21 lipca 2015

Prekariusze wyższych szkół prywatnych łączcie się!



Mamy w kraju ponad 300 wyższych szkół prywatnych. Z tego zaledwie kilkanaście uzyskało status szkół w swej misji i jakości działania tożsamych lub nawet lepszych od niektórych jednostek uczelni publicznych. Pozostałe, to ukrywane przed naiwnymi kandydatami na studia pseudowyższe szkolnictwo. Wyższe jest ono w tym sensie, że nie jest całkowicie bezpłatne.

Jednak częściowo tzw. "wsp" są bezpłatne, skoro korzystają z dotacji celowej MNiSW na stypendia socjalne, naukowe. Uzyskały równe prawa do ubiegania się ich pracowników o dotacje celowe w ramach różnorodnych konkursów na poprawę infrastruktury, na wymianę międzynarodową - studencką i nauczycielską, a nawet dla pracowników technicznych. Czy z tego powodu czesne jest niższe? Absolutnie nie.

To "krwiopijcy"- założyciele prywatnego biznesu zatrudniają na tzw. umowy śmieciowe większość swoich wykładowców, nie płacą za okres wakacji, przerw semestralnych, za dodatkowe zajęcia. Dla biznesmeńsko prowadzonej "wsp" uległy rektor (pozbawiony godności i nie darzący szacunkiem współpracowników) jest pionkiem do przesuwania na szachownicy prywatnych interesów właściciela. Ma podpisywać, a nie dyskutować, ma zatrudniać prekariuszy, a nie krytyczną, twórczą, refleksyjną kadrę.

Dlatego rektorem może być byle kto, byle spełniał warunki minimum. Spotkałem się już z określeniem, że może być nawet doktor nauk medycznych, skoro Korczak też był lekarzem. On nawet nie wie, kim był Korczak, ale to nie przeszkadza, by osłaniał przed ministerstwem i studentami grę właściciela fałszywymi kartami. Im bardziej mierny i wierny, tym lepszy dla właściciela takiej "wsp".

Niektórzy "rektorzy" nawet użalają się na stronie szkoły, że niestety, nie chcieli, ale jednak - jak Lech Wałęsa - rzekomo "musieli" podjąć się tego zadania dla dobra innych. Cóż za motywacja? Cóż za misja? A wystarczyłoby przyznać się, że nie będzie się brać pensji przez wakacje, a potem się zobaczy. Czyż nie dlatego wcześniej ktoś inny odszedł z tego stanowiska?

Są tacy "rektorzy", którzy będą najpierw uzgadniać wszystko z założycielem, właścicielem, aby dopiero potem zwołać formalnie senat i kazać mu głosować ZA lub PRZECIW, zgodnie z instrukcją, jaką posługują się przy dyscyplinie partyjno-klubowej posłowie w Sejmie. Na boku będą narzekać - na chamstwo, na brak szacunku, na upadek dobrych obyczajów, ale przecież sami się pod tym podpisują, godzą się na to. Spokój sumienia jest dla takich tylko kwestią wysokości własnych poborów.

Inni pracownicy mogą czekać, aż im założyciel łaskawie przeleje coś na konto. Nie przelał? Ach, to zapewne jakiś błąd w systemie. Przecież przelał, tylko ... nie dolał. Inni nawet nie wiedzą, że właściciel takiej "wsp" nie płaci za nich ZUS-u, okrada ich z należnych przywilejów (także płacowych). Każdego można zwolnić z takiej "wsp" z miesięcznym lub trzymiesięcznym wymówieniem (w zależności od stażu pracy). Można mu dać propozycję nie do odrzucenia - albo zgoda na obniżenie pensji, albo... rozstanie. Na tym właśnie polega generowanie prekariatu, manipulowanie pracownikami, by ci, choć pracują, odczuwali niepewność i lęk związane z zatrudnieniem. Taki nauczyciel na "śmieciówce" nie może mieć pewności dochodu, zatrudnienia, przywilejów w rodzaju urlopu czy chorobowego. To on ma przynosić zyski pracodawcy samemu będąc dla niego/niej nikim.


Może zatem dotrze do prekariuszy akademickich informacja, że w wyższych szkołach prywatnych można powołać do życia związek zawodowy. Wprawdzie ten może ich zdradzić, ułożyć się w tajnych negocjacjach z właścicielem, ale ... nie jest to takie łatwe. Związki zawodowe mogą jednak uczestniczyć w kształtowaniu statutu uczelni niepublicznej. Trybunał Konstytucyjny orzekł w lipcu, że przepis ustawy o szkolnictwie wyższym, który uniemożliwia związkom zawodowym wpływanie na kształt statutu uczelni niepublicznej, jest niezgodny z konstytucją.

Ba, zgodnie z Orzeczeniem TK - ograniczenie udziału w związkach zawodowych do pracowników zatrudnionych na etacie jest niekonstytucyjne. Oznacza to, że zatrudnieni na umowach cywilnych mogą należeć do związków. Konfederacja Lewiatan uważa, że wszystkie osoby pracujące w szerokim tego słowa znaczeniu powinny mieć prawo do organizowania się i ochrony swoich praw.

Natura jednak sama radzi sobie z powyższą patologią. Niż demograficzny odsłonił prawdziwe oblicze wielu wyższych szkół prywatnych. Niewątpliwie, są też małe, akademickie wspólnoty, bez blichtru, bez nadużyć czy finansowych przekrętów, gdzie stosunki międzyludzkie są do pozazdroszczenia w wielu jednostkach uczelni publicznych. W takich szkołach władze rzeczywiście skupiają się na kształceniu zawodowym, praktycznym, troszcząc się o jak najlepszą kadrę.

Jest zatem w tym szkolnictwie tak i siak. Jest także nijak.

19 lipca 2015

Protest wykładowcy w Gdyni o godne traktowanie nie tylko akademickiego prekariatu


Pan mgr Damian Muszyński miał w maju wypadek samochodowy. Na szczęście wyszedł z niego względnie cało, toteż na międzynarodową konferencję pedagogów krytycznych w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu przyjechał z ręką na temblaku. Pasjonat nauki tak by postąpił, skoro pojawiła się niepowtarzalna już być może sytuacja spotkania z naukowcami i lewicowymi rewolucjonistami z różnych stron świata.

W miniony piątek otrzymałem messenger'em porażającą informację od niego:

"Zwracam się z gorącą prośbą o poparcie mojego protestu przeciwko wyrzuceniu mnie na ulicę z mojego służbowego pokoju, który wynajmuje od trzech miesięcy w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Jestem z przerwami zatrudniany w w/w uczelni na stanowisku wykładowcy. Przerwy wiążą się z faktem, iż uczelnia praktykuje zatrudnienie nauczycieli akademickich na podstawie umów cywilno-prawnych. Zarabiam więc tylko wtedy, kiedy realizuję umowę - jest to w praktyce kilka miesięcy w roku (jeden semestr).

Od 17 kwietnia br. zamieszkuję w Domu Studenckim Nr 1 w AMW. Systematycznie płaciłem za pokój, i - jeśli pojawiały się zaległości związane z niemożnością zapłaty bieżącej faktury - kontaktowałem się w tej sprawie z Kanclerzem AMW i kierownikiem Domów Studenckich. Krótko mówiąc, bardzo dbałem o to, aby nie stracić dachu nad głową.

Niestety, dzisiaj rano, w stylu charakterystycznym dla najgorszych praktyk, wszedł do mojego pokoju kierownik Domu Studenckiego i zażądał, abym wyprowadził się z pokoju w ciągu kilu godzin. Oczywiście, nie zrobiłem tego, bo wiem, że chronią mnie prawa zapisane chociażby w Ustawie o ochronie lokatorów praw lokatorów, która odnosi się do wszelkich zasobów mieszkaniowych.

