Kilkanaście lat temu, a może nawet wcześniej wprowadzono do
szkół wyższych obowiązkową ewaluację zajęć dydaktycznych przez studentów.
Wydano wiele publikacji na ten temat, obroniono nawet rozprawy doktorskie,
habilitacyjne i na tytuł profesora, które były poświęcone ewaluacji jako
rzekomemu narzędziu doskonalenia jakości kształcenia młodzieży i starszyzny
akademickiej. Wydano miliony złotych w Polsce na różne konferencje
"naukowe" i publikacje, które zostały przygotowane i
zrealizowane w ramach Projektu Rozwojowego „Kompetentnie ku przyszłości" współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu
Społecznego Działanie 4.1. Wzmocnienie i rozwój potencjału dydaktycznego
uczelni oraz zwiększenie liczby absolwentów kierunków o kluczowym znaczeniu dla
gospodarki opartej na wiedzy, Poddziałanie 4.1.1 Wzmocnienie potencjału
dydaktycznego uczelni.
Przyznam szczerze, że w żadnej mierze to rzekome narzędzie
nie poprawiło, nie udoskonaliło jakości procesu kształcenia akademickiego, gdyż
to nie ma najmniejszego znaczenia w wyniku obowiązujących procedur oceny
nauczycieli akademickich. Dydaktyka szkoły wyższej jak była "piątym kołem
u wozu", tak nadal jest. Nauczyciele akademiccy zarabiają tak mało, że
mają nawet usprawiedliwienie, by nie wysilać się zanadto, skoro - czy się stoi,
czy się leży, 3 tysiące się należy.
Ewaluacja nie ma już żadnego znaczenia, gdyż interesuje się
nią raz na co najmniej pięć lat jedynie Polska Komisja Akredytacyjna. Ta jednak
i tak przyznaje oceny pozytywne jednostkom prowadzącym na bardzo niskim
poziomie kształcenie na ocenianym kierunku studiów, bo w kraju-raju nie o to
chodzi, by cokolwiek zmieniać na lepsze, lecz by jakoś to było. Z każdym rokiem
przyjmujemy coraz mniej studentów, bo uniwersytety, politechniki wychodzą z
założenia, że to młodzieży ma zależeć na uzyskaniu dyplomu, a nie akademickim
kadrom na jak najlepszym jej kształceniu.
Mamy Ramową Strukturę Kwalifikacji, którą przyjęto
w Bergen w 2005 roku, a nawet opracowane dla trzech cykli kształcenia
deskryptory efektów kształcenia i kompetencji absolwentów oraz przypisane
poszczególnym etapom studiów punkty ECTS. Kierownicy jednostek akademickich
powinni zatem zajrzeć do wyników ankiety, którą w każdej uczelni wypełniają
studenci. Przepraszam, zapędziłem się, bo przecież chodzi o ankietę ewaluacyjną,
którą studenci mogą wypełnić, ale nie muszą.
W kolejnym roku akademickim przekonałem się, że ankiety
ewaluacyjne są studentom niepotrzebne. Na szczęście są w sieci, więc nie
marnujemy papieru na ich drukowanie, ale nic z nich nie wynika dla potrzeb doskonalenia
jakości kształcenia. Przeglądam wyniki z ostatniego semestru i wyciągam
wniosek, że studenci są już ewaluacyjnie wypaleni. Co jest tego wskaźnikiem?
Proszę bardzo:
1. Na 65 studentów uczestniczących w wykładzie i ćwiczeniach
z przedmiotu X - ankiety wypełniło aż 2 studentów. Na 66 studentów - ankietę
wypełniły tylko dwie osoby; na 43 studentów - ankietę wypełniły 3 osoby; na 29
- tylko jedna. Są też takie grupy studenckie, w których żaden
student/żadna studentka nie wypełnił/-a ankiety.
2. Na pytania otwarte: Co podobało się Pani/Panu w
pracy osoby prowadzącej zajęcia? w przeważającej mierze czytam:
- Brak odpowiedzi.
Co według Pani/Pana powinno zostać poprawione w pracy osoby
prowadzącej zajęcia? Podobnie:
- Brak odpowiedzi.
W ankietach ewaluacyjnych niektórych osób pojawiają się
wprawdzie zdawkowe opinie typu (pisownia oryginalna)
- Pani doktor jest życzliwą osobą, zawsze z uśmiechem
reagowała nawet na moje spóźnienie na zajęcia. Zajęcia były ciekawe, interesujące
i przyjemne;
- myślę że przekazanie informacji w sposób aktywny i
również myślę że jest X miła dla wszystkich i chce za wszelką cenę pomóc
drugiej osoby w rozwiązaniu problemu np. na egzaminie;
- nic - po prostu doskonała;
- polecam wykładowcę.
Oczywiście, zdarzają się w studenckich grupach osoby, którym
zależy na podzieleniu się opinią o osobie prowadzącej zajęcia, ale jest to
rzadkość. Można mieć jedynie nadzieję, że nauczyciele akademiccy doświadczają
zwrotnej informacji w trakcie zajęć, więc arkusz ewaluacyjny nie wnosi niczego
nowego do ich metodycznej samowiedzy.
Może czas odejść od pozorowania ewaluacji, skoro studiujący
są nią już wypaleni. Nie mają nawet potrzeby, chęci, sensu rejestrowania
w systemie odpowiedzi na pytania zamknięte i otwarte czy wskazanie wartości w skali 1-5 w
odniesieniu do wymienionych sądów.