Częściowo podoba mi się poradnik,
jaki wydał prawnik Marcin Kruszewski pt. "Prawo Marcina. Znaj swoje prawa
w szkole" (Warszawa, 2024). Nie jest ani pierwszym, ani ostatnim z autorów
świadomych konieczności posiadania przez szkolną młodzież wiedzy na temat jej
praw. Autor nie zadał sobie trudu, by sprawdzić czy istnieją publikacje
poświęcone prawom ucznia, gdyż wyważanie otwartych drzwi potraktował jako
okoliczność łączącą jego osobiste, negatywne doświadczenia z własnej edukacji
szkolnej z wiedzą prawniczą, jaką uzyskał w czasie studiów na Uniwersytecie
Warszawskim w zakresie prawa.
Publikacja nie jest
naukowym studium, toteż jako poradnik, popularnonaukowy przekaz wiedzy może nie
uwzględniać istniejącej literatury na dany temat, a tym samym także rozmijać
się w mniejszym lub większym zakresie z wiedzą naukową. Zwracam na to uwagę, bo
warto sytuować dane źródło adekwatnie do jego rodzaju. Kruszewski także o tym
pisze, że zależało mu na tym, by książka była przystępna i ciekawa.
"Chciałem poruszyć w
niej najważniejsze zagadnienia w popularnonaukowej formie, co oznacza, że
niektóre, nieistotne z perspektywy tematu, kwestie zostały pominięte. Ale
materiału i tak jest sporo! Chciałbym, żeby ta książka była drogowskazem - i
dla szkół, jak działać zgodnie z prawem, i dla was, jak respektować reguły gry.
I jak przy tym wszystkim zachować wzajemny szacunek"
(s.14-15).
Książka Kruszewskiego
spełnia zatem funkcję informacyjną i motywacyjną, bowiem nie tylko uczniowie,
ale także ich rodzice czy nauczyciele powinni zdać sobie sprawę z tego, jakie
prawa ucznia wynikają z obowiązujących w kraju ustaw i aktów wykonawczych różnych
władz państwowych.
Nie mogę zgodzić się z
tytułem tej publikacji, bowiem Marcin Kruszewski nie sformułował własnego
prawa, tylko jest przewodnikiem po jego zawartości w różnych aktach
prawnych. Zarówno treść poradnika jak i jego edytorska forma
zasługują na uznanie, bowiem uczniowie powinni mieć wiedzę na temat swoich praw
i móc z niej korzystać w sytuacji, gdy są one naruszane czy nierespektowane
przez nauczycieli, gdyż szkoła jest dla ucznia a nie na odwrót.
Znakomicie, że autor
podporządkował swój przekaz zgłaszanym mu przez młodzież problemom, dylematom,
a mianowicie:
- Czy nauczyciel może
zabrać telefon? czyli o prawie własności i o tym, dlaczego konstytucja jest
taka ważna;
- Czy uczeń ma prawo do
własnego wyglądu - ubioru, makijażu, farbowania włosów i in. podstawowych praw
człowieka?
- Czy dzwonek jest dla
nauczyciela?
- Czy chroniona jest
godność ucznia?
- Czy można wychodzić w
czasie lekcji do toalety?
- Czy uczeń ma
prawo do prywatności w szkole?
- Czy w szkole może być
monitoring?
- Czy można zawiesić
zajęcia?
- Czy uczniowie powinni
płacić za sprawdzian wiedzy?
- Czy istotny jest ciężar
plecaka szkolnego?
- Czy uczeń ma
prawo do wypoczynku?
- Czy uczeń ma prawo do
głosu?
- Czy trzeba chodzić do
szkoły oraz w jakich lekcjach należy uczestniczyć?
- Jak uczeń jest oceniany
oraz klasyfikowany oraz dlaczego?
- Jak szkoła może karać
ucznia?
- Co zrobić, kiedy szkoła
łamie prawa ucznia?
Zapewne
niektórzy uczniowie zaczną czytać od odpowiedzi autora książki na ostatnie
pytanie i poprzestaną na lekturze wcześniejszej części vademecum. Układ
treści jest podporządkowany organizacji roku szkolnego, a zatem od rozpoczęcia roku
szkolnego po jego finalizację, której podstawą jest klasyfikacja i promocja
uczniów.
W związku z tym, że
prowadzona jest od kilku lat olimpiada wiedzy o prawach ucznia, to jednak
zainteresowanym udziałem w niej polecam lekturę całości książki M.
Kruszewskiego, niezależnie od konieczności zapoznania się z Prawem oświatowym i
odpowiednimi tej tematyce rozporządzeniami ministra/-y edukacji.
Są jednak w tej
publikacji merytoryczne błędy lub dyskusyjne wykładnie prawa. Oto
przykład:
1. Na s. 29 M. Kruszewski
pisze: "Statuty szkół uchwalane są przez radę szkoły na podstawie
ustawy Prawo oświatowe".
Który uczeń, a nawet
który nauczyciel przeczytał ustawę Prawo oświatowe, skoro liczy ona ... 239
stron i nie ma spisu treści?! Nie przeczytał jej dokładnie autor recenzowanego
vademecum.
Otóż Art. 80. 1.
powyższej ustawy wprawdzie zawiera zapis: "W szkołach i placówkach mogą
działać rady szkół i placówek.
2. Rada szkoły lub
placówki uczestniczy w rozwiązywaniu spraw wewnętrznych szkoły lub placówki, a
także: 1) uchwala statut szkoły lub placówki",
tylko M. Kruszewski nie
wie, że w szkołach publicznych III RP takie rady nie są powszechnie powołanym
do życia organem społecznym. Ba, z moich badań ogólnokrajowych sprzed 10
lat wynikało, że rady szkół powołano w niespełna 2 proc. szkół podstawowych i
ponadpodstawowych! Od tej pory nikt już ich nie powtórzył, a
należałoby, bowiem ośmioletnie rządy Zjednoczonej Prawicy mogły doprowadzić do
likwidacji co najmniej części z tych rad szkolnych.
Tym samym autor
vademecum-prawnik powinien rzetelnie wskazać na następującą regulację prawną
dotyczącą walenia statutu szkoły, a brzmi ona:
"Art. 72. 1. Rada
pedagogiczna przygotowuje projekt statutu szkoły lub placówki albo jego zmian i
przedstawia do uchwalenia radzie szkoły lub placówki".
Ten zapis wynika właśnie
z samozachwytu władz ministerstwa edukacji, że w szkołach publicznych nie
powstały i powstawać nie powinny (bo tylko "mogą") rady szkół, zatem
ich zadania przejmuje .... rada pedagogiczna. Innymi słowy, drodzy uczniowie-
czytelnicy vademecum, albo zainteresujecie się tą możnością i doprowadzicie
dzięki swoim rodzicom (w przypadku szkoły podstawowej) lub uchwale samorządu
uczniowskiego (w przypadku szkoły ponadpodstawowej) do powołania rady szkoły,
albo wszelkie obiecanki nie tylko autora tego vademecum, są jak cacanki.
Jak wynika z moich badań
- dyrektorzy szkół jako przewodniczący rad pedagogicznych uchwalą taki statut,
żebyście nie mieli możliwości wyegzekwowania swoich praw. Uczniowie nie tylko
nie posiadają zbyt wielu praw, ale, jeśli w szkole nie ma rady szkoły, a nie
ma, nie będą w stanie wyegzekwować od dyrekcji szkoły przestrzegania nawet
statutowych praw czy spełnienia ich potrzeb, które są ujęte w ustawie.
"Art. 81.13.
Powstanie rady szkoły lub placówki organizuje dyrektor szkoły lub placówki z
własnej inicjatywy albo na wniosek rady rodziców, a w przypadku szkół
ponadpodstawowych także na wniosek samorządu uczniowskiego.
(...)
Art. 82. 2. W
szkołach lub placówkach, w których rada nie została powołana, zadania rady
wykonuje rada pedagogiczna".
W szkole nie posiadającej
rady szkoły wyegzekwowanie praw ucznia jest możliwe jedynie w takim zakresie, w
jakim dojdzie w niej do czynów przestępczych czy wykroczeń ze strony któregoś z
nauczycieli, w tym dyrektora szkoły czy pracownika administracji.
