Czy
można wychowywać do pokoju? Pytanie brzmi naiwnie w epoce, w której bomby spadają
bliżej niż kiedykolwiek od zakończenia II wojny światowej, a czołgi przecinają
ziemię niczym rysy na sumieniu ludzkości. A jednak, jeśli gdzieś tli się
jeszcze iskra nadziei, to właśnie w edukacji.
Wojna
zaczyna się dużo wcześniej, niż spadają pierwsze bomby. Zaczyna się w języku,
który uczy podziału, w spojrzeniu, które nie widzi już człowieka, lecz wroga, w wychowaniu, które nakazuje zamiast pytać. Jeśli zatem pedagogika ma jakąś
misję, to właśnie tę: być strażniczką pierwszego słowa i pierwszego spojrzenia.
Edukacja
nie zatrzyma kolumn czołgów. Nie ochroni miasta przed rakietą. Jej siła jest
inna, odroczona w czasie, pośrednia, niemal niedostrzegalna. Przypomina nurt podziemnej rzeki, który
nieustannie drąży skałę. Uczy, że świat można wyobrazić sobie inaczej, bez
granic budowanych na nienawiści, bez hierarchii opartych na sile.
Historia
jest tutaj surową nauczycielką. Kiedy zamienia się w doktrynę, rodzi pychę. Kiedy
staje się legendą, rodzi ślepotę, ale kiedy pozostaje pamięcią, potrafi
ostrzec. Niemcy po II wojnie światowej odważyli się zamienić dumę w
odpowiedzialność, mit w przestrogę. To przykład, że edukacja historyczna nie musi być gloryfikacją wojen, lecz katharsis.
Wojna
dojrzewa w szkole szybciej, niż się wydaje. Zaczyna się od podręczników, które
podsycają poczucie wyższości. Od nauczycieli, którzy powtarzają slogany zamiast
uczyć krytycznego myślenia. Dlatego pedagogika musi być czujna wobec siebie
samej, zadawać pytanie: czy wychowujemy do dialogu, czy do marszu na front np. w mediach społecznościowych?
Jakże cenna jest polska gościnność. Społeczeństwo, które przywykło do odrzucania, hoduje
własnych wrogów. Wykluczony nie powraca jako gość, lecz jako przeciwnik.
Edukacja inkluzyjna nie jest zatem dodatkiem, ale warunkiem pokoju. Tylko wspólnota, która
potrafi otworzyć drzwi oczekującym pomocy, może przetrwać bez przemocy.
A
przecież świat nie kończy się na granicach. Kryzysy klimatyczne, fale migracji,
nowe technologie, wszystkie one burzą mapy pojęć, którymi żyjemy. Jeśli pedagogika
nie nauczy myślenia w kategoriach wspólnego losu, wspólnego dobra, to nasze lokalne spory okażą się
groteską wobec tego, co nadchodzi. Edukacja do wszechświata, o której pisała Maria Montessori, nie jest utopią, ale koniecznością w XXI wieku.
Czy
to wystarczy? Zapewne nie. Człowiek pozostaje istotą kruchą, podatną na negatywne emocje i
manipulację. Wojny będą powracać, ale edukacja może uczynić je mniej oczywistymi i dopuszczalnymi w ludzkiej świadomości.
Może przygotować jednostkę, by miała odwagę powiedzieć „nie”, kiedy większość
mówi „tak”. Może ocalić co najmniej jedno ludzkie sumienie.
Pedagogika nie jest receptą na pokój. Jest cierpliwym przypomnieniem, że wojna nie jest losem zapisanym w gwiazdach, lecz wyborem ludzi, których się nie uczy, toteż powtarzają się co jakiś czas.
Jak
pisał Zbigniew Herbert w Przesłaniu Pana Cogito:
„Ocalałeś
nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo.”
I
może właśnie w dawaniu świadectwa prawdzie i pamięci tkwi ostatnia,
najcichsza moc pedagogiki.
(źródło ilustracji: A. Hanuszkiewicz, Oficyna Wydawnicza "Impuls")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam