Państwo mniej/więcej PLUS



W czasie posiedzenia sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży wiceminister Łukasz Szumowski odniósł się do raportu Najwyższej Izby Kontroli - "Rozwój kadr naukowych". Już na samym wstępie ubolewa, że w latach 2012-2016 systematycznie malała liczba pracowników naukowych ze stopniem doktora oraz bez stopnia naukowego. Powód tego stanu rzeczy jest oczywisty, tylko nic z wiedzy na ten temat nie wynika. "Jak wyjaśnił wiceminister Szumowski, spadająca liczba osób zatrudnionych na uczelniach ze stopniem doktora wynika z tego "że finanse w sektorze szkolnictwa wyższego niestety są takie, jakie są".

Podobnie jest ze szkolnictwem wyższym - państwowym. Od dwóch lat minister Gowin utrzymuje kadry w stanie permanentnej niepewności zapewniając w toku konsultacji, że to w trosce o naukę i studentów muszą poradzić sobie z własnymi emocjami. Mniejszość naukowców pracuje na większość, by dzięki większości mogła wyłonić się mniejszość. Bez zmiany ustaw, ale aktami wykonawczymi minister pozbawił środków finansowych wiele jednostek akademickich skazując je na wegetację, a nawet konieczną wyprzedaż części infrastruktury. Uniwersytety nie zatrudniają młodych, zdolnych, gdyż minister J. Gowin zmuszając uczelnie do zmniejszenia liczby przyjęć na studia stacjonarne doprowadził do tego, że adresują one swoje oferty do mniejszości.

Szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Beata Kempa zadbała o asystentów, bowiem w ramach znakomitej kondycji budżetu państwa podpisała decyzję o podwyżkach zasadniczego wynagrodzenie z 3100,-zł do 6560,-zł. dla 16 asystentów w KPRM.

To jest jasny sygnał dla młodego pokolenia. Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie milionera. Już teraz zaPISz się do partii, zostań POlitykiem, a będziesz miał 15 cookies. W szkołach wyższych, w których pracuje polska inteligencja na stanowiskach nauczycielskich, naukowo-badawczych i administracyjnych, nie ma szans na takie płace. Asystent na uniwersytecie może liczyć na 2100,-zł, czyli trzykrotnie mniej od "-siewicza". Wykształcone kadry administracji uczelnianej mają po kilkunastu latach pracy co najwyżej 3100, -zł., a więc dwukrotnie mniej od asystentów premierostwa i ministrów.

Permanentnie utrzymywany jest przez rządzących od 1992 r. stan ekonomicznej degradacji polskiej inteligencji przez rządzących tak w dziedzinie nauki, szkolnictwa wyższego, kultury, jak i oświaty. Prokuratorzy chyba wywalczą sobie podwyżki akcjami strajkowymi, bo w końcu mają w PIS swojego przedstawiciela - posła Stanisława Piotrowicza. Lekarze-rezydenci nie mieli na to szans. Posłowie proponują im, by szukali godnych płac poza granicami kraju. Są w końcu mniejszością.

W PAŃSTWIE MNIEJ/WIĘCEJ PLUS rząd zrealizował wiele ważnych projektów socjalnych. Nie zaprzeczy temu żadna większość, ani mniejszość. Mnie też się podobają.

Tysiące nauczycieli wygaszanych gimnazjów straciło miejsca pracy. Resort twierdzi, że etatów w szkolnictwie przybyło, tyle tylko że w ... przedszkolach. Szkoły nie są dla nauczycieli tylko dla dzieci, więc zawsze można redukcje etatów wytłumaczyć tym, że jest to profesja wysokiego ryzyka. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Poleciała więc mniejszość.

Pracownik filii gminnej biblioteki rozsyła błagalne listy o podarowanie książek beletrystycznych, najlepiej romansideł, autobiografii i komiksów, ale zdarza się, że zajrzy niestacjonarna studentka, by zapytać o książkę z historii filozofii. Filia nie ma pieniędzy na nic, poza płacami w wysokości ok. 2100,- zł dla pracownika sfery KULTURY. Działacze organizacji pozarządowych wcielają się w role publicznych żebraków dla potrzebujących - chorych, niepełnosprawnych, uzależnionych czy wybitnie utalentowanych. Większość darczyńców pomaga różnym mniejszościom.

W państwie PLUS mniejszość ma większość, by większość miała mniejszość.

Komentarze

  1. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego pracownicy uczelni nie poszli jeszcze palić opon pod Sejmem, albo nie zaczęli masowo zwalniać się z pracy, są duże możliwości w zakresie dorabiania sobie. Tyle tylko, że założeniem uczelnianego pensum nie jest to, że po jego wyrobieniu naukowiec ma wolne. Po odbębnieniu obowiązkowych godzin i innych obowiązków powinien siadać do biurka (którego, nota bene, uczelnia w wielu przypadkach mu nie zapewnia) i „robić naukę”. Tymczasem nie ma na to czasu, bo leci /i tutaj do wyboru/: a) do drugiej pracy; b) wyrabiać nadgodziny dydaktyczne w dużych ilościach; c) prowadzić własną firmę; d) inne (jakie?)… W efekcie starcza pieniędzy na (w miarę) godną egzystencję, ale czasu na naukę już nie. Skutki? Wszyscy dziwią się, że polska nauka posiada tak duży potencjał i tak słabe wyniki. Można oczywiście nie dorabiać, poświęcić się nauce i żyć za gołą pensję asystenta/adiunkta w mieście wojewódzkim, wynajmować pokój w mieszkaniu studenckim lub mieszkać u rodziców, a na założenie rodziny zdecydować się dopiero wtedy, gdy znajdzie się partnera lub partnerkę, którzy posiadają „prawdziwą” pracę i będą gotowi sponsorować naszą naukową pasję. Zresztą… pomarudziłabym jeszcze, ale muszę lecieć wyrabiać godziny na studiach niestacjonarnych.
    [proszę wybaczyć, że się nie podpiszę]

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Anonimowy 25 listopada 2017 12:04

    "Wszyscy dziwią się, że polska nauka posiada tak duży potencjał i tak słabe wyniki."

    Jo sie tam nie dziwie, bo i potencyji w ty polski nauce nie widze.

    Baca

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno baco co byś widzioł, ked owiecki pasiesz

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam