19 października 2022
18 października 2022
Dramatyczne pogorszenie osiągnięć szkolnych w Niemczech
Instytut badań jakości kształcenia ogólnego w
krajach związkowych Republiki Federalnej Niemiec (Das Institut
zur Qualitätsentwicklung im Bildungswesen) przeprowadził badania poziomu wiedzy i
umiejętności uczniów kończących w 2021 roku klasę czwartą. Tego typu
ogólnokrajowe badania są prowadzone co kilka lat, by możliwe było uchwycenie
trendu poziomu edukacyjnego młodych pokoleń.
W
dużej mierze od poziomu wykształcenia elementarnego, początkowego zależą dalsze
losy uczniów uczęszczających do szkół podstawowych, a następnie do szkół
średnich ogólnokształcących i zawodowych. Wyniki diagnozy, którą objęto
wszystkich uczniów klas czwartych (z wyłączeniem uczniów szkół specjalnych), są
alarmujące. Jest to prawdopodobnie następstwo okresu pandemii i kształcenia na
odległość.
Testami
objęto wiedzę i umiejętności 26 844 uczniów z 1 464 szkół z dwóch
przedmiotów: matematyki i języka niemieckiego. Jak się okazało,
kompetencje w zakresie języka niemieckiego (czytanie, słuchanie i
ortografia) oraz z matematyki uległy dramatycznemu pogorszeniu u dzieci we
wspomnianym roczniku szkolnym. Testy zostały opracowane na pięciu poziomach:
poniżej minimalnego, minimalny, przeciętny, powyżej średniego i optymalny
standard.
W
zależności od rodzaju kompetencji okazało się, że średnio od 18 do 30 proc.
uczniów nie spełnia minimalnych standardów. Badania miały charakter
porównawczy, we wszystkich krajach związkowych (Landy). Z badań wynika, że
poziom wykształcenia uległ poważnemu obniżeniu w prawie wszystkich krajach
związkowych, choć w różnym stopniu.
Jednocześnie
pogłębiła się różnica między dziećmi pochodzącymi ze środowisk rodzinnych,
opiekuńczych, znajdujących się w niekorzystnej sytuacji społecznej a dziećmi ze
środowisk imigracyjnych w porównaniu z dziećmi z rodzin bardziej
uprzywilejowanych.
17 października 2022
Jakże aktualne myśli Stanisława Szczepanowskiego
Matka uczennicy w klasie trzeciej szkoły podstawowej A.D. 2022 stwierdza:
nauczyciele wczesnoszkolni zamiast towarzyszyć dziecku w odkrywaniu siebie, wchodzą w ten rytm prac klasowych, sprawdzianów, klasówek. Moja córka w drugiej klasie miała z końcem roku szkolnego kilka sprawdzianów. Patrzenie na dziecko, które dosłownie karłowacieje zamiast wzrastać jest męczarnią. "Mamusiu, ja tak marzyłam o tym, żeby uczyć się w szkole, a teraz płacze, gdy muszę tam iść"...
Zastanawiam się, w jakim celu taka ilość ocen, czemu ma to służyć? Czy w taki sposób wychowamy człowieka mądrego?
W tomie pierwszym "Pisma i przemówienia Stanisława Szczepanowskiego"
czytam:
Zdawałoby
się, że ten wykształconym, dojrzałym człowiekiem, jest tylko doktor
Uniwersytetu; uczeń szkoły ludowej jest po prostu niedoszłym uczniem szkoły
średniej; uczeń szkoły średniej jest niedoszłym słuchaczem uniwersytetu; uczeń
uniwersytetu jest niedoszłym doktorem.
Gdybym chciał przyrównać
do pracy rzeźbiarza, to tak jak rzeźbiarz bierze kawałek marmuru i z niego
stosownym obrabianiem najpierw robi szkic, a potem dopiero stopniowo wykańcza
dzieło, to tak samo tutaj, każdy, kto przebył te dolne stopnie, jest takim
nieokrzesanym, niezupełnym okazem ludzkości i dopiero staje się kompletnym
człowiekiem, jak ma dyplom doktora uniwersytetu.
Na takie pojęcie
wychowania jednak ja zupełnie a zupełnie zgodzić się nie mogę. - Najpierw
te dyscypliny, te nauki, których się udziela w szkole ludowej, wyglądają teraz
po wielkim postępie cywilizacji tak nadzwyczaj łatwe, jasne, że zowiemy je
elementarnymi, tak jakby ten, kto te nauki posiada, tak w ogóle tylko posiadał
coś bardzo małej wartości. A jednak zastanawiając się nad historią, każdy
przyjść może do przekonania, że sztuka pisania była o wiele doroślejszym
wynalazkiem jak sztuka drukarska; sztuka pisania i czytania, te rudymenta
arytmetyki, których uczą w szkole ludowej, to są zdobycze cywilizacji, oparte
na wiekowej pracy ludzkości.
Historia powszechna
dostarcza ilustracji, że rzeczywiście te elementarne wiadomości są już wielką
zdobyczą ducha ludzkiego; tak na przykład, czytając w historię Karola Wielkiego
widzimy, że on dopiero w późniejszym wieku nauczył się pisać i czytać, że sprowadził
sobie z Anglii uczonego Aleuina, który urządzał na jego dworze, jakby teraz
nazwali kurs dla dorosłych. I te kursa na dworze Karola, obejmowały jako wyższą
matematykę, tę sumą tabliczkę mnożenia, która jest podstawą rachowania w każdej
szkole ludowej. (...)
Ja więc zakresu
wykształcenia ludowego wcale nie cenią tak nisko, jak ci, co ją nazywają nauką
elementarną; a tym mniej, że tę naukę pojmuję nijako pewną sumę wiedzy, tylko
uważam jako dostarczenie narzędzia i broni, które temu, kto je posiada, dają
możliwość zdobycia całego obszaru wiedzy. Bo kto posiada te “elementa”, może
sam nad sobą i uzupełnić te braki wiedzy, których z konieczności szkoła ludowa
dostarczyć mu nie mogła. Nie mogę się zgodzić z tym zapatrywaniem, aby całe
wykształcenie było jedynie w uczeniu się szeregu lekcji, bo stawiam ponad
egzaminy we wszystkich szkołach i uniwersytetach, tą najniższą szkołę: szkołę
życia samego i dlatego robię stanowczością różnicę pomiędzy dwoma metodami
oceniania skutków wychowania i rozróżniam mądrość od uczoności.
Śmiem twierdzić, że
społeczeństwo nie potrzebuje się wcale składać z samych tylko uczonych ludzi to
jest specjalistów, którzy podjęli wszystkie te szczegóły i skomplikowane
zadania, które są potrzebne do wykształcenia, np. lekarza, urzędnika lub
profesora. Ale twierdzę, że całe społeczeństwo powinno się składać z mądrych
ludzi i dlatego nie wyobrażam sobie, aby ta mądrość była tylko dostępną na
podstawie tych najrozmaitszych egzaminów i dyplomów, które pociąga za sobą
hierarchia szkolna. A a nawet wątpię, czy jakikolwiek dyplom dla mądrości
może istnieć, czy może istnieć egzamin z mądrości?
Bo cóż to jest mądrość? Mądrość
to jest zrozumienie przez człowieka tego miejsca, które zajmuje w życiu, na
świecie, w swej ojczyźnie, rodzinie, społeczeństwie. Mądrość to jest
zrozumienie tych obowiązków, które człowiek posiada naprzód, jako sen, lub
córka rodziców, później jako głowa rodziny, które posiada jako obywatel kraju,
jako obywatel wobec innych obywateli. Kto zrozumiał obowiązki wypływające z
tych obowiązków i kto przystosował swój charakter do tych obowiązków, kto
zrozumiał tę busolę, tą igłę magnetyczną, którą Każdy człowiek posiada w swoim
sumieniu, która nim kieruje w labiryncie życiowym – ten jest człowiekiem mądrym
(...)” (Szczepanowski
1903, s. 116).
16 października 2022
Wypalenie ewaluacyjne studentów
Kilkanaście lat temu, a może nawet wcześniej wprowadzono do
szkół wyższych obowiązkową ewaluację zajęć dydaktycznych przez studentów.
Wydano wiele publikacji na ten temat, obroniono nawet rozprawy doktorskie,
habilitacyjne i na tytuł profesora, które były poświęcone ewaluacji jako
rzekomemu narzędziu doskonalenia jakości kształcenia młodzieży i starszyzny
akademickiej. Wydano miliony złotych w Polsce na różne konferencje
"naukowe" i publikacje, które zostały przygotowane i
zrealizowane w ramach Projektu Rozwojowego „Kompetentnie ku przyszłości" współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu
Społecznego Działanie 4.1. Wzmocnienie i rozwój potencjału dydaktycznego
uczelni oraz zwiększenie liczby absolwentów kierunków o kluczowym znaczeniu dla
gospodarki opartej na wiedzy, Poddziałanie 4.1.1 Wzmocnienie potencjału
dydaktycznego uczelni.
Przyznam szczerze, że w żadnej mierze to rzekome narzędzie
nie poprawiło, nie udoskonaliło jakości procesu kształcenia akademickiego, gdyż
to nie ma najmniejszego znaczenia w wyniku obowiązujących procedur oceny
nauczycieli akademickich. Dydaktyka szkoły wyższej jak była "piątym kołem
u wozu", tak nadal jest. Nauczyciele akademiccy zarabiają tak mało, że
mają nawet usprawiedliwienie, by nie wysilać się zanadto, skoro - czy się stoi,
czy się leży, 3 tysiące się należy.
Ewaluacja nie ma już żadnego znaczenia, gdyż interesuje się
nią raz na co najmniej pięć lat jedynie Polska Komisja Akredytacyjna. Ta jednak
i tak przyznaje oceny pozytywne jednostkom prowadzącym na bardzo niskim
poziomie kształcenie na ocenianym kierunku studiów, bo w kraju-raju nie o to
chodzi, by cokolwiek zmieniać na lepsze, lecz by jakoś to było. Z każdym rokiem
przyjmujemy coraz mniej studentów, bo uniwersytety, politechniki wychodzą z
założenia, że to młodzieży ma zależeć na uzyskaniu dyplomu, a nie akademickim
kadrom na jak najlepszym jej kształceniu.
Mamy Ramową Strukturę Kwalifikacji, którą przyjęto
w Bergen w 2005 roku, a nawet opracowane dla trzech cykli kształcenia
deskryptory efektów kształcenia i kompetencji absolwentów oraz przypisane
poszczególnym etapom studiów punkty ECTS. Kierownicy jednostek akademickich
powinni zatem zajrzeć do wyników ankiety, którą w każdej uczelni wypełniają
studenci. Przepraszam, zapędziłem się, bo przecież chodzi o ankietę ewaluacyjną,
którą studenci mogą wypełnić, ale nie muszą.
W kolejnym roku akademickim przekonałem się, że ankiety
ewaluacyjne są studentom niepotrzebne. Na szczęście są w sieci, więc nie
marnujemy papieru na ich drukowanie, ale nic z nich nie wynika dla potrzeb doskonalenia
jakości kształcenia. Przeglądam wyniki z ostatniego semestru i wyciągam
wniosek, że studenci są już ewaluacyjnie wypaleni. Co jest tego wskaźnikiem?
Proszę bardzo:
1. Na 65 studentów uczestniczących w wykładzie i ćwiczeniach
z przedmiotu X - ankiety wypełniło aż 2 studentów. Na 66 studentów - ankietę
wypełniły tylko dwie osoby; na 43 studentów - ankietę wypełniły 3 osoby; na 29
- tylko jedna. Są też takie grupy studenckie, w których żaden
student/żadna studentka nie wypełnił/-a ankiety.
2. Na pytania otwarte: Co podobało się Pani/Panu w
pracy osoby prowadzącej zajęcia? w przeważającej mierze czytam:
- Brak odpowiedzi.
Co według Pani/Pana powinno zostać poprawione w pracy osoby
prowadzącej zajęcia? Podobnie:
- Brak odpowiedzi.
W ankietach ewaluacyjnych niektórych osób pojawiają się
wprawdzie zdawkowe opinie typu (pisownia oryginalna)
- Pani doktor jest życzliwą osobą, zawsze z uśmiechem
reagowała nawet na moje spóźnienie na zajęcia. Zajęcia były ciekawe, interesujące
i przyjemne;
- myślę że przekazanie informacji w sposób aktywny i
również myślę że jest X miła dla wszystkich i chce za wszelką cenę pomóc
drugiej osoby w rozwiązaniu problemu np. na egzaminie;
- nic - po prostu doskonała;
- polecam wykładowcę.
Oczywiście, zdarzają się w studenckich grupach osoby, którym
zależy na podzieleniu się opinią o osobie prowadzącej zajęcia, ale jest to
rzadkość. Można mieć jedynie nadzieję, że nauczyciele akademiccy doświadczają
zwrotnej informacji w trakcie zajęć, więc arkusz ewaluacyjny nie wnosi niczego
nowego do ich metodycznej samowiedzy.
Może czas odejść od pozorowania ewaluacji, skoro studiujący
są nią już wypaleni. Nie mają nawet potrzeby, chęci, sensu rejestrowania
w systemie odpowiedzi na pytania zamknięte i otwarte czy wskazanie wartości w skali 1-5 w
odniesieniu do wymienionych sądów.
15 października 2022
O "podnoszeniu" rangi ... konsultacji z pominięciem badań oświatowych
Ministerstwo Edukacji i Nauki zachęca na swoim
portalu do zgłaszania wszelkich uwag dotyczących nowego przedmiotu "Biznes
i Zarządzanie". Każdy minister chce mieć rzekomo "swój"
przedmiot nauczania jako nowy i obowiązujący, bo dzięki temu można kierować
środki finansowe do różnych podmiotów, które mają upełnomocnić sens jego
wprowadzenia.
W
przypadku tego przedmiotu nie mamy do czynienia z czymś nowym. Jest to
kontynuacja przedmiotu zapoczątkowanego jeszcze za rządów AWS i realizowanego pod okiem
resortu przez kolejne formacje polityczne: SLD/PSL, PO/PSL a teraz PiS z
przydatkami innych partii "prawicowych". Jeśli nie wiadomo, o co
chodzi, to zapewne rzecz dotyczy finansów. Jak informuje
MEiN:
W
Szkole Głównej Handlowej odbyła się prezentacja raportu „Biznes i Zarządzanie –
reforma podstaw przedsiębiorczości”, przygotowana przez GovTech. W spotkaniu
uczestniczył Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek, Pełnomocnik Ministra
Edukacji i Nauki do spraw Transformacji Cyfrowej, szef Centrum GovTech Justyna
Orłowska oraz Pełnomocnik Rządu ds. Polityki Młodzieżowej Piotr Mazurek.
Wysłuchałem rzekomego "raportu", który - jako że była to prezentacja - niewiele ma wspólnego z istotą tego typu materiałów. Trochę to zdumiewające, że tak szacowna uczelnia, jaką jest SGH, organizuje spotkanie z udziałem ministra, w czasie którego niewiele ma do powiedzenia poza banałami, ogólnikami. Przede wszystkim, brakuje w polskim systemie szkolnym rzetelnych badań naukowych, które powinny stanowić punkt wyjścia do jakichkolwiek projektów m.in. programowych zmian.
Na
stronie SGH nie znajdziemy żadnego raportu badawczego, który dotyczyłby
uzasadnienia potrzeby zastąpienia przedmiotu "Podstawy
przedsiębiorczości" - nowym z nazwy przedmiotem "Biznes i
Zarządzanie". Zastanawiam się zatem nad tym, do jak dalekiej
deformacji dochodzi w środowisku akademickim, że za podstawę rzekomej konieczności
zmian przedmiotowych w edukacji ogólnokształcącej czyni się sondaż opinii
kuratorów oświaty, nauczycieli obecnie prowadzących zajęcia z "podstaw
przedsiębiorczości" i uczniów, których w ogóle ten przedmiot nie dotyczy?
Badano opinie tych, którzy nie będą uczestniczyć w realizacji BiZ.
W żadnej
mierze nie przekonało mnie zapewnienie pełnomocnika rządu do spraw polityki
młodzieżowej Piotra Mazurka,
który pytany: (...) o konsultacje dotyczące przedmiotu biznes i zarządzenie
ocenił, że były to największe
konsultacje społecznej w historii Polski. "Wzięło w nich udział
30 tys. osób - to byli młodzi ludzie ze wszystkich regionów kraju oraz młodzi
Polacy, którzy w tej chwili studiują, mieszkają za granicą, bo nam także
zależało na tej perspektywie".
Jak
ktoś nie nadaje się do biznesu, to niech idzie do szkoły, by tam nauczać
formułek, oczekiwać od młodzieży realizacji projektów, których samemu nie
potrafiło się nawet zaprojektować, a co dopiero mówić o sensownej ich
realizacji w swoim życiu zawodowym. Kto będzie kształcił za minimalną pensję
biznesu i zarządzania własnymi środkami, których nie wystarcza na godne, nauczycielskie
życie, a co dopiero mówić o byciu mistrzem, wzorem sukcesów w biznesie?
Przypominam
sobie, jak nauczyciel "podstaw przedsiębiorczości" w jednym z
polskich liceów ogólnokształcących Zygmunt
Kawecki pisał w 2009 roku (rządy PO/PSL):
Nie ma takiego drugiego przedmiotu, wprowadzonego do szkół w
ostatnich latach, który wzbudzałby tyle emocji, jak podstawy
przedsiębiorczości. Nie ma takiego drugiego, wokół którego powstało tyle
oddolnych inicjatyw: olimpiad, konkursów i gier. Nie ma takiego drugiego, który
wciąż nie może się doczekać podniesienia swej rangi przez
nadanie statusu przedmiotu maturalnego, a zamiast tego często jest niedoceniany
i deprecjonowany.
Jak
widać, po 13 latach przedsiębiorczość doczeka się kolejnych deklaracji, kolejnego ministra. Istotnie, warto zastanowić się nad wprowadzeniem już nowego z nazwy przedmiotu do zestawu egzaminów maturalnych na poziomie rozszerzonym, bo... to podnosi
rangę tego przedmiotu. Tak PiS będzie spełniał marzenia PO i
PSL, a w gruncie rzeczy oczekiwania ekonomicznego lobby.
14 października 2022
Zapraszamy do stworzenia polsko-ukraińskiego słownika wyrazów ratujących życie
-
„Na naszych oczach zacierają się znaczenia wielu ważnych życiowo słów. Możliwe,
że jesteśmy ostatnią grupą zawodową, która może w tej sprawie zabrać jeszcze
głos. Upomnijmy się o to, co dla nas ważne, czyli o minimum czułości,
serdeczności, taktu, skupienia uwagi, spojrzenia, dotyku, szeptu, milczenia,
słuchania, wzruszenia, ale i stanowczości, aby móc powtrzymać kogoś słowem
przed niszczeniem świata i samego siebie.” – przekonuje Paluch.
Inicjatywa
stworzenia Słownika Wyrazów Ratujących Życie wpisuje się kategorie podkreślone
przez dr Konrada Rejmana w jego książce pt. Etyka radykalna jako emancypacja. O
wojnie i pokoju z perspektywy pedagogicznej, w której pisał: „Patrząc na
edukację poprzez kategorię etyczności, można wyartykułować – za Lechem
Witkowskim – ważne dla niej zadanie <<w postaci ontologicznego postulatu
etyczności świata społecznego>> […]. Witkowski wyjaśnia, że w tym
postulacie chodzi o <<otwieranie nowych pokoleń na sposób bycia w świecie
zwany etycznym, podczas gdy ów świat człowieka (lokalne otoczenie) wcale na tym
poziomie nie funkcjonuje w praktyce.>> (Rejman,
2021, s. 188) (Za: Witkowski,
2007, s. 146 - 196).
Dotychczas,
w ramach programu realizowanego przez UKSW pod kierownictwem pani dr hab. Anny
Fidelus prof. UKSW, opublikowano cztery monografie związane z badaniami
polskich szkół w czasie pandemii, które dostępne są pod linkiem.
Piąta,
planowana jeszcze na ten rok, publikacja zbiorowa pt. „Lekcje pokoju w czasie (po)wojennym”
odnosi się już bezpośrednio do kontekstu wojennego i powojennego.
Na
platformie programu https://pwpp.uksw.edu.pl/
realizowane jest ponadto poradnictwo rodzinne, wsparcie terapeutyczne oraz
liczne, specjalistyczne szkolenia dla nauczycieli.
[źródła: Rejman, K. (2021). Etyka radykalna jako emancypacja. O wojnie i pokoju z perspektywy pedagogicznej. Wrocław; Witkowski, L. (2007). Edukacja i humanistyka. Nowe (kon)teksty dla nowoczesnych nauczycieli: T. II. (Warszawa)].
13 października 2022
Czy dydaktyka szkolna jest wolna od wartości?
Wciąż dochodzą do mnie pozytywne echa
Ogólnopolskiego Seminarium Polskiej Myśli Pedagogicznej, które zorganizowała
prof. Janina Kostkiewicz w Instytucie Pedagogiki na Uniwersytecie
Jagiellońskim. To znaczy, że mamy poważny niedosyt, a nawet poczucie
braku wiedzy na poruszane w czasie obrad zagadnienia, które nie są bez
znaczenia dla polityki oświatowej państwa, ale także dla procesu wychowawczego
w jakiejś części przedszkoli czy szkół niepublicznych w naszym kraju.
Prof.
UJ Anna Sajdak-Burska stawiała pytanie: Jakiego człowieka chcemy wychować w naszych
szkołach? Jej zdaniem debata na temat szkoły i myśli pedagogiczna tkwi w dryfie
orientacji socjologicznej, co jest widoczne, kiedy oczekuje się, by szkoła
służyła budowaniu świadomości politycznej młodych pokoleń, mechanizmom
postulowanej zmiany społecznej.
Zdaniem
p. Profesor: Idea konserwatywna w skrajnym odbiorze przesuwana jest na
pozycję wycofania. Dlaczego tak się dzieje, że dominuje orientacja
emancypacyjna, krytyczna czy liberalna? Zapewne wynika to z
tego, że nie wykorzystuje się pedagogicznej i psychologicznej wiedzy naukowej o
człowieku. Jest taka ścieżka okopania się i wejścia na ścieżkę transmisji
kulturowej, co skutkuje sprowadzeniem debaty do sporu o ideologie
wychowania.
Słusznie
referująca zwróciła uwagę na to, że w Polsce w ogóle jest nieobecna w recepcji
współczesnej myśli dydaktycznej koncepcja kształcenia w podejściu Petera
Petersena, gdyż została ona uwikłana w okresie międzywojennym w politykę
nazistowską z racji powiązania w edukacji fundamentalizmu z nacjonalizmem. Jak się okazuje -
mówiła A. Sajdak-Burska - bardzo łatwo jest stworzyć powiązanie między wartościami
ojczyzny, narodu, wspólnoty a ideą myślenia o szkole.
Jest jednak - zdaniem profesor - możliwe nowoczesne kształcenie niezależnie od
tego, jaka ideologia jest preferowana przez centrum polityki oświatowej w wydaniu władz państwowych. Małopolska pedagog przywoływała przykłady szkół autorskich,
których twórcy bazowali na konserwatywnej myśli pedagogicznej, jak np.
"Szkoła Laboratorium" Aleksandra Nalaskowskiego czy szkoły pijarskie,
salezjańskie lub jezuickie w sektorze edukacji niepublicznej. Czy można odmawiać im cech nowoczesności?
Co to znaczy, że szkoła wpisana jest w nowoczesność? Jak jest ona rozumiana - jako nowoczesność technologiczna, organizacyjna, metodyczna? To jest możliwe bez względu na to, jakie systemy wartości preferowane są w społeczeństwie. Dlaczego odmawiać nowoczesności edukacji szkolnej placówkom odwołującym się do systemu wartości konserwatywnych?
Czy dlatego, że nadzór pedagogiczny nad szkolnictwem sprawuje
fundamentalistycznie zorientowana formacja prawicowa? Czy za rządów lewicy lub
liberałów było inaczej, jeśli spojrzymy na instrumentalne traktowanie
szkolnictwa, jego ustroju, sprawowania nad nim nadzoru pedagogicznego? Może zatem problem tkwi w tym, że edukacja publiczna nie jest traktowana jak dobro wspólne, ogólnospołeczne, a zatem powinna być zarządzana ponad interesami partii władzy?
Nie da się kształcić młodych pokoleń w aksjologicznej próżni. Czy jednak warto włączać edukację publiczną do wojny kulturowej, światopoglądowej, jaką prowadzą między sobą stronnictwa polityczne w walce nie o lepszą edukację, ale o władzę? Profesor J. Kostkiewicz zrwacała uwagę na to, że nie wolno łączyć konserwatywnej myśli pedagogicznej z jakimś totalitaryzmem.
Można łączyć tradycję z nowoczesnością. Konserwatyzm może bowiem być awangardowy, afirmatywny, a nawet rewolucyjny. Istotą myśli konserwatywnej jest odbudowa w społeczeństwie etosu rycerskiego, posłannictwa na rzecz wspólnoty etycznej, narodowej. Naród karleje, gdy dominuje egalitaryzm, gdyż skutkuje on poniżaniem elit, ludzi wykształconych, przedstawicieli świata wysokiej kultury.
Dydaktyka
sama w sobie jako wiedza o stwarzaniu warunków do uczenia się dzieci i
młodzieży może być tylko dopóty i w takim zakresie neutralna aksjologicznie,
dopóki nie dotyczy celów kształcenia i wychowania, w tym środków, które mają
służyć ich realizacji. Takimi są treści kształcenia oraz środki ich przekazu
oraz egzekwowania ich opanowania.