17 maja 2024

"Moralność w zwierciadle barbarzyństwa"

 


Bardzo dziękuję profesorowi Mirosławowi Pawliszynowi - dyrektorowi Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie za umożliwienie opublikowania Jego eseju poruszającego dramat toczącej się wojny w Ukrainie a wraz z nim dylematy moralne wzbudzone w sercach nie tylko Polaków, ale także w społeczenstwach państw demokratycznych. Doniesienia o przełamaniu przez raszystowskie wojska frontu w rejonie Charkowa wywołują niepokój o losy doświadczonego skalą zniszczeń ludzkich istnień i infrastruktury gospodarczej oraz publicznej ukraińskiego narodu. 

Prezydent Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy profesor Wasil Kremień zamieścił w mediach społecznościowych swoją fotografię w jakże pięknie haftowanej koszuli. Także mój podopieczny 9-letni Janek, którego gościłem w domu wraz z jego mamą w pierwszych miesiącach ataku na Kijów, przesłał wczoraj fotografię, by nie niepokoić się o ich los. Jednak obawy o to, co może się wydarzyć, jeśli ukraińska armia nie odeprze kolejnego ataku, wcale nie są bezpodstawne. 


Profesor M. Pawliszyn podejmuje istotne kwestie, toteż cytuję poniżej jego esej:                         


"Pisanie wprost, czy tylko dotkniecie „kontekstu ukraińskiego”, w obecnym czasie jest mocno uwikłane w sytuację polityczną, militarną czy społeczną, tak w wymiarze lokalnym, jak też ogólnoświatowym. Tocząca się wojna wzmaga w oczywisty sposób napięcie, prowokując do wydawania ocen i opinii. Rodzi się pytanie: czy w tak napiętym czasie, kiedy w oczywisty sposób zaangażowane są ludzkie przeżycia, doznania i emocje, kiedy dominuje poczucie krzywdy i bólu jest sens, by zadawać pytania i poruszać kwestie o charakterze neutralnym, ponadczasowym i uniwersalnym? Czy mówienie o sprawiedliwości, uczciwości, poświęceniu, prawdzie, wolności jest zasadne w momencie, w którym konkretne osoby opłakują śmierć swoich bliskich, bądź chowają się we własnych domach przed uderzeniem dronów bojowych?

Być może odpowiedź jest jedna i tylko jedna, i na wskroś najbardziej oczywista. Brzmi ona: kiedy, jak nie właśnie dzisiaj, kiedy, jak nie właśnie teraz. Dlaczego? Pewnie dlatego, by te pytania nie zamieniły się w karykaturę i nie przeobraziły się w żądzę odwetu, kłamstwo, nienawiść, fałsz i barbarzyństwo. Jeżeli pominiemy te pytania i nie uwzględnimy ich aktualności, jeżeli nie umiejscowimy pytań o moralność w kontekście danej chwili, momentu historycznego, to udzielone odpowiedzi będą tylko fragmentem dyskusji czysto akademickiej, bądź zostaną zamknięte między okładkami jeszcze jednej książki w bibliotece miejskiej.

Zatem słów kilka, teraz ledwie wprowadzających, o samych podstawach moralności, o jej uwikłaniach w konteksty czasów i miejsc, obliczach jakie może przywdziewać, zaułkach w jakie może wpadać, pytaniach, jakich może nie sposób rozwikłać. Zapytać wolno skąd ten problem zawarty w samej myśli o pisaniu podstaw? Albo inaczej, do czego prowadzi brak poruszania tych zagadnień w dziejącym się dyskursie? Owszem, trudno nie przyznać, że mają one charakter teoretyczny, dotykają samego rdzenia etyki, jednak z całą pewnością przekładają się na codzienność.

Moralność to problem człowieka, coś, co rozgrywa się we mnie i pomiędzy nami. Do tego dochodzi jeszcze jeden wątek. Moralność, to ja i otaczający mnie świat. Jest jedna myśl, którą należy tu przypomnieć, wypowiadana już po wielokroć w historii. Ma ona podłoże platońskie, a jej zasadniczy sens sprowadza się do rozdzielenia pomiędzy czymś, co w tym świecie trwałe i zmienne, jawne i ukryte. Mimo to tkwi w człowieku nieodłączna skłonność do tego, by jedną z nich pomijać, a drugą wyodrębniać; człowiek postrzega świat jako materię, z całą jej pozorną konkretnością, czasem brutalnością, bądź jako ducha, a wtedy pomija konkrety idąc w wymyślone przez siebie twory własnego umysłu. Możliwości interpretacji i dookreśleń jest tutaj wręcz nieograniczona. Co się dzieje „z” człowiekiem, i co się dzieje „w” nim, w okolicznościach zagrożenia, trwogi, wojny, kiedy to podstawy moralności zaczynają się chwiać, a chwilami wręcz wzajemnie znosić?

Ukraiński filozof Hryhorij Skoworoda, który owszem, nie przebił się do szerszych kręgów filozoficznych, wskazuje wyraźnie na łączność tych dwóch elementów rzeczywistości. Nie ma jednego bez drugiego, jeden drugiego w żaden sposób nie likwiduje. Pisze on, jakże sugestywnie, że są one niczym „jabłoń i jej cień”, również w nocy, kiedy pozornie ani jednego, ani drugiego nie widać, a jeżeli coś, to zanika ten drugi. Wystarczy jednak nawet niewielka wiązka światła, by pojawiło się i drzewo i cień, jako te, które przecież nieustannie były „obecne”. Nie ma tutaj czegoś ważniejszego i mniej ważnego, w świecie nie ma, przynajmniej w tym aspekcie hierarchii. Skoworoda mówi nam tutaj wyraźnie, że wymiar ducha przynależy do tego właśnie, konkretnego człowieka i nie ma sytuacji (najciemniejszej nocy), w której ten znika, przestaje być obecny.

Rodzi się oczywiste pytanie i to o znaczeniu zasadniczym. Jak zachować w sobie owo widzenie „prawdziwego porządku” świata, jak ocalić to, co w człowieku zarówno pierwotne, jak i naturalne?  Drogą nie jest poznanie intelektualne. Intelekt jest tym, który dąży do scharakteryzowania, określenia, klasyfikowania. To rozum dochodzi do prawd, które mają wyrazić świat w jego złożoności, bądź tworzy prawdy, układając świat wedle swojej miary. W imię intelektu ktoś może opisywać ludzką kondycję, a może też pozbawiać innych prawa do egzystencji. To rozum wnosi jednych na piedestał, a innych czyni „mięsem armatnim”. Drogą nie są też emocje, bowiem do ich natury należy chroniczna niezdolność do zachowania dystansu, trzeźwej oceny. Potrafią one nazywać rzeczy bez uwzględnienia ich własności, oceniać, bez uwzględnienia kontekstów, sytuować w miejscach, w których nigdy nie powinny się znaleźć.

Wróćmy do Skoworody. Właściwe widzenie świata rozgrywa się w człowieku, tym oto, konkretnym. Każdy z nas ma dusze, ukraiński filozof będzie mówił wyraźnie, iż dana jest ona od Boga. Dusza jednak nie jest samotna w rozpoznawaniu rzeczywistości, w docieraniu do jej głębszych poziomów. Dusza nie będzie w stanie ocalić w człowieku owego wymiaru, zatem prędzej czy później i ona może pobłądzić. Jest ona „zapatrzona” w serce, a owo oświecenie, by pójść właśnie taką drogą ukazane jest jej przez intelekt.

Wszystko zatem rozgrywa się w triadzie intelekt-dusza-serce. Kiedy Skoworoda mówi o konkretności człowieka, o tym, że wzajemny związek elementów triady nie jest zasadą spełniając się każdorazowo identycznie w każdym człowieku, to kładzie akcent na autorefleksję, której nie można w życiu pominąć. Być może to tutaj tkwi problem zasadniczy, że brutalność teraźniejszości, jej bezwzględność, prowokuje człowieka do odczuć najbardziej prostych i oczywistych, do reakcji pozbawionych refleksji?  

A zatem jakakolwiek wzniosłość i mówienie o sprawach fundamentalnych, również o moralności, nawet tej heroicznej, ocalałej w obliczu bezprawia, stają się problematyczne. Kiedy Skoworoda staje się krytykiem społeczeństwa wskazuje na problem zasadniczy, nazywając go w ten to sposób: „naturalne zmienia się w nienaturalne”. Czym jest nienaturalność? To zaprzestanie samorozwoju, zakłócenie w porządku triady, które może „rozegrać” się pomiędzy nimi, poprzez przeakcentowanie któregoś lub też pominięcie jakiegoś z nich. Tak oto człowiek staje się „niesprawny w działaniu”. Wówczas stajemy się niesprawni, wewnętrznie zakłóceni, moralnie fałszywi. Jak czytamy w innym miejscu „dobra sprawa przemienia się w jej przeciwieństwo.

Próba podsumowania: tkwiące we współczesnym świecie zagrożenia są niebanalnym wyzwaniem dla moralności. Mimo oporów wobec stwierdzenia, że kat i ofiara są nadal ludźmi, i to w równym stopniu, jest ono jednak wciąż uprawnione. Jeśli ktoś tego odmawia, neguje tę prawdę, widząc stojącego nad sobą kata, sam w jakimś stopniu się nim staje. Dotykamy nie tylko podstawy moralności, która domaga się określonej postawy również wbrew okolicznościom, ale spoglądamy wprost w bezmiar heroizmu, który to od zawsze wpisany jest w moralność. Nie miejsce by rozstrzygać jakże doniosły dylemat, czy to burzliwe, wręcz barbarzyńskie czasy powodują korozję moralności kata i ofiary, czy może to zepsuta moralność sprawia, że teraźniejszość jest tak okrutna? Problem jest jednak niepokojąco przejmujący.

Być może przyjdzie nam jeszcze powrócić do tych i innych pytań".

Obyśmy mogli odpowiadać na powyższe pytania i analizować podniesione przez Profesora UWM dylematy etyczne w warunkach pokoju i odzyskanej przez Ukrainę pełnej suwerenności państwowej.