28 marca 2017

Komitet Nauk Pedagogicznych obradował w Instytucie Badań Edukacyjnych

W poprzedniej kadencji Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN ówczesny dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych dr hab. Michał Federowicz kierował zaproszenie na wspólne posiedzenie, ale nie było ono przyjmowane ze względu na częściowe włączanie się niektórych zespołów "badawczych" w działania odbiegające od standardów metodologii badań społecznych (szczególnie diagnoza sześciolatków w szkołach podstawowych, badania czasu pracy nauczycieli czy współpracy szkół z rodzicami).

Uczeni-członkowie KNP PAN wielokrotnie w swoich stanowiskach dla MEN, publikacjach i wypowiedziach dawali wyraz niezadowoleniu z prowadzenia diagnoz na zamówienie polityczne, niezależnie od tego, że ten Instytut ma w swoim dorobku przecież bardzo wartościowe pomiary diagnostyczne oraz badania o charakterze stricte naukowym, które są niezwykle ważne i wartościowe tak dla współczesnej pedagogiki szkolnej, dydaktyki, jak i praktyki oświatowej.

Nową kadencję na lata 2016-2019 rozpoczęliśmy zatem jeszcze w lutym br. od pozytywnej odpowiedzi na kolejne zaproszenie Dyrekcji IBE, by spotkać się i skupić na prezentacji wybranych wyników badań pracowników tej instytucji. Z udziałem nowego Dyrektora IBE dr. Piotra Stankiewicza mieliśmy okazję do wymiany poglądów na temat roli badań PISA oraz zwrócić uwagę na niezwykle korzystne dla nauczycieli szkół podstawowych wyniki badań w zakresie uwarunkowań jakości kształcenia na lekcjach matematyki i języka ojczystego.


Chcieliśmy zatem przy tej okazji przekazać b. dyrektorowi Michałowi Federowiczowi wyrazy także naszego zadowolenia z wielu, znakomity projektów, z których wynikami każdy zainteresowany może zapoznać się zaglądając na profesjonalnie prowadzoną stronę tego Instytutu.

Obrady otworzył wczoraj były dyrektor IBE - wiceprzewodniczący KNP PAN, a obecnie przewodniczący Rady Naukowej IBE prof. zw. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski (rektor APS w Warszawie) oraz prof. zw. dr hab. Mirosław J. Szymański (obecnie w APS w Warszawie), który moderował zarazem dyskusję. W I części posiedzenia dr hab. Michał Federowicz oraz dr Michał Sitek syntetycznie omówili wyniki Polaków w badaniach międzynarodowych - PISA, TIMSS, PIRLS, ESLC, ICILS, PIAAC. W II części raportów badawczych dr hab. Krzysztof Biedrzycki zrelacjonował wyniki badań dotyczących jakości kształcenia z języka polskiego, zaś mgr Małgorzata Zambrowska z IBE mówiła o umiejętnościach matematycznych polskich uczniów na I, II i III etapie edukacyjnym.

Badania PISA stanowią - niezależnie od wykorzystywania ich przez rządzących do marketingu politycznego - bardzo interesującą mapę porównawczą stanu wykształcenia piętnastolatków na świecie, toteż z zadowoleniem przyjęto informację o tym, że władze MEN wyraziły zgodę na ich kontynuowanie. Słusznie pan dr hab. M. Federowicz wskazywał na to, że nie wszystko w oświacie da się zmierzyć, a być może nawet to, co jest w niej najważniejsze, w ogóle wymyka się badaniom kwantytatywnym. Są to tylko wskaźniki zjawisk znacznie głębszych, a nie obraz rzeczywistości edukacyjnej w kraju uczestniczącym w programie PISA.

Nie ulega też wątpliwości, że polscy eksperci, którzy od lat uczestniczą w zespole PISA przenoszą do Polski niezwykle cenną wiedzę na temat tego, jak należy konstruować zadania egzaminacyjne, by zdiagnozować poziom procesu myślenia naszych uczniów w trakcie rozwiązywania zadań oraz jak je szacować. Referujący nie ukrywał towarzyszących tym pomiarom problemów, dylematów metodologicznych czy związanych z interpretacją danych.


Ta ostatnia zresztą kwestia budziła zawsze krytykę wśród pedagogów, którzy jednak lepiej znają uwarunkowania procesu kształcenia zarówno w środowisku szkolnym, jak i pozaszkolnym, niż socjolodzy, którzy koncentrują swoją uwagę przede wszystkim na konstruowaniu narzędzi pomiaru i poprawności jego przeprowadzenia w kraju.

Tymczasem, jak słusznie przypomniał o tym wczoraj prof. Zbigniew Kwieciński - badania międzynarodowe są wyjałowione z najważniejszych, bo socjo-kulturowych uwarunkowań uczenia się, a więc kapitału kulturowego i ekonomicznego rodziców badanych uczniów, który rzutuje na poziom wiedzy i umiejętności uczniów. Konieczne jest uwzględnienie w reformach szkolnych zmiany koncepcji sprawiedliwości szkolnej, która uwzględniałaby sytuację najsłabszych i najzdolniejszych uczniów.

Pojawiło się pytanie, dlaczego rządzący - w ramach wprowadzanych zmian systemowych w polskim szkolnictwie - nie wyciągają żadnych wniosków z badań międzynarodowych i krajowych, tylko traktują je jako okazję do wydania środków budżetowych dla różnych podmiotów. Konsumpcyjne, częściowo polityczne wykorzystywanie licznych diagnoz - jak wynikało z omówienia kolejnych badań krajowych - jest demotywujące, bowiem w niewielkim stopniu sprzyja naprawie polskiej edukacji.

Badacze IBE mają świadomość tego, że w wyniku różnych projektów diagnostycznych docierali do pewnych umiejętności uczniów czy osób dorosłych z pewnym jedynie przybliżeniem, ale zarazem potrafią wskazać na najsłabsze punkty w edukacji szkolnej. Przed nami stoi poważne zadanie koncentrowania uwagi na najsłabszych uczniach, na tych, którzy mają problemy w uczeniu się, gdyż nie jest prawdą, że w Polsce nie ma analfabetyzmu. Nie został on wyeliminowany ani w PRL, ani w okresie transformacji ustrojowej po 1989 r. Rozwija się analfabetyzm funkcjonalny i półanalfabetyzm.



Najbardziej porażające były dla nas wyniki badań nad wiedzą i umiejętnościami uczniów szkół podstawowych oraz ich nauczycieli czy kandydatów do tej profesji. Być może dla zespołu socjologów i dydaktyków szczegółowych uzyskane przez nich wyniki były czymś zaskakującym, ale dla pedagogów nie stanowią one żadnej nowości. Znamy pewne prawidłowości już od kilkudziesięciu lat, toteż nie w kolejnych danych na temat wad, patologii czy dysfunkcji tkwi szansa na ich wyeliminowanie lub chociażby znaczące zredukowanie, tylko w makropolityce oświatowej formacji rządzących.

Przez ile jeszcze lat będziemy musieli słuchać kolejnych wyników diagnoz, a te będą miały miejsce, że uczniowie mają kłopot m.in. z:

- streszczaniem tekstu, jego interpretacją, samodzielnym pisaniem notatek, odróżnianiem opinii od faktów, odczytywaniem intencji bohatera, argumentowaniem i uzasadnianiem własnego stanowiska, itp.

- wykorzystywaniem mediów elektronicznych w rozwiązywaniu zadań, brakiem umiejętności rozwiązywania tzw. nietypowych zadań.


Katastrofą jest - jak to określono - ortografia i interpunkcja. Nauczyciele są bezradni wobec tego zjawiska. Uczniowie wćwiczani są do bezradności, do wyczekiwania na podyktowanie im przez nauczyciela notatki z lekcji. Poloniści nie potrafią zachęcić uczniów do czytania, a jeśli omawia się lektury, to pomija się w nich takie kwestie egzystencjalne dla dojrzewającej młodzieży, jak: erotyka (66 proc. wskazań braku), problemy dojrzewania, dorosłości (41 proc.) czy konfliktów międzypokoleniowych (29 proc.).

Nie jest dobrze - zdaniem diagnostów z IBE - w kształceniu matematycznym, skoro nauczyciele zadają uczniom prace domowe, ale ich nie sprawdzają, a jeśli już, to nie dokonują analiz błędów. Dominuje metoda "ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje", czyli "róbcie dzieci to, co ja", a więc odwzorowywanie za nauczycielem jedynie słusznego rozwiązania. Pozoruje się na lekcjach pracę zespołową, nie różnicuje tempa pracy uczniów i przeważa nauczanie bazujące na wydawaniu poleceń, a nie pobudzaniu uczniów do samodzielnego, twórczego, elastycznego myślenia.

W podsumowaniu zwróciłem uwagę na to, że tego typu diagnozy są - niestety - oderwane od rzeczywistych uwarunkowań pracy polskich nauczycieli, których łatwo można oskarżać o nieakceptowanie nietypowych rozwiązań zadań, brak rozwijania krytycznego myślenia, posądzać ich o wygodnictwo, przywiązanie do wzorcowych rozwiązań, pozoranctwo, itp.

.

Tymczasem wraz ze zmianą ustroju szkolnego w 1999 r. rozpoczął się proces strukturalnego i merytorycznego niszczenia przez centralne władze oświatowe innowacyjności, kreatywności, elastyczności czy wreszcie odejścia od adaptacyjnego modelu nauczania na rzecz kształcenia konstruktywistycznego, kluczowego dla rozwoju młodych pokoleń w ponowoczesnej rzeczywistości. To nie nauczyciele są winni temu, że szkoły nie są de facto autonomiczne, system jest centralistycznie sterowany tak, jak w PRL, ma charakter nakazowo-rozdzielczy, a ewaluacja służy pozoranctwu i wćwiczaniu do nieuczciwości.

Powrót do poprzedniego ustroju szkolnego tylko pogłębi kryzys w jakości kształcenia dzieci młodzieży. Polska edukacja jest opóźniona o co najmniej trzydzieści lat w stosunku do stanu wiedzy na temat tego, w jaki sposób można i należy kształcić młode pokolenia w glokalnym świecie, żeby traktowały uczenie się jako proces ustawiczny, konieczny i satysfakcjonujący. Właściwie, możemy wrócić do rozpraw naukowych naszych profesorów sprzed lat, także do wyników badań wśród absolwentów ośmioklasowych szkół podstawowych, by tylko osadzić je we współczesnych realiach.

Profesorowie pedagogiki mają zatem co robić, by z jednej strony dalej prowadzić rzetelne badania naukowe, a z drugiej uświadamiać wszystkim podmiotom związanym z edukacją, że drzwi już dawno zostały wyważone. Trzeba tylko umieć przekroczyć próg zostawiając patologie poza drzwiami błędnie utrzymywanego i zarządzanego ustroju szkolnego.