21 czerwca 2012
Kontuzjowani na boiskach swoich życiowych pasji odnajdują wsparcie
Muzeum Miasta Łodzi, które mieści się w przepięknym Pałacu Poznańskiego, umożliwiło Fundacji „Połączeni Pasją” zorganizować charytatywny wieczór z Piotrem Bałtroczykiem. Mimo, że w Łodzi jest wiele wyższych szkół prywatnych i publicznych, kształcących na kierunku pedagogika, praca socjalna, nauki o zdrowiu czy pedagogika specjalna, żadna z nich nie stała się ani sponsorem, ani nie objęła swoim patronatem takiego przedsięwzięcia. Gdyby same mogły na tym zarobić, wynajmując swoje sale, galerie, patio itp., to kto wie, ale żeby tak dać coś bezinteresownie innym?
Fundacja „Połączeni Pasją” zrodziła się w środowisku artystów, sportowców, kaskaderów filmowych - osób, dla których realizacja własnych pasji wiąże się z nieustannym balansowaniem na krawędzi ryzyka. Niestety, zdarzają się wypadki czy inne nieprzewidziane okoliczności, które powodują, że ci tak wspaniali i silni ludzie wraz z rodzinami stają w obliczu choroby, kalectwa, bezradności. Przykrą, ale i zarazem jakże pełną serdeczności i daru płynącego z ludzkich serc była okazja do spotkania się z ludźmi potrzebującymi materialnej pomocy i oferującymi ją. Uczestników tego spotkania, któremu patronowała m.in. Wojewoda Łódzki Jolanta Chełmińska, poruszyła wypowiedź matki 20-letniej Ani o tym, jak doszło do wypadku rujnującego zdrowie młodej pasjonatki koni. Ania pochodzi z rodziny o tradycjach sportowych, gdyż jej tata był reprezentantem Polski w siatkówce, srebrnym medalistą ME, uczestnikiem Mistrzostw Świata i Olimpiady w Moskwie. To po rodzicach odziedziczyła miłość do sportu, wiążąc swoją pasję sportową i miłość z końmi.
W 2010 roku Ania ukończyła Szkołę Mistrzostwa Sportowego, a po maturze postanowiła szlifować swoje umiejętności w Niemczech, gdzie rozwijała swoje jeździeckie i trenerskie umiejętności. Tam jednak uległa w czasie pracy z końmi wypadkowi, została przez jednego z nich kopnięta w twarz, co spowodowało złamanie podstawy czaszki, złamanie kości jarzmowej i szczęki, złamanie kości nosa, złamanie dna obu oczodołów i wstrząs mózgu. Matka Ani wzruszająco mówiła o tym, jak trudno jej było pokonać pierwszy okres walki o życie córki, a teraz o jego rekonstrukcję tak, by mogła w nim dalej się realizować, na miarę swoich już ograniczonych możliwości. To, czego się nauczyła, jak nam mówiła, to przede wszystkim cierpliwości, pokory i umiejętności zabiegania o pomoc. Wie, że to, co jej córka otrzyma od bezinteresownych dawców, prędzej czy później zostanie niejako oddane innym. Tak rodzi się i rozwija ludzka solidarność i współpraca.
To właśnie mama Ani poprosiła swojego kolegę z lat szkolnych o to, by zgodził się wystąpić charytatywnie na rzecz pozyskania środków do ratowania życia i rehabilitacji Ani. Tą osobą okazał się Piotr Bałtroczyk.
Sala Muzeum Miasta Łodzi była wypełniona po brzegi. Jakże ambiwalentne, bo wzruszające i zarazem radosne spotkanie, także z poprzedzającym je występem zespołu jednego z Domów Pomocy Społecznej w Łodzi, okazało się wartością nieprzekładalną na inne walory życia w postrobotniczym mieście. Dobrze, że są jeszcze tacy, którzy chcą i potrafią się dzielić z innymi tym, co dla jednych jest tragiczne i bolesne, z tymi, którzy potrafią nie tylko współczuć, empatycznie towarzysząc w ich dramatach, ale i wesprzeć realną i duchową pomocą.
-------
Tymczasem niektórzy nauczyciele "kontuzjują" psychicznie dzieci i ich rodziców. Mama jednego 8 latka z Łodzi głowiła się nad tym, jak rozwiązać zadany przez nauczycielkę do domu rebus. Dziecko nie może sobie z tym poradzić. Rodzice zaczęli dociekać, o co tu może chodzić, ale sprawa bardzo szybko się wyjaśniła. Zajrzeliśmy do Wikipedii a tam stoi jak wół: Serso (fr. Cerceau – okrąg) – gra rekreacyjna polegająca na rzucaniu i chwytaniu wiklinowego kółka na kijek. Wywodzi się ze starożytnego Rzymu, popularna w XIX i XX w. Prawdopodobnie uczęszczające na lekcje dziecko nie zapamiętało nazwy tej gry, a rodzice, którzy przyszli na świat w drugiej połowie lat 80. XX w. zamiast bawić się jako dzieci w serso, musieli wystawać ze swoimi rodzicami w kolejkach po mięso, mleko, masło i wyroby czekoladopodobne na kartki. Uczniom z gimnazjum, którzy czytają Stanisława Lema, proponuję rebus sep-UL-ki. Gdyby w rebusie była nazwa gry komputerowej lub na PSP, to nie byłoby tego kłopotu.