Protestuję przeciwko wyrzucaniu w Polsce ludzi na bruk. Protestuję przeciwko zatrudnianiu na podstawie tzw. umowy śmieciowej. Protestuję przeciwko traktowaniu nauczyciela akademickiego, jak przedmiotu, który można przestawić, a nawet usunąć. Jestem zdeterminowany, choć uczelnia zastosowała już wobec mnie restrykcje charakterystyczne dla metod tzw. "czyścicieli kamienic" - została dezaktywowana karta, którą mogłem posługiwać się wchodząc na teren uczelni. Tym samym jestem uwięziony w pokoju, jeśli bowiem z niego wyjdę, na powrót do pokoju nie wejdę. Jestem w praktyce osobą bezdomną.

Planuję oczywiście dochodzić swoich praw w sądzie; do czasu ewentualnych rozstrzygnięć chcę poinformować o mojej sytuacji zaprzyjaźnione media , ogólnopolskie i lokalne. Uruchomię profil na Facebooku (oraz na Twitterze), który ma informować o praktykach realizowanych w tej publicznej uczelni (choć pewnie nie tylko w tej). W poniedziałek rozpocznę protest przed siedzibą główną Akademii Marynarki wojennej. Skontaktowałem się w mojej sprawie z Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej. Będę ogromnie wdzięczny za poparcie. Łączę pozdrowienia.


W sobotę pan Damian Muszyński poinformował o 2.29 PM, że jest już po kilkugodzinnych negocjacjach i jest na powrót w swoim pokoju. Podziękował za wsparcie facebookowiczów i poinformował, że opuści DS, ale na swoich warunkach, które są efektem negocjacji. Uczelnia ma mu zapewnić transport, aby mógł przewieźć swoje rzeczy. Jak napisał:

"Nie zmienia to faktu, że zajście miało dramatyczny przebieg - byłem w pokoju sam, a wokół mnie kłębiły się tłumy ochroniarzy, wojskowych, żandarmerii wojskowej, administracji. Jestem wyczerpany bo trwało to kilka godzin i byłem cały czas poddawany przemocy symbolicznej: dystynkcje, pałki, broń gazowa, broń ostra".

Jak z tego wynika, pan Damian Muszyński nie walczy de facto tylko o siebie, ale przede wszystkim zwraca uwagę na sytuację setek, a może i więcej wykładowców, osób ze stopniem zawodowym lub naukowym, które są traktowane zgodnie z regulacjami tego rządu przedmiotowo. Ministrów, premier, posłów nie interesuje to, że polski prekariat jest najliczniejszy w krajach UE, że młodzi ludzie nie mają środków do życia, bo mają być jedynie środkiem do zysków wyższych szkół prywatnych, a oszczędności dla uczelni publicznych!

Tak, tak, warto zacząć o tym mówić. Z jednej strony mamy ponad 300 wyższych szkół prywatnych, których założyciele, władze chętnie zatrudniają na tzw. umowy śmieciowe, bo etat jest dla nich zbyt kosztowny. Nie obchodzi ich sytuacja życiowa nauczycieli akademickich. Nieco lepiej jest w uczelniach publicznych, ale jak wynika z powyższego zdarzenia, także ich władze zaczynają szukać oszczędności i zatrudniają część wykładowców na umowy cywilno-prawne.


Jak doktoranci z UW upomnieli się w NCN o podwyższenie stawek w ramach grantów, to natychmiast ministra nauki i szkolnictwa wyższego stwierdziła, że środki budżetowe w ramach grantów nie są na płace, ale na wzmocnienie niskich płac już zatrudnionych w szkołach wyższych. Hipokryzja, obłuda, błędne koło? Tu dorzucimy, tam zabierzemy?

Zbliżają się wybory. Może wreszcie młodzi zaczną interesować się programami wyborczymi kandydatów i wyegzekwują od nich spełnienie obietnic. Muszą być mechanizmy czy procedury obywatelskiego nadzoru, kontroli i napiętnowania tych, którzy dzisiaj w Sejmie chcą ponoć uchwalić ustawę zapewniającą obecnym posłom dożywotnią pensję w wysokości 6 tys. zł.

Pan dr Damian Muszyński jest magistrem pedagogiki medialnej, poetą. Uczestniczy w konferencjach, czyta książki, pisze recenzje, a nawet wiersze, publikuje artykuły, ale... nikt nie może mu tego nawet wynagrodzić, bo i redakcje czasopism nie płacą honorariów za teksty, bo i z czego? W ciągu 25 lat transformacji rządzący wszystkich opcji urządzali się w szkolnictwie wyższym lub z jego wsparciem na różne sposoby.


W dn. 21 lipca ukazał się artykuł w lokalnej Gazecie Wyborczej. Cytuję fragment, gdyż dotyczy on II strony:

Jak uczelnia odnosi się do całej sytuacji?

- AMW jest jednostką organizacyjną podlegającą ministrowi obrony narodowej. Jest to jednostka wojskowa, w której obowiązuje system przepustkowy. Nie ma możliwości, żeby osoba, która nie ma pozwolenia na przebywanie na terenie AMW, mogła się po tym terenie bezprawnie poruszać, a panu Muszyńskiemu umowa na zakwaterowanie w domu studenckim wygasła z dniem 30 czerwca i nie została przedłużona. Nawet gdyby pan Muszyński miał przedłużoną umowę, to najwyżej o jeden miesiąc, w jednostce wojskowej nie ma bowiem takiej praktyki, żeby wykładowcy mieszkali na stałe w domu studenckim - wyjaśnia kmdr ppor. Krzysztof Nowakowski, rzecznik prasowy uczelni. I dodaje: - Co do umowy cywilnoprawnej, nie jest ona podstawowym rodzajem umowy, jaką zawiera się w AMW. Pozwala jednak na weryfikację pracownika pod kątem jego dalszej stałej współpracy.

A ta, zdaniem dr hab. Astrid Męczkowskiej-Christiansen, prof. AMW, dyrektor Instytutu Pedagogiki, nie była możliwa z powodu mizernych postępów w pracy naukowej. Nie zrealizował też wszystkich zajęć dydaktycznych - opuścił dwa dni, których nie odrobił.

Kanclerz AMW dr Bogusław Bąk twierdzi z kolei, że pan Muszyński zalegał z opłatą za pokój i za jedzenie, a na opłacenie zaległości i opuszczenie domu studenckiego miał czas do 15 lipca.

18 lipca 2015

W tragicznych okolicznościach zmarł profesor pedagogiki Krzysztof Kruszewski
















(Portret K. Kruszewskiego za: "Poczet profesorów polskich wycina Janusz Markiewicz)


W tę informację trudno było uwierzyć, bowiem profesor Krzysztof Kruszewski, mimo osiągnięcia wieku emerytalnego, był osobą czynnie uczestniczącą w nauce. Jak informują media profesor zastrzelił w domu swoją żonę, a następnie popełnił samobójstwo. Jego syn Krzysztof Borys Kruszewski (założyciel przedsiębiorstwa badań rynku – SMG/KRC - Millward Brown) potwierdził w dn. 15 lip 21:45 w komentarzu do artykułu tragedię rodziców pisząc:

Informacja jest niestety całkowicie zgodna z prawdą. Tata i Mama byli ze sobą razem przez prawie 60 lat. Było to niezwykłe małżeństwo. Mama była obłożnie chora. Ostatniej doby jej stan można było określić jako agonalny. Oboje ustalili, że w takiej sytuacji, z powodu braku prawnej możliwości eutanazji w Polsce, zdrowe z nich Dwojga zadba o przeprowadzenie wspólnego samobójstwa. Jak zaplanowali tak zrobili – razem trzymając się za ręce na małżeńskim łóżku. Gest natury romantycznej, jak z rosyjskiej literatury XIX wieku.

Tata pochodził ze starej, wojskowej rodziny z korzeniami jeszcze w XV wieku. Broń palna była w tej sytuacji jedynym rozwiązaniem. Trudno pogodzić mi się z ich decyzją zwłaszcza, że Tata był dobrego zdrowia, w kondycji intelektualnej niedostępnej większości ludzi, jakich znam, w niezwykle ciepłych i gęstych relacjach ze mną, moimi Synami i moją Żoną
.

Czy ów wpis na forum jest prawdziwy? Nie wiem. Policja prowadzi śledztwo, bowiem pojawiła się hipoteza o możliwym udziale osób trzecich, a zatem o zamordowaniu małżonków Kruszewskich. Dla Najbliższych i przyjaciół zm. Profesora i jego Małżonki jest to niewątpliwie dramat.

Przypomnę dane z naukowego życia i działalności akademickiej profesora Krzysztofa Kruszewskiego najistotniejsze fakty:

Krzysztof Kruszewski ur. 30 marca 1939 w Warszawie, zmarł w dn. 14 lipca 2015 w Warszawie.

Jak podaje m.in. Wikipedia:

Od 19 kwietnia 1963 należał do PZPR. W latach 1972-1973 był sekretarzem Komitetu Uczelnianego Uniwersytetu Warszawskiego. Następnie - do 1977 - w Komitecie Centralnym PZPR kierował sektorem Studiów i Analiz w Wydziale Pracy Ideowo-Wychowawczej. A od 1977 do 1980 był sekretarzem w Warszawskim Komitecie Miejskim PZPR. Jako sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR miał być inicjatorem organizowania napadów bojówkarskich na wykładowców i słuchaczy opozycyjnego Towarzystwa Kursów Naukowych (1978-1981).

Być może właśnie ta częściowo niechlubna - a udokumentowana przez IPN i opublikowana w prasie codziennej w połowie lat 90. XX w. - przeszłość profesora z okresu socjalizmu stała się w okresie transformacji po 1989 r. powodem do zatarcia jej dobrymi czynami dla kształcenia akademickiego i nauk pedagogicznych? Nie wiem. Pewnie będą tego dociekać "lustratorzy" i doszukujący się dwoistości w jego życiu i pracy twórczej biografiści pedagogiczni czy historycy wychowania. Nie jest to moim zadaniem.

W okresie od 3 kwietnia 1980 do 12 lutego 1981 Krzysztof Kruszewski był ministrem oświaty i wychowania w rządach Edwarda Babiucha i Józefa Pińkowskiego. Habilitował się w 1971. Tytuł naukowy profesora uzyskał w 1990. Tuż przed upadkiem socjalistycznego ustroju K. Kruszewski wydał dwie rozprawy:

- "Zmiana i wiadomość. Perspektywa dydaktyki ogólnej" (PWN 1987)

- "Kształcenie w szkole wyższej. Podręcznik umiejętności dydaktycznych" (PWN 1988).

Do 1990 r. pracował w Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego oraz na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie kierował zespołem dydaktyki szkoły wyższej w Katedrze Dydaktyki. W 1995 r. prof. K. Kruszewski podjął pracę w Wyższej Szkole Pedagogicznej Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Tu kierował Katedrą Dydaktyki.


Nie zamierzam też oceniać Profesora, którego osobiście poznałem w "urzędowej" sytuacji dopiero w I dekadzie XXI w., kiedy kierowałem zespołem akredytacyjnym w Uniwersytecie Warszawskim na tzw. MISH-u. Profesor cieszył się tam ogromnym szacunkiem i uznaniem jako znakomity wykładowca. Na wykłady Profesora Kruszewskiego ściągały tłumy najzdolniejszej młodzieży akademickiej z całego Uniwersytetu. Reprezentował bowiem światową wiedzę na temat szkolnictwa i dydaktyki, a sam był też wyjątkowo komunikatywnym mówcą. To rzadkość, by piszący o sztuce nauczania sam był jej mistrzem.

Dzięki znakomitym przekładom K. Kruszewskiego z języka angielskiego niezwykle interesujących i kluczowych publikacji anglojęzycznych nasze środowisko uzyskało bardzo szybko dostęp do nich. Polska dydaktyka i pedagogika nadrobiła dzięki temu - w latach 90. XX w. - ogromne zapóźnienia w dostępie do europejskich standardów badań naukowych (spowodowane bolszewicką cenzurą poprzedniego reżimu (niestety, także z udziałem tego profesora). Praca tłumacza jest niezwykle praco- i czasochłonna, a jeśli dokonuje jej specjalista w zakresie przekładanej problematyki, to ma ona charakter niemalże współautorski, bo jest to wielka sztuka.

K. Kruszewski dokonał przekładu m.in. następujących rozpraw:

* Jere Brophy, Motywowanie uczniów do nauki (WN PWN 2002);

* Allan C. Ornstein, Francis P. Hunkins, Program szkolny. Założenia, zasady, problematyka (WSiP 1998);

* Richard I. Arends, Uczymy się nauczać (WSiP 1994);

* Bruce Joyce, Emily Calhoun, David Hopkins, Przykłady i modele uczenia się i nauczania (WSiP 1999).

* David Tripp, Zdarzenia krytyczne w nauczaniu. Kształtowanie profesjonalnego osądu (WSiP 1996).

Każdy, kto studiował pedagogikę, musiał zetknąć się z rozprawami profesora dydaktyki i pedagogiki szkolnej. Krzysztof Kruszewski był też wraz ze swoim towarzyszem z UW, profesorem Krzysztofem Konarzewskim redaktorem wydanej dwutomowej edycji podręcznika akademickiego „Sztuka Nauczania". Jest to bardzo ważny i niezwykle wartościowy podręcznik akademicki, który wykorzystywany jest nie tylko w kształceniu nauczycielskim, ale także pedagogicznym, socjologicznym i psychologicznym. Ma on wiele wznowień, a jego ostatnia, zmieniona edycja ukazała się w 2004 r.

Ogromnie cenię ten podręcznik, gdyż - jak słusznie pisze we wstępie do II części "Sztuki nauczania. Szkołą" jej red. K. Konarzewski: "Profesjonalista to ktoś, kto potrafi pracować bez wskazówek i nadzoru; ktoś, kto nie traci głowy, gdy zawodzą rutynowe metody, bo potrafi metody nie tylko stosować, lecz także - w razie potrzeby - tworzyć. Ta autonomia jest jednak niemożliwa bez rozumienia szerokiego - historycznego, społecznego i psychologicznego - sensu własnej działalności zawodowej. (s. 9)

Odszedł profesor, który pisał jeszcze pod koniec lat 80. w swoich rozprawach, że dydaktyka ogólna od dłuższego czasu znajduje się w stanie dezintegracji. Istotnie, długo będzie podnosić się z tego upadku, do którego doprowadził miniony ustrój. Ćwierćwiecze wolności zaczęło dawać oznaki pewnej zmiany, ale nadal czekamy na więcej autorów ponowoczesnej dydaktyki, na dydaktykę w nurcie krytycznym, konstruktywistyczną, kognitywistyczną czy hermeneutyczną.

To właśnie społeczność WSP ZNP w Warszawie, w której ostatnio pracował prof. K. Kruszewski, żegna swojego wykładowcę nekrologiem na stronie Uczelni:





17 lipca 2015

Dopalacze. Gdzie szukać pomocy?


Otrzymałem mailem poniższy komunikat, to go zamieszczam, bo istotnie rząd nie jest w stanie od 8 lat rozwiązać problemu nowego rodzaju narkotyków o niewinnej nazwie "DOPALACZE". Mamy zatem już pierwsze ofiary wśród nastolatków. Odchodzi młode pokolenie, sfrustrowane, zawiedzione, zdradzone, pozostawione sobie. Może komuś uda się kogoś ostrzec, uratować? Nie przypuszczam, by po dopalacze sięgały dzieci z rodzin, w których są one podmiotem codziennej troski i miłości. Czy zatem ci, którym los własnego dziecka jest obojętny, skorzystają z poniższych propozycji? Wątpię, ale trzeba mieć nadzieję.

W ostatnich dniach w kraju odnotowano wiele przypadków zatrucia narkotykami, tzw. dopalaczami. Do szpitali trafiły osoby z ostrym zatruciem organizmu. Apelujemy i ostrzegamy, aby nie kupować i nie zażywać takich substancji. Producenci i sprzedawcy dopalaczy kierują się przede wszystkim zyskiem, za nic mając ludzkie życie. Sprzedając dopalacze – sprzedają śmierć!

Masz wątpliwości czy Twoje dziecko zażywa dopalacze? Chcesz dowiedzieć się więcej na temat możliwości leczenia? Wiesz wszystko o negatywnych skutkach tych niebezpiecznych substancji? Masz informacje o miejscach, w których handluje się zakazanymi środkami? Jesteś uzależniony? Ministerstwo Spraw Wewnętrznych przygotowało listę numerów telefonów pod którymi można szukać pomocy.


800 060 800 – Bezpłatna, całodobowa infolinia Głównego Inspektora Sanitarnego. Pod tym numerem telefonu możemy uzyskać informacje na temat negatywnych skutków zażywania dopalaczy oraz o możliwościach leczenia. Infolinia jest także przeznaczona dla rodziców, którzy mają wątpliwości, czy ich dzieci zażywają dopalacze. Na infolinię GIS można przekazywać także informacje, które mogą ułatwić służbom dotarcie do osób handlujących tymi nielegalnymi substancjami.

116 111 – Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży. Służy on młodzieży i dzieciom potrzebującym wsparcia, opieki i ochrony. Zapewnia dzwoniącym możliwość wyrażania trosk, rozmawiania o sprawach dla nich ważnych oraz kontaktu w trudnych sytuacjach. Telefon prowadzi Fundacja Dzieci Niczyje. Linia jest dostępna codziennie w godzinach 12:00 – 20:00, pomoc online dostępna na www.116111.pl/napisz. Tylko w 2014 roku specjaliści przeprowadzili 3205 rozmów dotyczących dopalaczy.

800 100 100 – Telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawach bezpieczeństwa dzieci. To bezpłatna i anonimowa pomoc telefoniczna i online dla rodziców i nauczycieli, którzy potrzebują wsparcia i informacji w zakresie przeciwdziałania i pomocy dzieciom przeżywającym kłopoty i trudności wynikające z problemów i zachowań ryzykownych, takich jak: agresja i przemoc w szkole, cyberprzemoc i zagrożenia związane z nowymi technologiami, wykorzystywanie seksualne, kontakt z substancjami psychoaktywnymi, uzależnienia, depresja, myśli samobójcze, zaburzenia odżywiania. Telefon prowadzi Fundacja Dzieci Niczyje. Linia dostępna od poniedziałku do piątku w godzinach 12:00 – 18:00, pomoc online dostępna pod adresem pomoc@800100100.pl. W 2014 roku 61 rozmów dotyczyło problemów z dopalaczami.

800 12 12 12 - Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka. Osoby poszukujące pomocy oraz informacji na temat dopalaczy mogą korzystać także z telefonu zaufania Rzecznika Praw Dziecka. Numer przeznaczony jest zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, którzy chcą zgłosić problemy dzieci. Telefon jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.15 do 20.00. Po godzinie 20.00 oraz w dni wolne od pracy, każdy może przedstawić problem i zostawić numer kontaktowy. Pracownik telefonu zaufania oddzwoni następnego dnia.

112 – Jednolity numer alarmowy obowiązujący na terenie całej Unii Europejskiej.


Już zaczynam się obawiać, że problem dopalaczy pojawi się jako modny temat dla studentów przymierzających się do badań i pracy dyplomowej z pedagogiki, socjologii czy psychologii. O narkotykach pisano setki prac w latach 90. XX w. O uzależnieniach od alkoholu pisze się nieustannie, a ja już nie bardzo chcę o tym czytać. Niech będzie zatem o dopalaczach, no i o (nie-)skuteczności kolejnej akcji pani poseł U. Augustyn, która ogłosiła w tej sprawie "wrzutkę" do programów kształcenia ogólnego i zawodowego.

Pamięta ktoś, że MEN forsowało lekcje w stylu akcji politycznej na temat korupcji? I co? Zajmujemy I miejsce w krajach Unii Europejskiej. Specjalistka od walki z korupcją (p. Julia Pitera) już od kilku lat nie tropi jej w kraju, bo poślizgnęła się na rachunku za śledzia. Zdaje się, że pracownicy sektora publicznego, samorządowego władz wszelkich poziomów zorientowali się dzięki tym programom, na co uważać, by nie wpaść. Czyżby jednak edukacja okazała się skuteczna?

16 lipca 2015

Czy można podnieść rangę zawodu nauczycielskiego i naprawić system edukacji?


Kilka dni temu odniosłem się do wypowiedzi p. mgr Elżbiety Witek z PiS na temat "podniesienia rangi zawodu nauczyciela i przywrócenia sprawnego nadzoru pedagogicznego jako warunku rozwoju polskiej szkoły". Jak ktoś mówi o podniesieniu czyjejś rangi, to kojarzy mi się to tylko z podnoszeniem ciężarów. Nie wiem bowiem, jakiej wagi jest ta kategoria polityczna - lekkiej, średniej czy ciężkiej?

Kto nałoży nauczycielom odpowiednią ilość tarcz lub będzie je zdejmował, by ranga była wysoka i wysoko? Nie wiadomo, czy chodzi o podnoszenie nauczycielskiej rangi jak najwyżej, a więc przez zdejmowanie ciężarów, czy może by miała swój ciężar, a więc przez dokładanie ciężarów?

No dobrze, nie krytykujmy. Mamy tu chociaż jakiś konkret. Być może są nauczyciele, którzy uważają, że ich ranga jest zbyt niska, a więc z zadowoleniem przyjmą to, że nowa władza, jeśli takową się stanie, podniesie ich rangę. A jak nie udźwignie? A jak ich ranga nie wzrośnie, tylko spadnie? Jakże łatwo jest o kontuzję.

Ciekawe też jest, jak władza tę rangę podniesie? Czy nauczyciele ją udźwigną? Co się stanie, jeśli nie udźwigną tej rangi? Czy niedorastający do niej słabeusze będą musieli rozstać się z zawodem? Chyba tak. W końcu, bycie nauczycielem być może było dotychczas czymś zbyt lekkim, łatwym i przyjemnym? Może nadchodzi czas podnoszenia ciężaru misji w górę? Jest nadzieja, że zostaną wprowadzone obowiązkowe obozy kondycyjne, a nawet zostanie podniesiona dieta, by nauczyciel mógł być dobrze odżywiony, w pełni sił.

Czytam treść kolejnego wystąpienia - posła Sławomira Kłosowskiego na temat zmiany struktury oświaty i odbudowy szkolnictwa zawodowego jako instrumentów naprawy systemu edukacji. To podejście do zmiany w polityce oświatowej nie ma już charakteru sportowego, który kojarzyłby się z podnoszeniem ciężaru posłannictwa tej profesji. Zdaje się, że bliższą asocjacją jest serwis techniczny. Gdyby miała być trzecia kadencja w MEN tej samej koalicji, to oznaczałoby, że mamy serwis gwarancyjny.

Tymczasem z diagnozy PiS wynika, że edukacyjna maszyna uległa zepsuciu. A jak coś się psuje, przestaje właściwie działać, to trzeba wezwać specjalistę od jej naprawy. Co ważne, już zdiagnozowano powody zepsucia edukacyjnego systemu. Wprawdzie jeszcze jakimś dziwnym zrządzeniem losu on się jeszcze toczy, charczy i rzęzi, ale długo tak nie pożyje. Jak ktoś nie przyjdzie z odpowiednimi narzędziami i jego nie naprawi, to będzie koniec.

Tym bardziej, że w systemie już bardzo iskrzy, a to może oznaczać przepalenie się czegoś w jego sterowniczym wnętrzu, czyli w MEN. Jeśli jest spalone, to być może nie ma już sensu jego dalsza naprawa i trzeba go wymienić na nowy, inny model, oby lepszy. Chyba, że ktoś zapłacił osiem lat temu za przedłużenie karty gwarancyjnej?

