25 kwietnia 2021

Ideologiczne bzdety na temat metod nauczania w projekcie - NAPRAWA OŚWIATY POLSKIEJ

 



Powracam do materiału "ekspertów" Prezydenta RP, którzy wypracowali ideologiczny, pełen pseudonaukowych sformułowań Projekt Naprawa Oświaty Polskiej. Tak nieprofesjonalnych, publicystycznych tekstów dawno nie czytałem. Autorzy tego projektu: Jolanta Dobrzyńska, Barbara Hapońska, Regina Pruszyńska przy współpracy z prof. Andrzejem Waśko zdaje się mają problemy z refleksyjnym czytaniem literatury naukowej, a dydaktycznej i z zakresu pedagogiki szkolnej w szczególności, bo jej chyba nie znają lub ją celowo lekceważą. Zatrzymali się na poziomie lat 60. XX w. z domieszką współczesnej propagandy ideologów prawicy.    

Dzisiaj zatem część czwarta tego materiału, który pozbawiony jest jakichkolwiek odwołań do badań naukowych, natomiast ma świadczyć o dysfunkcjach szkoły publicznej. Mamy zatem kolejny fragment samobiczowania polskiej prawicy, która od ponad 5 lat zarządza polityką oświatową w III RP: 

       C. W obszarze metod nauczania

1.       Nauczanie przygotowujące uczniów do sprawdzianów i egzaminów testowych zawęża horyzonty poznawcze młodych ludzi, hamuje rozwój myślenia koncepcyjnego. 

2.       Odpowiedzi na pytania nauczyciela zastępują w coraz większym stopniu trudniejsze opisowe ujmowanie tematu przez ucznia. Uczą wyławiania informacji, ale nie budują w świadomości uczniów obrazu danej dziedziny wiedzy, czego następstwem jest rozpowszechniony syndrom zagubienia młodych ludzi w wiedzy.

3.      Kultowy dla postmodernizmu” dyskurs” szkolny zastępuje poszukiwanie prawd obiektywnych o świecie, odrywa nauczycieli i uczniów od poznawczego, rozumowego ujmowania rzeczywistości i kieruje w kręgi indywidualnych domniemań.

4.     Zaprzepaszczanie potencjału intelektualnego uczniów zdolnych i wyhamowywanie ich rozwoju jest skutkiem tzw.” spłaszczenia programowego” szkoły. Dostosowując nauczanie do możliwości ucznia średniego i słabszego nauczyciel obniża motywację uczniów zdolnych do uczenia się, pozbawia ich niezbędnych dla rozwoju poprzeczek zadaniowych, co w klasach starszych skutkuje częstym obniżeniem ich wyników kształcenia.

5.   Przetwarzanie przez ucznia informacji wypiera cenną dla rozwoju intelektu twórczość. Sprzyjają temu zarówno przemiany kulturowe jak i propagowane metody kształcenia.

6.       Aktywność uzyskuje miejsce przed refleksyjnością. Wynika to zarówno z przyjętego kulturowo stylu życia, jak i propagowanych metod kształcenia.  

 

Autorzy oczekują powrotu do monizmu dydaktycznego i oświatowego, który będzie odgórnie sterowany przez partyjne władze wykonawcze w naszym państwie (nadzór pedagogiczny). Są w poniższych oczekiwaniach slogany, za którymi kryje się eliminacja nieokreślonych sprzeczności, różnic, alternatyw. Nadal nie wiadomo, kto stanowi o polityce oświatowej w III RP - w/w doradcy prezydenta czy grupa partyjnych ekspertów Zjednoczonej Prawicy wywierająca presję na wiceministra Dariusza Piontkowskiego, który nie ma i mieć nie może własnego zdania. Nie od tego są ministrowie i wiceministrowie edukacji.      

