19 listopada 2020

Projekt nowego/starego, bo zmodyfikowanego systemu kształcenia nauczycieli

 



Pan Edward Dereń opublikował w ramach Forum Inicjatyw Edukacyjnych i Obywatelskich książkę p.t. "Nowy system kształcenia nauczycieli. Profesjonalny nauczyciel. Kreatywny uczeń. Innowacyjna szkoła". 

W środowisku akademickim nie jest osobą znaną, bowiem jest już emerytowanym nauczycielem, dyrektorem szkół podstawowych z piętnastoletnim stażem. Jak podaje w biogramie: 

(...) jest absolwentem Liceum Pedagogicznego w Kłodzku. W  systemie zaocznym ukończył Studium Nauczycielskie we Wrocławiu. Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Wrocławskim uzyskując tytuł mgr, dwuletnie studia podyplomowe w Szkole Głównej Planowania i  Statystyki w Warszawie oraz studia podyplomowe w  Szkole Finansów i Zarzadzania we Wrocławiu w 1994 roku, a w roku 2008 ukończył Studium Prawa Europejskiego w Warszawie. 

Przez 15 lat kierował szkołami podstawowymi (w tym Tysiąclatką którą organizował a potem kierował) a przez okres 7 lat pracował na pół etatu w szkolnictwie średnim. Razem w szkolnictwie przepracował 22 lata. Po przejściu na emeryturę zajął się pracą naukową. Zajmuje się badaniem ustrojów szkolnych w Polsce i Europie oraz system kształcenia i dokształcania nauczycieli. Posiada znaczący dorobek w tym względzie. Wydał kilka książek związanych z tym tematem, i napisał szereg artykułów naukowych. Jest prezesem Forum inicjatyw Edukacyjnych i Obywatelskich.

Jego książkę recenzowało dwóch profesorów - członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN: Zbigniew Kwieciński i Tadeusz Pilch oraz prof. Czesław Nosal już nieżyjący dr hab. Piotr Barczyk. Tak wielu recenzentów nie ma żadna z awansowych rozpraw naukowych. Jak z tego wynika, autorowi zależało na tym, by profesorowie różnych dyscyplin i specjalności naukowych przekazali mu swoje uwagi zobowiązując go zarazem do refleksji i wykorzystania w pracy redakcyjnej nad publikacją. 

Ich opinie są zawarte na ostatniej stronie monografii, dając świadectwo znaczenia diagnozy systemu edukacji oraz zawarcie w książce propozycji osiągania doskonałości w kształceniu i doskonaleniu zawodowym nauczycieli. Jak pisze prof. Z. Kwieciński: 

Zmieniający się świat jest więc współczesnym wezwaniem dla systemu kształcenia nauczycieli, dla którego najważniejszą wartością powinno być dobro dziecka - ucznia, odpowiedzialność za jego rozwój i przygotowanie do podejmowania decyzji oraz znajdowania sensu życia. W erze ponowoczesnej w której aktualnie się znajdujemy, w erze utraty wartości humanitarnych polegającej na utracie autorytetów oraz wiary w siebie, potrzebny jest właśnie nauczyciel mądry, krytyczny, wrażliwy i kompetentny, nauczyciel traktowany już nie tylko jako drogi przewodnik, a bardziej jako tłumacz różnych możliwości wyboru na indywidualnej, osobniczej, niepowtarzalnej drodze do pełni rozwoju podmiotowej tożsamości, do radzenia sobie w zmaganiach ze światem i własnym losem. 

Współcześnie konieczne jest wykształcenie i doskonalenie nauczycieli o nowych, innych niż dotychczas kompetencjach: w sensie treści bardziej łącznych niż wysoko specjalistycznych, bardziej otwartych niż zamkniętych, bardziej twórczych niż odtwórczych, a w sensie charakteru i roli zawodowej odchodzących od funkcji przekaziciela i egzekutora do roli przewodnika i tłumacza. Prezentowana książka, dokonuje oceny stanu faktycznego i całościowo ujmuje propozycję budowy systemu kształcenia nauczycieli zgodnego z wymaganiami współczesności, ale też sięgającego do dobrych doświadczeń z przeszłości. Zawiera propozycję nowej koncepcji kształcenia nauczycieli i jej zastosowania w praktyce   

Natomiast prof. Tadeusz Pilch wyeksponował w swojej opinii: 

Opracowanie E. Derenia jest wyjątkowo udaną próbą osiągniecia doskonałości w dziedzinie osoby nauczyciela, szkoły i całości systemu oświaty. Publikacja łączy w sobie ważne wartości teoretyczne z realiami praktyki edukacyjnej. Ma zalety poznawczej publikacji naukowej, jak i stanowi bardzo ważny nośnik wiedzy aplikacyjnej, zarówno dla teoretyków, a także dla nauczycieli akademickich i ich studentów oraz pozostałych czynnych zawodowo nauczycieli wszystkich szczebli i poziomów. 

Pedeutologia zostaje zatem wzbogacona o rozprawę, która jest efektem wieloletniej służby nauczycielskiej refleksyjnego pedagoga, podnoszącego własne kwalifikacje i mającego doświadczenie w kierowaniu zespołami nauczycielskimi. Po trzydziestu latach transformacji nareszcie powstała w samym środowisku transformatywnych nauczycieli potrzeba nie tylko podzielenia się własnym doświadczeniem czy drogą dochodzenia do osobistych sukcesów, ale także zwrócenia uwagi kolejnym pokoleniom na kwestie czy aporie, jakich mogą być inspiracją osób z wnętrza systemu szkolnego. 

Książka ma sześć wydzielonych rozdziałów z podziałem na podrozdziały, żeby łatwiej było czytelnikom znaleźć najbardziej interesujące ich kwestie. Najważniejszą część dla Autora tworzą dwa ostatnie rozdziały, z których piąty nosi tytuł: Proponowany system kształcenia nauczycieli dla potrzeb edukacji w XXI wieku, a znacznie poszerza go  niezwykle obszerny rozdział VI dotyczący tworzenia nowego systemu kształcenia nauczycieli. 

Zapewne publikacja ta wzbudzi zainteresowanie w ośrodkach doskonalenia nauczycieli i w tych szkołach wyższych, które będą miały uprawnienie do kształcenia nauczycieli. Proces ten nie ma w Polsce właściwych warunków makrosystemowych, politycznych i ekonomicznych, toteż wszelkie projekty rozbijają się o koszty kształcenia kadr dla edukacji szkolnej. 

Uniwersytety nie mają z tym problemu, bo w zależności od rozwijanych w nich szkół naukowych oferowane są studentów bardzo zróżnicowane modele teoretyczne, alternatywne i sprzyjające konwencjonalnym podejściom do tego zawodu. Edward Dereń pisze o kształceniu dydaktyków szczegółowych, a więc nauczycieli konkretnych przedmiotów odpowiadających dyscyplinom współczesnej wiedzy naukowej. Już we wstępie stwierdza: 

Wiedza o nauczycielu i jego zawodzie oraz jego roli w procesie dydaktyczno-wychowawczym jest właściwie, zdaniem studentów i badanych młodych nauczycieli, mało obecna w planach i programach podstawowego przygotowania nauczyciela do zawodu. Niewielka jest liczba zajęć praktycznych, metodycznych, za mało wiedzy z psychologii (w tym rozwojowej i wychowawczej), pedagogiki, socjologii, filozofii oraz etyki, a także informatyki i to są ich zdaniem, źródła porażek. Wiedza o nauczycielu, jako nauka, zajmuje się osobowością nauczyciela i osobliwością zawodu nauczycielskiego, jest to obszar wiedzy i działań interdyscyplinarnych, powstałych w wyniku intensywnego rozwoju szkoły, domagającego się wiedzy o nauczycielu, jego kształceniu i doskonaleniu [s.11]

Powinien jednak zaznaczyć, że tak powierzchowny zakres kształcenia nie wynika z współczesnej dydaktyki, pedagogiki szkolnej czy pedeutologii, ale jest pochodną aktów wykonawczych resortów edukacji, w których ministrowie zmieniają się od co kilku miesięcy do kilku lat, a zatem władzom oświatowym obojętny jest ów stan i zakres przedmiotowo i temporalnego kształcenia nauczycieli. Łatwo poszło władzom lewicowym, a później i quasi liberalnym zlikwidowanie liceów pedagogicznych i kolegiów nauczycielskich, by zastąpić je chaotycznymi studiami podyplomowymi czy kursami  w ponad stu wyższych szkołach prywatnych. Uniwersytety zlikwidowały w większości zakłady czy pracownie dydaktyk przedmiotowych.              

Tak więc mająca miejsce w tej pracy diagnoza jest merytorycznie trafna. Jak pisze Dereń: 

Niestety, współcześnie mamy do czynienia z licznymi patologiami nękającymi system edukacji w Polsce. Kształcenie człowieka zastąpiono ofertą usług pedagogicznych pozbawionych humanistycznego wartościowania. Termin „wychowanie” został skutecznie zastąpiony przez „edukację”. Powszechnością jest fakt, że system kształcenia nie spełnia oczekiwań w nim pokładanych, że często kilkunastoletnia nauka, że dyplom i tytuł nie przynoszą żadnych korzyści [s. 17].

Z toku narracji autora przebija się jego znajomość rozpraw z socjologii ponowoczesności, ale także rozpraw takich dydaktyków i pedagogów społecznych, jak: Krystyna Duraj-Nowakowa, Aleksander Nalaskowski, Tadeusz Lewowicki, Kazimierz Denek, Czesław Kupisiewicz, Bożena Muchacka, Czesław Banach czy - denerwujący gliwickiego postsocjalistycznego pseudopublicystę - Bogdan Suchodolski. Przywoływana jest także krytyka polityki oświatowej a  byłego urzędnika, wiceministra edukacji - prof. Tadeusza Pilcha.  

Zdaniem E. Derenia nie każdy może być dobrym nauczycielem, ale nie odpowiada  pytanie, co zrobić, kiedy w szkołach zdarzają się także toksyczni "nauczyciele".  W stanowiących zarys własnej diagnozy w pierwszej części książki dotyczącej nauczycielskiego stanu,  częściej stawia pytania i zarysowuje możliwy tok poszukiwania na nie odpowiedzi, aniżeli miałby na nie odpowiadać. Jest przekonany, że funkcja edukacyjna nauczycieli ewoluuje w kierunku emancypacyjnego podejścia do kształcenia, współtworzenia dialogu, poszukiwania prawdy, aktywizującego partnerstwa itp. 

Są w tej książce podjęte kwestie, które - w moim przekonaniu - nie mają już szans na ponowne zaistnienie w naszej oświacie. Autor bowiem podejmuje problem doboru kandydatów do kształcenia w zawodzie nauczycielskim w sytuacji, gdy ten proces miał miejsce w okresie Polski Ludowej, wzmacniany zresztą tzw. doborem światopoglądowym przez ówczesne władze. 

Natomiast w społeczeństwie opartym na gospodarce wolnorynkowej, w którym o przyjęciu na studia rozstrzygają graniczne limity punktów uzyskanych na podstawie państwowego egzaminu maturalnego, nie ma mowy o jakimkolwiek doborze kandydatów. Być może uczelnie chciałyby sobie ich dobierać, ale nie ma studiów nauczycielskich. To do czego mają prowadzić jakiekolwiek pomysły na selektywny dobór? Kandydaci i tak robią łaskę, że godzą się w toku studiów kierunkowych na poszerzenie programu kształcenia o moduł dający im kwalifikacje pedagogiczne do pracy w szkole. 

Edward Dereń chciałby jednak, żeby powróciły pedagogiczne/nauczycielskie szkoły średnie, ponieważ: Seminaria nauczycielskie i licea pedagogiczne udowodniły na przestrzeni prawie 50 lat swego funkcjonowania, że ten „wiek” się sprawdził, co daje rekomendację dla rozpoczynania przygotowania do zawodu nauczycielskiego już na poziomie szkoły średniej [s. 106].  

Uważa zarazem, że: 

Trzeba więc pilnie odejść od kształcenia na nauczyciela wszystkich, którzy tego chcą, ale byle jak, do kształcenia pod faktyczne potrzeby szkolnictwa, kandydatów najlepszych, którzy przejdą ostre sito doboru pozytywnego. To pozwoli na powrót do wysokiej rangi społecznej zawodu nauczyciela wśród innych zawodów. Nasze społeczeństwo winno zafundować sobie nauczyciela, który będzie się legitymował wysokim profesjonalizmem i kompetencyjnością[s. 108]. 

Właściwie rozwijając kryteria doboru kandydatów do kształcenia w zawodzie nauczycielskim kreuje niejako zamysł, jak ich edukacja powinna być organizowana. Autor chciałby powołania liceum nauczycielskiego, w którym możliwe byłoby kształcenie i wychowywanie przyszłych nauczycieli (s. 130). Nie bierze jednak pod uwagę tego, że o ile licea pedagogiczne przygotowywały do pracy w zawodzie nauczyciela wychowania przedszkolnego i edukacji początkowej, o tyle liceum nauczycielskie musiałoby - ze względu na szeroki zakres systemu kształcenia ogólnego - kształcić przyszłych nauczycieli do innego poziomu i typów szkół in abstracto.  

Ostatnia część pracy dotyczy własnego projektu kształcenia przyszłych nauczycieli. Poniżej zamieszczam jego schemat. Obejmuje on rozwiązanie strukturalne, ustrojowe, które planowane było w sytuacji rozdzielności dwóch resortów - edukacji (MEN)  i szkolnictwa wyższego (SW). Zainteresowani mogą bliżej zapoznać się z opisem i wyjaśnieniem tego projektu.  



Reasumując, książce brakuje szlifu naukowej korekty, co mocno dziwi przy tak dużej liczbie recenzentów i ich opinii wydawniczej. Wiele treści i wątków powtarza się zbyt często, jakby autor tworzył ją na podstawie powstających wcześniej różnych tekstów w nieco innej konfiguracji treściowej. Widać zatem, że recenzenci nie pomogli autorowi w bardziej spójnym logicznie układzie treści. W książce zdarzają się błędy w niektórych nazwiskach, które można byłoby wyeliminować, gdyby cytowane publikacje znalazły się także w końcowej, a niepełnej bibliografii. 

Drobne uwagi krytyczne nie mają tu znaczenia, gdyż nie jest to stricte naukowa monografia, aczkolwiek jej autor korzysta w dużej mierze z poglądów wyżej przywołanych tu naukowców. Sądzę, że jest to mimo wszystko wartość dodana, bo nawet jeśli nikt (od strony polityczno-administracyjnej) nie będzie chciał zainteresować się  tą publikacją, to jednak  stanowi ona interesujący zapis pamięci własnego wykształcenia i możliwości przedłużenia jego dobrych stron w debacie publicznej.

  

       


18 listopada 2020

Cnotliwe państwo z ośmioma grzechami głównymi

 



Czasem dobrze jest posłuchać wywiadu z ekspertem, a takim niewątpliwie w sprawach gospodarczych jest profesor ekonomii Jerzy Hausner, który wskazał w jednej ze stacji telewizyjnych na wydany właśnie raport pod redakcją Grzegorza Gorzelaka p.t.  Państwo i My. Osiem grzechów głównych Rzeczypospolitej. Jako jeden z autorów tego raportu zwrócił uwagę na to, o czym będę mówił na Międzynarodowej Konferencji Naukowej w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej (Conference PLACE IN SPACE - - SUBJECT OF REFLECTION AND AREA OF EDUCATIONAL ACTIVITIES w dn. 19.11.2020), a mianowicie o archaicznym systemie edukacyjnym w Polsce.  

Ekonomista przywołał trafną tezę o niszczeniu przez kolejne rządy zasady solidarności międzypokoleniowej, w wyniku czego źle przygotowane do życia w społeczeństwie obecne młode pokolenie, które podejmie pracę w gospodarce opartej na mechatronicznych narzędziach, cyfryzacji, sztucznej inteligencji itp., znajdzie się w pułapce cyfrowego analfabetyzmu. Nie  będzie miał już kto pracować na najstarsze pokolenie, by nie tylko utrzymać je przy życiu w godnych warunkach, ale zapewnić mu także profesjonalną opiekę i wsparcie, także kulturowe.

Polecam zatem przeczytanie tego Raportu, mimo zawartej w tytule cyfry, bowiem autorami poszczególnych rozdziałów są znawcy podejmowanej problematyki. Niestety, nie zaproszono do współpracy żadnego pedagoga, co świadczy o tym, że nadal część środowiska ekonomiczno-politologicznego nie ma wiedzy na temat stanu badań w naszej dyscyplinie naukowej. 

To spowodowało, że edukacja w tym Raporcie jest jedynie doklejona tak, jak czynią to  rządzący w naszym kraju od prawie trzydziestu lat.  W końcu wszyscy chodzili do szkoły, a zatem mogą wypowiadać się z pozycji neoliberalnych ekonomistów o tym, jak edukacja powinna była wyglądać, jak ma służyć gospodarce, wzrostowi PKB i zabezpieczeniu kasy w ZUS, a nie temu, albo przede wszystkim temu, by optymalizować integralny rozwój dzieci i młodzieży jako przyszłych (przecież także rodziców) obywateli nowej generacji Polaków.  

To nie jest jednak tak, że jesteśmy całkowicie nieobecni w globalnych diagnozach. Brałem udział w trzech zespołach eksperckich w PAN jako przewodniczący Zespołu Integracyjno-Eksperckiego Pedagogiki i Kształcenia PAN przy Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych; jako członek Komitetu Rozwoju Edukacji Narodowej pod kierunkiem profesora Zbigniewa Kwiecińskiego w tym Wydziale, a ostatnio jako członek Zespołu Ekspertów "Poland in the European Union: Achievements, Problems & Prospects", którym kierował prof. Jerzy Wilkin, także przy jakże wówczas aktywnym środowisku naukowym tej korporacji.  


Minęło jednak trochę miesięcy, a w kraju wiele się zmieniło. Co się dzieje z młodszą generacją? Czy straciła już słuch pedagogiczny i zatraciła swoją misję publiczną, że nie reaguje na zachodzące zmiany, które mają częściowo pozytywne walory, ale też znacząco destrukcyjny  charakter?  

Czy pedagogika ma obudzić się za kilka lat jak już będzie za późno na cokolwiek, z przysłowiową "ręką w nocniku"? Czy może młodzi dostrzegą wreszcie, że nasza dyscyplina powoli jest wypierana przez socjologię i psychologię? Czy nie jesteśmy zobowiązani wobec młodych pokoleń, by wraz z nimi podnosić kwestie kluczowe dla dobra całej edukacji, a nie tylko własnego poletka badawczego czy praktycznego?     

Wiem, że prof. Stefan M. Kwiatkowski planuje wydanie w przyszłym roku publikacji dotyczącej połączenia diagnozy wybranego obszaru rzeczywistości edukacyjnej wymagającego zmiany - szybkiej interwencji. Ma ona zawierać też propozycje działań praktycznych, a zarazem realnych, przekształceń. Z realnością może być trudno, ale trochę utopii i dystopii nam się przyda. Ważne, by diagnoza była realistyczna, wiarygodna naukowo. 

W przypadku autorów Raportu "Państwo i My" jego autorzy nie są uwikłani w partyjną politykę i nie zabiegają o polityczny wybór, a swym opracowaniem nie wspierają żadnego konkretnego ugrupowania ani koncepcji programowej. Podobną konstelację powinien tworzyć zespół autorów pedagogicznej diagnozy. 

Podaję za redaktorami w/w Raportu osiem głównych grzechów:

1. Brak wyobraźni strategicznej i suwerennej myśli rozwojowe 

Dominuje reaktywny sposób rządzenia, czego wyrazem stała się doktryna „ciepłej wody w kranie". Działania doraźne często pogarszają sytuację, zamiast ją poprawiać.

2. Niezdolność posługiwania się różnymi trybami rządzenia

Władza jest zasobem i narzędziem polityki, ale polityka nie sprowadza się do władzy; 

3.. Rozmyty ład konstytucyjny

Konstytucyjny porządek jest wypierany przez chaotyczny etatyzm 

4. Formalistyczny legalizm

Prawo rozumiane jako automat proceduralny wyklucza odpowiedzialność i blokuje rozliczalność. Magiczne myślenie – przepis zmienia świat. 

5. Destrukcja sfery publicznej

Słabe są obywatelskie i demokratyczne mechanizmy korekty złego rządzenia. Nadrzędność interesu jednostkowego i korporacyjnego nad wspólnotowym.

6. Unikanie rządzenia i ucieczka od odpowiedzialności

Mamy niską jakość rządzenia i ułomne mechanizmy egzekwowania odpowiedzialności rządzących. Manipulowanie opinią publiczną stało się najważniejszym instrumentem sprawowania władzy politycznej. Cyniczny rozum polityczny – obiecajmy ludziom wszystko, czego chcą. Polityka została zrównana z rynkiem politycznomedialnym.

7. Obywatelska pasywność i roszczeniowość

Wielu obywatelom nasze państwo jawi się głównie jako źródło opresji.  

8. Systemowa niezdolność do kojarzenia bezpieczeństwa i rozwoju. 

Bezpieczeństwo i rozwój podążają u nas dwiema odrębnymi ścieżkami.

 


 

 

    

 

17 listopada 2020

Samodzielni naukowo?

 







Z pozycji makroakademickiej, jaką stwarza aktywność w Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, istnieje możliwość dostrzegania procesów awansowych w naszym kraju w skali ogólnej. W tym organie państwowym objawiają się sprawy, zjawiska, wydarzenia, o których nie ma pojęcia osoba doświadczająca ich jedynie we własnym środowisku, w swojej uczelni. Życzę każdemu zatroskanemu o naukę, by miał możliwość metaspojrzenia na własne środowisko akademickie z jego zaletami i wadami. 

Taką instytucją jest także Narodowe Centrum Nauki czy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, jak też resort, w którym rozpatrywane są różnego rodzaju wnioski w trybie konkursowym na nagrody i wyróżnienia. Z jedną tylko różnicą w stosunku do CK czy RDN można w tych instytucjach doszukiwać się częściowej jedynie troski o jakość, skoro nie ma w nich procedury odwoławczej od merytorycznie niezgodnych z nauką decyzji.         

Kontakty międzyludzkie, udział w różnego rodzaju gremiach, organach uczelnianych, stowarzyszeniowych, korporacyjnych itp. sprawiają, że przekazujemy sobie różne informacje, dzielimy się własnym czy cudzym doświadczeniem. Są one jednak nasycone własną biografią, a u niektórych także osobistym interesem czy uprzedzeniami. 

Niektórzy bowiem mówią o czyjejś habilitacji czy o wniosku profesorskim skrywając swój osobisty stosunek do osoby, która staje się przedmiotem/podmiotem wymiany danych lub refleksji i opinii. Nie ma zatem możliwości zweryfikowania prawdziwości tego typu komunikatów. Są one bowiem po części oparte na niepełnej wiedzy o rzeczywistych źródłach zdarzeń, bazują na sądach tylko parcjalnie prawdziwych, a ponadto bywa, że są obciążone emocjami, nastawieniami czy konfliktem interesów. 

Tak więc komunikatami na temat postępowań habilitacyjnych czy profesorskich rządzi po części plotka, domniemanie, insynuacje i nie ma to znaczenia, kogo one dotyczą lub kto jest ich nośnikiem, twórcą wprawiającym je obieg społeczny. Ważne, że ktoś ma w tym jakiś interes - techniczny, poznawczy a może emancypacyjny.  

Pojawia się wraz z nią afirmacja postaw roszczeniowych niektórych profesorów pedagogiki, która przejawia się w komunikatach typu: DLACZEGO NIKT MNIE NIE POWOŁUJE NA RECENZENTKĘ? albo JAK TO MOŻLIWE, ŻE INNI UCZESTNICZĄ W KOMISJACH HABILITACYJNYCH, A JA NIE? itp. 

Pisałem już o syndromie tchórzostwa wśród części samodzielnych pracowników naukowych, ale dzisiaj mamy do czynienia z zadżumieniem nierzetelnością i nieodpowiedzialnością części kadr akademickich.  Bywa, że cieszą się i świętują z tytułu "przepchnięcia" pseudonaukowca w awansie na stopień doktora czy doktora habilitowanego.  

Istnienie takich osób w uniwersytetach czy wyższych szkołach zawodowych nie jest już problemem, bo środowisko jest w stanie je utrzymać, a nawet podzielić się  z nimi władzą, nie bezinteresownie. Problemem jest jedynie to, że  ich obecność demoralizuje innych, niszczy poczucie sensu pracy naukowej, zwiększa zarazem poziom egoizmu, cwaniactwa i skrytego reprodukowania nieuczciwości.     

Do końca kwietnia 2019 r. każdy zainteresowany złożeniem wniosku o wszczęcie postępowania na stopień naukowy doktora habilitowanego czy na tytuł naukowy profesora mógł to uczynić, o ile spełniał określone wymagania. Dzisiaj już wiemy, że część z nich była na bardzo niskim poziomie, zaprzeczała nawet posiadanemu stopniowi doktora nauk przez wnioskodawców, a zdarzało się, że przedkładane do oceny publikacje cechowała akademicka nieuczciwość (plagiaryzm, niesamodzielność).  

Nagle okazuje się, że ci, którzy tak wszem i wobec ubolewają nad ich nieobecnością w procesie recenzowania czy opiniowania wniosków, kiedy zostali powołani przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów -  zapomnieli o swoim statusie, o powinności naukowej, o własnych kompetencjach (czyżby już ich nie posiadali?) i...  odsyłają powołanie do komisji habilitacyjnej, tłumacząc się jak małe dzieci, które przyłapano na niewiedzy, nieobecności czy oszustwie, w obawie przed konsekwencjami. 

PEDAGOGIKA AKADEMICKA doświadczyła w ciągu ostatnich latach rzeczywistej odsłony nieuczciwości, nierzetelności, pozoranctwa, braku etyki wśród części kadr ze stopniem naukowym doktora, doktora habilitowanego czy tytułem naukowym profesora. Będziemy o tym mówić i pisać bez względu na to, jak ktoś oszukuje samego siebie i innych.            

Kryzys uniwersytetu jest pochodną także autodestrukcji społecznej (kliki), demoralizacji części samodzielnych pracowników naukowych skrywających się w uniwersytetach, także tych wiodących, w PAN, a nie w wyższych szkółkach prywatnych, bo tam patologie dotyczą zupełnie innych spraw. Jeśli następuje powolne a systematyczne niszczenie polskiej pedagogiki akademickiej, naukowej, to nic tego nie usprawiedliwia.  Młode pokolenia będą to środowisko z tego rozliczać za jakiś czas.

PATOLOGIA nie  dotyczy tylko marginesu środowiska akademickiej pedagogiki. Taki sam poziom moralnej dewastacji jest w naukach socjologicznych, naukach o polityce, w psychologii, naukach teologicznych, naukach prawnych itp., itd. Mnie jednak martwi moja dyscyplina naukowa, upadek wielu autorytetów, które okazały się pozornymi.         


   

16 listopada 2020

PESEL na Ogólnopolski Dzień Seniora


Nie wiedziałem, że w ciągu roku kalendarzowego jest - poza Dniem Wszystkich Świętych - tyle dni pamięci, troski, szczególnej wrażliwości na obecność osób starszych w naszym codziennym życiu, bo oto:

 

14 grudnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Osób Starszych (ang. International Day of Older Persons); 

 

20 października możemy radować się obecnością promotorów naszego życia w związku z Europejskim Dniem Osób Starszych lub Europejskim Dniem Seniora (International Day of Older Persons); 

 

14 listopada - odbywały się w naszym kraju  występy artystyczne, wykłady prowadzone przez specjalistów i darmowe badania z okazji Ogólnopolskiego Dnia Seniora; 

 

Jest jeszcze 21 stycznia - Dzien Babci a 22 stycznia - Dzień Dziadka. 

 

W związku z powyższym dzielę się wierszem p.t. PESEL - 
profesora dr. hab. Bogdana Szczepankowskiego , 
rzecz jasna - za zgodą Autora, znakomitego surdopedagoga, em. profesora Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, wspaniałego nauczyciela akademickiego:

 

Choć życie cię zaczyna

nużyć 

i coraz starszym się znajdujesz, 

wciąż wierzysz że ci krew się burzy,

a to już wapno się lasuje... 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Mknie dni tygodnia karuzela,

najlepiej przyjąć, że niedziela, 

bo przecież dla takiego dziada

tydzień się z siedmiu niedziel składa...

 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Kolejny problem mobilności,

bez laski już nie pójdziesz w gości. 

I masz wspomnienia - dość niewinne,

że kiedyś laski były inne... 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Zakładasz buty - widok marny - 

Jeden brązowy, drugi czarny...

Lecz jak tu lepiej się postarać,

Gdy w szafie taka sama para? 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Spotykasz kogoś na przystanku:

- Co słychać, kopę lat, Bogdanku".

Widać, że radość w nim jest szczera,

tylko skąd ja go znam - cholera! 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Chodzi się teraz coraz gorzej,

słabsze są nogi, słabsza głowa,

pionu utrzymać już nie możesz

i głównie się już w domu chowasz.

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Leczą te wady i choroby

różni lekarze razem wzięci,

a stos pigułek każdej doby

jeszcze pozwala mieć choć chęci... 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Do tego jeszcze ta ZARAZA

Głownie perfidna dla staruszków

- co by tu jeszcze im zakazać,

niech lepiej tylko leżą w łóżku.

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

A ten przedziwny kabarecik 

w tak zwanych sferach politycznych

może staruszka tak podniecić,

że go wprowadza w stan krytyczny...

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Lubisz krzyżówki - i co z tego

Gdy zapominasz znane słowa,

chcesz wziąć je z głowy   więc z niczego, 

bo coraz słabsza już ta głowa...

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Masz czasem taki imperatyw,

że biegiem jesteś już w łazience

I znów ci rozum figle płata

- czy to na siusiu - czy myć ręce? 

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Gdy człowiek już się robi stary 

potrzebne mu są okulary.

I problem występuje stały

- gdzie  te cholery się podziały!

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Mam sposób na te okulary,

po prostu mam ich cztery pary.

Trzy w trzech pokojach, czwarta służy

gdzieś na wykładach czy w podróży.

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

Bo trzeba sobie jakoś radzić,

z PESEL-em nie ma co się wadzić.

Polubić trzeba swe usterki,

zapomnieć te ambitne gierki 

z czasów, gdy jeszcze było można,

żyć już inaczej i z ostrożna.

A kiedy wreszcie zaczniesz kumać,

że to nie urażona duma,

lecz PESEL robi cię na szaro,

zaakceptujesz swoją starość.

 

Wiesz, jaka tego jest przyczyna?

PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 

 

9 października 2020.


Wiesz, jaka tego jest przyczyna?
PESEL - od TRÓJKI się zaczyna... 



Życzę Drogiemu Profesorowi 100 lat w zdrowiu i pełni sił na miarę swojego PESEL-u.

Kochamy bliskich nam seniorów. Z jeszcze większym bólem żegnamy ich, kiedy choroby współistniejące łączą się z koronawirusową pandemią. 

Mam wrażenie, że z każdym dniem zrywam kartkę kalendarza czyjego życia, które nagle zgasło, chociaż mogło jeszcze być z nami. Aż strach otwierać komunikator, by nie przeczytać, że właśnie zmarli pracownicy służby zdrowia, kultury, oświaty czy nauki. Odchodzą lekarze, pielęgniarki, artyści, nauczyciele i naukowcy, a więc ci, którzy swoim życiem tworzyli dzieło naszego życia ale i współczesnej kultury, oświaty czy nauki. 

Może ten wiersz doda wielu z nich radości, uśmiechu i dystansu do świata. 


    

15 listopada 2020

Przemoc w szkole jako trauma w pamięci dorosłych

 

Pisze do mnie dorosła już osoba. Przypomniała mi swoim listem jakże aktualną tezę z psychoanalitycznych badań Alice Miller na temat toksycznego dzieciństwa. Jeszcze długo nasze społeczeństwo nie wyjdzie z aprobaty i aplikacji przemocy w instytucjach edukacyjnych i opiekuńczo-wychowawczych. 

 Być może kary fizyczne i upokarzanie dzieci znika z większości szkół, to jednak zdarzają się tacy pseudonauczyciele kultury fizycznej, trenerzy sportowi, którzy uzurpują sobie prawo do tresowania dzieci i młodzieży. Niby nic takiego, ale kiedy na lekcji wuefu pojawia  się komentarz takiego toksycznego sadysty "Ja wam pokażę, już robić pompki, 20-30-40 ...; biegać dookoła sali gimnastycznej - 10-20 -30 okrążeń ...itd.".  Są też i tacy, którzy nie reagują na szyderstwa jednych uczniów w stosunku do tych najsłabszych, najmniej sprawnych.     


Po latach wraca to we wspomnieniach wywołanych jakimś impulsem. Tak pisze o tym wspomniany czytelnik bloga: 

 Proszę wybaczyć, że się ośmielam, ale chciałbym nieśmiało zapytać o rzecz delikatną, a mianowicie przeszłość związaną z moją szkołą podstawową. Otóż, rzecz miała miejsce w latach 1993 - 1997, miałem wówczas wychowawcę, który rozpoczynał wówczas swoją pracę w szkole podstawowej na wsi, w księstwie łowickim...  Ów nauczyciel znęcał się nade mną, raz nawet w sposób bestialski wyszarpał mnie za uszy przy całej klasie, w obecności nauczycielki od języka polskiego. Za co? Za nic. A może tylko dlatego, że miał poczucie bezkarności,  może chciał się popisać przed swoją koleżanką z pracy? 

 
Nie mogłem zgłosić tego problemu dyrektorowi szkoły, gdyż on, chociaż nie bił, stosował przemoc mentalną. Wiedziałem, że nic nie mogę osiągnąć. Wstydziłem się o tym powiedzieć w domu, a właściwie wstydziłem się zachowania nauczyciela do dzisiaj. Nie byłem w tym odosobniony, bo bił nie tylko mnie, ale także innych uczniów. 

 Koleżanka z klasy była nawet nazywana jego dziewczyną...  . Społeczność lokalna wiedziała o kontrowersyjnym nauczycielu wychowania  fizycznego, ale nikt nie reagował.  Coraz częściej rozmawiam z koleżankami i kolegami z klasy o tamtych czasach, więc to znowu do mnie powraca. 

 Wspomniany nauczyciel nadal uczy dzieci w szkole podstawowej, chociaż już w innej placówce. W Internecie łatwo sprawdziłem jego kolejną szkołę, w której odnosi nawet sukcesy jako nauczyciel-trener. On wie, w jaki sposób i jakim kosztem trenuje się dzieci. 

 Pytanie moje, brzmi co mogę z tym zrobić Panie Profesorze, czy teraz w poniewczasie ma to jakieś znaczenie czy jakąś moc sprawczą? Co mogę, Panie Profesorze zrobić?

 Bardzo uprzejmie proszę Pana Profesora o odpowiedź. Nie mam dystansu do tej sprawy, zupełnie nie wiem co zrobić.

 Teraz, jako dorosłemu, po wielu latach od toksycznych i bezprawnych kar fizycznych i  szykan będzie pewnie trudno wyegzekwować sprawiedliwość. Zostałoby to pewnie zdefiniowane jako wykroczenie, ale nie jako przestępstwo np. typu pedofilia, które nie ulega przedawnieniu. Natomiast w prawie cywilnym opisane powyżej sytuacje chyba już uległy przedawnieniu. Nie jestem jednak prawnikiem, nie wiem zatem, czy można w tej kwestii uzyskać jakieś zadośćuczynienie. 

 Czy jednak jest możliwe odsunięcie toksycznego nauczyciela od pracy w szkole? Tak, jeśli uzyskamy wypowiedzi  odważnych uczniów z poparciem ich rodziców, gdy potwierdzą, że on nadal stosuje niegodne praktyki. Wówczas sprawę należałoby przekazać do Kuratorium Oświaty, a jeśli to nie udzieliłoby kompetentnej odpowiedzi, to trzeba by było zwrócić się do mediów o wsparcie.  W przypadka aktualnie jednostkowych jest też możliwość wystąpienia z powództwem cywilnym czy nawet karnym, jeśli zachowania takiego nauczyciela naruszają cielesność ucznia.  

 


 

14 listopada 2020

Czesi nie narzekają na brak strategii polityki oświatowej

 



Pandemia koronawirusa zmusza wszystkie podmioty odpowiedzialne za edukację do koniecznych zmian w procesie kształcenia i wychowania młodych pokoleń. Nie da się dłużej słuchać i czytać o tym, że polskie szkoły są nieprzygotowane do zdalnej edukacji, a już tym bardziej o nieprzygotowaniu do niej nauczycieli. 


 Możemy utyskiwać na brak dostępu do sprzętu, do Internetu, na brak środków finansowych pozwalających na korzystanie z sieci, lepszego oprogramowania czy na niedogodne warunki mieszkaniowe, by móc z własnego miejsca zamieszkania i codziennego życia prowadzić zajęcia z uczniami. 


 Nie ulega wątpliwości, że czynnikiem osłabiającym, a nawet blokującym  ten proces jest liczebność rodziny, a w niej dzieci objętych obowiązkową edukacją. Każde z dzieci   musi mieć własne miejsce i sprzęt do uczestniczenia w zajęciach online tak, by nie przeszkadzać nie tylko rodzeństwu, ale i pracującym w domu rodzicom. To są obiektywne czynniki, na które tylko częściowy wpływ mają władze oświatowe.  


 Skoro na każde dziecko rodzice otrzymują 500+ PLN, to jednak jest to małe, ale systematyczne wsparcie  w kwestii pokrycia kosztów na dostęp do sieci. Natomiast nie ulega wątpliwości, że większości rodzin nadal nie stać na zakup takiego komputera czy laptopa, a w rodzinach wielodzietnych - komputerów lub laptopów, żeby każdy uczący się oraz rodzic wykonujący zdalnie obowiązki zawodowe mógł w tym samym czasie je realizować bez wchodzenia z sobą w konflikt. 


 Problem pogłębia brak w mieszkaniach rodzin wystarczającej liczby pomieszczeń, by każdy mógł w tym samym czasie łączyć się ze zdalnym nadawcą zadań. Domowej przestrzeni większość rodzin nie powiększy. Konieczne jest zatem odejście organizatorów procesu kształcenia od sztywnego planu zajęć, gdyż te nie mogą być realizowane w tym samym czasie, jak było to możliwe w szkole. 


 Czy dyrektorzy szkół przygotowali nauczycieli, a ci - swoich uczniów do elastycznego czasu pracy? Czy w ramach klas, oddziałów szkolnych wychowawcy zdiagnozowali możliwości środowiskowo-przestrzenne życia uczniów, warunki do ich rozwoju i uczenia się,  jak i wyposażenie w sprzęt oraz ich dostęp do sieci? Czy określono, z którymi uczniami trzeba będzie pracować  z zastosowaniem innych  narzędzi komunikacji, aniżeli przez Internet, żeby żaden z uczniów nie wypadł z systemu, nie został pominięty? 


 Nie ma już sensu zastanawiać się nad tym, dlaczego realizowana jest konsumpcyjna polityka kierownictw MEN i obecnej władzy oświatowej, która w niczym nie poprawia sytuacji? Ta zaś zmienia się dynamicznie i bezwzględnie wymaga radykalnych posunięć rządu na rzecz konkretnego wsparcia nauczycieli i uczniów. 


Poważnym, chociaż zrozumiałym błędem w tej polityce, jest koncentrowanie się głównie na ochronie zdrowia i zabezpieczeniu działań w gospodarce, przedsiębiorczości, bezpieczeństwie oraz usługach. Nie wolno pozbawiać młodych pokoleń dostępu do edukacji, gdyż wszelkie opóźnienia, zaniedbania rzutować będą w niedalekiej przyszłości właśnie na powyższe dziedziny naszego życia społecznego, zawodowego i osobistego. 


 Konieczna jest zatem klarowna strategia kształcenia w dobie permanentnego ryzyka, ale i inwestowanie w kapitał ludzki odpowiedzialny za jakość wykształcenia młodych pokoleń. Możemy uczyć się od bogatszych w doświadczenia, zobaczyć, jak radzą sobie z tym problemem także nasi postsocjalistyczni sąsiedzi np. Czesi. 


Po pierwsze, władze powinny opracować z naukowcami strategię polityki oświatowej 2030+,  która byłaby akceptowalna przez wszystkie strony polityczne, jak ma to miejsce u naszych południowych sąsiadów.  W Polsce nie ma żadnej strategii. Ta zaś powinna mieć wielowariantowy charakter (krótko-średnio i długoterminowy oraz zawierać wariant pesymistyczny, realistyczny i optymistyczny/prospektywny).  Wciąż rządzący utrzymują, że szkoła ma być taką, jaką była przed pandemią. 


 Po drugie, należy zredukować zbyteczne obciążenia programowe i organizacyjne w kształceniu powszechnym, żeby zdalna edukacja była możliwa i efektywna w każdej rodzinie, dla każdego dziecka. Konieczne jest zatem ustalenie, które treści programowe, w tym które fragmenty z podręczników szkolnych można wyłączyć, by zachować mimo to wysoki poziom wykształcenia. 


 Nauczyciele funkcjonują w samozakłamaniu, że ich uczniowie mogą wszystkiego się nauczyć. Doskonale wiedzą, że wszyscy uczniowie nie nauczą się wszystkiego. Czas z tym zerwać. Można zredukować podstawy programowe o połowę, a przynajmniej o jedną trzecią, a nie zabawiać się kosmetycznymi, drobnymi cięciami.

Minister pozornie połączonych dwóch resortów zapowiedział, że do końca grudnia 2020 r. zostaną przeprowadzone redukcje w wymaganiach egzaminacyjnych dla uczniów klas maturalnych i dla ósmoklasistów. Można zapytać, co czynili urzędnicy w MEN od czerwca br.? Czy zatem do tego czasu kształcenie będzie zawierało zbyteczne treści?


 W bieżącym roku szkolnym Czesi usuwają z egzaminów końcowych matematykę, poprzestając tylko na egzaminie z języka ojczystego i języka angielskiego. Zawieszają też państwowy egzamin, przywracając incydentalnie w tym roku przeprowadzenie powyższych egzaminów w ramach szkół.  Nie będą wystawiane oceny, tylko w systemie zerojedynkowym określenie: "zdał", "nie zdał".  Instytucja centralna (odpowiednik polskiej CKE) opracowuje jedynie  testy do przedmiotów maturalnych.  


 Po trzecie, dyrektorzy szkół muszą być uwolnieni od przesadnej biurokratyzacji, która jest pochodną centralistycznego zarządzania. Władze nieustannie nękają dyrektorów kolejnymi wykazami, sprawozdaniami, wyliczeniami czy sondami.  Przez to jednak w żadnej mierze nie poprawia się także zdalna praca pedagogiczna szkół, tylko urzędnicy w centrum zyskują uzasadnienie dla swojej zbytecznej w istocie pracy.   


 Po czwarte, muszą być podwyższone płace nauczycielom (w Czechach będzie to wzrost o 9 proc.), by mogli oni inwestować we własne kompetencje, sprzęt i poziom zaangażowania w zróżnicowanych formach komunikacji z uczniami oraz w egzekwowanie od nich wykonalności zadań. Musi być zrekompensowany koszt zużycia domowej energii i sprzętu do realizacji zadań szkolnych.  


  W Czechach każdy nauczyciel szkoły podstawowej otrzyma jednorazowo 20 tys. Korun na zakup tabletu do prowadzenia zdalnej edukacji, zaś wszystkie szkoły muszą mieć do dyspozycji jedną salę konferencyjną do prowadzenia zajęć zdalnych z uczniami, którzy będą w swoich domach na kwarantannie.  


 Po piąte, skoro w okresie wiosennym zdiagnozowano w tym kraju u 10 tys. uczniów brak własnego sprzętu komputerowego do komunikacji w sieci, ministerstwo przeznaczyło środki na ich zakupienie, by można było im go wypożyczyć na czas zdalnej nauki. Także w uzgodnieniu z dyrektorami szkół jedna czwarta placówek wymaga uzupełnienia lub wymiany sprzętu komputerowego, z którego mogliby na miejscu korzystać nauczyciele.  


 Po szóste, trzeba uelastycznić plan zajęć. Edukacja online nie musi zaczynać się o 8.00, ale o godzinę później. Niektóre zadania uczniowie mogą wykonywać w czasie bardziej dla nich dogodnym, np. pod wieczór czy zaliczać je w ciągu kilku dni. Trzeba pamiętać, że czas pracy przed ekranem znacznie bardziej męczy dzieci, niż gdyby miały bezpośredni kontakt z nauczycielem. 


W przedszkolach i we wczesnej edukacji alfabetyzacja dzieci musi odbywać się w świecie realnym. Tym samym należy zwiększyć zatrudnienie w tych placówkach, by nauczyciele mogli pracować w mniej licznych grupach. Zwiększa to obustronnie bezpieczeństwo oraz efektywność pracy dydaktyczno-wychowawczej.       


Są takie aplikacje (np. w Google Classroom, Google Meet, Google Suite itp.) dzięki którym uczniowie nie muszą swoich zadań kopiować, fotografować, ale jednym kliknięciem zatwierdzają je w sieci, co nauczyciel może sprawdzić i ocenić. Nie należy zobowiązywać uczniów do oglądania godzinnych projekcji edukacyjnych, gdyż poziom koncentracji uwagi sięga maks. 10 minut. 

Szkoła online może być ciekawą przygodą dla uczniów zachęcając ich do większej systematyczności, samodzielności oraz lepszego planowania własnego czasu w ciągu dnia. Kluczowe jest przekazywanie im informacji zwrotnej o osiągnięciach oraz włączanie do procesu kształcenia zadań, które mają komponent do autoweryfikacji i autoewaluacji. 

Pandemia sprzyja odejściu od systemu klasowo-lekcyjnego i redukowaniu roli władz centralnych w zarządzaniu oświatą. Obie figury są zbyteczne, kosztochłonne, nie przyczyniając się do lepszej jakości kształcenia. Środki pomocowe wspierające naprawdę potrzebujących powinny być dystrybuowane regionalnie, lokalnie, a nie ustalane przez kogokolwiek w centrum władzy. 

Prezentowane - kilka tygodni temu - w moich tłumaczeniach na język polski doświadczenia najlepszych piętnastu szkół w Niemczech uświadamia zupełnie nowe perspektywy dla właściwych reform wewnątrzszkolnych.      

W systemie zdalnym można odchodzić od podziałów uczniów na zgodne z ich wiekiem życia klasy-roczniki, by adresować treści i zadania kształcenia  w sposób zróżnicowany i zgodny z poziomem wiedzy i umiejętności dzieci czy młodzieży. 

Szkoła może stać się miejscem do rozwiązywania problemów osobistych uczniów, ich społecznych czy aspołecznych konfliktów, do radzenia sobie z własnymi emocjami, poczuciem sensu działania czy sprawstwa na co dzień.