Mistrz naprawy systemu edukacji - poseł Sławomir Kłosowski proponuje (Uwaga: PISMEM DRUKOWANYM MÓJ KOMENTARZ):

a) przywrócenie odpowiedzialności państwa za edukację poprzez:

- wzmocnienie wpływu państwa na tworzenie programów nauczania,
- opiniowanie arkuszy organizacyjnych szkół i placówek oświatowych,
- opiniowanie wojewódzkich, powiatowych i gminnych sieci szkół.

Rząd kreuje politykę oświatową, a Minister Edukacji i kuratorzy oświaty odpowiadają za jej realizację. W tym celu niezbędne jest dokonanie zmian w strukturze Ministerstwa Edukacji Narodowej i kuratoriów oświaty.

BŁĄD. UTRZYMANIE DWOISTEJ WŁADZY SŁUŻY TEMU, Z CZYM PiS CHCE WALCZYĆ, A WIĘC CHAOSOWI. OŚWIATĄ POWINIEN ZARZĄDZAĆ JEDEN PODMIOT - SAMORZĄD, ZAŚ NADZÓR POWINIEN BYĆ USYTUOWANY POZA STRUKTURAMI TEGO SYSTEMU. W PRZECIWNYM RAZIE NADZORUJĄCY SAMEGO SIEBIE NIGDY NIE DOSTRZEŻE BELKI WE WŁASNYM OKU. SIEĆ SZKOLNA ZOSTAŁA CZĘŚCIOWO PRZEKAZANA NGO W PROCESIE "UKRYTEJ PRYWATYZACJI" PUBLICZNEGO SZKOLNICTWA. W EFEKCIE TEGO PROCESU NASTĘPUJE MONOPOLIZOWANIE TEJ CZĘŚCI SIECI PRZEZ RÓŻNEGO TYPU FUNDACJE WSPIERANE FINANSOWO PRZEZ MEN I POWIĄZANYCH Z RESORTEM POSŁÓW, URZĘDNIKÓW I PARTYJNYCH PRZYJACIÓŁ.

b) powstrzymanie likwidacji szkół przez:

- przywrócenie kuratorom oświaty prawa sprzeciwu wobec likwidacji szkół,
- opiniowanie sieci szkolnej,
- wstrzymanie przekazywania szkół spółkom komunalnym,
- wzmocnienie finansowe samorządów, które znalazły się w ostatnich latach w szczególnie krytycznej sytuacji finansowej,
- utworzenie Narodowego Funduszu Oświaty zasilanego środkami ze zbywania przez samorządy budynków oświatowych po likwidowanych placówkach.

c) likwidacja obowiązku szkolnego sześciolatków:

- zlikwidujemy obowiązek szkolny sześciolatków, pozostawiając rodzicom prawo podejmowania decyzji w tej sprawie;

TRAFNA DECYZJA. CI, KTÓRZY DOPROWADZILI DO OBNIŻENIA WIEKU OBOWIĄZKU SZKOLNEGO BEZ PRZYGOTOWANIA DO TEGO KADR I INFRASTRUKTURY POWINNI PONIEŚĆ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, GDYŻ DZIECI SĄ OFIARAMI NIEKOMPETENTNEJ I TOKSYCZNEJ DLA ICH ROZWOJU DECYZJI O CHARAKTERZE TYLKO I WYŁACZNIE POLITYCZNO-EKONOMICZNYM.


d) uproszczenie, ujednolicenie i scalenie przepisów prawa oświatowego:

- przygotujemy całkowicie nową „ustawę o organizacji oświaty”, która w sposób jasny, jednolity i zwarty ureguluje wszystkie najważniejsze kwestie oświatowe, wyeliminuje spory interpretacyjne niepotrzebnie absorbujące dyrektorów szkół i nauczycieli.

USTAWĘ O SYSTEMIE OŚWIATY NALEŻAŁOBY NAPISAĆ OD NOWA, RADYKALNIE JĄ UPRASZCZAJĄC. JUŻ ŻADEN DYREKTOR SZKOŁY NIE ORIENTUJE SIĘ WE WSZYSTKICH AKTACH WYKONAWCZYCH DO USTAWICZNIE NOWELIZOWANEJ USTAWY. KOMENTARZE PRAWNIKÓW I PEDAGOGÓW DO USTAW OŚWIATOWYCH LICZĄ PONAD TYSIĄC STRON. KURIOZALNE. SPRZYJA TO RÓŻNYM PATOLOGIOM.

e) zmiana struktury szkół.

Ustrój szkolny nie jest celem samym w sobie, lecz musi być oceniany przez pryzmat efektywności wypełniania przez szkoły i placówki oświatowe ich funkcji. Dziś widać wyraźnie, że gimnazjum nie spełniło swojego podstawowego celu, wyrównywania szans edukacyjnych, przeciwnie generuje coraz więcej problemów. Stało się szkołą kojarzoną z trudnościami dydaktycznymi, a zwłaszcza wychowawczymi, a nawet szkolną przestępczością. Jego kolejna korekta nie daje nadziei na pozytywny skutek.

Dlatego proponujemy:

- wprowadzenie ośmioklasowej szkoły powszechnej podzielonej na dwa czteroletnie etapy kształcenia: zintegrowane w klasach I – IV i przedmiotowe w klasach V – VIII,
- przywrócenie czteroletniego liceum ogólnokształcącego i pięcioletniego technikum,
- wprowadzenie dwuletniej szkoły policealnej kształcącej w zawodzie,
- wprowadzenie czteroletniej szkoły wsparcia wychowawczego,
- utrzymanie systemu szkół specjalnych różnych typów dla uczniów z określonymi stopniami upośledzenia lub niepełnosprawności,
- wprowadzenie trzyletniej szkoły zawodowej.

Odbudowując szkolnictwo zawodowe oprzemy je na modelu kształcenia dualnego i modułowego oraz będziemy dostosowywać jego ofertę do potrzeb nowoczesnego rynku pracy. Doprowadzimy do wypracowania systemu realnej współpracy podmiotów gospodarczych z placówkami edukacji zawodowej.
Jednym z mechanizmów powiązania edukacji z rynkiem pracy będzie kontraktowanie przez państwo, na szczeblu kuratorów oświaty, praktyk zawodowych u pracodawców.

STRUKTURALNIE BŁĘDNA DECYZJA, BY POWRÓCIĆ DO SYSTEMU 8+4. NALEŻAŁOBY ZACHOWAĆ OBECNY USTRÓJ SZKOLNY, ALE WZBOGACIĆ GO NA ETAPIE PO SZKOLE PODSTAWOWEJ O JESZCZE JEDEN, RÓWNOLEGLE DZIAŁAJĄCY TYP SZKOŁY PONADPODSTAWOWEJ, DO KTÓEJ UCZĘSZCZAŁABY MŁODZIEŻ O ZAINTERESOWANIACH, UZDOLNIENIACH CZY ASPIRACJACH ZAWODOWYCH - TECHNICZNYCH, RZEMIEŚLNICZYCH, ARTYSTYCZNYCH ITP. WÓWCZAS JEST SZANSA NA ZMIANĘ ŚRODOWISKA SOCJALIZACYJNEGO GIMNAZJÓW JAKO SZKÓŁ O PROAKADEMICKIM CHARAKTERZE KSZTAŁCENIA OGÓLNEGO. W SZKOLE RÓWNOLEGŁEJ DO GIMNAZJUM np. SZKOLE REALNEJ BYŁABY WIĘKSZA SZANSA PRZYGOTOWYWANIA MŁODZIEŻY DO EDUKACJI ŚCIŚLE ZAWODOWEJ W SZKOŁACH ŚREDNICH II STOPNIA.

BRAKUJE MI W TYM PROJEKCIE REFORMY CENTRUM. EDUKACJA POWINNA ZOSTAĆ WŁĄCZONA DO RESORTU KULTURY, GDYŻ EDUKACJA W SWEJ ISTOCIE JEST INKULTURACJĄ. PO CO SETKI URZĘDNIKÓW, MINISTRÓW I WICEMINISTRÓW Z PARTYJNEGO NADANIA, SKORO POTRZEBNY JEST TU SPECJALISTA OD POLITYKI OŚWIATOWEJ? DLACZEGO PiS NIE ODNOSI SIĘ DO IDEI USPOŁECZNIENIA SZKOLNICTWA PUBLICZNEGO, A WIĘC PODDANIA GO ODDOLNEJ KONTROLI SPOŁECZNEJ? TU JEST MIEJSCE DLA BUDOWANIA WSPÓLNOT EDUKACYJNYCH Z UDZIAŁEM RODZICÓW, UCZNIÓW I NAUCZYCIELI. DLACZEGO NIE PROPONUJE SIĘ PONADPARTYJNEJ KOMISJI EDUKACJI NARODOWEJ, KTÓRA OKREŚLAŁABY STRATEGIĘ ROZWOJU POLSKIEJ EDUKACJI ORAZ ROZLICZAŁA WŁADZE ZE SKUTKÓW PODEJMOWANYCH PRZEZ NIE DECYZJI?

f) utworzenie Narodowego Instytutu Wychowania, Programów Szkolnych i Podręczników, który będzie realizował funkcje badawcze, koncepcyjne, metodyczne, doradcze i popularyzatorsko-wydawnicze.

TO POWRÓT DO PRL I DO ŚWIATOPOGLĄDOWEJ INDOKTRYNACJI. JEDNOLITY PROGRAM KSZTAŁCENIA OGÓLNEGO I ZAWODOWEGO W SPOŁECZEŃSTWIE PLURALISTYCZNYM, OTWARTYM WYMAGA UZGODNIENIA Z EKSPERTAMI WSPÓLNEGO MIANOWNIKA (NARODOWEGO - A NIE PARTYJNEGO - CURRICULUM), KTÓRY BĘDZIE POSZERZANY W LICZNIKU PRZEZ AUTONOMICZNIE DZIAŁAJĄCE TU SZKOŁY KAŻDEGO TYPU.

g) odbudowa szkolnych gabinetów stomatologicznych i pomocy przedlekarskiej:
Szczegółowe zasady ich funkcjonowania określi porozumienie Ministra Edukacji Narodowej i Ministra Zdrowia.

NA MARGINESIE - PONOĆ UPRZEDZIŁ TEN POSTULAT ROBERT BIEDROŃ. CZY STAĆ MINISTERSTWO ZDROWIA NA WYPOSAŻENIE GABINETÓW W NAJNOWSZE TECHNOLOGIE DO DIAGNOZY I LECZENIA ZĘBÓW? WĄTPIĘ. CZY GABINETY BĘDĄ DZIAŁAĆ W CZASIE LEKCJI? JEŚLI TAK, TO MOŻE TO BYĆ KOLEJNYM POWODEM DO UCIECZEK DZIECI ZE SZKOŁY, OPUSZCZANIA ZAJĘĆ, BYLE TYLKO NIE PRZYSZŁA POMOC DENTYSTYCZNA I NIE WEZWAŁA ICH DO GABINETU NA LECZENIE. JESTEM ZA, ALE POMYSŁ PRZY PONAD DWUDZIESTU PIĘCIU TYSIĄCACH SZKÓŁ JEST NIEREALNY.

h) powstrzymanie procesu deprecjonowania roli przedszkola w systemie kształcenia:

- przywrócimy do podstawy programowej naukę czytania w zakresie poznawania liter i czytania prostych zdań,
- wprowadzimy jednolity program nauczania w przedszkolu,
- przywrócimy możliwość korzystania przez dzieci z podręczników,
- umożliwimy realizację zajęć, dotąd określanych jako zajęcia dodatkowe (np. religia, rytmika, zajęcia artystyczne, gimnastyka korekcyjna i inne), w czasie przeznaczonym na realizację podstawy programowej,
- położymy nacisk na efektywną naukę języków obcych począwszy od przedszkola.



ABSOLUTNA RACJA. OBECNE WŁADZE W SPOSÓB SKANDALICZNY ZDEPRECJONOWAŁY NAJWAŻNIEJSZY, BO PIERWSZY ETAP INSTYTUCJONALNEGO/ŚRODOWISKOWEGO UCZENIA SIĘ DZIECI. TO W TYM OKRESIE ZACZYNA SIĘ PRZYSZŁOŚĆ SZKOLNA I ŻYCIOWA KAŻDEGO DZIECKA. MAMY NAJLEPIEJ WYKSZTAŁCONĄ KADRĘ NAUCZYCIELSKĄ WŁAŚNIE W EDUKACJI PRZEDSZKOLNEJ I ELEMENTARNEJ. CZAS SKOŃCZYĆ Z INFANTYLNYM I POTOCZNYM POSTRZEGANIEM ROLI PRZEDSZKOLA ORAZ WCZESNEJ EDUKACJI SZKOLNEJ. TU MUSZĄ BYĆ NAUCZYCIELE O NAJWYŻSZYM WYKSZTAŁCENIU I NAJWYŻSZEJ MOTYWACJI DO PRACY Z DZIEĆMI.

15 lipca 2015

O potrzebie braku posłuszeństwa w myśleniu


Ukazał się najnowszy numer wyjątkowego czasopisma naukowego polskich pedagogów, bo tworzonego przez najmłodsze i najzdolniejsze pokolenie doktorów nauk humanistycznych lub społecznych. Tym razem numer jest - można by rzec - "kukizowy", skoro w całości poświęcony jest pozytywnym, a może i koniecznym aspektom buntu, anarchii, nieposłuszeństwa, emancypacji, oporu czy ofiarom edukacyjnej przemocy. Zastrzegam jednak , że nie jest to wydanie ruchu politycznie czy społecznie oburzonych, chociaż takie można odnieść wrażenie po zapoznaniu się tylko ze spisem, treści. Warto przypomnieć, czym jest półrocznik PAREZJA, jakie stawia sobie cele jego redakcyjny zespół:

Półrocznik Parezja. Czasopismo Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN integruje młodych badaczy zajmujących się rozpoznawaniem, diagnozą, opisem i rozwiązywaniem podstawowych problemów najszerzej pojętej edukacji, wychowania, kształcenia, socjalizacji i wspomagania rozwoju człowieka (we wszystkich okresach jego życia) oraz ich relacji ze sferą publiczną (polityką, ekonomią, itp.). Jest głosem w trybie parezji – szczerym, krytycznym i otwartym na ryzyko zaangażowania w sprawy edukacji i jej szeroko rozumianych kontekstów. Stanowi wyraz etycznego obowiązku zabrania głosu w ważnych, aktualnych kwestiach odczytywanych z perspektywy dialogu między pedagogiką, a innymi dyscyplinami. Półrocznik ma charakter polemiczny, interdyscyplinarny, pozwalający zarówno na przekraczanie granic między wąsko zakreślonymi polami badawczymi, jak i łączenie metod badawczych.

Głównym zadaniem czasopisma jest promowanie nowatorskich i nieoczywistych ujęć opracowywanych przez humanistów zaangażowanych na rzecz edukacji, nie godzących się na banał, pozór i „równanie w dół”. Jesteśmy otwarci na niesztampowe perspektywy, idee, metody badania i opisywanie rzeczywistości edukacyjnej i społecznej. Pragniemy publikować teksty wprowadzające do dyskursu naukowego oryginalne tematy, perspektywy teoretyczne oraz badawcze.


Redagowane przez zespół pracowników naukowo–dydaktycznych z różnych ośrodków naukowych a wydawane przez Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, budzi szacunek i intelektualną satysfakcję. Tym razem możemy zapoznać się z całością zamieszczonych w nim rozpraw, które zostały zarejestrowane w plikach PDF. Można ściągnąć sobie interesujący nas tekst. To znakomity pomysł.

W tzw. wstępniaku do najnowszego numeru Redakcja zapowiada świetny wywiad z wybitną pedagog, autorką wielu rozpraw i znakomitych badań w zakresie pedagogiki emancypacyjnej - prof. dr hab. Marią Czerepaniak-Walczak z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego:


„Pracownik naukowy to taki człowiek, do którego zawodowych obowiązków należy brak posłuszeństwa w myśleniu. Na tym polega jego służba społeczna, aby pełniąc swe zawodowe czynności nie był w myśleniu posłuszny”. Te słowa Stanisława Ossowskiego wypowiedziane w latach pięćdziesiątych, w okresie stalinizmu i szykanowania naukowców wydają się współcześnie bardzo aktualne. Stąd też trzeci numer półrocznika „Parezja. Czasopismo Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN” poświęcony jest problematyce nieposłuszeństwa.

Autorzy, którzy przygotowali teksty do tego numeru, pisząc o tej proaktywnej postawie demaskują zjawiska, sytuacje, procesy stanowiące, ich zdaniem, zagrożenie dla jednostkowego albo zbiorowego bytowania i rozwoju. Poszukują możliwości „zmiany położenia osoby, układu relacji społecznych, a także nowej wiedzy oraz pól i sposobów jej wykorzystania”
(M. Czerepaniak-Walczak).

Zachęcam do lektury.

14 lipca 2015

Sztandar częściowej ignorancji płynie pośród trenów Łukasza Turskiego



Podoba mi się tytuł artykułu, jaki ukazał się 5 czerwca 2015 r. pod nazwiskiem fizyka prof. Łukasza Turskiego. Brzmi on: "Sztandar ignorancji płynie ponad trony" Autor nawiązuje do Komisji Edukacji Narodowej sprzed 240 lat i dziwi się, że mimo odzyskania po raz kolejny przez Polskę wolności (w 1989 r.) kolejny rząd nie potrafił przeprowadzić właściwych reform w polskiej edukacji. Ba, PO i PSL nie mają żadnej wizji i strategii rozwoju edukacji.

Niestety, profesor nie ma pojęcia o stanie rozwoju polskiej oświaty, skoro pisze: Wydawało by się, że po kolejnym odzyskaniu wolności w 1989 r. nic nie stanie na przeszkodzie przeprowadzeniu głębokich reform edukacji powszechnej w Polsce. Głębokie reformy zostały przeprowadzone w warstwie prawnej, bowiem w 1991 r. przyjęta została przez Sejm znowelizowana, a pierwsza, postsocjalistyczna ustawa o systemie oświaty, która stworzyła bardzo dobre nowe podstawy do wprowadzania głębokich reform. Trzeba było jednak z jej treścią najpierw się zapoznać, a następnie dowiedzieć się, z jakich to powodów od 1992 r. kolejne formacje rządzące robiły wszystko, by tę ustawę zacząć zmieniać w odwrotnym kierunku.

Co z tego, że została w niej uregulowana - po raz pierwszy w dziejach polskiej edukacji - możliwość uspołecznienia polityki oświatowej i demokratyzacji szkół publicznych, skoro od Andrzeja Stelmachowskiego aż po Joannę Kluzik-Rostkowską każdy kolejny minister edukacji albo jawnie blokował ten proces, albo go spowalniał, albo w sposób ukryty, a cyniczny pozorował jego wdrażanie, z czym mamy do czynienia w wymiarze wyjątkowej hipokryzji za rządów koalicji PO i PSL.

Piszę o tym procesie od 25 lat, więc można dokładnie prześledzić, jak resort pod rządami Platformy Obywatelskiej jest antyobywatelski a jego koalicjant podpisuje się i wspiera każdy pozór w powyższym zakresie. Jeszcze do odsłony tego procesu powrócę w innym wPiSie.

Co z tego, że ustawowo i odpowiednim rozporządzeniem pierwszego postsocjalistycznego ministra edukacji H. Samsonowicza o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych zachęcono nauczycieli szkół publicznych, by wzięli edukację we własne ręce i że obiecano im jedynie pomocniczą rolą resortu edukacji, skoro każdy z w/w ministrów traktował szkolnictwo jak prywatny folwark, w którym można robić, co się tylko chce, oszukiwać, nadużywać władzy, deprecjonować, obrażać, by wykończyć ruch oddolnego nowatorstwa na rzecz sterowanych odgórnie reform ustrojowych i innowacji dostosowawczych, adaptacyjnych określanych mianem "dobrych praktyk".

Dobrych i owszem, ale dla MEN-skiej polityki i strategii rządzenia przez ignorantów, których prof. Ł. Turski nie raczy tam dostrzec. Dlaczego? Niech sam to wyjaśni. Odwaga widzę staniała, kiedy chyli się ten rząd i kierownictwo MEN. Nareszcie profesor przejrzał na oczy, chociaż jeszcze nie dostrzega powodów edukacji ignorantów w makropolityce tego resortu. Zdaniem fizyka źródłem kryzysu polskiej edukacji są przemiany cywilizacyjne, które zostały zapoczątkowane przeniesieniem do „chmury informatycznej” większość z czynności związanych z uczestnictwem w kulturze (dowolnego poziomu), realizacji wielu czynności dnia codziennego, administracji i, co najważniejsze, zdobywanie wiedzy, powodując głęboki kryzys edukacji nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.

To nieprawda. Nie wiem, skąd ten całoświatowy ogląd u Ł. Turskiego, skoro pisząc nawet o Finlandii operuje banałami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Stwierdza bowiem - chyba za jakimś publicystą, bo przecież nie powołuje się na znakomite badania naukowe polskich komparatystów (np. prof. UAM Tomasza Gmerka) - co następuje: Nawet stawiana jako niedościgniony wzór właściwego rozwiązania problemów edukacji powszechnej Finlandia właśnie zmienia kolejny raz szkolne programy nie mając nadal całościowego modelu zgodnego z – np. – załamaniem się gospodarczego modelu rozwoju Finlandii. To zdanie samo w sobie jest kompromitacją. Proszę je uważnie przeczytać, za co to gani Finów.


Znacznie większą kompromitacją jest jednak poniższy akapit, który tu zacytuję z artykułu fizyka, bo widać, że nie o edukację tu chodzi, tylko o propagandową wojnę z opozycją wobec obecnej władzy przez operowanie demagogią. Pisze bowiem:

Przykładem klinicznego nieuctwa mediów była, toczącą się w połowie grudnia 2014 r. kilkudniowa debata o „sensacji dydaktycznej dwudziestego pierwszego wieku” tj. zniesieniu w Finlandii obowiązku nauczania dzieci pisania ręcznego. Błąd w tłumaczeniu komunikatu o zaniechaniu obowiązkowego nauczania kaligrafii wywołał lawinę komentarzy i wypowiedzi „ekspertów”. Znacznie bardziej niebezpieczne było de facto masowe wsparcie mediów i partii opozycyjnych dla działalności ruchu „obrony niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej”. Nawet dziś, gdy ruch ten już jawnie walczy o to, o co chodziło mu od samego początku, tj. o odebrania świeckiemu państwu prawa o decydowaniu o zakresie i tematyce nauczania w szkole, spotyka się on z poparciem sporej liczby publicystów i polityków. Za czasów poprzednich rządów PIS-u mieliśmy już przedsmak tego typu reform, gdy Ministerstwo Edukacji Narodowej rozważało wprowadzenie do szkół nauczania… kreacjonizmu.


Jak można przejść od zarzutu ignorancji dziennikarzy (nie znają angielskiego i źle tłumaczą newsy) do nie mającego z tym nic wspólnego ruchu "Ratuj Maluchy", któremu fizyk nadaje obraźliwą i ośmieszającą wymowę jako rzekomo "ruch niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej", do rzeczywiście ignorancji byłego wiceministra z PiS - Mariana Orzechowskiego z Łodzi? Trzeba nie tylko złej woli, ale właśnie ignorancji, by wypowiadać się na temat polskiej i światowej edukacji nie mając o niej zielonego pojęcia.

W pełni jednak zgadzam się z poglądem profesora Ł. Turskiego, że: Polska szkoła wyszła z epoki realnego socjalizmu poturbowana fatalnymi decyzjami podejmowanymi jednak głównie w końcowej, gnilnej, fazie reżymu. Szkoda tylko, że nie dostrzega on, jak wielu urzędników w administracji oświatowej, w MEN, w kuratoriach, ale także już przemyconych do samorządów jest z tamtej epoki nie tylko mentalnie, ale także służbowo zakorzeniona jako dywersanci polskiej demokracji. Może by tak fizyk zainteresował się tym, ilu byłych funkcjonariuszy służb specjalnych jest w polskiej oświacie, a szczególnie w szkolnictwie wyższym i jaką tu spełniają rolę. Może jednak pochyliłby się nad bolesnym stanem ignorancji kierownictwa MEN i jego gabinetów oraz doradców.

Jedyne, z czym się zgadzam w tym artykule, to ze słuszną krytyką zniszczenia kultury ścisłego myślenia. Tu autor ma absolutnie rację: Nienawiść do matematyki jest zresztą w Polsce chorobą pandemiczną . Ja bym dodał historię (nadal "białe plamy" i jej fałszowanie w duchu interesów globalnych "rządów"), edukację obywatelską, kulturę fizyczną, kulturę artystyczną (dzieci nie śpiewają, nie grają na instrumentach, nie tańczą, nie malują itp.), język ojczysty, a szczególnie fizykę - bo ten ostatni przedmiot, jak wynika z badań naukowych, należy do najgorzej realizowanych w szkołach i jest przedmiotem najsilniejszego wyparcia wśród uczniów).

Z jednej strony Ł. Turski ma rację, kiedy stwierdza: Przez okres PRL, przed rządami junty wojskowej, szkoła nasza przeszła jednak z nienajgorszym programem nauczania przedmiotów ścisłych i przyrodniczych i, okrojonym ze względów ideologicznych, ale dającym dobre rozeznanie co do kultury światowej programem nauk humanistycznych. Z drugiej strony aż dziwne, że nie dostrzega, że programy szkolne w okresie minionego ćwierćwiecza także były krojone i szyte pod ideologiczne zamówienie albo SLD, albo PSL, albo PiS, albo Samoobrony, albo LPR, albo AWS czy PO. Może jednak fizyk zainteresuje się badaniami podstawy programowej kształcenia ogólnego w III RP i douczy na temat tego, jak także bliskie mu PO i PSL poddawało je ideologicznej dewastacji.

Wreszcie wiemy, komu zawdzięczamy reformę ustroju szkolnego w wydaniu M. Handke. Jednym z ekspertów był Łukasz Turski, do czego przyznaje się i co bezkrytycznie afirmuje: Wydarzeniem o historycznym znaczeniu była tzw. reforma Handkego. Początkowe reformy szkolnictwa powszechnego, wprowadzające podział na szkoły podstawowe, gimnazja i licea są dziś powszechnie i zacięcie krytykowane. Uczestniczyłem w większości dyskusji nad reformami szkolnictwa powszechnego i wyższego, zasiadałem w wielu komisjach do 2004 roku i zadziwia mnie jak ówcześni ich uczestnicy — zwolennicy gimnazjów i całkowitego likwidowania szkolnictwa zawodowego, entuzjaści wprowadzenia egzaminów zewnętrznych i testów, dziś prezentują się jako okrzepli w bojach przeciwnicy tych reform. Szkoda, że nie podaje nazwisk okrzepłych dzisiaj przeciwników reformy wprowadzonej właśnie przez ignorantów z MEN.

Jak to jest możliwe, że prof. Ł. Turski krytykuje w tej reformie, którą jest przecież zafascynowany i którą współtworzył, system egzaminów zewnętrznych? Z jego wypowiedzi wynika, że jest on mechanizmem politycznej kontroli nad procesem nauczania demolując go całkowicie. Natomiast to, czym się zachwyca, to polskim sukcesem w postaci Akademii Khana, która jest dziełem entuzjastów wspieranych przez charytatywne działania banków. Ciekawe, czy tych banków, które oferowały kredyty w szwajcarskich frankach czy może ten bank, któremu służył Kazimierz Marcinkiewicz?

Ujął mnie jednak fizyk Ł. Turski, kiedy stwierdził - także (samo-)krytycznie (w końcu był w różnych gremiach współsprawczych przy MEN i milczał lub był nieskuteczny):

Od końca reform w latach 92-93 nie stawiamy już sobie pytań po co i dlaczego coś mamy zmieniać, wprowadzać etc. Tymczasem w edukacji powszechnej, stanowiącej fundament do przyszłych reform działania uczelni wyższych (na razie reformy są zupełnie nieskorelowane) a także całej struktury badań naukowych i rozwoju najważniejszym pytaniem jest to o cel działania i akceptacja faktu, ze cel taki może być osiągany wielotorowo.

Jaką powinna być - zdaniem fizyka - szkoła XXI wieku, którą sam chętnie bym wzmocnił?

Po pierwsze taka, w której nie będzie horyzontalnej struktury opartej na wieku dziecka, gdzie nie będzie więc powodu do dyskutowania nad początkiem nauki szkolnej. Szkoły włączającej w proces rozwoju poznawania świata przez dzieci najnowsze zdobycze techniki i technologii ale tylko wtedy gdy są one potrzebne do czegoś istotnie wnoszącego nowe w poznanie.

Po drugie, musi być w niej dostęp do chmury nie tylko ze względu na edukację matematyczną, ale także humanistyczną.

Po trzecie, taka, w której cele stawiane przed uczniami, działanie w niej nauczycieli i współdziałanie szkoły z rodzicami dzieci, musi być gruntownie przemyślana i zmienione nie poprzez udoskonalenie mechanizmów kontroli jakości nauczania typu testów czy egzaminów i matur, ale innych metod rozpoznawania i rozwijania talentów dzieci ....

Tyle i tylko tyle ma do powiedzenia na ten temat prof. Łukasz Turski. Zawsze to coś tym bardziej, że może przy tej okazji wyeksponować, jak to wspaniale jest w Centrum Nauki Kopernik, w którym jest zatrudniony, gdzie część urządzeń już jest zniszczona, nie działa, a przyjeżdżający doń nauczyciele traktują pobyt w nim jak spacer promenadą w jakimś kurorcie. Wszystkie dzieci mają tzw. czas wolny. Mało kto się nimi interesuje, ma dla nich czas, bo przecież "Kopernik" musi przepuścić tysiące odwiedzających, bez względu na to, czy rzeczywiście czegokolwiek się tam nauczyli.

Jeszcze jedna uwaga. Zdaniem fizyka: Po przeszło dwudziestu pięciu latach od wielkiego sukcesu obalenia realnego socjalizmu do głosu doszli w większości politycy wykształceni w pseudo systemie „sukcesu edukacyjnego”. To nieprawda. Wszyscy ministrowie edukacji uczyli się, podobnie jak pan Ł. Turski, w szkołach PRL. Chyba, że właśnie te uznaje on za system "edukacyjnego sukcesu".

Najbardziej bolesne dla ekipy Platformy Obywatelskiej w osobach Katarzyny Hall, Krystyny Szumilas i Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest powołanie się przez Łukasza Turskiego na godny przypomnienia rządzącym i opozycji Mariana Falskiego, z którym autorki rządowego "eleMENtarza" - produktu podręcznikopodobnego, dydaktycznego kiczu - nie mają nawet odrobiny wspólnego. Ignorancja szerzy się zatem tu i tam. A byli ministrowie mają świetne samopoczucie: