16 stycznia 2016

List Otwarty socjologów do wicepremiera Piotra Glińskiego w sprawie demokracji

Jak to dobrze, że w obecnym rządzie nie ma profesora pedagogiki, tylko wicepremierem został socjolog - prof. dr hab. Piotr Gliński, bo już widzę oczami wyobraźni, ileż to listów różnych środowisk pedagogicznych czy związanych z naukami pedagogicznymi wypłynęłoby na powierzchnię publicznej debaty w trosce o uwzględnienie słusznych postulatów. Wystarczy, że pedagodzy anonimowo zasypują różne instytucje własnymi frustracjami czy problemami, oczywiście w duchu prawa i sprawiedliwości. Jak naukowiec staje się wykonawcą doktryny politycznej, to nie ma wyjścia, musi narazić się wszystkim tym, którzy są jej przeciwni. Być może znajdą się przy takiej okazji także i takie osoby, które zechcą załatwić swoje osobiste animozje, interesy lub problemy. Tych motywacji nikt nie jest w stanie udowodnić komukolwiek.

W poprzedniej kadencji władz państwowych mieliśmy protesty komitetów naukowych Polskiej Akademii Nauk, którymi nikt się specjalnie nie przejmował. Pozostawiły jedynie swój ślad na stronach portali internetowych czy publikacji lub sprawozdań. Tak było z krytyczną opinią Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w sprawie sprzecznego z psychologią rozwojową, pedagogiką wczesnoszkolną i stanem rozwoju polskiej pedagogiki przedszkolnej tzw. reformą obniżenia wieku obowiązku szkolnego. Komitet Nauk Pedagogicznych publikował opinie swoich ekspertów w różnych sprawach, w tym dotyczące:

 programu autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć,

 propozycji „Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół” – projekt z dnia 6 lutego 2014 roku. (W tym przypadku należy dodać, że uwagi dotyczące podstawy programowej edukacji wczesnoszkolnej w zasadniczej części zostały uwzględnione).

 projektu Ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz ustawy o systemie informacji oświatowej w sprawie zapewnienie bezpłatnego podręcznika dla wszystkich uczniów,

 projektu rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli oraz określenia szkół i wypadków, w których można zatrudniać nauczycieli niemających wyższego wykształcenia lub ukończonego zakładu kształcenia nauczycieli (projekt rozporządzenia z 30 marca 2015 r.)

oraz
 Komunikatu Komisji Parlamentu Europejskiego w sprawie Strategii jednolitego rynku cyfrowego dla Europy (dla Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego).


Nie zdarzyło się nam kierować Listu Otwartego do premiera czy wicepremiera rządu. W tym roku pojawił się w środowisku akademickim już drugi protest dotyczący konfliktu politycznego między rządem a Trybunałem Konstytucyjnym. Pierwszy sformułowało środowisko profesorów prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Uniwersytetu Śląskiego przeciwko podpisaniu przeciwko aktom " bezprecedensowego łamania podstawowych zasad Konstytucji RP przez większość parlamentarną oraz Prezydenta Rzeczypospolitej".
Jak skomentował to prof. dr hab. Andrzej Nowak:

Żałuję bardzo postawy prawników z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wystarczy porównać dumę Harvardu, Yale czy Princeton w momencie, gdy absolwent którejś z tych uczelni otrzymuje najwyższy urząd w państwie. Wszystko to pokazuje mentalność ludzi, którzy uważają się za właścicieli III RP."

W innym wpisie profesor A. Nowak zwrócił się również do tych, którzy protestują przeciwko rządowi w ramach ruchu KOD, mówiąc: „Mam do dzisiejszych aktywistów pluszowego Komitetu Obrony Demokracji, małą, ale stanowczą prośbę. Zapytajcie sami siebie: czy pamiętacie, że jesteście Narodem, dumnym ze swej ponadtysiącletniej tradycji, czy macie szacunek dla martyrologii, bez której nie byłoby tej III Rzeczypospolitej, czy czujecie więź z rodakami?”



Natomiast najnowszy protest wyszedł z środowiska socjologów i jest następującej treści:



Prof. dr hab. Piotr Gliński
Wiceprezes Rady Ministrów
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego


LIST OTWARTY
Szanowny Panie Profesorze,

Zwracamy się do Pana jako badacza i byłego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, którego jest Pan wieloletnim członkiem i na której czele stał Pan z powodzeniem w latach 2005–2011. Czyniąc to mamy na względzie demokratyczną przeszłość PTS, a także przywiązanie do wartości społeczeństwa obywatelskiego, znane i szeroko podzielane w naszym środowisku. Jedną z nich jest szacunek dla prawa oraz procedur jego tworzenia i zmiany.

Z niepokojem obserwujemy ostatnie działania rządu oraz większości parlamentarnej dotyczące Trybunału Konstytucyjnego. Nasze wątpliwości budzi kwestia ich zgodności z zasadami demokracji i rządów prawa, takimi jak skrupulatne przestrzeganie procedur decyzyjnych, prowadzenie merytorycznej i rzetelnej debaty publicznej, poszanowanie trójpodziału władzy i reguł przyzwoitej legislacji. Jesteśmy przeświadczeni, że na straży tych zasad powinny stać nie tylko organizacje społeczne, ale przede wszystkim naczelne organy państwa.

Dlatego – jako Kolegę i ważnego przedstawiciela obozu władzy – wzywamy Pana do refleksji i publicznego wyjaśnienia wątpliwości dotyczących okoliczności uchwalenia poprawek do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym:

Czy pospieszna procedura legislacyjna, uniemożliwiająca debatę z udziałem przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego i przeprowadzona w sposób utrudniający społeczną kontrolę służy demokracji w Polsce?

Czy właściwe jest, że ustawa określa minimalny czas trwania postępowania przed Trybunałem na trzy miesiące, podczas gdy procedura jej uchwalenia – od wpłynięcia projektu do Sejmu do publikacji – trwała zaledwie 10 dni?

Czy procedowanie w okresie świątecznym kontrowersyjnych rozwiązań ustrojowych – gdy uwaga wielu ludzi skupia się na rodzinie i odpoczynku, a nie sprawach państwowych – sprzyja debacie publicznej? Czy jej rozwijaniu służy ignorowanie negatywnych opinii organizacji zrzeszających ekspertów – w przypadku Trybunału Konstytucyjnego stowarzyszeń reprezentujących środowiska prawnicze?

Sprawa Trybunału wzbudziła wielką społeczną aktywność, przejawiającą się w spontanicznych protestach obywatelskich. Rządząca większość może odrzucać argumenty protestujących, czy jednak służy rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego publiczne przypisywanie im niskich motywacji albo przedstawianie ich jako ofiar manipulacji?
Mamy nadzieję, że podziela Pan Profesor nasze przeświadczenie, że rozwiązania ważne dla środowisk, z którymi jest Pan dziś związany, nie mogą być wcielane w życie w sposób niezgodny z Konstytucją i powinny być przyjmowane w innym trybie. Ufamy, że pogłębiony namysł nad naszymi pytaniami sprawi, że w przyszłości proces legislacyjny nie będzie budzić kontrowersji, które stały się udziałem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.


List podpisali:
Jarosław Kilias, Warszawa

Mikołaj Pawlak, Warszawa

Krzysztof Podemski, Poznań

Grażyna Skąpska, Kraków

Jan Winczorek, Warszawa

Anna Badowska, Londyn

Wojciech Burszta, Warszawa

Mirosław Chałubiński, Warszawa

Mikołaj Cześnik, Warszawa

Hanna Dębska, Kraków

Krzysztof Gorlach, Kraków

Mateusz Halawa, Warszawa

Iwona Jakubowska-Branicka, Warszawa

Krystyna Janicka, Warszawa

Krzysztof Jasiecki, Warszawa

Anna Kokocińska, Poznań

Maciej Kokociński, Poznań

Michał Kotnarowski, Warszawa

Sergiusz Kowalski, Warszawa

Anna Kubiak, Łódź

Paweł Kubicki, Warszawa

Jacek Kucharczyk, Warszawa

Agnieszka Kwiatkowska, Warszawa

Andrzej Kwilecki, Poznań

Maria Libiszowska-Żółtkowska, Warszawa

Grzegorz Makowski, Warszawa

Paweł Maranowski, Warszawa

Małgorzata Mazurek, Nowy Jork

Ewa Michna, Kraków

Władysław Misiak, Warszawa

Małgorzata Molęda-Zdziech, Warszawa

Janusz Mucha, Kraków

Marta Olcoń-Kubicka, Warszawa

Małgorzata Ornoch-Tabędzka, Poznań

Piotr Ostrowski, Warszawa

Hanna Palska, Warszawa

Barbara Pawłowska, Poznań

Barbara Pasamonik, Warszawa

Mirosław Pęczak, Warszawa

Barbara Pogonowska, Poznań

Jacek Raciborski, Warszawa

Wojciech Rafałowski, Warszawa

Dorota Rancew-Sikora, Gdańsk

Ireneusz Sadowski, Białystok

Przemysław Sadura, Warszawa

Kazimierz M. Słomczyński, Warszawa

Jan Sowa, Kraków

Renata Suchocka, Poznań

Antoni Sułek, Warszawa

Urszula Swadźba, Katowice

Krystyna Szafraniec, Toruń

Zbigniew Szczypiński, Gdańsk

Maria Szmeja, Kraków

Elżbieta Tarkowska, Warszawa

Tomasz Warczok, Kraków

Andrzej Waśkiewicz, Warszawa

Katarzyna Warmińska, Kraków

Jacek Wasilewski, Kraków

Joanna Wawrzyniak, Warszawa

Iwona Zielińska, Warszawa


11 stycznia o 9:30 list ze wszystkimi podpisami został złożony w biurze podawczym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

15 stycznia 2016

Gimnazja już nie znikną z naszego ustroju szkolnego

Dzisiejszy wpis jest odpowiedzią na jeden z wielu listów, jakie otrzymuję w sprawie projektowanej przez PiS likwidacji gimnazjów. Zaczną może od treści korespondencji:


Witam Panie Profesorze. Miałam przyjemność być Pana "uczennicą" w dobrych, dawnych czasach. Brzmi bajkowo, ale gdy wracamy do miłych wspomnień, to nasuwają się refleksje i tęsknoty do tego, co było bardzo miłe. Pozwoliłam sobie do Pana napisać, gdyż przeczytałam, że będzie Pan doradcą w sprawie tworzącego się "nowego pomysłu na polską oświatę". W swojej karierze zawodowej pracowałam w szkole podstawowej, a gdy nastał czas zmian w gimnazjum.

W gimnazjum pracowałam 10 lat. Obecnie pracuję jako pedagog w szkole podstawowej. Nikt, nas praktyków, pedagogów nie słuchał, że gimnazjum jest pomyłką. Przedstawicielka ministerstwa przekonywała nas o jedynej słusznej racji. Jestem przeciwna gimnazjom, ale w sumie, po analizie stwierdzam, że "obroniły" się i radzą sobie całkiem nieźle. Według mnie, uwzględniając obecny system wychowawczy (brak opieki w domu, internet, brak komunikacji bezpośredniej, brak ideałów) należałoby raczej wprowadzić ekspertów do szkół, którzy będą prowadzić zajęcia socjoterapeutyczne, podejmą działania względem rodziców itp.

To pozwoliłoby nie rujnować tego co zrobione, a pozwoliłoby zadbać o to, co jest na niskim poziomie. Ale z władzą się nie dyskutuje bo i też nie ma po co, kiedy został już obrany jedynie słuszny cel. W tym wypadku powrót do szkół ośmioletnich. Panie profesorze, jako pedagog, praktyk i obserwator obecnych zachowań uczniów i ich rodziców uważam, że szczególnie istotnym jest uwzględnienie w polityce oświatowej wprowadzenie do szkół terapeutów, socjoterapeutów, psychologów. Dydaktycy sobie poradzą , bo przecież mamy wykwalifikowaną kadrę i tu nie ma problemu.

Natomiast specjalistów, którzy mogliby pomóc w sferze wychowawczej jest zdecydowanie mniej. Dzieci wchodzą w okres dojrzewania i to właśnie im i ich rodzicom niezbędna jest pomoc. Czasami odnoszę wrażenie, że z dziećmi zdecydowanie szybciej można nawiązać kontakt i uzyskać zaplanowane efekty niż z ich rodzicami.

Panie profesorze być może wyrzuci Pan do kosza mój list i potraktuje, jak kolejne "trucie". Czułam jednak wewnętrzną potrzebę wyartykułowania tego, co istotne w sferze wychowawczej w dzisiejszej szkole. Jeśli uzna Pan, że warto się nad tymi kwestiami pochylić, to będzie mi bardzo miło.


Nie wyrzucam listów do kosza, chyba że są pełne nienawiści (hejtu), podłych insynuacji czy manipulacją. Warto przeciwstawić się nieprzemyślanej, a populistycznej propozycji likwidacji gimnazjów, która pojawiła się w ferworze przedwyborczej kampanii. Kiedy bowiem doszło do pierwszych, a stanowczych deklaracji o gotowości wdrożenia w życie obietnicy politycznej, nagle zaczęliśmy myśleć o całym systemie szkolnym, jego ustroju, strukturze, a także funkcjach poszczególnych typów szkół.

Moim zdaniem nie dojdzie do likwidacji gimnazjów, by powrócić do ośmioletniej szkoły podstawowej. Chyba, że rząd dostrzeże wariant czeski, który polega na tym, że uczniowie dziewięcioletniej szkoły podstawowej mogą już po ukończeniu piątej klasy przenieść się do gimnazjum (szkoły ponadpodstawowej oferującej wykształcenie ogólne). Mogą też przejść do gimnazjum po siódmej lub dziewiątej klasie. Tym samym mają czas na dojrzewanie do decyzji, czy są zainteresowani wykształceniem ogólnym, proakademickim, czy jednak wolą skorzystać z ofert jednego z typów szkół ponadpodstawowych o profilu zawodowym, artystycznym czy rzemieślniczym.

Uczenie się w czteroletnim gimnazjum (po 5 letniej szkole podstawowej) traktowane jest w Czechach jak uczęszczanie do szkoły średniej I stopnia, po której można kontynuować kształcenie ogólne w szkole średniej wyższego stopnia, jaką będzie albo edukacja w dwu-lub czteroletnim gimnazjum, albo w 3 lub 4-letniej średniej szkole zawodowej. Innymi słowy można uczęszczać do tzw. wieloletniego gimnazjum, w którym edukacja trwa 8 lat i kończy się maturą, albo uczyć się w dwu lub czteroletnim gimnazjum, po którym można przejść do średniej szkoły zawodowej (zasadniczej lub technicznej).

Pokazuję bardzo skrótowo zróżnicowany ustrojowo czeski system szkolny, by uwydatnić co najmniej dwie jego istotne cechy, a mianowicie: próg selekcyjny do szkoły średniej pierwszego lub drugiego stopnia może być opóźniany lub skracany adekwatnie do potencjału i aspiracji osób uczęszczających do szkoły podstawowej oraz mają oni w swoim ustroju aż trzy typy gimnazjów. Między każdym typem szkoły ma miejsce drożność wewnętrzna i zewnętrzna, tak więc uczniowie mogą zmieniać zarówno typ szkoły, jak i profil własnej edukacji z ogólnej na pro zawodową lub zawodową i odwrotnie.

Nie chodzi mi o naśladowanie rozwiązań naszych południowych sąsiadów. Proszę jednak zauważyć, że Czesi nie zmienili swojego systemu szkolnego pod wmawianą nowym państwom członkowskim w Unii Europejskiej rzekomą powinność dostosowania się do ustrojów szkolnych państw Europy Zachodniej. To tylko my musimy być bardziej święci od Papieża.

Nic dziwnego, że już protestuje wobec pomysłu wyeliminowania z systemu szkolnego gimnazjum Episkopat Polski, który jest zachwycony elitarnym poziomem kształcenia właśnie w katolickich gimnazjach. Likwidacja tego typu szkoły zrujnowałaby już rozwinięte tradycje, które mają swoje korzenie nie w reformie M. Handke, ale znacznie wcześniej. To właśnie niepubliczne, a wyznaniowe gimnazja zyskały na tym, że mogły wprowadzić i przywrócić do programów oraz metodyki kształcenia takie rozwiązania, które wpisują się w edukowanie przyszłych elit polskiego państwa. Dotyczy to także najlepszych publicznych gimnazjów w ośrodkach wielkomiejskich.

Gimnazjum nie powstało dopiero w 1999 r., w ramach reformy ustroju oświatowego wdrażanej pod kierunkiem ministra Mirosława Handke jako objawienie czegoś nowoczesnego. Pierwsze gimnazja powstawały prawie pięć wieków temu, W 1519 r. biskup J. Lubrański ufundował w Poznaniu gimnazjum akademickie, które stało się żywym ośrodkiem studiów humanistycznych. Od połowy XVI w. powstawały szkoły ariańskie oraz protestanckie (luterańskie, kalwińskie, braci czeskich), uzyskując często poziom akademicki (np. w 1535 r. powstało Elbląskie Gimnazjum Akademickie, w 1551 gimnazjum w Pińczowie, w 1558 Gdańskie Gimnazjum Akademickie, w 1568 Toruńskie Gimnazjum Akademickie).

W XVII w. dominującą rolę w zakresie szkolnictwa średniego uzyskały szkoły jezuickie, cechujące się bezpłatnością nauki, dbałością o budynki szkolne i ich wyposażenie w pomoce dydaktyczne oraz bardzo dobrym przygotowaniem nauczycieli. W tym okresie zaczęły także powstawać szkoły pijarskie, początkowo jako bezpłatne szkoły elementarne, a w drugiej połowie XVIII w. jako średnie o wysokim poziomie kształcenia. W wieku XVII i pierwszej połowie XVIII konserwatyzm szlachty, toczące się wojny, kasata zakonu jezuitów przez papieża Klemensa XIV, w tym zamknięcie licznych kolegiów i konwiktów jezuickich stworzyło przesłanki do przejęcia zadań oświatowych przez państwo i zapoczątkowania reformy szkolnej.



Gimnazjum jako typ szkoły akademickiej pojawiło się w 1932 r. w wyniku tzw. jędrzejewiczowskiej reformy ustrojowej oświaty polskiej, która ustaliła nową strukturę systemu szkolnego. To do niej też nawiązał b. minister edukacji M. Handke (rządy AWS), kiedy przekonywał Sejm o potrzebie zmiany ustroju szkolnego. Szerzej na temat gimnazjów w III RP piszę w innym miejscu, więc nie będę się tu powtarzał.



13 stycznia 2016

Czy studentki (u-)ratują polską demografię?


Pierwszy tydzień nowego roku 2016 nie sprzyja dydaktyce. Studenci wyjechali na długie ferie świąteczno-noworoczne. Kto powrócił po 1 stycznia w mury uczelni? Chyba tylko bezdomny? Na piątkowy wykład o 8.00 przyjechało (przyszło) może 20 osób. Po 90 min., a więc po jego zakończeniu nagle przed aulą dostrzegłem tłum. Miejsca zaczęła zajmować pierwsza setka studentów innego roku (a może tego samego?), potem druga, a na korytarzu tłoczyła się trzecia.

Przywitałem się z wykładowcą mającym prowadzić zajęcia i pogratulowałem mu, że ma tak atrakcyjne zajęcia, skoro tłumy prześcigają się, kto będzie pierwszy w auli. Ten jednak szybko zdjął mnie z pantałyku i powiedział, że za chwilę będzie w auli egzamin testowy. No tak, to teraz zrozumiałem zainteresowanie obecnością akademickiej młodzieży w gmachu uczelni. Chyba też powinienem prowadzić egzaminy testowe. Przynajmniej bym ich zobaczył dwa razy w semestrze - raz w czasie pierwszego wykładu i po raz ostatni, kiedy byłby egzamin.

Na pedagogice studiują przede wszystkim kobiety, zresztą, nie tylko na tym kierunku. Jak potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego w polskich uczelniach jest wśród studenckiej braci więcej kobiet niż mężczyzn.

To jest dobra zmiana. Obserwuję wzrost tej tendencji, bo kiedy sam zaczynałem studia na psychopedagogice w UŁ było wśród 100 studiujących na tym kierunku tylko czterech mężczyzn (właściwie o jednym ze stolicy koleżanki mówiły, że jest jakiś taki mało męski, ale nie dociekałem, jak to zweryfikowały). Dzisiaj widuje się na pierwszych i ostatnich wykładach nieco więcej panów, ale i tak nie mają szans z licznie szturmującymi ten kierunek kobietami.

Dlaczego jednak piszę o zmiennej pośredniczącej jaką jest piękna płeć studiujących pedagogikę? Poszukiwałem odpowiedzi na pytanie, skąd tak niska jest frekwencja wśród nich na zajęciach i znalazłem jeden z możliwych tego powodów. Okazuje się bowiem, że w świetle zmienionej ustawy z 24 lipca 2015 r. o zmianie ustawy o świadczeniach rodzinnych mamy w Polsce nowy typ świadczeń, z których mogą skorzystać także studentki. Otóż po porodzie otrzymają 1000 zł. Jeśli jeszcze dołożymy do tego przywileju po 500 zł na każde urodzone w 2016 r. dziecko, to sale wykładowe chyba opustoszeją.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zawiesiło nabór do rządowego programu "Studia dla wybitnych", w ramach którego miała być udzielona pomoc finansowa najzdolniejszym polskim studentom na odbycie studiów w wybranych przez nich prestiżowych uniwersytetach świata. Podobno nikt się nie zgłosił do tego programu, toteż urzędnicy resortu będą pracować nad nowymi kryteriami i lepiej opracowanymi zasadami przyjmowania wniosków w powyższej sprawie.

Nie przewidziano w tym projekcie bezpłatnych studiów w USA, Korei Południowej czy w Wielkiej Brytanii dla studentek pedagogiki, bo w tych krajach nie ma takiego kierunku studiów. Liczymy zatem na to, że nasze ministerstwo uruchomi akcję propagandową w krajach, w których są najlepsze uniwersytety świata, by ich najzdolniejsi studenci przyjeżdżali studiować pedagogikę w Polsce. U nas można. Pieniądze na program "Studia dla wybitnych" zostały zagwarantowane w naszym budżecie, więc może zaczniemy "importować" do naszego kraju najzdolniejszych, a zainteresowanych studiami na pedagogice. U nas czekają na nich kokosy.