Są
chwile w dziejach, gdy słowo „humanistyka” brzmi jak echo z przeszłości, jakby
należało do świata, który już się rozpadł. Profesor filozofii edukacji i
kultury Lech Witkowski, w swoim studium Eseje zbuntowane. Horyzont metahumanistyki i transdyscyplinarności (Kraków, 2025), nie ukrywa
bólu wobec tej utraty. Pisze o zapaści, o dramatycznym spłyceniu refleksji, o
specjalistach, którzy zamienili uniwersytet w biuro pomiarów i awansów. Jego
bunt nie jest aktem destrukcji, raczej jest to gest ratunkowy, próba ocalenia
duchowego sensu universitas, w którym człowiek nie tylko „pracuje naukowo”,
lecz doświadcza własnego człowieczeństwa w obliczu świata, który cierpi.
Zbiór
esejów nie jest buntem przeciw humanistyce, lecz przeciw humanistom, bo od lat autor
przyjmuje w swoich rozprawach postawę paternalistyczną wobec innych. Witkowski
nie ma złudzeń. Kryzys, o którym pisze, nie jest systemowy, lecz kryzysem
postaw in abstracto. Jego zdaniem: „To nie humanistyka się skompromitowała,
lecz my, jej użytkownicy”. Nie chodzi o brak
wiedzy, lecz o utratę odwagi duchowej, o przyzwyczajenie się do myślenia w
granicach bezpieczeństwa, bez ponoszenia ryzyka. Humanista przestał być tym,
kto szuka sensu w chaosie, a stał się kimś, kto referuje cudze postępowanie i
metodologie badań.
Bunt
Witkowskiego jest więc buntem wobec pozoru rozumienia. Wzywa do powrotu do
myślenia, które nie jest ani neutralne aksjologicznie, ani obojętne wobec
dramatów świata, lecz zaangażowane, bo dotyczy ludzkich losów i naszego globu.
Właśnie dlatego jego filozofia ma wymiar etyczny i egzystencjalny. Autor stawia
pytanie, czy w ogóle mamy jeszcze siłę „myśleć mimo wszystko”, mimo doświadczaniu
tragizmu życia ludzi w różnych miejscach świata.
W
świecie naznaczonym wojną, przemocą, uchodźstwem i samotnością nauka
humanistyczna nie może – jak twierdzi - udawać, że te doświadczenia jej nie
dotyczą. W eseju poświęconym Barbarze Skardze przywołuje myślenie „z wnętrza
tragizmu”, myślenie, które nie ucieka od cierpienia, ale staje przy nim, w jego
mroku. Odwaga filozoficzna polega więc nie na dystansie wobec świata, lecz na trwaniu
przy tym, co boli i na próbie zrozumienia tego, mimo że nigdy ono nie będzie
pełne czy ostateczne.
W
tym sensie humanista nie jest lekarzem świata, lecz jego świadkiem. Jego
obowiązkiem nie jest oferowanie lekarstwa, lecz odmowa zapomnienia. Myśleć „po
nieszczęściu”, to znaczy nie pozwolić, by nieszczęście unieważniło sens tego
jest dehumanizacją życia.
Odwaga
jako troska o życie duchowe
Witkowski
często używa pojęcia życie duchowe, które na uniwersytecie budzi dziś
zakłopotanie. Dla niego duchowość nie ma nic wspólnego z dewocją. Jest zdolnością
do głębi, do widzenia świata jako rzeczywistości, w której człowiek nie jest
tylko jej obserwatorem, ale współuczestnikiem. Dlatego w Eseju o ratunku dla
życia duchowego w doświadczeniu uchodźcy pokazuje, że nawet w sytuacji
skrajnego cierpienia pozostaje coś, co nazywa „odmową rezygnacji z siebie”, a
więc najczystszą formą godności ludzkiej.
Filozoficzna
odwaga zaczyna się tam, gdzie człowiek nie ucieka w ironię ani w cynizm, lecz zachowuje
wiarę w sens wysiłku myślenia, choćby miał on być bezsilny wobec potworności
świata. Wierność sensowi wymaga odwagi, której domaga się Witkowski. To etyczna
odwaga powiedzenia „nie”, nie tylko wobec obojętności świata, lecz także wobec
samego środowiska akademickiego, które zadowala się grą prestiżu i pozoru.
„Trzeba mieć odwagę zapłacić cenę za mówienie prawdy w świecie, który nie chce
jej słyszeć”.
Nie chodzi o moralizowanie, ale o wierność sensowi: o przekonanie, że prawda ma wartość nawet wtedy, gdy nie przynosi pożytku. Wierność wartościom jest zarazem formą oporu wobec współczesnego barbarzyństwa doraźnych osiągnięć, które zdominowały uniwersytety. Witkowski przywraca słowu „humanista” jego pierwotny ciężar, a mianowicie odpowiedzialność za sens. Autor nie wierzy w odrodzenie humanistyki przez reformy czy projekty, ale lokuje swoją nadzieję w formacji wewnętrznej, w powrocie do duchowego wymiaru myślenia jako aktu duchowego przetrwania.
Jeśli humanista ma być kimś więcej niż urzędnikiem wiedzy, to musi odważyć się
na samoprzemianę, na podjęcie wysiłku rozumienia nie po to, by
dominować, ale by uczestniczyć. Właśnie dlatego bunt L. Witkowskiego jest w swej istocie afirmatywny, gdyż jest to bunt dla życia, dla jego sensu i dla przyszłości, która nie
może się narodzić bez duchowego ryzyka.
W
świecie, który zdaje się pędzić ku samozapomnieniu, Lech Witkowski przypomina,
że filozofia jest formą odwagi, a humanistyka przestrzenią, w której człowiek
uczy się tej odwagi wobec siebie i innych. Odwaga filozoficzna nie polega na
przekonaniu, że można naprawić świat, lecz na tym, by nie przestać myśleć, gdy
świat ulega zniszczeniu. To kruche, niepewne, często bolesne myślenie jest
jednak jedyną formą oporu, jaka nam pozostała, bo „(…) humanistyka upadła nie
dlatego, że utraciła władzę, lecz dlatego, że utraciła troskę o sens”. Wszystko
zatem zaczyna się od jednego gestu, od odwagi, by tę troskę odzyskać.
Kto by pomyślał, że po przeszło siedemdziesięciu latach warto będzie powrócić także do monografii pedagoga i historyka myśli wychowawczej - Bogdana R. Nawroczyńskiego zatytułowanej Życie duchowe. Zarys filozofii kultury (Kraków-Warszawa, 1947), by przekonać się, że generacja przedwojennej humanistyki nie unikała poszukiwania odpowiedzi na pytania dotyczące sensu egzystencji ludzkiej, transcendencji oraz relacji człowieka z Bogiem.
.
(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam