03 września 2019

"Szkoła wisi poniekąd w pustce"


W znakomitej rozprawie profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego - Zygmunta Mysłakowskiego p.t. "Państwo a wychowanie", która ukazała się w 1935 r., znajdziemy wciąż aktualną diagnozę specyfiki zarządzania polityką oświatową. Przywołam niektóre myśli tego pedagoga uprzedzając zarazem, że pisownia jest zgodna z oryginałem. Proszę się jednak nią nie zrażać.

Autor opisuje w rozprawie m.in. to, jakie są skutki wprowadzenia w sposób radykalny i odgórny zmiany ustrojowej i aksjologicznej szkolnictwa państwowego. Poznajemy ponadczasowe mechanizmy organizowania stosunków społecznych w placówkach edukacyjnych, które - zamiast sprzyjać rozwijaniu nauczycielskiej i uczniowskiej twórczości, rozwojowi solidarności społecznej i wychowaniu dojrzałych, autonomicznych moralnie jednostek - generują sprzeczne z nimi praktyki i tendencje.

"Tendencje te tkwią jednak w samem założeniu organizacyjnem szkoły, w dążeniu władz do rozciągnięcia kompetencji i kontroli wobec niej. Z jednej strony postulat twórczości wymagałby obdarzenia nauczyciela znaczną odpowiedzialnością, a co za tem idzie, znacznem zaufaniem, z drugiej strony występują tendencje zmierzające do przewagi aparatu nad czynnikiem osobowym, do przewagi programu i schematu nad indywidualną twórczością. Sprzeczności tych szkoła prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła całkowicie usunąć". (s. 8)

Sprawującym centralistyczna władzę nad szkolnictwem zależy przede wszystkim na tym, by nauczyciele nie przejawiali "w obcowaniu z młodzieżą pełni życiowej, a więc także pewnego polotu, czy idealizmu wychowawczego" (s. 9), gdyż mają oni być jedynie narzędziem w kształtowaniu postulowanych i oczekiwanych w duchu ideologii władz pożądanych przez nie kompetencji i postaw dzieci i młodzieży. W takiej sytuacji nauczyciele najczęściej przystosowują się do formalnych zobowiązań zachowując "zewnętrzną frazeologię, maskę, gest. Młodzieży jednak to nie przekonywa"., gdyż "(...) życie, które zaczyna się tuż za murami szkoły, jest inne; szkoła wisi poniekąd w pustce. (...) Brak jej szczerości i ostrego nastawienia na problemy życiowe". (tamże).

Nauczyciele obezwładniani formalno-prawnymi rygorami nie oddziałują na uczniów tym, kim są, jakimi są, bowiem w swej większości będą realizować powierzchowny idealizm odwołujący się do poprawnej politycznie teleologii wychowania. Z tego też powodu szkoła nie ma siły wychowawczej. "Im bardziej formalizuje się pewien porządek i im bardziej w ten sposób odchyla się od rzeczywistego stosunku sił, ten słabszy się staje wogóle, jako siła społeczna. Tem bardziej zawisa niejako w powietrzu" .(s.11)


W wyniku rewolucji oświatowej wyłania się nowy porządek społeczny, który oparty jest na częściowo odmiennym systemie wartości. Sprawującym władzy zależy na tym, by doszło "(...) do uwartościowienia kultury przez włączenie jej w swobodny krąg osobowości". (tamże) To, że do tego nie dojdzie w powszechnym wymiarze nie ma dla sprawujących władzę szczególnego znaczenia. "Trzeba pozwolić każdemu pokoleniu na odnajdywanie osobistego stosunku do tradycji, choćby się to niekiedy wydawało nawet bolesnem nam, którzyśmy wyrośli w innem ustosunkowaniu się intelektualnem i w innem nastawieniu uczuciowym" (tamże).

Zdaniem Z. Mysłakowskiego nie ma w takiej rewolucji niczego złego, jeśli nie narzuca ona przemocą perspektywy swoich wartości wszystkim naruszając wolność osobistego ustosunkowania się do nich przez każdego z osobna. "Gdy pokolenie dorosłe usiłuje per fas et nefas narzucić młodzieży pewne wartościowanie, wychodzące już z użycia, wartościowanie, które całą rolę, jaką miało spełnić, spełniło - tworzy ono już tylko pustą formę wychowawczą bez siły. Młodzież broni się wewnętrznie przeciw tak pustym formom w sposób prosty: przestaje je wogóle spostrzegać. Słyszy słowa i przystosowuje się zewnętrznie do wymagań starszych, żywiąc w głębi duszy najzupełniejszą obojętność, jeśli nie lekceważenie dla wychowawców i ich naiwności". (s.12)

Warto zwrócić uwagę na niezwykle celne uwagi Mysłakowskiego na temat władzy, która może ją sprawować w wyniku ustawicznego odradzania przez konflikt mitów narodowościowych wspomaganych mitami ideowymi. Afirmatora innej ideologii, innych wartości toleruje się tylko jako przeciwnika. "Walka, nietolerancja, nienawiść nie są przypadkowemi atrybutami patrjotyzmu, przeciwnie patrjotyzm karmi się niemi i podsyca. Hasła tolerancji, liberalizmu i miłości są zbyt słabe, ażeby stworzyć podstawę dla potężnego zbiorowego wzruszenia. (...) Odosobnienie, w którem zamyka ludzi mit narodowy, prowadzi do dwu zjawisk współzależnych, intensywnej strony, egzaltacji >swojego< i nietolerancji obcego z drugiej strony. Jedno podtrzymuje i odżywia drugie"(tamże) " (s. 29)

W III RP po raz kolejny wykorzystują edukację doktrynerzy moralni, fanatycy oderwanych zasad, bezwzględni idealiści wciągając ją w polityczne i ideologiczne wojny oraz atak na opozycję. Podobnie postępuje opozycja. Żadnej ze skonfliktowanych stron nie interesuje szkoła jako środowisko socjalizacji i wychowania, które pielęgnowałoby wartości ogólnoludzkie. Redukowanie sfery aksjonormatywnej edukacji do ideowo-politycznej ortodoksji - jak pisze Mysłakowski: (...) prowadzi do nietolerancji i pomniejszania wartości >cudzego< a następnie do wojny, będącej źródłem zniszczenia zawsze dla jednej strony, a niekiedy dla obu (...) wszelka wojna czy rewolucja zawiera w sobie utajoną dialektykę przeciwieństw: pewne wartości niszczy, pewne inne tworzy". (s. 35)

Do czego doprowadzi kolejny rok deformy polskiej edukacji? Na jakich mitach, bo przecież nie realiach odkrytych w wyniku rzetelnych badań naukowych, będzie konstruowany proces kształcenia i wychowywania młodych pokoleń? Może powinniśmy mieć na uwadze prawidłowość psychospołeczną, o której pisze Z. Mysłakowski:

"Pomiędzy zupełną nieinterwencją państwa a wszechwładną istnieje gdzieś punkt, w którym ustosunkowanie się państwa do sił społecznych jest najkorzystniejsze. Jest to optimum stosunku. Każde przekroczenie tego punktu w jednym lub drugim kierunku zmniejsza obopólną korzyść. Jest kwestią rozumu politycznego i tężyzny społeczeństwa, ażeby ten punkt odnaleźć". (s. 114) O ten właśnie punkt, granice, których żadnej władzy oświatowej przekroczyć nie wolno, warto pytać kandydatów do Sejmu III RP. Po wyborach bowiem może być już za późno.