W kształceniu studentów doświadczam analfabetyzmu funkcjonalnego młodych dorosłych. Być może
jest to spowodowane ich wygodnictwem, przyzwyczajeniem do tego, że zamiast
samemu się wysilić i poświęcić na coś czas, najłatwiej jest wysłać maila, sms
lub zadzwonić, by ktoś za nich wykonał zadanie poświęcając swój czas. Tego
typu postawa sprawia, że ograniczony jest udział tych osób w życiu
obywatelskim i kulturalnym. Zdają się na bycie prowadzonymi przez
innych, są zewnątrzsterowni.
W
1987 roku we Francji określono to zjawisko nawet mianem choroby
społecznej, gdyż osoby doświadczające analfabetyzmu funkcjonalnego mogą
przeżywać wstyd, ukrywać brak umiejętności, a tym samym nie rozwijają się
kulturowo. Prowadzi to u nich do zaniku umiejętności komunikacji oralnej. Osoby
nim dotknięte stają się kulturowo upośledzone, „nieme”.
W
szkolnictwie wyższym przykładem analfabetyzmu funkcjonalnego, które to zjawisko
wcale nie wyzwala u milenialsów a nawet ich rodziców poczucia zażenowania
czy wstydu, przejawiał się w ostatnich tygodniach w różnych sytuacjach.
1.
Rekrutacja na kierunek studiów. Na stronie internetowej uczelni są podane
szczegółowe informacje i instrukcje na temat tego, jak ma postępować osoba
zainteresowana przyjęciem jej na konkretny kierunek studiów. W sytuacji braku
potrzebnych kandydatowi/-ce informacji podany jest też numer telefonu do
pracownika z komisji rekrutacyjnej. Kandydat czyta, ale nie zamierza korzystać
z podanych informacji, tylko dzwoni i pyta o to, co znajduje się na stronie
uczelni.
Gorzej, kiedy kandydat na psychologię, posiadający świadectwo ukończenia liceum i maturalne, śle następującego maila z pytaniami (pisownia oryginalna):
"Witam, pisze z zapytaniem, ponieważ na stronie nie ma wyszczególnionych przedmiotów które należy zdać jakie rozszerzone na maturze. Czy można prosić o takową informację? Interesuje mnie które przedmioty trzeba zdać jako podstawe i ile przedmiotów na maturze, a które na maturze z rozszerzenia i ile przedmiotów? Dziękuję, pozdrawiam".
2. Student/-ka ostatniego roku studiów powinna oprócz pracy dyplomowej zamieścić jeszcze stosowne oświadczenie dotyczące wyrażenia zgody na udostępnienie swojej pracy dla celów naukowych, badawczych czy edukacyjnych. Nie może tego uczynić opiekun pracy. Co czyni analfabeta funkcjonalny? Pyta w mailu opiekuna pracy: "W którym miejscu znajdę oświadczenie?"
Jak
już się dowie, że na stronie wydziału, to prześle kolejne pytanie:
"Oświadczenie mam wysłać do kogoś na maila, czy wstawić tak, jak wstawiałam
plik z pracą licencjacką?"

To nie jest tak, że działa to także na zasadzie "vice versa", jeśli informację i instrukcje na stronie danej jednostki nie są doprecyzowane lub ich w ogóle nie ma, co wzmaga problem?
OdpowiedzUsuńAż wróciłem do układania żartów.
Do prawnika przychodzą trzy panie po pomoc.
-Panie mecenasie, zostałam oszukana na 100 zł przez firmę, proszę tutaj dowody.
-No, widzę, widzę - mecenas poprawia okulary i patrzy w materiał.- Musi pani zgłosić to na policję, ale proszę podać konkrety - oznajmia, a zadowolona kobieta wychodzi.
Następnego dnia do mecenasa przychodzi kolejna kobieta i mówi mu, że została oszukana na 70 zł przez tę samą firmę.
-Wie pani, proszę to zgłosić na policję, pani koleżanka została oszukana przez tą samą firmę na 100 zł, ale proszę się nie kontaktować z nią, tylko zgłosić tak jak ona - oznajmia, a kobieta zadowolona wychodzi.
Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła. Przyszła trzecia kobieta i mówi mecenasowi, że została oszukana przez tą samą firmę na 60 zł. Adwokat popatrzył na dokumenty i mówi to samo, tłumacząc że jej koleżanka została oszukana na 100 zł i poleca nie kontaktować się z nią tylko zgłosić sprawę na policję. Kobieta dziekuje i wychodzi.
Dwa miesiące później do mecenasa przychodzą wszystkie trzy kobiety i z żalem informują, że sprawa została umorzona. Pokazują dokumenty i tłumaczą mu, że zgłosiliśmy po kolei tak, jak pan mecenas mówił, że zostałyśmy oszukane na 100 zł przez firmę i żadna z nas się ze sobą w tej sprawie nie kontaktowała, na co mecenas zakłada okulary, poprawia je na nosie i z uśmiechem odpowiada: "gdyby panie zapłaciły mi 100 zł każda, to porada prawna byłaby lepsza."
Adrian Merchelski