Absolwentka Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, a od 6 lat dziennikarka „Gazety Wyborczej” - Aleksandra Szyłło wydała książeczkę zawierającą wywiady z siedmioma pedagogami, których życie i oświatowa działalność są silnie związane z jednej strony z pokoleniem opozycji wobec PRL, a z drugiej strony transformatywnymi pedagogami „nowej” i neoliberalnej lewicy.
Ich punkt widzenia szkoły jest zatem jednostronnie zdeterminowany wartościami tych ideologii, które nie są i nie muszą być przez wszystkich podzielona. Nie oznacza to jednak, że to, co mówią o szkole, jest niewłaściwe, nierozsądne czy obrazoburcze. Szkoła polska nadal jest "socjalistyczna", mimo 28 lat transformacji ustrojowej, ale oni sami czynili wiele, by w różnych zakresach jej funkcjonowania zmieniła swoją tożsamość będąc zarazem wyjątkową przestrzenią dla rozwoju dzieci i młodzieży. Wszyscy chcieli innej, lepszej szkoły od tej, do której sami uczęszczali czy w niej pracowali.
Rozmówcami są:
1) Krystyna Starczewska -polonistka, dr nauk humanistycznych w zakresie filozofii, opozycjonistka związana z Komitetem Obrony Robotników i Towarzystwem Kursów Naukowych. Co za paradoks. To były te Kursy, których spotkania zakłócał napaścią bojówkarz PZPR Krzysztof Kruszewski (później prof. pedagogiki na UW). Interlokutorka red. Szyłło publikowała w prasie podziemnej znakomite eseje o szkole, toteż te, do których udawało się w PRL dotrzeć, były dla młodych nadzieją, że o szkole można myśleć i pisać humanistyczne.
Usunięta że szkoły i pozbawiona prawa wykonywania zawodu za to, że stanęła w obronie maturzystów, których prace maturalne były treściowo sprzeczne z ideologią socjalizmu, zapłaciła tę cenę zachowując własną godność i nauczycielska wiarygodność. Piękna, etyczna postawa, która stała się wyznacznikiem jej dalszych dokonań. Dążyła do tego, by w wolnej Polsce mogły powstawać szkoły autorskie, z własnymi programami i rozwiązaniami organizacyjnymi oraz zabiegał o gwarantującą pluralizm oświatowy konstrukcję prawa.
Po upadku socjalizmu powołała w stolicy do życia wraz z działaczami opozycji Społeczne Liceum Ogólnokształcące, które stało się pierwszą w kraju stricte demokratyczną szkołą. Szkoda, że ten udany eksperyment nie znalazł w kraju naśladowców. Jednak potwierdza zarazem, że żadna w świecie alternatywna szkoła nie daje się sklonować w innym miejscu tylko dlatego, że ktoś chciałby ją uczynić taką samą. Dzisiaj K. Starczewska jest już na emeryturze, ale dalej służy swojej placówce i inspiruje innych do tworzenia własnych rozwiązań. Stworzyła szkołę w duchu iście korczakowskim, zapewniając w niej samorządność. Jest tu sejm, rada szkoły i sąd, a więc tom czego nie znosi żadna władza autorytarna. Słusznie dezawuuje obecną likwidację gimnazjów i szkolny wyścig szczurów.
2) Drugim rozmówcą jest Jacek „Jac” Jakubowski – współzałożyciel ośrodka socjoterapii dla narkomanów SOS (Szkolnych Ośrodków Socjoterapii), także uczeń Krystyny Starczewskiej z LO im. Słowackiego. Nic dziwnego, że stworzył z zapaleńcami szkołę dla młodych zbuntowanych, kontestatorów, nonkonformistów, uczniów z problemami, których nauczyciele z ogólnodostępnych szkół nie tolerowali. Miał wsparcie w tym eksperymencie wśród humanistycznych psychologów, autora znakomitych publikacji już w latach 80. XX w. (Jerzy Mellibruda, Hanna Tyłek, Andrzej Janowski).
Wszystkich jednoczyła działalność opozycyjną, ale i potrzeba ratowania młodzieży. Jak mówi:” Za komuny mieliśmy przeświadczenie, że to komunia jest wrogiem szkoły, więc jak się zlikwiduje komunie, będzie już dobrze. Okazało się, że to nie takie proste. System oparty na hierarchii i przymusowym wlewaniu uczniom wiedzy do głowy jest głęboko w nas”(s.47) SOS-y działają do dziś, a zatem mamy kolejny, polski i trwały eksperyment pedagogiczny.
3) Łukasz Łukowski – polonista, pedagog, wraz z K. Starczewska działacz „Solidarności”, jeden z założycieli warszawskiego SOS-u, obecnie dyrektor autorskiej placówki „Kąt” w Aninie. Zapewne jest bardziej znany z racji częstej obecności w mediach jako komentator problemów niedostosowanej młodzieży. Ma w swojej pamięci zapis usuwania go w okresie PRL ze szkół za nieuctwo, krnąbrność, długie włosy, a później za palenie papierosów.
Podobnie jak Jakubowski był w Kuroniowej drużynie czerwonego harcerstwa. W opozycji tworzył Komisję Pomocy Uczniów, w ramach której – jak ujawnia – uratował Wojciecha Cejrowskiego. Był uczestnikiem negocjacji z władzami PRL w sprawie zmian oświatowych. Jako dyrektor Kąta przywraca młodym wiarę w to, że szkoła może być dla nich jak autobus, którym on kieruje, ale zapewnia na pokładzie dobry klimat, szacunek i szansę na uczenie się. Opowiada o trudnych przypadkach, uczniowskich dramatach i trudnej sztuce sprawienie, by chcieli przyjąć pomoc.
4) Jacek Strzemieczny - wychowanek prof. Andrzeja Janowskiego, pod którego kierunkiem napisał i obronił w UMCS w Lublinie dysertację doktorską z pedagogiki oraz doświadczył czerwonego harcerstwa w drużynie J. Kuronia. Jest jednym z współzałożycieli i prezesem Fundacji Centrum Edukacji Obywatelskiej w Warszawie. W okresie transformacji ustrojowej został zatrudniony przez swojego promotora, a wiceministra edukacji w MEN jako dyrektor Departamentu Kształcenia i Doskonalenia Nauczycieli.
Podobnie zarażony psychologią humanistyczną uczynił swoją misją zapewnienie uczniom lepszej szkoły niż ta, do której sam uczęszczał. Promuje model szkoły uczącej się, edukacji bez stopni, ale z ocenianiem kształtującym i motywującej uczniów do autoodpowiedzialności oraz podejmowania decyzji. Nie uważa, że wyposażanie szkół w nowe media czy podwyższenie płac wszystkim nauczycielom poprawi jakość edukacji.
Prowadzone przez niego CEO, niestety, nie przyczyniło się do demokratyzacji polskiego systemu szkolnego ani też do zrozumienia w społeczeństwie tkwienia kolejnych władz w patologii centralizmu. Projektowane akcje dalece rozmijały się z wartością uspołecznienia szkół, o którą zabiegali jego promotorzy. Być może praca w MEN zatarła w nim potrzebę dezawuowania pozoranctwa i etatystycznej polityki oświatowej.
5) Romuald Sadowski, jak i kolejna rozmówczyni, jest chyba najmniej znanym pedagogiem spośród wszystkich rozmówców. Ukończył studia na PIPS-ie (obecnie Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie), a od ponad 23 lat kieruje Schroniskiem dla Nieletnich i Zakładem Poprawczym w Falenicy. Był studentem Marii Grzegorzewskiej, toteż z wypowiedzi wyłania się postać autentycznie zaangażowanego resocjalizatora, który doskonale rozumie „pokiereszowane dusze” wychowanek. Jak mówi: „Sztuką jest dostrzec całego człowieka. Jeśli zobaczę całą dziewczynę, a nie tylko tę złodziejkę w niej, mam szansę zacząć budować jakąś relację i wpływać na tako osobę tak, by się zmieniła.” (s.103)
6) Maria Mach jest z wykształcenia filozofką, zaangażowaną w działania Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, gdzie animuje formy pracy z uczniami zdolnymi. Z jej diagnozy wynika, że szkoła powszechna jest przechowalnią dzieci i młodzieży , uniformizującą ich osobowość. Tymczasem - jak stwierdza - szkoła publiczna przypomina koszary, psychiatryk lub więzienie, gdzie nie liczy się indywidualność, wykrywanie i rozbudzenie u uczniów pasji.
(…) uczeń powinien być miarę sam dla siebie, ponieważ dojrzewa się nielinearnie”(s.120) Ciekawie rozpoznaje sytuację uczniów, których kształcą zniewoleni nauczyciele. „Nauczyciele są dziś niestety w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Mają mało swobody i mało zaufania od dyrektora i instytucji, dla której pracują”.(s.123)
7) Elżbieta Piotrowska-Gromniak zamyka cykl wywiadów o szkole jako była nauczycielka historii, która - po porzuceniu nauczycielskiego zawodu - przeszła do biznesu. Obecnie kieruje powołanym przez siebie do życia Stowarzyszeniem „Rodzice w edukacji”. W okresie koalicyjnych rządów PO i PSL włączyła się w wygodne dla MEN pozorowanie współpracy szkół z rodzicami na poziomie jedynie rad rodziców. Zaangażowanie w systemowy projekt „Szkoła Współpracy" było dowodem na to, jak można finansować z budżetowych środków pozór poprawiania rzekomego partnerstwa nie dostrzegając jego nicości.
Wydane środki na kursy i szkolenia z zakresu komunikacji rodziców z nauczycielami nie doprowadziło w kraju do jakiejkolwiek zmiany na rzecz rzeczywistego partycypowania rodziców wraz z dziećmi i nauczycielami w kreowanie kultury szkoły publicznej. Trafnie jednak wypowiada się na temat istoty szkoły demokratycznej i autonomicznej zarazem. Nie wspomina w rozmowie o tym, jak finansujący jej projekt resort edukacji wraz z b. premierem D. Tuskiem lekceważył rodziców oburzonych obniżeniem wieku obowiązku szkolnego.
Zbiór rozmów z tymi osobowościami nie wnosi niczego nowego do naszej wiedzy ani o szkole, ani o opozycyjnej aktywności w PRL jej bohaterów, ani o dobie transformacji. Redaktorka nie była do tego przygotowana, tylko zarejestrowała sprawy oczywiste i w dużej mierze już znane w naszym środowisku. Pozytywną stroną wydania tej książki jest niewątpliwie przejaw troski o utrwalenie w świadomości społecznej godnych tego postaci. Sama jednak nie wykazała się rozumieniem spraw oświaty i wpisanej w jej dzieje politycznej destrukcji. Treść książki zatem częściowo rozczarowuje, co przecież nie wyklucza zachwytu nią innych.
O edukacji może pisać każdy (czyli byle kto), bo i dokumenty dotyczące edukacji np. podstawa są byle jakie. Nie ma w nich odwołania do podstaw pedagogiki, tak jak w IB (maturze międzynarodowej), której źródłami są explicite wymienione curriculum koncepcje J. Deweya, J. Piageta, A.S Neilla J. Brunera. Ta bylejakość się rozlewa już od dziesiątek lat.
OdpowiedzUsuńO ile terminowi "nowa lewica" towarzyszy jakieś pole znaczeniowe, to zupełnie nie wiem co miał na myśli Autor bloga mówiąc o cyt. "lewicy neoliberalnej". Poproszę o wyjaśnienie.
OdpowiedzUsuńNie ma "czystych" ideologii. Każda ma swoją skalę i zakres idei typowych dla innej.
Usuń