Dzięki lekturze książki
uczniowie dowiedzą się, że kluczowy dla ich dobrostanu, poszanowania ich
godności i praw społecznych jest statut szkoły. Kruszewski często zwraca na to
uwagę pisząc:
"...Również nauczyciele
mogą .... tylko o tyle, o ile statut im na to pozwala" (s.
41);
"W statucie szkoły
może się również pojawić zakaz..." (s.43). "Jeśli w statucie szkoły
znajduje się zakaz..., jest on niezgodny z prawem... przede wszystkim z
konstytucją" (s. 66). Zdaje się, że powoływanie się na konstytucję jest
problematyczne nie tylko w szkołach, ale przede wszystkim w polskim Sejmie i
organach władzy państwowej czy nawet wśród sędziów. Cóż zatem może uczeń
uczynić, kiedy naruszane są konstytucyjne prawa? Jednak M. Kruszewski nie
cytuje tych norm konstytucyjnych, które dotyczą praw dziecka realizujacego
obowiązek szkolny.
To prawda, że
"Nauczyciele nie mogą własną wolą zmieniać postanowień ustaw, konwencji
międzynarodowych, ani statutu szkoły" (s.51), ale tak postępują. To wola
silniejszego, posiadającego władzę nad uczniem rozstrzyga o tym, czy jego/jej
prawa są respektowane czy też nie.
Są w tej książce
naiwne porady w odniesieniu do naruszania rzekomo konstytucyjnych praw uczniów
już w zapisach statutu szkoły. Oto przykład:
"Być może
jednak wystarczy po prostu rozmowa przedstawicieli uczniów z dyrektorem
szkoły" (s.66). "Być może" to jednak nazwa peerelowskich perfum
dla kobiet.
albo:
"Z kolei nauczyciel,
który swoją odmową albo nieuzasadnionymi pytaniami doprowadzi do upokarzającej
dla ucznia sytuacji, musi liczyć się z konsekwencjami. Może na przykład
odpowiadać cywilnie... " (s.67).
Sprawczość uczniów i ich
rodziców w kwestii egzekwowania konstytucyjnych i ustawowych praw jest
minimalna, bowiem: "Niestety, polityka, zarówno ta krajowa, jak i lokalna,
ma dużo większy wpływ na codzienne życie uczniów, niż mogłoby się wydawać... "(s.90).
Ba, kuratorów oświaty nie interesowało i nie interesuje to, czy w szkołach
publicznych respektowane są prawa ucznia, ale i niektóre prawa nauczyciela. Co
z tego, że szkoła nie może, nie powinna, nie ma przyzwolenia, skoro jest wprost
inaczej?
Autor sam stwierdza:
"Statut, który pozwoli nauczycielowi na... , będzie niezgodny z
prawem" (s.101) Będzie. No i co z tego, skoro M. Kruszewski
wcześniej stwierdza, że statut szkoły jest wewnątrzszkolną konstytucją, która
ma być przestrzegana, bo została przyjęta zgodnie z Prawem oświatowym? Czytamy:
"Każda szkoła sama
ustala w statucie.... Zajrzyj do statutu swojej szkoły, żeby wiedzieć, jak to
wygląda u ciebie. Nie znaczy to jednak, że szkoła ma w tej kwestii pełną
swobodę. Bo jak wspomniałem wcześniej. szkolny statut musi respektować prawo do..."
(s.103). Musi? Na jakiej podstawie, skoro Kruszewski sam rozstrzyga, jaka norma
powinna w szkołach obowiązywać argumentując to nie odwołaniem do aktu wyższego
rzędu od statutu szkół, ale - jak pisze: "...w mojej opinii..."
(s.103)?
To może to jest Prawem
Marcina, co
jemu wydaje się, że powinno w szkołach obowiązywać? Po co nauczycielom
profesjonalna wiedza w zakresie dydaktyki, organizacji procesu kształcenia,
skoro w świetle opinii Marcina powinni oni to czy tamto? Dalej: "Gdybym
miał się zastanawiać nad tym, jakie jest najważniejsze prawo ucznia w szkole,
to bez wahania stwierdziłbym, że jest to prawo..." (s.106).
Doboru praw ucznia autor
tej książki nie uzasadnia. Nie wiadomo, dlaczego kończą się one w jednej
trzeciej poradnika. Od "Lekcji 2" M. Kruszewski informuje uczniów,
jak mogą postępować w toku zajęć szkolnych i w związku z organizacją roku szkolnego.
W tej części są oczywiste oczywistości jak to, że nie ma przymusu uczęszczania
na lekcje religii, zwalniania z zajęć, usprawiedliwiania nieobecności,
odrębności ocen zachowania od ocen z przedmiotów, realizacji obowiązku
szkolnego i obowiązku nauki. W tej ostatniej kwestii nie informuje, że ów
obowiązek można realizować w formie edukacji domowej, a więc nie ma w Polsce
bezwzględnego przymusu uczęszczania do szkoły!
Dwie trzecie treści są
rzeczywiście potocznym "Prawem Marcina", które cechuje "prawo
misia", czyli to, co wydaje mi się, że być powinno.
Niezależnie od braku
podstawowej wiedzy z zakresu pedagogiki szkolnej - dydaktyki i psychologii
kształcenia, dobrze, że M. Kruszewski napisał i wydał tę książkę, bo zachęca do
myślenia prawem. Jednak trzeba pamiętać, że proces edukacji wymaga tak samo jak
proces sądzenia w sądach profesjonalnego podejścia do jego organizacji i
przebiegu. Każdy nauczyciel musi być suwerenny w swojej działalności, a nie
kierującym się głównie prawem i zobowiązanym do przestrzegania określonych w
aktach prawa oświatowego procedurami.
Kruszewski przyznaje:
"Pamiętajcie jednak, że czasami może być trudno rozstrzygnąć, czy dane
postanowienia statutu są legalne, czy nie. Prawo zawsze wymaga
interpretacji, a te bywają różne" (s. 307 - podkreśl. moje). Dalej to
rozwija:
"Pamiętajcie jednak,
że łamanie praw ucznia nie zawsze jest przejawem złej woli nauczycieli
czy dyrektorów. Polskie prawo, w tym to regulujące życie szkoły, nie zawsze
jest jasne. Przepisów jest bardzo dużo. Tak, prawo podobnie jak pieniądz
dotknięte jest swoistą inflacją. Wszyscy, również nauczyciele, toniemy w
setkach coraz mniej zrozumiałych ustaw i rozporządzeń. A przecież mało kto jest
prawnym ekspertem" (s. 331).
Szkoda, że M. Kruszewski nie uwzględnia dobrej woli nauczycieli, kultury szkoły, obyczajów. Jego narracja jest wysoce jednostronna, pro uczniowska, co nie przyczyni się do poprawy sytuacji w szkołach. Wprost odwrotnie, wzmocni procedury nauczycielskiego władztwa, by ci, którym nie chce się pracować z dziećmi, mogli się asekurować. Skutek zatem będzie odwrotny dopóty, dopóki nie zmieni się kultura polityczna w kraju i w ustroju szkolnym. Autor tej książki nie wie, bo wiedzieć nie musi, na czym polega złożoność procesu kształcenia dzieci i młodzieży, gdyż nie ma odpowiedniego wykształcenia.
Prawo to nie
wszystko i nie to, co ma przede wszystkim decydować o jakości procesu kształcenia
i wychowania w szkołach. Nauczyciele mają kształcić, edukować, socjalizować
dzieci i młodzież, a jeśli czynią to nieprofesjonalnie i niezgodnie z prawem,
to od tego powinien być organ społeczny - rada szkoły, w którym zasiadają w
odpowiedniej liczbie uczniowie, nauczyciele i rodzice, by można było te fakty
omawiać, określać ich skutki, sankcjonować je i im przeciwdziałać w
przyszłości. Zawsze mogą zaprosić na swoje obrady eksperta - prawnika,
psychologa, uczonego-dydaktyka, policjanta, radnego, proboszcza itp.