14 lipca 2015
Sztandar częściowej ignorancji płynie pośród trenów Łukasza Turskiego
Podoba mi się tytuł artykułu, jaki ukazał się 5 czerwca 2015 r. pod nazwiskiem fizyka prof. Łukasza Turskiego. Brzmi on: "Sztandar ignorancji płynie ponad trony" Autor nawiązuje do Komisji Edukacji Narodowej sprzed 240 lat i dziwi się, że mimo odzyskania po raz kolejny przez Polskę wolności (w 1989 r.) kolejny rząd nie potrafił przeprowadzić właściwych reform w polskiej edukacji. Ba, PO i PSL nie mają żadnej wizji i strategii rozwoju edukacji.
Niestety, profesor nie ma pojęcia o stanie rozwoju polskiej oświaty, skoro pisze: Wydawało by się, że po kolejnym odzyskaniu wolności w 1989 r. nic nie stanie na przeszkodzie przeprowadzeniu głębokich reform edukacji powszechnej w Polsce. Głębokie reformy zostały przeprowadzone w warstwie prawnej, bowiem w 1991 r. przyjęta została przez Sejm znowelizowana, a pierwsza, postsocjalistyczna ustawa o systemie oświaty, która stworzyła bardzo dobre nowe podstawy do wprowadzania głębokich reform. Trzeba było jednak z jej treścią najpierw się zapoznać, a następnie dowiedzieć się, z jakich to powodów od 1992 r. kolejne formacje rządzące robiły wszystko, by tę ustawę zacząć zmieniać w odwrotnym kierunku.
Co z tego, że została w niej uregulowana - po raz pierwszy w dziejach polskiej edukacji - możliwość uspołecznienia polityki oświatowej i demokratyzacji szkół publicznych, skoro od Andrzeja Stelmachowskiego aż po Joannę Kluzik-Rostkowską każdy kolejny minister edukacji albo jawnie blokował ten proces, albo go spowalniał, albo w sposób ukryty, a cyniczny pozorował jego wdrażanie, z czym mamy do czynienia w wymiarze wyjątkowej hipokryzji za rządów koalicji PO i PSL.
Piszę o tym procesie od 25 lat, więc można dokładnie prześledzić, jak resort pod rządami Platformy Obywatelskiej jest antyobywatelski a jego koalicjant podpisuje się i wspiera każdy pozór w powyższym zakresie. Jeszcze do odsłony tego procesu powrócę w innym wPiSie.
Co z tego, że ustawowo i odpowiednim rozporządzeniem pierwszego postsocjalistycznego ministra edukacji H. Samsonowicza o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych zachęcono nauczycieli szkół publicznych, by wzięli edukację we własne ręce i że obiecano im jedynie pomocniczą rolą resortu edukacji, skoro każdy z w/w ministrów traktował szkolnictwo jak prywatny folwark, w którym można robić, co się tylko chce, oszukiwać, nadużywać władzy, deprecjonować, obrażać, by wykończyć ruch oddolnego nowatorstwa na rzecz sterowanych odgórnie reform ustrojowych i innowacji dostosowawczych, adaptacyjnych określanych mianem "dobrych praktyk".
Dobrych i owszem, ale dla MEN-skiej polityki i strategii rządzenia przez ignorantów, których prof. Ł. Turski nie raczy tam dostrzec. Dlaczego? Niech sam to wyjaśni. Odwaga widzę staniała, kiedy chyli się ten rząd i kierownictwo MEN. Nareszcie profesor przejrzał na oczy, chociaż jeszcze nie dostrzega powodów edukacji ignorantów w makropolityce tego resortu. Zdaniem fizyka źródłem kryzysu polskiej edukacji są przemiany cywilizacyjne, które zostały zapoczątkowane przeniesieniem do „chmury informatycznej” większość z czynności związanych z uczestnictwem w kulturze (dowolnego poziomu), realizacji wielu czynności dnia codziennego, administracji i, co najważniejsze, zdobywanie wiedzy, powodując głęboki kryzys edukacji nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.
To nieprawda. Nie wiem, skąd ten całoświatowy ogląd u Ł. Turskiego, skoro pisząc nawet o Finlandii operuje banałami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Stwierdza bowiem - chyba za jakimś publicystą, bo przecież nie powołuje się na znakomite badania naukowe polskich komparatystów (np. prof. UAM Tomasza Gmerka) - co następuje: Nawet stawiana jako niedościgniony wzór właściwego rozwiązania problemów edukacji powszechnej Finlandia właśnie zmienia kolejny raz szkolne programy nie mając nadal całościowego modelu zgodnego z – np. – załamaniem się gospodarczego modelu rozwoju Finlandii. To zdanie samo w sobie jest kompromitacją. Proszę je uważnie przeczytać, za co to gani Finów.
