Jak kogoś odwołują
to zawsze jest to zła wiadomość, niezależnie od tego, czy dotyczy ona odwoływanego, czy odwołującego. W tych procedurach nie ma sytuacji, o jaką upominał się Thomas Gordon w swojej koncepcji znanej wśród pedagogów powszechnie jako „Wychowanie bez porażek”, by w relacjach wspólnotowych nie było zwycięzców i pokonanych, by nie obowiązywał w stosunkach międzyludzkich system zero-jedynkowy, zgodnie z którym zawsze ktoś musi wygrać, a ktoś musi przegrać.
Wykluczanie kogoś, niezależnie od tego, czy jest zapowiedziane z dużym wyprzedzeniem, jak w przypadku ogłoszonego referendum, czy ma charakter skrytobójczego ataku, zza węgła (przy wykorzystywaniu procedur prawnych, z zaskoczenia dla odwoływanej osoby) jest zawsze odzwierciedleniem destrukcji i degradacji czegoś/kogoś, upadku albo zasad, albo praw, a na pewno człowieka. W przypadku przegranego przez Prezydenta miasta Łodzi – dra Jerzego Kropiwnickiego – referendum, a tym samym zmuszenia go proceduralnie do oddania sprawowanego urzędu, rację mają pewnie i jego sojusznicy, przyjaciele, życzliwi mu mieszkańcy, jak i ci, którzy parli do pozbawienia go tej godności (w sensie podwójnym) na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi. Obie strony wyciągną z tego wnioski, choć tylko odwołany doświadczy bezpośrednio skutków tych wydarzeń.
Jak stwierdził prezes PiS Jarosław Kaczyński: ci łodzianie, którzy wzięli udział w referendum zagłosowali za odwołaniem Kropiwnickiego z urzędu prezydenta miasta, ponieważ "on im się po prostu nie podobał". (http://wiadomosci.onet.pl/2113266,11,prezes_pis_to_zla_wiadomosc,item.html)
A jeszcze tak niedawno biegali do Prezydenta z życzeniami, zapewnieniami o wdzięczności, przyjaźni, solidarności, współczucia, wykorzystali każdy, a niedostępny publicznie akt jego zaangażowania w rozwiązanie czyjejś (swojej) sprawy, udzielenie komuś pomocy, podjęcie trudnej decyzji, powoływali się na potencjalne poparcie z jego strony itd., itp.
Nie mieszkam w Łodzi, więc nie mogłem uczestniczyć w referendum, a wziąłbym w nim niechybnie, gdyż o tak rozumianą demokrację walczyły – także w naszym imieniu i dla nas - co najmniej dwa pokolenia Polaków w okresie PRL i – co szczególne – także w okresie 20-lecia III RP. Nie jest to z mojej strony czcza deklaracja, gdyż kilka tygodni wcześniej w moim mieście też były wybory lokalnej władzy samorządowej. Powód oczywiście był inny, niż w przypadku Prezydenta miasta Łodzi, ale nie wyobrażałem sobie nieuczestniczenia w czymś, do czego osobiście zachęcam zawsze także moich studentów.
Inna rzecz, to wynik tych procesów. Zdumiewający, zaskakujący. Dla jednych i dla drugich. Edukacja obywatelska trwa przez całe nasze życie, ustawicznie, permanentnie. Dobrze, kiedy po takich wydarzeniach można spojrzeć sobie w lustro. Gorzej, kiedy …