14 września 2021

RODZICE! CZYJE SĄ WASZE DZIECI?

 



 

Dyrektor jednej ze szkół publicznych w Krakowie wzywa do siebie rodziców, by wyspowiadali się jemu, z jakiego powodu ich dziecko nie zostało zapisane na lekcje religii. Nikt bardziej nie zaszkodzi religii, jak właśnie taki "święty". 

Drodzy Rodzice! Gdyby się przydarzyło takie postęowanie innym dyrektorom, to zadajcie sobie najpierw paradoksalne pytanie: CZYJE SĄ WASZE DZIECI? 

Żaden dyrektor nie ma prawa wzywać rodziców do szkoły w tej czy innej sprawie, która dotyczy uczęszczania lub nieuczęszczania na zajęcia fakultatywne. Jeśli to czyni, to narusza prawo oświatowe. Rodzice i ich dzieci nie są własnością szkoły, a tym bardziej jej dyrektora/dyrektorki. 

Na miejscu rodziców podjąłbym działania na rzecz powołania Rady Szkoły, bo tylko ten organ ma prawo do  m.in. oceny pracy dyrektora szkoły publicznej. Żadna rada rodziców nie dysponuje takim uprawnieniem. Korzystajcie zatem z prawa i w sytuacji różnych patologii, urzędowej opresji należy wszcząć postępowanie wyjaśniające i egzekwujące od dyrektora prawo. Jeśli je narusza, to rada szkoły wnioskuje do organu prowadzącego o ocenę jego pracy.  

Proszę nie traktować tego wpisu jako mojego sprzeciwu wobec lekcji religii. Są one dobrowolne, a zatem tylko rodzice decydują o tym, czy ich dziecko ma na nie uczęszczać, czy też nie. Dyrektorowi szkoły nic do tego.  Lepiej niech idzie do kościoła i się wyspowiada z tego, że chce być bardziej święty od Papieża. 

 

13 września 2021

Dlaczego wstrzymuje się od głosu?

 





Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce zobowiązuje recenzentów w postępowaniach awansowych do sformułowania jednoznacznej konkluzji: albo RECENZENT jest ZA nadaniem stopnia naukowego czy tytułu profesora, albo jest PRZECIW. Koniec. Kropka.

W znacznie lepszej sytuacji są pozostali członkowie komisji doktorskiej czy habilitacyjnej. Oni mogą się WSTRZYMAĆ od sformułowania jednoznacznie brzmiącego werdyktu. To taki "fizjologiczny" bezpiecznik. 

Lepiej komuś nie podpaść, nie narazić się, bo może kiedyś się przydać, gdy inni będą decydować o losach jej/jego podopiecznej/-go. Może też być inny powód takiego wstrzymania się, a mianowicie znajomość kandydatki/-a do awansu, relacja sympatii lub "ukrytego" związku. 

Jest jednak jeszcze inna przyczyna wstrzemięźliwości, a mianowicie niezaznajomienie się z dorobkiem naukowym habilitanta czy dysertacją doktoranta. Skoro nie zna, to nie wie, więc nie ma zdania. Jednak umowę o dzieło/zlecenie chętnie podpisuje taki członek, bo w końcu pecunia non olet.

Nie zwraca się uwagi na obowiązujące w danej uczelni zasady głosowania w ramach powyższych postępowań. Niektórzy wstrzymują się od głosu bezmyślnie, gdyż nie są świadomi skutków wstrzymującego stanowiska. W jednym trybie głosowań stanowisko WSTRZYMANIA SIĘ od głosu oznacza - JESTEM PRZECIW.  Pozornie zatem uwalnia odruch sumienia, że wcale nie był na NIE. W innym zaś wstrzymanie się od głosu nie jest w ogóle brane pod uwagę. 

Habilitanci zaczynają zatem analizować uczelniane regulaminy, by wiedzieć, czy głos wstrzymujący będzie dodawany do tych na NIE, czy może sprawi, że ich sprawa przejdzie z pozytywną konkluzją pod obrady rady naukowej ich dyscypliny. 

Rady naukowe mają swoje reguły głosowań i w zdecydowanej większości ich członkowie nie zapoznają się z osiągnięciami naukowymi doktoranta czy habilitanta. Coraz częściej jednak pada w nich pytanie: Co to za przewodnicząca/-y komisji doktorskiej/habilitacyjnej, która/-y unika jednoznacznego stanowiska w sprawie nadania stopnia naukowego? Ma jakiś intra-lub interpersonalny problem? Czy może w ogóle nie zapoznał się z rozprawą/-ami doktoranta lub habilitanta?


12 września 2021

Inicjatywa związkowa pod obywatelskim szyldem?

 




Słusznie strajkują służby medyczne, by doceniono w naszym kraju ich ciężką i odpowiedzialną pracę. W podobnej sytuacji są nauczyciele wszystkich szczebli polskiej edukacji. 

 Chciałbym jednak wiedzieć, czy nadal jest tak, że działacze ZNP i NSZZ "Solidarność" nadal rzekomo walczą o godne płace dla nauczycieli, a sami są zatrudniani w szkołach publicznych na pełnym etacie? 

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nie świadczą w tych szkołach pracy z racji pełnionych funkcji w związku. Może niektórym drgnęło sumienie, a przynajmniej u tych, którzy pojawiają się w świetle kamer TVP na mszach i nie pobierają dodatkowej pensji? 

Wielu krytykuje zatrudnianie członków rodzin członków partii rządzącej w różnych spółkach Skarbu Państwa, czy "króliczków" z rodzin władz samorządowych, wylicza, jakie to koszty ponosi oświata z tytułu zatrudniania księży do prowadzenia zajęć z religii, ale im samym jakoś nie drgnie powieka przy poborze pensji bez świadczenia pracy. To jest chyba polski fenomen?     

Po co nauczyciele utrzymują związki zawodowe, skoro te, by wymóc na politykach zmiany w budżecie na przyszły rok celem śladowego zwiększenia płac nauczycielom, uruchamiają inicjatywę obywatelską pod szczytnym hasłem "Godne płace i wysoki prestiż nauczycieli"? 

Oczywiście, jestem za poparciem takiej inicjatywy, ale nie na warunkach określonych przez ZNP, które bardzo nisko szacuje płace i prestiż nauczycielskiej pracy. "Solidarność" nie była w tym lepsza zdradzając własne środowisko oświatowe w 2019 r., kiedy to przystała na łamiący strajk układ z rządem.   

Drodzy Rodzice, w tym Nauczyciele! 

Jeśli chcecie, by w szkołach byli zatrudniani nie związkowcy, którzy nie świadczą pracy, nie w 30 proc. wypaleni zawodowo i sfrustrowani belfrzy, ale znakomici profesjonaliści, to zbierzcie podpisy za pozbawieniem każdej partii rządzącej prawa do upartyjnienienia edukacji szkolnej.

Powołajcie własny Komitet prawdziwej Inicjatyw Obywatelskiej i wyznaczcie w jej ramach rzeczywiście wysoki poziom płac, by zachęcało to najzdolniejszą młodzież do podejmowania studiów nauczycielskich, a pasjonatów do nieopuszczania uczniów w poszukiwaniu lepszych płac w „Biedronce” czy hurtowniach! Podpiszcie się pod obywatelskim, a nie związkowym projektem ustaw gwarantującym godne zarobki w szkolnictwie na każdym jego poziomie.   

Czas, by nauczyciele mówili własnym głosem, a nie rywalizujących między sobą związkowców i działaczy partyjnych. Związkowcy piszą, że szkoła nie może być partyjna, ale nie może być także związkowa. Szkoła jest dla dzieci i młodzieży.