Znacznie większą kompromitacją jest jednak poniższy akapit, który tu zacytuję z artykułu fizyka, bo widać, że nie o edukację tu chodzi, tylko o propagandową wojnę z opozycją wobec obecnej władzy przez operowanie demagogią. Pisze bowiem:
Przykładem klinicznego nieuctwa mediów była, toczącą się w połowie grudnia 2014 r. kilkudniowa debata o „sensacji dydaktycznej dwudziestego pierwszego wieku” tj. zniesieniu w Finlandii obowiązku nauczania dzieci pisania ręcznego. Błąd w tłumaczeniu komunikatu o zaniechaniu obowiązkowego nauczania kaligrafii wywołał lawinę komentarzy i wypowiedzi „ekspertów”. Znacznie bardziej niebezpieczne było de facto masowe wsparcie mediów i partii opozycyjnych dla działalności ruchu „obrony niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej”. Nawet dziś, gdy ruch ten już jawnie walczy o to, o co chodziło mu od samego początku, tj. o odebrania świeckiemu państwu prawa o decydowaniu o zakresie i tematyce nauczania w szkole, spotyka się on z poparciem sporej liczby publicystów i polityków. Za czasów poprzednich rządów PIS-u mieliśmy już przedsmak tego typu reform, gdy Ministerstwo Edukacji Narodowej rozważało wprowadzenie do szkół nauczania… kreacjonizmu.
Jak można przejść od zarzutu ignorancji dziennikarzy (nie znają angielskiego i źle tłumaczą newsy) do nie mającego z tym nic wspólnego ruchu "Ratuj Maluchy", któremu fizyk nadaje obraźliwą i ośmieszającą wymowę jako rzekomo "ruch niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej", do rzeczywiście ignorancji byłego wiceministra z PiS - Mariana Orzechowskiego z Łodzi? Trzeba nie tylko złej woli, ale właśnie ignorancji, by wypowiadać się na temat polskiej i światowej edukacji nie mając o niej zielonego pojęcia.
W pełni jednak zgadzam się z poglądem profesora Ł. Turskiego, że: Polska szkoła wyszła z epoki realnego socjalizmu poturbowana fatalnymi decyzjami podejmowanymi jednak głównie w końcowej, gnilnej, fazie reżymu. Szkoda tylko, że nie dostrzega on, jak wielu urzędników w administracji oświatowej, w MEN, w kuratoriach, ale także już przemyconych do samorządów jest z tamtej epoki nie tylko mentalnie, ale także służbowo zakorzeniona jako dywersanci polskiej demokracji. Może by tak fizyk zainteresował się tym, ilu byłych funkcjonariuszy służb specjalnych jest w polskiej oświacie, a szczególnie w szkolnictwie wyższym i jaką tu spełniają rolę. Może jednak pochyliłby się nad bolesnym stanem ignorancji kierownictwa MEN i jego gabinetów oraz doradców.
Jedyne, z czym się zgadzam w tym artykule, to ze słuszną krytyką zniszczenia kultury ścisłego myślenia. Tu autor ma absolutnie rację: Nienawiść do matematyki jest zresztą w Polsce chorobą pandemiczną . Ja bym dodał historię (nadal "białe plamy" i jej fałszowanie w duchu interesów globalnych "rządów"), edukację obywatelską, kulturę fizyczną, kulturę artystyczną (dzieci nie śpiewają, nie grają na instrumentach, nie tańczą, nie malują itp.), język ojczysty, a szczególnie fizykę - bo ten ostatni przedmiot, jak wynika z badań naukowych, należy do najgorzej realizowanych w szkołach i jest przedmiotem najsilniejszego wyparcia wśród uczniów).
Z jednej strony Ł. Turski ma rację, kiedy stwierdza: Przez okres PRL, przed rządami junty wojskowej, szkoła nasza przeszła jednak z nienajgorszym programem nauczania przedmiotów ścisłych i przyrodniczych i, okrojonym ze względów ideologicznych, ale dającym dobre rozeznanie co do kultury światowej programem nauk humanistycznych. Z drugiej strony aż dziwne, że nie dostrzega, że programy szkolne w okresie minionego ćwierćwiecza także były krojone i szyte pod ideologiczne zamówienie albo SLD, albo PSL, albo PiS, albo Samoobrony, albo LPR, albo AWS czy PO. Może jednak fizyk zainteresuje się badaniami podstawy programowej kształcenia ogólnego w III RP i douczy na temat tego, jak także bliskie mu PO i PSL poddawało je ideologicznej dewastacji.
Wreszcie wiemy, komu zawdzięczamy reformę ustroju szkolnego w wydaniu M. Handke. Jednym z ekspertów był Łukasz Turski, do czego przyznaje się i co bezkrytycznie afirmuje: Wydarzeniem o historycznym znaczeniu była tzw. reforma Handkego. Początkowe reformy szkolnictwa powszechnego, wprowadzające podział na szkoły podstawowe, gimnazja i licea są dziś powszechnie i zacięcie krytykowane. Uczestniczyłem w większości dyskusji nad reformami szkolnictwa powszechnego i wyższego, zasiadałem w wielu komisjach do 2004 roku i zadziwia mnie jak ówcześni ich uczestnicy — zwolennicy gimnazjów i całkowitego likwidowania szkolnictwa zawodowego, entuzjaści wprowadzenia egzaminów zewnętrznych i testów, dziś prezentują się jako okrzepli w bojach przeciwnicy tych reform. Szkoda, że nie podaje nazwisk okrzepłych dzisiaj przeciwników reformy wprowadzonej właśnie przez ignorantów z MEN.
Jak to jest możliwe, że prof. Ł. Turski krytykuje w tej reformie, którą jest przecież zafascynowany i którą współtworzył, system egzaminów zewnętrznych? Z jego wypowiedzi wynika, że jest on mechanizmem politycznej kontroli nad procesem nauczania demolując go całkowicie. Natomiast to, czym się zachwyca, to polskim sukcesem w postaci Akademii Khana, która jest dziełem entuzjastów wspieranych przez charytatywne działania banków. Ciekawe, czy tych banków, które oferowały kredyty w szwajcarskich frankach czy może ten bank, któremu służył Kazimierz Marcinkiewicz?
Ujął mnie jednak fizyk Ł. Turski, kiedy stwierdził - także (samo-)krytycznie (w końcu był w różnych gremiach współsprawczych przy MEN i milczał lub był nieskuteczny):
Od końca reform w latach 92-93 nie stawiamy już sobie pytań po co i dlaczego coś mamy zmieniać, wprowadzać etc. Tymczasem w edukacji powszechnej, stanowiącej fundament do przyszłych reform działania uczelni wyższych (na razie reformy są zupełnie nieskorelowane) a także całej struktury badań naukowych i rozwoju najważniejszym pytaniem jest to o cel działania i akceptacja faktu, ze cel taki może być osiągany wielotorowo.
Jaką powinna być - zdaniem fizyka - szkoła XXI wieku, którą sam chętnie bym wzmocnił?
Po pierwsze taka, w której nie będzie horyzontalnej struktury opartej na wieku dziecka, gdzie nie będzie więc powodu do dyskutowania nad początkiem nauki szkolnej. Szkoły włączającej w proces rozwoju poznawania świata przez dzieci najnowsze zdobycze techniki i technologii ale tylko wtedy gdy są one potrzebne do czegoś istotnie wnoszącego nowe w poznanie.
Po drugie, musi być w niej dostęp do chmury nie tylko ze względu na edukację matematyczną, ale także humanistyczną.
Po trzecie, taka, w której cele stawiane przed uczniami, działanie w niej nauczycieli i współdziałanie szkoły z rodzicami dzieci, musi być gruntownie przemyślana i zmienione nie poprzez udoskonalenie mechanizmów kontroli jakości nauczania typu testów czy egzaminów i matur, ale innych metod rozpoznawania i rozwijania talentów dzieci ....
Tyle i tylko tyle ma do powiedzenia na ten temat prof. Łukasz Turski. Zawsze to coś tym bardziej, że może przy tej okazji wyeksponować, jak to wspaniale jest w Centrum Nauki Kopernik, w którym jest zatrudniony, gdzie część urządzeń już jest zniszczona, nie działa, a przyjeżdżający doń nauczyciele traktują pobyt w nim jak spacer promenadą w jakimś kurorcie. Wszystkie dzieci mają tzw. czas wolny. Mało kto się nimi interesuje, ma dla nich czas, bo przecież "Kopernik" musi przepuścić tysiące odwiedzających, bez względu na to, czy rzeczywiście czegokolwiek się tam nauczyli.
Jeszcze jedna uwaga. Zdaniem fizyka: Po przeszło dwudziestu pięciu latach od wielkiego sukcesu obalenia realnego socjalizmu do głosu doszli w większości politycy wykształceni w pseudo systemie „sukcesu edukacyjnego”. To nieprawda. Wszyscy ministrowie edukacji uczyli się, podobnie jak pan Ł. Turski, w szkołach PRL. Chyba, że właśnie te uznaje on za system "edukacyjnego sukcesu".
Najbardziej bolesne dla ekipy Platformy Obywatelskiej w osobach Katarzyny Hall, Krystyny Szumilas i Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest powołanie się przez Łukasza Turskiego na godny przypomnienia rządzącym i opozycji Mariana Falskiego, z którym autorki rządowego "eleMENtarza" - produktu podręcznikopodobnego, dydaktycznego kiczu - nie mają nawet odrobiny wspólnego. Ignorancja szerzy się zatem tu i tam. A byli ministrowie mają świetne samopoczucie: