31 stycznia 2014

List Otwarty w sprawie opinii podręcznika dla nauczycieli do wychowania w przedszkolach



















Szanowni Państwo,

po zapoznaniu się z treścią Listu Otwartego, jaki został skierowany do mnie przez panią Martę Rawłuszko z Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej oraz za jej sprawą także pozostałych 41 organizacji pozarządowych i jednego nauczycielskiego związku zawodowego (ZNP), przygotowałem odpowiedź jeszcze tego samego dnia. Uważałem jednak, że zgodnie z normami kulturowymi prześlę pisemną odpowiedź drogą tradycyjną (za pośrednictwem Poczty Polskiej) najpierw zainteresowanej i wskazanym do wiadomości także w tym Liście przedstawicielom polityki i władzy państwowej, żeby następnie poinformować o tym opinię publiczną także w tym miejscu.

W dn. 17 stycznia 2014 r. opublikowałem w blogu treść przygotowanej przez Zespół Edukacji Elementarnej pod kierunkiem prof. APS dr hab. Józefy Bałachowicz opinię publikacji dla nauczycieli programu autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej, Ewy Rutkowskiej pt. Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć. Po 10 dniach otrzymałem drogą elektroniczną: "List otwarty do prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk".

Autorka tego listu, włączając jako jego sygnatariuszy aż 41 organizacji, chyba nie zrozumiała treści opinii o publikacji ani też nie doczytała, kto jest jej autorem. Na jakiej bowiem podstawie ów List skierowano do mnie, a nie do pani prof. APS dr hab. Józefy Bałachowicz, czyli autorki Opinii ZEE przy KNP PAN? Czyżby to było takie trudne, czy może w ramach działań dyskryminacyjnych pani Marta Rawłuszko postanowiła pominąć Panią Profesor z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie i jej ekspertów z Zespołu Edukacji Elementarnej przy KNP PAN? A może w jakiejś mierze postanowiła ocenić recenzentkę poza jej plecami, bo nie jest w tym Liście wymieniona nawet jako adresat "do wiadomości"? Przyznam szczerze, że z takimi praktykami dyskryminacyjnymi, mającymi jednoznacznie charakter wywierania presji na kogoś przez słanie skarg do przełożonego, spotykałem się tylko w okresie państwa totalitarnego. Jak widać pewne mechanizmy i przyzwyczajenia są reprodukowane przez kolejne pokolenia osób, tym razem rzekomo angażujących się na rzecz walki z dyskryminacją.

Poniżej przedstawiam in extenso treść Listu Otwartego, w odróżnieniu od liderki antydyskryminacyjnego towarzystwa, która nie raczyła w domenie TEA udostępnić czytelnikom treści opinii pani prof. J. Bałachowicz. Poniżej będzie też moja nań odpowiedź jako Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Ubolewam, że ktoś, kto mieni się społecznikiem na rzecz działań antydyskryminacyjnych, sam dyskryminuje innych, także w treści tego Listu. To zdumiewające, że pretensje w sprawie eksperckiej opinii, która dotyczyła przecież pozbawionej jakiejkolwiek recenzji naukowej publikacji dla nauczycieli (sfinansowanej ze środków publicznych!) kieruje się do Przewodniczącego Komitetu z insynuacją o mających miejsce manipulacjach itp. Ba, kierując List do władz resortowych usiłuje się dodatkowo wywrzeć na mnie presję. W tym sensie jest to akt godny pożałowania i nie mający nic wspólnego z antydyskryminacyjnymi ideami. Wciąganie do tego politycznego manewru organizacji pozarządowych i związku zawodowego stawia pod znakiem zapytania, czy aby ich liderzy wiedzieli, pod czym się podpisali? A podpisali się pod tym, by możliwe było faszerowanie nauczycieli publikacją z logo instytucji publicznych, pozbawioną jakiejkolwiek recenzji.

Niestety prasa nie opublikowała eksperckiej opinii ekspertów KNP PAN in extenso, ale i KNP PAN o to nie zabiegał. Uważałem, czemu dałem wyraz w komentarzu do artykułu pana Artura Grabka z "Rzeczpospolitej", że sprawą powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli. Sam uczestniczyłem w różnych rolach (w tym także jako ewaluator) w realizacji kilku projektów edukacyjnych ze środków UE, ale niedopuszczalne było, by tzw. produkt finalny, który jest adresowany do beneficjentów, nie był w ogóle ewaluowany! Czyżby to zdenerwowało autorki - ocenianej przecież nie przeze mnie publikacji? Czy pani M. Rawłuszko sądzi, że jak zgromadzi nawet 200 sygnatariuszy swojego listu, to uzyska prawo cenzurowania opinii naukowych w publicystycznej stylistyce?

A teraz ów List Otwarty i przedmiotowa nań odpowiedź:


Warszawa, 27 stycznia 2014 r.

List otwarty
do prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego
Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych
Polskiej Akademii Nauk


Szanowny Panie Przewodniczący,

W związku z wydaną przez Zespół Edukacji Elementarnej pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN opinii o programie „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć” autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej oraz Ewy Rutkowskiej, zwracamy się do Pana o odniesienie do następujących kwestii.

1. Z jakich powodów opinia ekspertów/ekspertek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w recenzji publikacji „Równościowe przedszkole” posługuje się kryteriami oceny programu wychowania przedszkolnego, mimo że jednocześnie stwierdza, zgodnie z faktami i deklaracjami autorek, że recenzowany materiał nie jest programem wychowania przedszkolnego?

Zwracamy uwagę, że jest to zabieg manipulacyjny i nieuczciwy. Recenzja Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, obecnie szeroko przytaczana w mediach, dyskredytuje materiał skierowany do osób dorosłych za pomocą kryteriów oceny ustalonych dla materiałów skierowanych do dzieci w wieku przedszkolnym. Przyjęta metodologia recenzowania jest nierzetelna i w konsekwencji prowadzi do nieuprawnionych wniosków.

2. Zwracamy uwagę, że wprowadzanie treści równościowych i antydyskryminacyjnych do systemu edukacji formalnej jest zgodne z rozporządzeniem w sprawie nadzoru pedagogicznego (Rozporządzenie MEN z dnia 10 maja 2013 roku zmieniające rozporządzenie w sprawie nadzoru pedagogicznego; Dziennik Ustaw z 14 maja 2013 poz. 560.) W wymaganiach formułowanych wobec przedszkoli jako obowiązujący funkcjonuje zapis:

„W przedszkolu są realizowane działania antydyskryminacyjne obejmujące cała społeczność przedszkola”.W obliczu przywołanych zapisów, stoimy na stanowisku, że publikacja „Równościowe przedszkole” ma na celu realizację zapisów polskiego prawa oświatowego – wysiłku, który w obszarze równości płci podejmują niestety nieliczne/nieliczni i który, jak pokazują przywołane przez Komitet Nauk Pedagogicznych PAN badania, pozostaje cały czas niewystarczający dla zmiany dyskryminacyjnego status quo.

3. W recenzji ekspertów/ekspertek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN pojawia się stwierdzenie, że:
„Problematyka stereotypów płciowych i konsekwencji ich obecności w życiu społecznym jest niezwykle ważna dla edukacji. Liczne polskie badania dowodzą, że nierówne traktowanie płci i umacnianie stereotypowego wizerunku kobiety i mężczyzny zachodzi na każdym szczeblu edukacji (por. badania L. Kopciewicz, M. Chomczyńskiej-Rubachy, M. Karkowskiej, S. Kamińskiej-Berezowskiej, M. Falkiewicz-Szult i in.), a rozpoczyna się już w przedszkolu. Z tego względu uwrażliwienie nauczycieli na powielanie zachowań stereotypowych wobec płci wychowanków, budowanie u nich świadomości mechanizmów dyskryminacji, a w konsekwencji - unikanie w pracy z dziećmi reprodukcji stereotypów związanych z płcią, kształtowanie pozytywnych doświadczeń dzieci w toku wychowania, rozwój indywidualnych zdolności niezależnie od płci, jest niezwykle cenne. Realizacja takich celów ma pozytywny wymiar zarówno społeczny, jak też indywidualny; zabezpiecza sprawiedliwe i demokratyczne stosunki społeczne oraz umożliwia pełną samorealizację jednostki”.

Głęboko zgadzając się z powyższym stwierdzeniem, zwracamy się z zapytaniem o działania podejmowane przez Komitet Nauk Pedagogicznych PAN, mające na celu jak najszersze upowszechnienie odpowiednich materiałów wspomagających uwrażliwianie nauczycieli/nauczycielek na ww. problematykę oraz wspierających ich/je w realizacji ww. celów w edukacji przedszkolnej. Jakie inne podręczniki dla nauczycieli/nauczycielek oraz programy nauczania Komitet Nauk Pedagogicznych rekomenduje w celu „budowania świadomości mechanizmów dyskryminacji” oraz „unikania w pracy z dziećmi reprodukcji stereotypów związanych z płcią” na poziomie przedszkola?
Zwraca naszą uwagę fakt, że Komitet pod Pana przewodnictwem skorzystał ze swojego autorytetu, aby publicznie podważyć wartość jednego z nielicznych równościowych materiałów skierowanych do nauczycieli/nauczycielek przedszkolnych, jednocześnie powstrzymując się od wzięcia odpowiedzialności za zaproponowanie alternatyw i szerokie upowszechnienie lepszych rozwiązań.

Postulujemy skorzystanie z autorytetu społecznego i kompetencji merytorycznych Komitetu do podjęcia konkretnych działań służących zmianie szkodliwych stereotypów płci oraz dyskryminacyjnych zachowań obecnych w edukacji, tak dobrze zbadanych i opisanych przez badaczy i badaczki przywołane w przedmiotowej opinii Komitetu.
Brak konstruktywizmu w recenzji wydanej przez Komitet wydaje się szczególnie rażący w sytuacji, gdy tak wiele realnych działań na rzecz edukacji antydyskryminacyjnej i równościowej w Polsce podejmowanych jest nie przez środowiska naukowe, lecz przez indywidualnych nauczycieli/nauczycielki, organizacje pozarządowe i partnerów społecznych.
Chcemy podkreślić, że jednym z zadań Komitetu jest „opracowywanie nowych koncepcji i propozycji rozwiązań modelowych dotyczących oświaty, kształcenia i doskonalenia kadr naukowych w dziedzinie pedagogiki oraz kształcenia nauczycieli”. Postulujemy więc, aby najbliższe nowe rozwiązanie modelowe dotyczące oświaty, opracowane przez Komitet, dotyczyło przeciwdziałania „nierównemu traktowanie płci i umacnianiu stereotypowego wizerunku kobiety i mężczyzny”, które „zachodzi na każdym szczeblu edukacji”.

4. Zwracamy również uwagę na badania zrealizowane przez Centrum Ewaluacji i Analizy Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego (raport „Równe traktowanie standardem dobrego rządzenia” pod red. prof. Jarosława Górniaka), które wskazują, że spośród różnych działań równościowych, najwyższy odsetek Polaków i Polek – 84% popiera wprowadzanie nauczania na temat równego traktowania w szkołach. Działania poszerzające wiedzę i podnoszące świadomość na temat równości cieszą się największą aprobatą społeczną.

Z dużym prawdopodobieństwem można więc twierdzić, że szerzej zakrojona i lepiej upowszechniona działalność Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, realizująca zdefiniowane przez Komitet cele odnoszące się do równości płci, byłaby w zgodzie nie tylko z ważnymi demokratycznymi wartościami, ale również odpowiedziałaby na istniejące zapotrzebowanie społeczne wielu rodziców - Polek i Polaków.

Licząc na konstruktywny dialog, Z poważaniem, Marta Rawłuszko, Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej i:


1. Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej, Warszawa
2. Amnesty International, Warszawa
3. Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa
4. Centrum Inicjatyw UNESCO, Wrocław
5. Centrum Wspierania Partycypacji Społecznej, Gdańsk
6. Ekspedycja w Głąb Kultury, Zabrze
7. Fundacja dla Odmiany, Gdańsk
8. Fundacja Autonomia, Kraków
9. Fundacja Gender Center, Warszawa
10. Fundacja Klamra, Żywiec
11. Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej, Warszawa
12. Fundacja Pozytywnych Zmian, Bielsko-Biała
13. Fundacja Projekt Caracol, Wrocław
14. Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków
15. Fundacja Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego, Warszawa
16. Fundacja Równość.info, Warszawa
17. Fundacja Równość.org, Kraków
18. Fundacja Trans-Fuzja, Warszawa
19. Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON, Warszawa
20. Kampania Przeciw Homofobii, Warszawa
21. Klub Sportowy Chrząszczyki, Warszawa
22. Kolektyw Odrobina Kultury, Warszawa
23. Krytyka Polityczna
24. Kwartalnik kulturalno-polityczny "Bez Dogmatu", Warszawa
25. Nieformalna Grupa Łódź Gender, Łódź
26. Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a, Wrocław
27. Partia Zieloni
28. Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, Warszawa
29. Porozumienie Kobiet 8 Marca, Warszawa
30. Stowarzyszenie Homo Faber, Lublin
31. Stowarzyszenie „Jeden Świat”, Poznań
32. Stowarzyszenie Kobiet Konsola, Poznań
33. Stowarzyszenie Lambda Warszawa, Warszawa
34. Stowarzyszenie na rzecz Kultury i Dialogu 9/12, Białystok
35. Stowarzyszenie Na Rzecz Osób LGBT „Tolerado”, Gdańsk
36. Stowarzyszenie Pro Humanum, Warszawa
37. Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa “Bardziej kochani”, Warszawa
38. Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób Homoseksualnych, Biseksualnych i Transpłciowych Akceptacja, Warszawa
39. Stowarzyszenie W stronę dziewcząt, Warszawa
40. Związek Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa
41. Żydowskie Stowarzyszenie Czulent, Kraków

Do wiadomości:
 Pani Joanna Kluzik-Rostkowska, Minister Edukacji Narodowej
 Pani prof. Lena Kolarska-Bobińska, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego
 Pani dr Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Traktowania
 Pani prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich



************************************************************************
ODPOWIEDŹ NA LIST OTWARTY














Warszawa, 28 stycznia 2014 r.

Szanowna Pani
Marta Rawłuszko
Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej


Szanowna Pani,
przesłanie w imieniu aż 41 organizacji pozarządowych (łącznie ze związkiem zawodowym) na adres Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN Listu Otwartego świadczy o podzielaniu troski o kwestie realizacji idei tolerancji, przeciwdziałania dyskryminacji i równości, także w procesie wychowania przedszkolnego. Właśnie w takim duchu została przygotowana opinia ekspertów zadaniowego Zespołu Edukacji Elementarnej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN o programie „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć” autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej oraz Ewy Rutkowskiej.

Wśród członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN są profesorowie, którzy od kilkudziesięciu lat podejmują w procesie badawczym i kształcenia kadr nauczycielskich oraz pedagogicznych właśnie tę problematykę, jak: Maria Dudzikowa, Zbigniew Kwieciński, Maria Czerepaniak-Walczak, Tomasz Szkudlarek, Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, Kazimierz Przyszczypkowski, Dorota Klus-Stańska, Janusz Gęsicki, Józefa Bałachowicz, Mirosław J. Szymański, Barbara Kromolicka, Tadeusz Lewowicki, Zbyszko Melosik, Teresa Hejnicka-Bezwińska, Stefan M. Kwiatkowski, Marek Konopczyński, Henryka Kwiatkowska czy moja osoba. Przewodnicząca zespołu zadaniowego Edukacji Elementarnej przy KNP PAN, specjalistka w zakresie edukacji przedszkolnej - pani prof. APS dr hab. J. Bałachowicz - zgodnie z obowiązującą w Komitecie procedurą - przeprowadziła w środowiskach uniwersyteckich naszego kraju konsultacje naukowe, na podstawie których została przygotowana przez Nią opinia o w/w programie. Jej treść jest rzeczowa, metodologicznie poprawna, zgodna z obowiązującymi w pedagogice przedszkolnej i psychologii wieku dziecięcego standardami wspomagania rozwoju małego dziecka z uwzględnieniem obowiązującego w III RP prawa.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN nie inicjuje i nie zajmuje się ideologicznymi kwestiami, które usiłuje się przypisać ekspertyzie jednego z jego Zespołów, ani też nie zajmuje stanowiska wobec medialnych sporów, jakie są prowadzone przez różne jego strony, gdyż nasi członkowie są naukowcami i dzielą się swoją wiedzą oraz wynikami wieloletnich często badań o najwyższych standardach w kraju. Profesorowie KNP PAN nie przygotowują recenzji pod oczekiwania jakichkolwiek organizacji, partii politycznych czy związków zawodowych, czym odróżnia się od innych graczy w debacie publicznej. Właśnie dlatego zostali powołani do tej struktury społecznej w tajnych wyborach przez całe środowisko akademickie. Stwierdzenie w Liście Otwartym, że Komitet Nauk Pedagogicznych PAN pod moim przewodnictwem (...) skorzystał ze swojego autorytetu, aby publicznie podważyć wartość jednego z nielicznych równościowych materiałów skierowanych do nauczycieli/nauczycielek przedszkolnych, jednocześnie powstrzymując się od wzięcia odpowiedzialności za zaproponowanie alternatyw i szerokie upowszechnienie lepszych rozwiązań” jest zatem więcej niż nieporozumieniem.

Komitet Nauk Pedagogicznych nie został poproszony o napisanie programu wychowania przedszkolnego, tylko o zaopiniowanie takiego, który już został opublikowany a powstał ze środków publicznych. Państwa List nie zawiera merytorycznych argumentów, które odnosiłyby się do treści opinii zespołu ekspertów KNP PAN, toteż nie będziemy z nim polemizować czy odnosić się do jego treści. Przyjmujemy do wiadomości powstałe emocje czy dysonans poznawczy. Z wynikami prac członków Komitetu, jak i jego działalności można zapoznać się w PAN, gdyż każdego roku przedkładamy stosowne sprawozdania.

Z poważaniem

Przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN

prof. dr hab. Bogusław Śliwerski



Do wiadomości:

Pani Joanna Kluzik-Rostkowska, Minister Edukacji Narodowej
Pani prof. Lena Kolarska-Bobińska, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Pani dr Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Traktowania
Pani prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich

30 stycznia 2014

Nowa era w polskiej edukacji

























Kartę "pracy" z zeszytu ćwiczeń dla uczniów klasy III szkoły podstawowej gorąco polecam następującym organizacjom, których liderzy nie mają nic przeciwko temu, by w Polsce dopuszczać do użytku szkolnego materiały dydaktyczne bez recenzji naukowej, ba, bez jakiejkolwiek recenzji, także, gdy dotyczy to poradników dla nauczycieli na temat wychowania, a są to:



1. Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej, Warszawa
2. Amnesty International, Warszawa
3. Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa
4. Centrum Inicjatyw UNESCO, Wrocław
5. Centrum Wspierania Partycypacji Społecznej, Gdańsk
6. Ekspedycja w Głąb Kultury, Zabrze
7. Fundacja dla Odmiany, Gdańsk
8. Fundacja Autonomia, Kraków
9. Fundacja Gender Center, Warszawa
10. Fundacja Klamra, Żywiec
11. Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej, Warszawa
12. Fundacja Pozytywnych Zmian, Bielsko-Biała
13. Fundacja Projekt Caracol, Wrocław
14. Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków
15. Fundacja Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego, Warszawa
16. Fundacja Równość.info, Warszawa
17. Fundacja Równość.org, Kraków
18. Fundacja Trans-Fuzja, Warszawa
19. Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON, Warszawa
20. Kampania Przeciw Homofobii, Warszawa
21. Klub Sportowy Chrząszczyki, Warszawa
22. Kolektyw Odrobina Kultury, Warszawa
23. Krytyka Polityczna
24. Kwartalnik kulturalno-polityczny "Bez Dogmatu", Warszawa
25. Nieformalna Grupa Łódź Gender, Łódź
26. Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a, Wrocław
27. Partia Zieloni
28. Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, Warszawa
29. Porozumienie Kobiet 8 Marca, Warszawa
30. Stowarzyszenie Homo Faber, Lublin
31. Stowarzyszenie „Jeden Świat”, Poznań
32. Stowarzyszenie Kobiet Konsola, Poznań
33. Stowarzyszenie Lambda Warszawa, Warszawa
34. Stowarzyszenie na rzecz Kultury i Dialogu 9/12, Białystok
35. Stowarzyszenie Na Rzecz Osób LGBT „Tolerado”, Gdańsk
36. Stowarzyszenie Pro Humanum, Warszawa
37. Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa “Bardziej kochani”, Warszawa
38. Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób Homoseksualnych, Biseksualnych i Transpłciowych Akceptacja, Warszawa
39. Stowarzyszenie W stronę dziewcząt, Warszawa
40. Związek Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa
41. Żydowskie Stowarzyszenie Czulent, Kraków
42. Instytut Spraw Publicznych, Warszawa
43. Fundacja REVERS i Fundacja na rzecz Równości z Wrocławia.



29 stycznia 2014

Samorządowy interwencjonizm oświatowy

W Łodzi już trwa spór o to, że władze samorządowe tego miasta postanowiły określić limity klas (a zatem i przyjęć) do istniejących jeszcze liceów ogólnokształcących. Tego typu interwencjonizm jest niczym innym jak socjalistyczną praktyką polegającą na wtrącaniu się władz edukacji w neoliberalną politykę edukacyjną III RP. To, ilu absolwentów gimnazjów, często z okolicznych powiatów, będzie mogło ubiegać się o miejsce w wymarzonej dla siebie szkole, nie zależy przede wszystkim od jej pojemności architektonicznej (chociaż i ta jest - czy tego chcemy, czy nie - ogranicznikiem, bowiem budynki nie są z gumy balonowej), ale od decyzji organu prowadzącego. Ten bowiem określił sztywny limit oddziałów, jakie będą mogły być uruchomione dla przyszłych pierwszoklasistów-licealistów.

Tym samym młodzież już wie, że to nie ona rozstrzyga o tym, gdzie pragnęłaby się uczyć, ale podmioty zewnętrzne. W ten oto sposób powstał nowy ranking liceów, który w pewnym zakresie pokrywa się z rankingiem osiągnięć szkolnych uczniów oraz jedną skupiającą młodzież z egzystencjalnymi problemami. Mamy zatem "szkoły - łodzie flagowe", jak I, III, IV, XII, XIII, XXI XXIV, XXV, XXVIXXXI, XXXII, XXXIII i XLIV LO, w których dyrektorzy będą mieli prawo organizować nabór do maksymalnie pięciu oddziałów nowych klas pierwszych(a w latach ubiegłych było ich w niektórych liceach po sześć) oraz nową w rankingu grupę liceów. W nich będą mogły powstać co najwyżej po cztery takie klasy, po trzy, lub co gorsza - po dwie i .. tylko po jednej. Tak więc na obrzeżach tego przyzwolenia znajduje się np. XXXV LO - szkoła, która miała być już w stanie likwidacji z powodu zbyt małej liczby chętnych do uczenia się właśnie w niej.

Niektórym liceom przykręcono kurek dopływu, bo zmniejszono limit nowych oddziałów np. z sześciu do pięciu, pięciu do czterech, z czterech do trzech itd. Dyrektorzy jednych szkół średnich już protestują, co jest postrzegane jako oznaka braku solidarności z pozostałymi, którzy też chcieliby kształcić w kierowanych przez siebie placówkach, inni zaś cieszą się, że będą mieli chociaż jeden czy dwa oddziały. Będą mieli? Tak, ale na papierze, bo przecież władze samorządowe nie są w stanie pokierować "strumieniem" kandydatów do tych szkół, do których w ramach pierwszego wyboru zgłosi się zbyt mało kandydatów, by można było uruchomić chociaż jedną pierwszą klasę. Podobnie mogą być sfrustrowani dyrektorzy szkół o tzw. wysokim progu przyjęć, bowiem nie mogą wiedzieć, ilu tegorocznych absolwentów gimnazjów znajdzie się w grupie najwyższych aspiracji i osiągnięć, by ów próg pokonać. Być może będą tworzyć listy rezerwowe, by przyjmować "z łapanki", byle tylko mieć wypełniony limit planowanych oddziałów.

Tak oto szkoły ponadgimnazjalne wchodzą coraz silniej w strategię rywalizacji antagonistycznej, która jest "grą o sumie zerowej", to znaczy, że zysk jednej szkoły jest równoznaczny ze stratą innych szkół. Bunt dyrektorów i rad pedagogicznych jednych liceów z powodu obiecania im w ubiegłym roku zwiększenia limitu oddziałów dla klas pierwszych (a tej obietnicy nie dotrzymano), jest niczym innym, jak z jednej strony próbą wyeliminowania konkurencji za pomocą interwencjonizmu samorządowego, a z drugiej ich ukrytego włączania się w lokalne rozgrywki przedwyborcze, by pomóc lewicy wykosić prawicę, czy na odwrót. Być może zatem nie o dobro uczniów tu chodzi, ani o dobro etyczne (słowność władzy), tylko o wzmocnienie własnego bezpieczeństwa zatrudnienia w zawodzie lub dostanie się do władz samorządowych nowej kadencji. Jak inni będą mieli mniej uczniów, to trudno, niech martwi się przyszła władza o to, co zrobić z nauczycielami i pustoszejącymi budynkami, które trzeba utrzymywać z pieniędzy podatników, płacić za media, utrzymywać kadry administracyjne i nauczycielskie itp., bez względu na to, czy uczniów jest 100 czy 450, albo zaledwie 60.

Do rywalizacji koszącej przeciwnika (wszystko jedno, czy jest nim samorządowa władza, czy kadry innych liceów) wprowadza się argumenty, które de facto nie mają przecież nic wspólnego z wolnościowym prawem młodzieży do wyboru tej a nie innej szkoły. Jak w jednej zabraknie miejsc, to przeniosą się do innej, tylko czy aby dlatego, że rzeczywiście wymarzyli sobie w niej edukację czy - jak sądzą niektórzy nauczyciele - powaliła ich siła i zakres sukcesów, jakie obcy im już uczący się w danej szkole licealiści uzyskali w konkursach czy olimpiadach. Apetyty zresztą rosną w miarę "ględzenia", bo nauczyciele zagrożonego w ub. roku likwidacją liceum, do której nie doszło tylko i wyłącznie w wyniku błędu (a może celowo popełnionego) przez jednego z urzędników Wydziału Edukacji, już podnoszą alarm, że są niesłusznie dyskryminowani prawem do uruchomienia zaledwie jednego oddziału. W ubiegłym roku nie mieli chętnych nawet do jednego, więc skąd są przekonani, że w tym roku będą do nich waliły tłumy pasjonatów uczenia się właśnie w tym, a nie innym LO?

Być może magistrat dobrze oszacował spodziewaną liczbę kandydatów do liceów ogólnokształcących, uwzględniając nie tylko niż demograficzny (w tym roku będzie o ok. 500 kandydatów mniej w stosunku do ubiegłorocznej liczby kończących gimnazja), ale także swoistego rodzaju renesans zainteresowania szkołami technicznymi, zawodowymi czy ruchy migracyjne rodzin z dziećmi w tym wieku. Kto wie, czy interesy gimnazjalistów nie pokrzyżują nawet tak ambitnych planów w zakresie przygotowanej liczby nowych oddziałów? Łódź ulega z każdym rokiem wyludnieniu, gdyż coraz więcej młodych osób wyjeżdża albo do innych miast, albo z rodzicami do innych krajów (za chlebem). Kto jest to w stanie przewidzieć, by po wiosennej rekrutacji zaapelować do kandydatów do samorządów o... zmianę w następnym roku szkolnym poziomu samorządowego interwencjonizmu? Do jesieni będą "gruszki na wierzbie", a po wyborach zacznie się twarda konieczność przygotowywania kolejnych budynków liceów do likwidacji.

A poza tym społeczeństwo zgodziło się na władze polityczne, które promują dominację rynku, interesów gospodarki i przedsiębiorców kosztem (wy-)kształcenia młodych pokoleń. Jeśli minister edukacji w submisji wobec ministra finansów przykręca samorządom kurek z dotacją celową na oświatę, bo władza musi utrzymywać infrastrukturę edukacyjną i realizować konstytucyjne prawo dzieci do publicznej oświaty, ale jak najmniejszym kosztem, to i samorządy zaczynają stosować taktykę godzenia wielu interesów lokalnych.

A może zaniechać interwencjonizmu, jakichkolwiek regulacji formalnych i niech się dzieje wola Nieba. Do którego liceum przyjdą nowi kandydaci, to się ostanie, a może nawet zorganizuje kształcenie na trzy zmiany, byle tylko upchnąć jak najwięcej, a do którego liceum nie przyjdą, to ... też się ostatnie. Populistyczna polityka jest w tym roku w cenie. A kto zapłaci rachunki? ONI.

28 stycznia 2014

Narodowy skandal w planowanym w 2014 r. rozwoju czytelnictwa?

Juliusz Wasilewski pisze pod powyższym tytułem w najnowszym numerze "Biblioteka w Szkole" o tym, jak to nasi politycy postanowili realizować Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa w 2014 r. bez udziału dzieci, młodzieży, szkół i bibliotek szkolnych. Toż to sama esencja teflonowego rządu. Jak trafnie pisze o tym autor felietonu, mamy tu do czynienia z narodowym skandalem w związku z przyjętym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego planem powyższego anty-rozwoju.

Tego pisma władze MEN nie prenumerują, więc trudno się dziwić, że nie wiedzą, co dzieje się za miedzą, ale i nie muszą, bo w Polsce edukacja została rozparcelowana do różnych resortów, które - zgodnie z ponawianym postulatem polityków i ich idoli - nie przejawiają żadnej współpracy w sprawach fundamentalnych dla wspierania rozwoju młodych pokoleń.

Bibliotekarze szkolni rozpoczęli zbieranie danych, ile pieniędzy przeznacza się z budżetu na zakupy książek, ile sami "organizujemy" darów, a także, jak stare są nasze księgozbiory. Otóż największe kwoty w ramach w/w Programu zostaną przeznaczone na... poprawę infrastruktury bibliotek publicznych (30 mln) i zakup nowości wydawniczych wraz z multimediami dla tej sieci (ok. 23 mln), zaś rynek wydawniczy dostanie dofinansowanie rzędu 7 ml. zł na książki i czasopisma kulturalne.

Proszę sobie wyobrazić, że aż 7 mln zł zostanie wydatkowane na... PROPAGANDĘ, w ramach której będzie się informować społeczeństwo o tym, że ... Program Rozwoju Czytelnictwa jest realizowany i że powinno się czytać! Program nie przewiduje żadnych działań adresowanych bezpośrednio do dzieci i młodzieży, nie przewiduje także pomocy finansowej na zakup nowości wydawniczych dla bibliotek szkolnych (sic!), które nawet nie mogą się ubiegać o takie dotacje. Czyżby w sposób ukryty postanowiono kontynuować ubiegłoroczną akcję likwidowania bibliotek szkolnych? Cóż to, panie Ministrze, społeczeństwo nie widzi, to można to czynić? A gdzież nasi Związkowcy z ZNP, gdzie ministra edukacji? Na nartach w Dolomitach? Co robią posłowie w Sejmie, którzy w dobie kampanii do Europarlamentu będą głosić dobro i troskę o polskie dzieci, o ich wykształcenie?

Czyżby programy rządowe były tworzone pod prywatne spółki, które zarabiają pod szczytnymi hasłami? Kto nimi zarządza? Kto wygrywa przetargi? Wiadomo - beneficjentami nie są dzieci i młodzież. Władza sobie prenumeruje czasopisma i literaturę, więc zatroszczyła się o siebie, o czym pisałem już kilka dni temu. Tak samo jest w pozostałych resortach?

27 stycznia 2014

Światowej sławy socjolog ... z przypadku









Peter L. Berger (amerykański socjolog austriackiego pochodzenia) wydał autobiografię, która jest znakomitą analizą jego drogi do socjologii, do własnej pozycji w tej nauce, ale i w tle także historią dyscypliny naukowej. Dzisiaj należy do jednego z najczęściej cytowanych naukowców w świecie, toteż zapoznanie się z historią jego życia, która zaczyna się tak naprawdę wraz z jego dorosłością pozwala zrozumieć uwarunkowania przebiegu kariery naukowej socjologa. Opowiada on o sobie z całkowitym pominięciem wieku dziecięcego. Odsłania przy tym bardzo konsekwentnie rolę przypadku i umiejętności jego wykorzystania dla własnego rozwoju.

Czytając Bergera przypomniał mi się esej filozoficzny prof. Bogusława Wolniewicza "O idei losu", w której wyróżnił on dwie prostsze idee składowe ludzkiego losu: przeznaczenie (gr. mojra, to, co los nam „przydzielił”) i przypadek (gr. tyche – czyli to, co się nam przytrafia). Los człowieka jest wypadkową tych dwojga. Ktoś odpowie: „Przecież można coś robić!”. Owszem, czasami można. Jednakże to, czy gdzieś można, samo już jest wyrokiem losu, który akurat tutaj zostawił nam jakąś furtkę. (B. Wolniewicz, O Polsce i życiu, 2011, s. 19)

Otóż tak stało się w życiu Petera L. Bergera, którego do napisania historii własnego życia, związanej z początkami rodzenia się jego ścieżki rozwoju i sukcesów w naukach społecznych (a może bardziej nawet w naukach humanistycznych), skłonił zupełny przypadek. Od niego zaczyna zresztą wstęp do autobiografii pt. Adventures of an Accidental Sociologist: How to Explain the World without Becoming a Bore” (2011). Trafiłem na tę książkę w tłumaczeniu na język czeski, bowiem socjologia w tym kraju stoi rzeczywiście na światowym poziomie. W Pradze wydaje się znakomite, rodzime oraz zagraniczne rozprawy i studia badawcze z nauk społecznych i humanistycznych. Te zaś monitoruję i czytam od lat.

Peter L. Berger – jak wspomina w słowie wstępnym – został zaproszony w 2009 r. z wykładem do Budapesztu na Uniwersytet Środkowoeuropejski. Kiedy zapytał organizatorów, o czym miałby mówić, usłyszał, że wszystko jedno, że to zależy od niego. Innymi słowy, niech powie cokolwiek jako ozdoba wielkiej konferencji. Dodali jednak, że nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby ten wykład miał charakter „ego-historii”. Pomyślał, że prawdopodobnie pod tym określeniem kryje się oczekiwanie przedstawienia jakiegoś autobiograficznego wątku z jego życia. Tak też uczynił, by sprawić tym nie tylko sobie przyjemność, ale i słuchaczom. Po powrocie z Węgier przystąpił do opisania naukowego życia.

Zacytuję zatem z wstępu odpowiedni akapit, zachęcając państwa do przeczytania książki w oryginale, bo po czesku pewnie niewielu będzie miało taką możliwość:

W tym samym roku, latem miałem rozmowę w Wiedniu z córką mojego przyjaciela. Właśnie zaczęła uniwersyteckie studia na socjologii i była nimi rozczarowana. Przeczytała moją starą książkę „Zaproszenie do socjologii”, toteż oczekiwała poruszających intelektualnie doznań. Zamiast tego strasznie się nudziła. Nie wiem, jakiego rodzaju socjologię wykładano w tamtym czasie na Uniwersytecie Wiedeńskim (kiedy przybyłem po latach do swojego rodzinnego miasta, miałem ważniejsze sprawy do załatwienia, niż kontrolowanie stanu rozwoju austriackiej socjologii). Skoro jednak są tam programy kształcenia, jak w całej Europie czy w Ameryce, to wcale nie byłem zaskoczony, że ta bystra młoda kobieta był znudzona studiami. O socjologii krąży mało dowcipów. Ale jeden z nich wydaje się odpowiadającym tej sytuacji:

Doktor oznajmia pacjentowi, że pozostał mu prawdopodobnie już tylko rok życia. Kiedy chory uporał się z tą dramatyczną diagnozą, pyta go, co by mu doradził.
- Ożeńcie się z socjolożką i przeprowadźcie się do Północnej Dakoty – poradził doktor.
- A to mnie wyleczy?
- Nie, ale ten rok wyda się Panu dzięki temu o wiele dłuższy.
(Dobrodružství náhodného sociologa. Jak vysvětlit svět, a přitom nenudit, tłum. tytułu: Przygody przypadkowego socjologa. Jak wyjaśniać świat a przy tym nie nudzić, Praga 2012, s.5


Ciekawe, czy krążą w Polsce dowcipy o socjologach, pedagogach czy psychologach?

26 stycznia 2014

Nie jest łatwo być tłumaczem języka migowego

Czynna zawodowo pedagog jako asystentka osoby niepełnosprawnej prosi o poradę na temat języka migowego i tłumacza języka migowego. Interesuje ją, jak to wygląda w Polsce pod względem prawnym. Ona sama ukończyła wiele kursów ale nie jest pewna czy ma uprawnienia do bycia tłumaczem języka migowego.

W rejestrze tłumaczy tego języka w jednym z urzędów wojewódzkich po zgłoszeniu się, widnieje jako tłumacz języka migowego, natomiast wg Polskiego Związku Głuchych, by ukończyć tłumacza T1, lub T2 powinna mieć ukończone kursy KSS1, KSS2, KSS3. Oczywiście, te kursy już ukończyła i ma także dodatkowo zdany egzamin w Państwowym Związku Głuchych w Warszawie. Ten ostatni egzamin składa się z trzech części, a jego koszty wynoszą około 500 zł i jest on odnawialny co 4 lata. Oprócz tego PZG zastrzega sobie, że egzamin W1 (na wykładowcę) mogą zdawać jedynie osoby niesłyszące, niedosłyszące lub osoby będące członkami PZG.

Nie jestem surdopedagogiem, toteż zwróciłem się do jednego z naszych najlepszych ekspertów, jakim jest prof. dr hab. Bogdan Szczepankowski, em. profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autor wielu podręczników i rozpraw na temat języka migowego. Odpowiedź Profesora jest następująca:

Po pierwsze – jeśli chodzi o możliwość rejestracji na listach wojewodów – to każdy może się zarejestrować na podstawie oświadczenia, że zna język migowy. Tu praktycznie nie są potrzebne żadne dokumenty.

Po drugie – uprawnienia tłumacza z możliwością powoływania przez sądy na biegłego rzeczywiście uzyskuje się na podstawie świadectwa tłumacza wydawanego przez PZG i to drugiego stopnia (T2). Przepisy PZG w sprawie egzaminów są takie, jak pisze zainteresowana.

Po trzecie – uprawnienia wykładowcy języka migowego również wydaje PZG.

No i najważniejsze – Polska Rada Języka Migowego chce te sprawy uporządkować, m.in. znieść monopol PZG na nadawanie uprawnień w postaci certyfikatów T1, T2, W1 i W2. Prace trwają i w tym roku sprawa się rozstrzygnie, ale te certyfikaty nie mają jakiejś magicznej mocy i tylko certyfikat T2 upoważnia do zgłoszenia się jako tłumacz do sądu. Bardzo wiele osób w Polsce prowadzi np. kursy języka migowego bez jakichkolwiek dyplomów (to też jest przedmiotem działania Rady). Rada zajmie się także weryfikacją osób na listach wojewodów, bowiem wiadomo już, że są tam zgłoszone osoby, które zbyt słabo znają język migowy.

Wreszcie uwaga osobista Profesora – aby być tłumaczem języka migowego nie wystarczy ukończyć trzy kursy KSS. Potrzeba autentycznie o wiele więcej wiedzy i umiejętności. Niech owa Pani usiądzie przed telewizorem np. w czasie wiadomości i spróbuje tłumaczyć a vista. Jeśli jej się to uda to oznacza, że potrafi, jeśli nie, to przynajmniej przekona się ile mniej więcej jeszcze jej brakuje.


Sądzę, że tego typu wyjaśnienia przydadzą się nie tylko studiującym pedagogikę specjalną, ale i być może zainteresowanym uzyskaniem nie tyle certyfikatu, ile odpowiednich umiejętności.

25 stycznia 2014

(Eks-)misja w Polskiej Akademii Nauk












stoi w wyraźnej sprzeczności z jej statutowymi celami. Nie po to została powołana do życia Akademia, by niektórzy z jej członków prowadzili zajęcia dydaktyczne czy pozwalali chałturzyć pod jej szyldem OBCYM, ponoć znanym blogerom (?), nie respektując obowiązujących w tym kraju norm. To żałosne, jak obchodzono prawo w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN, w którym powołano kierunek studiów podyplomowych pt. social media głownie po to, by kasę zarabiali ludzie spoza PAN. Dla własnego socialu wyprzedano dobre imię PAN, na której nie zostawia się w prasie suchej nitki. No cóż, powinienem zapytać, czy decyzja o uruchomieniu takich studiów uzyskała akceptację władz PAN i czy w tej sprawie było głosowanie zgromadzenia? Może wypowie się na ten temat jakiś radca prawny?

Nadzór nad jednostkami statutowymi PAN okazał się słaby. Jak wynika z doświadczeń członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN władze Akademii władze nie mają czasu na ustosunkowanie się do kluczowych kwestii przekazywanych przez profesorów postulatów. Można to zrozumieć, bo ten komitet ma społeczny charakter, a obowiązków władze mają wiele. Doświadczaliśmy jednak w ub. roku uporczywych działań nadzorczych tylko dlatego, że nasi eksperci ośmielili się skrytykować projekt nowelizowanej ustawy o systemie oświaty. Troska o ochronę b. ministry edukacji była dla niektórych ważniejsza, niż to, co miało miejsce w statutowej strukturze tej instytucji. Właśnie na to zwracali w ostatnich dniach uwagę niektórzy członkowie naszego Komitetu. No cóż, nie było niepokoju o to, że oddano prywatnej firmie prowadzenie studiów podyplomowych w outsourcing, które skutkują naruszeniem wizerunku PAN. A przecież: Misją Akademii jest wszechstronna działalność na rzecz rozwoju nauki, służąca społeczeństwu i wzbogacaniu kultury narodowej, prowadzona z zachowaniem najwyższych standardów jakości badań i norm etycznych.

Studenci płacili 6 tys. zł za dwusemestralne studia, na których zajęcia prowadzili ... "znani blogerzy". A może to byli znani blagierzy, skoro tak mówi o jakości kształcenia pod szyldem PAN jedna ze słuchaczek - "Kiedy któryś wykładowca się nie spodobał, słuchacze zgłosili zastrzeżenia do organizatorów. Prowadzącego zmieniono. Z czasem jakość zajęć zaczęła się pogarszać. Niektóre z nich odwoływano w ostatniej chwili. – Kiedy skończyło się pierwsze półrocze, instytut przestał się z nami w ogóle kontaktować. Nie wyznaczono nowych terminów zjazdów – mówi inna słuchaczka, Karolina Szymczak."

Dopiero po roku i dochodzących do władz opinii o skandalicznych studiach w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN wprowadzono zmianę dyrektora, który na podstawie audytu zawiesił studia, gdyż te były prowadzone w nielegalny sposób. Każdy, dobrze wykształcony socjolog, ale i pedagog społeczny wie, że nie da się ukryć tak radykalnej rozbieżności między funkcjami założonymi instytucji czy środowiska edukacyjnego a ich funkcją rzeczywistą. Na dodatek okazało się, że zawarta z firmą umowa była niekorzystna dla PAN, a zatem sprawa trafiła do prokuratury. I to wszystko w roku wyborczym, który zapowiada się gorąco.

A może to idzie nowe... , czyli platformerska epidemia wykorzystywania publicznych instytucji do realizowania prywatnego biznesu? Czyż nie o to chodziło ministerstwu, by z jednej strony zdusić placówki publiczne niskimi dotacjami na ich funkcjonowanie (PAN musiała w ub. roku kilkakrotnie nowelizować swój budżet, tak jest on niski), by z drugiej strony wykorzystywać je do celów komercyjnych przez wyszkolonych w tym neoliberałów? W jakiejś mierze potwierdziła ten stan rzeczy wiceprezes PAN prof. Mirosława Marody wyjaśniając prasie, że - "ta sytuacja to efekt przeregulowania prawno-biurokratycznego połączonego z naciskiem na komercjalizację nauki."

Oto Łódź została nagrodzona za liczne projekty właśnie z branży outsourcingu. Firmy z tego miasta zrealizowały 15 projektów w branży outsourcingowej, za co miasto zostało uhonorowane prestiżową nagrodą w kategorii City Outsourcing Star. To może PAN-owski instytut też chciał być STAR w akademickiej przestrzeni? Może należałoby dać specjalną nagrodę Science Outsourcing Star odpowiedzialnym za te studia?