16 maja 2024

A poza tym nic na lekcjach się nie dzieje

 


 

W wielu szkołach ponadpodstawowych jest jak na działkach w PRL, o których śpiewała Barbara Kraftówna

"A poza tym nic na działkach się nie dzieje
Co niedziela działkowiczów barwny tłum
Pośród kwiatów głośno dziecię się zaśmieje
Bo wesoło, bo beztrosko tutaj mu"

Dobiegają (nie-)szczęśliwego finału egzaminy maturalne i ósmoklasistów. To jest znakomity okres dla dziennikarzy i publicystów, bo mogą codziennie pisać o tym: czy, a jeśli, to gdzie były przecieki egzaminacyjnych testów, kogo przyłapano na nieuczciwości, a ilu tysiącom uczniów udało się uniknąć przyłapania na ściąganiu, czy zadania były (zbyt) łatwe lub za trudne, a uczniowie do nich świetnie przygotowani czy wprost odwrotnie. 

Egzaminy były, są i będą niezależnie od tego, jak będą organizowane przez władze oświatowe. Zdumiewające jest jednak przyzwolenie na trwające od miesiąca pozbawienie kształcenia młodzieży młodszych roczników, bowiem przedmiotowe lekcje w wielu szkołach w ogóle się nie odbywają. To tylko pokazuje, z jaką fikcją mamy do czynienia w szkolnictwie publicznym. 

Można skomentować tę sytuację cytatem z Johna Deweya, który tak pisał kilkadziesiąt lat temu:

„- wychowanie moralne zawiera się właśnie w pojęciu szkoły, rozumianej jako pewna postać życia społecznego. Najlepsze i najgłębsze nawyknienia moralne zdobywa się mianowicie w bezpośrednich i żywych stosunkach z innymi we wspólnocie pracy i myśli. Współczesne metody wychowawcze, zaniedbując i niwecząc tę wspólnotę, utrudniają, a nawet uniemożliwiają wszelkie planowe nabywanie prawdziwie moralnych nawyknień” .

Pobierający studia w zakresie zarządzania oświatą mają dyplomy,  bo zdali jakieś egzaminy. Tylko z czego? Chyba z pozorowania pracy, skoro nie potrafią zorganizować edukacji dla uczniów klas niematuralnych w liceach ogólnokształcących czy w technikach?   

Samozadowolenie zbytecznych urzędników MEN i w kuratoriach oświaty oraz w organach władz samorządowych wzmacnia radość uczniów i frustrację ich rodziców. Szkoła wdraża młodych ludzi do pozornej pracy, nicnierobienia. Uczęszczanie do szkoły, w której odwoływane są lekcje, wprowadzane zastępstwa tylko po to, by wyświetlano uczniom filmy, oferowano im "czas wolny"  ("róbcie, co chcecie, byle nie było głośno"), jest ewidentną stratą czasu dla uwięzionych w przestrzeni szkolnej. 

 W Ustawie "Prawo oświatowe" zapisano w art. 55. 1. Nadzór pedagogiczny polega na: 

"inspirowaniu nauczycieli do poprawy istniejących lub wdrożenia nowych rozwiązań w procesie kształcenia, przy zastosowaniu innowacyjnych działań programowych, organizacyjnych lub metodycznych, których celem jest rozwijanie kompetencji uczniów".

Otóż stwierdzam, że nadzór na niczym nie polega, bowiem pobiera wynagrodzenie za pozorowanie pracy. Uczniowie nie polegają na nadzorze i nauczycielach, ale to nastolatkowie poniosą tego konsekwencje, nie tylko w przyszłych egzaminach zewnętrznych. 

Czekamy zatem na te inspiracje nauczycieli ze strony pseudonadzoru. Kabaret ma się dobrze. To pośpiewajmy sobie: 

 

"A poza tym nic na lekcjach się nie dzieje
Co zajęcia, to nauczycieli brak 
w ramach zastępstw każdy uczeń się zaśmieje
Bo wesoło, bo beztrosko tutaj tak".