     

Autoryz niniejszego projektu prezentują następujące DYLEMATY OŚWIATOWE:

 

1.   Różne definiowanie celu kształcenia ogólnego lub pomijanie definicji.

Tkwi u podstaw powszechnych nieporozumień i trudności we wspólnym budowaniu systemu edukacjiIstnieje potrzeba zdefiniowania celu kształcenia w szkole polskiej w szerokim bezpiecznym duchu personalizmu (edukacja jako wspieranie rozwoju...). Definicja taka wchłonie zawężoną definicją edukacji pragmatycznej (edukacja jako przystosowanie do życia we współczesnym / przyszłym świecie...), pomijającej elementy samostanowienia i twórczości.  

2.  Oczekiwania przeciwstawne w edukacji – ilość czy jakość?

Współczesne oczekiwania społeczne i wybory uczniów, idące w parze z potrzebami rynku pracy i koniecznością częstych przekwalifikowani zawodowych pracowników, stworzyły potrzebę:

* objęcia jak najszerszej grupy młodzieży kształceniem ogólnym do poziomu maturalnego, a równocześnie

* zdecydowanego podniesienia poziomu wiedzy ogólnej uczniów kierujących się
na studia, oraz

*  podniesienia poziomu kształcenia zawodowego.

Oczekiwania te tworzą układy przeciwstawne. Wymagają zmian systemowych w zakresie organizacji szkolnictwa.

3. Problem z konsensusem na przywracanie szkole wychowawczego charakteru.
Problem ten dotyczy:

*  zmiany odniesień osobowych i relacji nauczyciel – uczeń,

*   ustalania zasad i stawiania wymagań,

*  uczynienia z placówki szkolnej środowiska wychowawczego – akceptacja dla zmian
w organizacji pracy szkoły,

* wprowadzenia pozytywnych treści wychowawczych do programów nauczania
i podręczników,

* prawnego zabezpieczenia szkoły przed wykorzystywaniem jej przez zainteresowane grupy jako narzędzia ideologizacji.

24 kwietnia 2021

Me too dla naukowców reprezentujących konserwatywną ideologię polityczną

 


Środki na granty w Narodowym Centrum Nauki są radykalnie cięte przez ministra P. Czarnka o jedną trzecią. Tak oto z planowanych 140 mln. w konkursie OPUS zostały one zredukowane - jak informuje jednego z adiunktów urzędniczka MEiN w sprawie szans ubiegania się o finansowanie w ramach tego konkursu - do 100 mln. zł.  

Teraz rozumiem, dlaczego minister Przemysław Czarnek ogłosił konieczność wsparcia naukowców, którzy są apologetami ideologii konserwatywnej. Zaczyna się powrót ortodoksyjnego zarządzania szkolnictwem wyższym i nauką. Nie ma to z nimi nic wspólnego, gdyż rolą nauki jest odkrywanie prawdy, a nie głoszenie jej w wymiarze partyjnych, ideologicznie-czy  światopoglądowoskrętnych kontekstach lub aspektach. 

W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" szef naszego resortu stwierdził: Musimy wyswobodzić konserwatystów na uczelniach. Nie wiedziałem, że są w gronie np. mojego wydziału naukowcy, którzy z racji swoich postaw prawicowych czują się zniewoleni, ograniczani, pozbawiani praw do realizowania powinności naukowo-badawczych. 

To straszne, że do tej pory byli tak uciskani, że trzeba było poruszyć aż nowego ministra, by wyzwolił ich z pęt zniewolenia przez ... no właśnie, przez kogo? Aha, przez jakieś lewackie sitwy! To dopiero. Czy rzeczywiście ich Minister wyzwoli, bo sami są jak małe dzieci i nie posiadają własnego głosu, kompetencji, a może i dorobku naukowego? 

Wszystko przez studentów i pracowników Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, bo gdyby nie wydarzenie, do którego doprowadzili polityczno-medialną kampanią, nikomu by nie przyszło na myśl, by minister miał kogokolwiek wyzwalać ze względu na jego światopogląd.    

Minister P. Czarnek tak to argumentował

Natomiast przekonania, że małżeństwo to kobieta i mężczyzna, że ojciec to ojciec, a matka to matka, to są przekonania, które mogą być głoszone na uczelniach i nie wolno za nie nikogo pociągać do odpowiedzialności. To co stało się na Uniwersytecie Śląskim w sprawie pani prof. Ewy Budzyńskiej, gdzie wysłałem swojego przedstawiciela na ostatnią rozprawę, to był 9-godzinny pokaz czegoś, czego nie było nawet w PRL. Ta ustawa sprawę załatwi, bo spowoduje zakaz ograniczenia głoszenia swoich przekonań. Spowoduje też, że rektor będzie miał obowiązek udostępniać infrastrukturę na różne konferencje, nie tylko lewicowe". 

Czekam zatem na opublikowanie listy ciemiężonych konserwatywnych koleżanek i kolegów, żeby zbadać, w jakim stopniu, przez kogo i z jakich powodów są oni zniewalani. Trzeba zbadać tę patologię naukową, a nie nadawać jej tylko publicystyczny charakter. Nawet mam pomysł na grant na ten temat w ramach konkursu OPUS w NCN, tylko czy zmieszczę się w puli 100 mln. złotych?    

Jak się nie powiedzie, to ogłoszę akcję na Fb: 

#MUREMZA ZNIEWOLONYMIKONSERWATYSTAMIWUNIWERSYTETACH   

 


23 kwietnia 2021

Wypaleni nauczyciele nie wspomagają w rozwoju swoich uczniów




 


Ktoś zadał takie pytanie, a ja bym je poszerzył: 

CZY PAŃSTWOWA/QUASIPUBLICZNA SZKOŁA KIEDYKOLWIEK BYŁA DLA UCZNIA? 

Coraz częściej zamieszczane są w mediach artykuły i potoczne komentarze wskazujące na to, że polscy nauczyciele są już wypaleni przedłużającą się edukacją w formie zdalnej. Jak ktoś jest wypalony, to nie powinien pracować, tylko zatroszczyć się o własne zdrowie, bo jest w stanie permanentnego wyczerpania, co zagraża nie tylko jemu, ale i jego najbliższym. 

Podlegającym jego wpływom osobom zagraża w sposób szczególny, gdyż nie tylko nie ma motywacji, chęci, woli do poświęcenia im uwagi i wsparcia ich w znacznie trudniejszej sytuacji życiowej, tylko ich tym bardziej włącza w stan własnej apatii, depresji, poczucia beznadziei. Za to też otrzymuje, liche, bo liche, ale jakieś wynagrodzenie. 

Neurotyczna ucieczka od odpowiedzialności, od zaangażowania na rzecz kształcenia i wychowania młodych pokoleń w sytuacji trudnej, ale nie beznadziejnej, znajduje dzięki mediom swoje wsparcie oraz usprawiedliwienie lokowane w okolicznościach zewnętrznego świata (pandemii i szkolnego lockdownu). Nareszcie ci, którzy byli wypaleni przed pandemią, mogą dalej pozorować swoją pracę, odnajdując sojusznika w CoV-Sars-2. 

Nauczyciele tak samo chorują, cierpią, zmagają się ze skomplikowaną codziennością i umierają jak inni profesjonaliści, Czy jednak stan naruszanej równowagi psychicznej, duchowej części z nauczycieli (a nikt nie wie, jakiego odsetka to dotyczy) uzasadnia kreowanie przez dziennikarzy głodnych sensacji, bo tylko takie teksty dobrze się sprzedają i są lajkowane, fałszywego obrazu stanu polskiego nauczycielstwa? 

W środę posłuchałem znakomitej rozmowy prof. Romana Lepperta w jego akademickim zaciszu na Facebooku z dyrektorem szkoły STO w Warszawie Jarosławem Pytlakiem, który prowadzi ją od 28 lat i jakoś nie było mowy o tym, że jest wypalony, zmęczony, zniechęcony, zdegustowany, itp. itd. Wprost odwrotnie, mogliśmy spotkać nauczyciela z krwi i kości, kogoś odpowiedzialnego za siebie i uczniów kierowanej przez siebie szkoły (ponad 400 uczniów), komu nawet przez myśl by nie przeszło, że należy w sytuacji społecznego i państwowego kryzysu narzekać na samego siebie i współpracowników, tak innych nauczycieli, jak i personelu administracyjno-technicznego placówki. 

Wyniki wielu badań syndromu burn out w środowisku nauczycielskim, jakie uzyskiwali psycholodzy i pedagodzy w okresie przed pandemią były bardzo zbliżone do siebie, mimo iż dotyczyły różnych środowisk oświatowych, odmienne były metody doboru prób badawczych, techniki diagnoz i związane z tym adekwatne do nich analizy ilościowo-jakościowe. W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach Europy, syndrom wypalenia zawodowego jest stałym zjawiskiem, choć determinowanym częściowo odmiennymi czynnikami. 

Nic dziwnego, że w prowadzonych dzisiaj badaniach diagnostycznych (na zasadzie już swoistej mody, okazji do rzekomej aktualności, by uchwycić stan zjawiska w danym okresie) otrzymujemy potwierdzenie o stanie wypalenia zawodowego nauczycieli na poziomie ok. 25 proc. Tak było przed pandemią i tak jest w trakcie jej trwania. Kto był wypalony dalej nim będzie, tylko szczęśliwy jest, że może przenieść odpowiedzialność za nicnierobienie, a stawianie uczniom wymagań, na zewnętrzne okoliczności, na chaos rządzenia w RP, na brak czy spóźnioną akcję szczepień, na to i tamto ... , bo przecież każdy czytelnik takich doniesień to zrozumie.

Centralistycznie zarządzający szkolnictwem urzędnicy upartyjnionego resortu edukacji (od lat tak się dzieje) będą tylko wykorzystywać do walki politycznej w kraju doniesienia zatroskanych dziennikarzy o wypaleniu nauczycieli, generalizując je na całą społeczność pedagogiczną, dzięki czemu zyskują usprawiedliwienie dla dalszego poniżania tej grupy zawodowej, marginalizowania jej uzasadnionych potrzeb i nieszanowania godności zaangażowanych w edukację profesjonalistów pod pozorem rzekomej troski o uczniów. To sprawujący władzę będą szczuć społeczeństwo przeciwko nauczycielom, skoro są wypaleni, nie mogą uczciwie pracować, bo nie chce im się, a potrafią jedynie narzekać i zgłaszać kolejne roszczenia. 

Otóż rodzice uczniów, którzy są zadowoleni, a nawet zachwyceni nauczycielami bez względu na okres wykonywania przez nich zawodu, mogą stać się dla tych najbardziej zaangażowanych, oddanych, z pasją poszukujących i stosujących nowe formy, metody, środki kształcenia dzieci i młodzieży także w formie zdalnej, powinni komunikować im swoje pozytywne odczucia, gdyż syndrom wypalenia dotyka nie tylko pozorantów, nieudaczników, kiepskich rzemieślników nauczycieli nieradzących sobie z nadmierną kontrolą i roszczeniowością nadzoru pedagogicznego bez okazywania im wsparcia, nauczycieli źle opłacanych, ale także tych najbardziej zaangażowanych w swoją pracę. 

Syndrom wypalenia dotyka też nauczycieli z pasją, maksymalizujących swoje zaangażowanie w pracę z uczniami, gdyż stawiają samym sobie bardzo wysokie wymagania zapominając o psychofizycznych ograniczeniach własnej wytrzymałości z tytułu nowych obciążeń. Tacy nauczyciele spychają na plan dalszy własne potrzeby i oczekiwania ich środowiska rodzinnego.  

Pasjonaci nauczycielskiej profesji, a nawet sztuki kształcenia, jeśli mają w swej więks povzucie akceptacji, to uruchamiają u innych nauczycieli siły społecznego i psychicznego wsparcia, organizując m.in. spotkania, konferencje, webinaria, dzielą się publikacjami  i pomysłami, uruchamiają akcje społecznego zrozumienia i dostrzegania wartości ich pracy ("O co chodzi w szkole?"). Należą im się wyrazy najwyższego szacunku.