Od szeregu lat apeluję o uproszczenie przez
ministerstwo edukacji prawa oświatowego w zakresie kwalifikacji pedagogicznych
nauczycieli. Można pisać, mówić, słać apele i nic... bo ministrowie tego
resortu nie byli nauczycielami w szkolnictwie powszechnym - podstawowym czy
ponadpodstawowym. Skoro tak, to nauczyciele kojarzą im się jedynie ze związkami zawodowymi lub
tymi z własnego dzieciństwa.
Co
gorsza, oświatowe-nauczycielskie związki zawodowe także mają w małym poważaniu
tych, których powinni bronić, skoro nie podejmują działań w zakresie pragmatyki
zawodowej. Do niej zaś należą kwestie uznawalności wykształcenia, a także
uzyskanych kwalifikacji do wykonywania zawodu. Już upłynęło ponad dwadzieścia
lat, a ja stykam się z ofiarami bałaganu i braku logiki w zatrudnianiu
nauczycieli w szkołach.
Być
może wynika to z faktu, że przy tak niskich płacach i tak niewielu opłaca się
podejmować pracę w przedszkolu czy szkole, chyba że ma bogatego męża-sponsora
pedagogicznej entuzjastki pracy z dziećmi. W czym rzecz? Jak zwykle w tym
samym, więc można zajrzeć najpierw do wcześniejszych moich wpisów, które nosiły tytuł:
* Luzactwo
kwalifikacyjne, czyli uczyć każdy może
* Kwalifikacyjne
zamieszanie
* Ministerstwo
Edukacji Narodowej pracuje nad projektem w sprawie szczegółowych
kwalifikacji wymaganych od nauczycieli
* Chaos i nieodpowiedzialny brak międzyresortowej
współpracy w edukacji i szkolnictwie wyższym
* Czy
nauczyciel przedszkola ma być także anglistą?
* Kluczowa
dla kształcenia nauczycieli w Polsce ekspertyza profesorów z
Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN;
* Krytyka Raportu NIK o przygotowaniu do zawodu
nauczycieli
* Ekspertyza prof. Doroty Klus-Stańskiej o projekcie
standardów kształcenia nauczycieli wczesnej edukacji
* Przygotowanie (nie-)pedagogiczne
* O
tym, jak markuje się kształcenie nauczycieli w Polsce po 2019 r.
* Absolwent pedagogiki nie ma kwalifikacji
pedagogicznych, czyli polski paragraf 22, itd.
Pisze nauczycielka o tym, że od 10 lat pracuje w szkole
na stanowisku nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej, pedagoga szkolnego, prowadzi
zajęcia dla dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Ukończyła studia na
kierunku pedagogika opiekuńczo-wychowawcza w jednej z wyższych szkół
prywatnych. Dodatkowo ukończyła przed kilku laty studia podyplomowe z
pedagogiki specjalnej.
Jej problem pojawił się w momencie, kiedy dyrektor szkoły
stwierdził, że nie ma uprawnienia do pracy w szkole, gdyż nie posiada
przygotowania pedagogicznego. Do tej pory miała prawo wykonywania zawodu, ale
kiedy postanowiła złożyć wniosek o nauczycielski awans zawodowy dowiedziała
się, że nie ma kwalifikacji pedagogicznych.
Czy ktoś wreszcie przerwie ten totalny absurd, który niszczy
motywację do pracy tym, którym jeszcze chce się pracować z dziećmi lub
młodzieżą. Może następny minister edukacji wprowadzi amnestię, wyczyści prawo
oświatowe i doprowadzi do powołania samorządu zawodowego nauczycieli, by to oni
merytorycznie rozstrzygali o tym, czy ktoś ma kwalifikacje do wykonywania tego
zawodu, czy ich nie posiada.
(źróło ilustracji: paradaopornych.pl - zakupiona przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" dla potrzeb blogera)