszyły zmiany, które są konieczne w procesie kształcenia i administrowania uczelniami. Zdecydowanie polepszyły się warunki udziału naukowców w światowych kongresach, krajowych konferencjach, seminariach, gdyż te były dla nich bardziej dostępne, tańsze, a niewiele kosztujące organizatorów. 

Postulat zwiększenia nakładów na badania i rozwój do co najmniej 3%PKB jest jak najbardziej słuszny. Na miejscu tej formacji rekomendowałby jednak wyższy poziom  środków na szkolnictwo wyższe i osób publikujących tego typu IMO