02 czerwca 2016

Fasadowy Sejm Dzieci i Młodzieży

Po raz kolejny prawica weszła w buty lewicy kontynuując typowy dla czasów PRL, a wprowadzony przez SLD i PSL, zamysł fasadowej demokracji w postaci tzw. Sejmu Dzieci i Młodzieży. Już byłoby lepiej, żeby to pokolenie nie uczestniczyło w kolejnej grze pozorów, rzekomym liczeniu się z jego opinią oraz z koniecznością przygotowania wystąpień na zadany mu politycznie temat.

W tym roku, podobnie jak przez ostatnich dwadzieścia jeden lat, w ławach poselskich zasiedli wyselekcjonowani uczniowie szkół, by uzasadnić przygotowaną wcześniej uchwałę i podzielić się własną opinią na problemy, które wynikają z jej treści. W tym roku, zgodnie z duchem rządzącej partii i większości parlamentarnej, młodzieży zadano przygotowanie wystąpień na temat edukacji i polityki historycznej w Polsce pod szyldem troski o historię miejsc pamięci narodowej.

Aleksandra Kuc sformułowała dość krytyczną diagnozę naszego kraju, oskarżająco pytając: Co nas czeka po ukończeniu szkoły? Praca od świtu do nocy i głodowa emerytura. Trudno się dziwić, że młodzi uciekają z Polski.



Niektórzy "posłowie" - mówiąc kolokwialnie - "zerwali się z łańcucha" i postanowili powiedzieć nie to, do czego zostali zobowiązani, albo co zostało uzgodnione z ich "nadzorem" lub ze znaczącymi dla nich osobami. Niektórzy mówili sobą. Właśnie dlatego obrady SDiM bywają miejscami autentyczne, pełne wigoru, młodzieńczego buntu i niezgody na sposoby i zakres rządzenia krajem przez dorosłych polityków. Są jednak nic nie znaczącym spotkaniem, z czego - przynajmniej większość z nich - doskonale zdaje sobie sprawę. Mówił o tym Marek Mikołajczyk:



Podobnie wypowiadała się o hipokryzji władzy Agata Przepiórka:




Nie zabrakło wypowiedzi rozliczeniowych z przeszłością, a wprost z polityką PO i PSL. Dostało się poprzedniej koalicji, ale nie po raz pierwszy, bo pisałem rok temu o tym, jak ówcześni młodzi posłowie wyrażali swój sprzeciw wobec rządzących. Filip Stachurski mówił:



I co? Nic. Poprzedni rząd nie potrafił wyciągnąć z tego żadnych wniosków, bo przecież dzieci i ryby głosu nie mają, a jeśli nawet do niego dochodzą, to kończy swój uchwalony zapis w koszu na śmieci. Poprzednia koalicja syciła się cenzurowanymi raportami z diagnoz oświatowych , jakie przygotowywał jej Instytut Badań Edukacyjnych, a badania socjologów wskazujących na radykalną zmianę postaw wśród młodzieży były traktowane jako antypaństwowe.



Dostało się też obecnej opozycji parlamentarnej, co wydaje się mocno sterowane. Franciszek Dąbrowa kierował zarzuty pod adresem KOD-u, by przestał bronić b.SB-ków z wysokimi emeryturami,



a Damian Gleń twierdził, że obecna opozycja sięgnęła już dna:



Do następnych wyborów są jeszcze trzy lata. Rządzący mają zatem czas na autokorektę. Minister edukacji Anna Zalewska na szczęście nie ukrywała event'owego charakteru tego posiedzenia, a więc nie grała z młodymi fałszywymi kartami. Już w pierwszym zdaniu uczciwie stwierdziła: "Cieszę się, że będziemy mogli spędzić tutaj ciekawy dzień i odpowiedzieć na wasze pytania."



Tymczasem młodzi mają świadomość tego, że są przyszłością tego kraju i prędzej czy później zastąpią obecne elity odpłacając im za nadobne. Tak mówił Paweł Januchowski :




Ba, powrócili, zapewne tego nieświadomi, do solidarnościowej zasady subsydiarności państwa wobec społeczeństwa. Julia Konwińska apelowała: Nic nie naprawiajcie, stwórzcie tylko godne warunki, byśmy zostali w tym kraju.



Trzeba przyznać, że mamy świetną młodzież, refleksyjną, krytyczną, uspołecznioną, ale też konformistyczną, powierzchowną, bezkrytyczną. Norbert Czarny zwrócił się do swoich rówieśników, by skończyli z biernym obywatelstwem i przestali szkodzić państwu swoją obojętnością:



Aleksandrze Pałce zaś nie podobało się, że młodzi posłowie, zamiast mówić na zadany temat, postanowili hejtować poprzedni rząd:



Do zobaczenia w przyszłym roku. Zapewne nic się nie zmieni, poza tematem obrad. Historia bowiem kołem się toczy. Niestety, nie jest to koło hermeneutyczne.