06 stycznia 2023

Filozofia publiczna prymarnej "Solidarności" w polityce oświatowej po 1989 roku

 



Indoktrynacja, fałszowanie historii, cenzura polityczna, przemoc wobec obywateli i ich rodzin oraz środowisk socjalizacji antysocjalistycznej skutkowała w latach 1956, 1968, 1970, 1981 i 1989 podejmowaniem przez opozycję walk o narodową wolność, prawa człowieka do samostanowienia, demokracji, do zmiany ustroju politycznego, gospodarczego, a zatem i do reform w zakresie socjoekonomicznych warunków życia, w nadziei ku wymarzonej przyszłości o państwie prawa, sprawiedliwej dystrybucji dóbr oraz odzyskaniu tożsamości wspólnoty. 

Romantyczna retoryka, traktująca naród jako podmiot dziejów, nie mogła też pozostać obojętna dla projektu ustroju wyobrażonej i pożądanej wspólnoty społecznej i politycznej (…) (E. Ciżewska, Filozofia publiczna Solidarności. Solidarność 1980-1981 z perspektywy republikańskiej tradycji politycznej, Warszawa: 2010, s. 45).

U podstaw filozofii publicznej dziesięciomilionowej „Solidarności” legła idea budowania społeczeństwa obywatelskiego, a więc społeczeństwa ludzi moralnych mających prawo do wyrażania protestu przeciwko niemoralnej władzy państwowej, a zarazem będącego inicjatorem zmian społecznych i stania się jej pierwszoplanowym aktorem (tamże, s. 46). 

Projektowany i konsekwentnie upełnomocniony ustawą oświatową w 1991 roku przez pierwsze postsocjalistyczne władze resortu oświaty nowy ustrój szkolny miał być forpocztą powstawania społeczeństwa obywatelskiego, skoro wpisano możliwość (a nie przymus) powoływania do życia na wszystkich poziomach ustroju szkolnego organy społeczne, które miały nie tylko stać na straży możliwego uspołecznienia, demokratyzacji edukacji w szkolnictwie publicznym, ale też stać się społecznym laboratorium oddolnego zaangażowania w tworzenie prawdziwej wspólnoty etycznej, wspólnoty ukierunkowanej na dobro wspólne.

W skali makro miały o nie zadbać lokalne i regionalne rady oświatowe, których powstanie miało oddolnie doprowadzić do wyłonienia w skali kraju Krajowej Rady Oświatowej. Ich powstanie było uzależnione od powoływania rad szkół obok działających w tych placówkach: rady pedagogicznej, rady rodziców (dawniej komitetu rodzicielskiego) i samorządu uczniowskiego. 

Jak pisał Ireneusz Krzemiński: „Społeczeństwo obywatelskie” jest bowiem oparte na idei, że każdy członek społeczności, bez względu na to, kim jest i jak ważną dla wspólnoty rolę odgrywa, ma prawo decydować o swoim losie i zabierać głos we wszystkich sprawach, które go dotyczą (za: Ciżewska, s. 52).


Po raz pierwszy w dziejach polskiego szkolnictwa zostały zapisane w prawie oświatowym możliwości budowania wzajemnego zaufania, ale zarazem i zobowiązywania się do działania na rzecz dobra wspólnego, a więc w równym stopniu, ale nieco zróżnicowanym merytorycznie, kompetencyjnie zakresie nauczycieli, uczniów i rodziców na rzecz dobra wspólnoty szkolnej, republiki szkolnej, która miała stawać się praformą społeczeństwa obywatelskiego. 

Powoływanie tak zróżnicowanych organów życia społecznego miało stwarzać szanse każdemu z podmiotów edukacji do zaangażowania się na rzecz samostanowienia jednostek w dążeniu do rozwoju autonomii społeczno-moralnej w warunkach wzajemnego zaufania, szacunku i działania we wspólnocie szkolnej. Miały one sprzyjać sprawowaniu kontroli nad losem całej społeczności szkolnej oraz projektowaniu zmian koniecznych dla poprawy jej warunków uczenia się i samowychowania. 

Prawna możliwość oddolnego powołania do życia rady szkoły uruchamiało nową przestrzeń i miejsce dla przedstawicieli trzech środowisk szkolnych: nauczycieli, uczniów i ich rodziców do mediowania, opiniowania, wnioskowania, oceniania tych procesów, zdarzeń i osób, które były sprzeczne z założonymi funkcjami szkolnej edukacji, ale także otwierała im szansę na wyrażenie pragnień, marzeń, nadziei i dążeń, które wynikała z zachodzących nie tylko w szkole czy środowiskach rodzinnych, ale także w gospodarce, nauce, technice, życiu społecznym, kulturowym i obyczajowym. Jak wynika z moich badań, rady te powstały w zaledwie dwóch procentach szkół publicznych.

A przecież pragnienie nowej edukacji było pochodną tego, (…) co łączyło ludzi, co nadało impet „Solidarności” czytanej w duchu republikańskim, (…) było tym, czym (…) był świat i wspólne umiłowanie wolności, a tym, co ich poruszało, była namiętność wyróżniania się, która (…)  jest jedną z najważniejszych i znaczących ludzkich zdolności. (…) wyrastała tedy nie tyle z uczuć negatywnych, z postawy krytycznej, z nieufności czy nienawiści, ale przede wszystkim z pragnienia obywateli bycia widzianymi, szanowanymi i uznawanymi przez innych, z pragnienia, by wyjść z anonimowości tłumu i z ukrycia, jakie daje prywatność, by wyjść ku innym, ukazując siebie samego (Ciżewska, op.cit., s. 60). 


Dopełnieniem zatem możliwego samospełnienia się w zawodzie nauczycielskim było na początku transformacji ustrojowej otwarcie się administracji centralnej i terenowej oświaty na profesjonalną twórczość nauczycieli, której przejawem stało się powoływanie do życia w szkołach publicznych klas autorskich, programów autorskich czy tworzenie szkół autorskich. Tak lewica, pseudoelity postsocjalistycznej "Solidarności", AWS i partie prawicowe zniszczyły nie tylko etos niepodległościowy polskiej oświaty, ale także zdewastowały możliwość jej rozwoju zgodnie z osiągnięciami wspólczesnych nauk o wychowaniu i kształceniu. 

To, że nauczyciele po dwóch - trzech dekadach transformacji ustrojowej wrażliwi na potrzebę autentycznego zaangażowania się w proces dydaktyczny w szkołach piszą listy otwarte, spersonalizowane, publikują w sieci komentarze lub memy dobitnie potwierdza zapaść systemu szkolnego, z której będziemy wychodzić przez kolejne dekady bez szans na szybkie odrobienie strat. Zmarnowano miliony złotych na infrastrukturę, wysposażenie szkół, które za Anny Zalewskiej likwidowano bez jakiejkolwiek analizy naukowej strat materialnych i inwestowania w kapitał ludzki. 

Odwraca się znaczenie idei i modeli kształcenia w kraju i na świecie, by - jak w czasach PRL - wykazać ich niezgodność z ideologią partii władzy, co ma legitymizować jej działania lub opór wobec nich części jej środowiska politycznego. Kto odpowie za niegospodarność finansową polityki oświatowej kolejnej ekpiy MEiN (dawniej MEN i MNiSW)? 

Jak długo jeszcze edukacja będzie targana sporami partyjnych frakcji kosztem koniecznego inwestowania w naukowo uzasadniony i wspomagany rozwój młodych pokoleń oraz nauczycieli? Kiedy skończy się farsa obietnic dotyczących rzekomej troski o nauczycieli i jakość edukacji?     

    


04 stycznia 2023

Do pracy, rodacy! Profesorowie do produkcji!

 

Prof. dr hab. Marek Kwiek (Institute for Advanced Studies in Social Sciences and Humanities (IAS) UAM w Poznaniu) wraz z dr. Wojciechem Roszką (Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu) informuje mnie o złożeniu do druku w czasopiśmie PAN "NAUKA" artykułu pt. "Zawsze wysoce produktywni? Zawsze nisko produktywni? Dynamiczne ujęcie dorobku naukowego profesorów tytularnych wykorzystujące klasy produktywności".  Tekst ukaże się w numerze 1/2023, toteż już go zapowiadam dzięki udostępnieniu go przez najlepiej zorientowanych w metadanych badaczy - scjentometrystów. 

Analizą danych objęto na podstawie OPI PIB  79 027 publikacji w dyscyplinach Science, Technology, Engineering, Mathematics - STEM)  a opublikowanych  i zarejestrowanych w bazie Scopus przez 2326 profesorów tytularnych. Dokonano klasyfikacji profesorów po kątem ich produktywności badawczej w ciągu ostatnich 40 lat, dzieląc ją na trzy kategorie: 

I. klasa top, 

II klasa middle,  

III klasa bottom. 

To świetnie, pomyślałem, bo chociaż mnie nie dotyczy to badanie, to jednak ciekaw jestem, jak tytularni profesorowie w/w nauk ścisłych wypadli w tym rankingu zasobów danych z czterdziestu lat wstecz. Jak rozumiem nie uwzględniano wieku życia, w którym ktoś uzyskał tytuł profesora w naszym kraju, tylko punktem granicznym w doborze próby było to, czy ktoś będąc obecnie profesorem wyprodukował (publikował) tyle samo, mniej czy więcej swoich rozpraw naukowych w ciągu ostatnich czterdziestu lat. 

Tak na marginesie, przypomniało mi to piosenkę Wałów Jagiellońskich do pracy rodacy.    

Uczeni poszukiwali odpowiedzi na pytanie: Czy najbardziej lub najmniej produktywni profesorowie dzisiaj - zawsze tacy byli? Ba, idąc wstecz w tej analizie, autorzy odpowiadają na pytanie Czy najbardziej produktywni doktorzy habilitowani – to w przeszłości najbardziej produktywni doktorzy? Każdy z nas doskonale orientuje się w tym, jaki jest stan rzeczy we własnym środowisku, natomiast nie mamy oglądu tej rzeczywistości w skali kraju. Dopiero takie studium pozwala na zarysowanie mapy produktywności profesorów, doktorów habilitowanych a wcześniej doktorów przez pryzmat wydanych przez nich rozpraw w scopusowych czasopismach.    

Z powyższego punktu widzenia można było założyć, że jeśli ktoś z pasją traktuje naukę, to niezależnie od uwarunkowań zawsze będzie starał się systematycznie prowadzić swoje badania, a ich kumulacyjnym, często ubocznym efektem, będzie także istotny wzrost publikacji w specjalistycznym czasopiśmiennictwie. 


Ciekawe by było to, czy można odnieść kategorię produktywności do każdej dyscypliny naukowej, a w niej do często bardzo wąskich, specjalistycznych sfer (przedmiotów) badań, które w żadnej mierze nie pozwalają nawet najwybitniejszym na świecie badaczom na "produkowanie" rozpraw tak, by następował ich ilościowy wzrost ku uciesze scjentometrystów. W naukach humanistycznych i społecznych jest to tylko częściowo możliwe. No, ale to badanie nie dotyczyło tych nauk, co nie oznacza, że samo w sobie jest mniej interesujące.   

Jak piszą autorzy: 

Okazało się, że najbardziej produktywni naukowcy w 50% zawsze należeli do grupy najbardziej produktywnych. Przez całe życie, od doktoratu do profesury i do dzisiaj, ponad połowa wysokoproduktywnych naukowców - było właśnie w tej grupie. A w matematyce taka stabilizacja klas produktywności obejmowała 65-70% naukowców. Mobilności w górę prawie nie widać - a 69% najbardziej produktywnych matematyków przed habilitacją - jest nimi nadal po habilitacji. Natomiast ponad połowa najmniej produktywnych matematyków przed habilitacją (58,6%) należy do tej samej kategorii również po habilitacji... .

Przejścia od niskoproduktywnych naukowców do wyskokoproduktywnych naukowców niemal się w Polsce nie zdarzają (100 przypadków na 2300). A zatem, przyjmujemy do pracy naukowców o małym potencjale (lub o bardzo dużym potencjale) - i tak już pozostaje przez 30-40 lat. 

W trakcie tych analiz odkryto, że „publikacja publikacji jest nierówna”, a zatem najbardziej liczą się publikacje w wysokopunktowanych, trudno dostępnych czasopismach globalnych, zaś najmniej w czasopismach o wysokim odsetku przyjęć. Wysokocytowane i niskocytowane według Scopus (0-99 percentyl w bazie).

Do młodych pokoleń autorzy kierują istotne przesłanie: aby jutro być top profesorem, warto być dziś top doktorem, a wkrótce top doktorem habilitowanym. Chyba, że zostanie w RP całkowicie zlikwidowana habilitacja, to wystarczy być top doktorem. 

Polecam ostatnie rozprawy prof. Marka Kwieka i dr. Wojciecha Roszki, bo może ktoś, kiedyś uwzględni także ich "produktywność" w swoich analizach i przypisze do I kategorii:

M. Kwiek, W. Roszka (2022). "Academic vs. Biological Age in Research on Academic Careers: A Large-Scale Study with Implications for Scientifically Developing Systems. Scientometrics.

M. Kwiek, W. Roszka (2022). "Are Female Scientists Less Inclined to Publish Alone? The Gender Solo Research Gap". Scientometrics.

M. Kwiek (2022). "The Globalization of Science: The Increasing Power of Individual Scientists". Oxford Handbook of Globalization and Education (Oxford UP).

M. Kwiek, W. Roszka (2022). “Once Highly Productive, Forever Highly Productive? Full Professors' Research Productivity from a Longitudinal Perspective”. ArXiv preprint.

M. Kwiek, W. Roszka (2022). "The Young and the Old, the Fast and the Slow: Age, Productivity, and Rank Advancement of 16,000 STEMM University Professors". ArXiv preprint.

M. Kwiek (2021). "The Prestige Economy of Higher Education Journals: A Quantitative Approach". Higher Education.

M. Kwiek (2021). "What Large-Scale Publication and Citation Data Tell Us About International Research Collaboration in Europe". Studies in Higher Education.

M. Kwiek, W. Roszka (2021). "Gender-Based Homophily in Research: A Large-Scale Study of Man-Woman Collaboration". Journal of Informetrics.

więcej:

www.cpp.amu.edu.pl; www.ias.amu.edu.pl 

 

03 stycznia 2023

Po co nam tylko jednolite pięcioletnie studia z pedagogiki specjalnej i wczesnoszkolnej?

 


Od końca lat 90. XX wieku prowadzone były wielomiesięczne, a nawet wieloletnie rozmowy, dyskusje i negocjacje w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego, a później, kiedy już powstała - także w Państwowej Komisji Akredytacyjnej (od 2002 roku, obecnie Polskiej Komisji Akredytacyjnej) z udziałem urzędników Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, by wydzielić z kierunków studiów, mimo podpisanej Deklaracji Bolońskiej, kilka, których ukończenie w ramach pięcioletniego, ciągłego procesu jest konieczne ze względu na jakość kwalifikacji, postaw i kompetencji ich absolwentów. W grę w końcu wchodziły takie kierunki studiów, które dotyczą życia, zdrowia i bezpieczeństwa oraz jak najlepszej jakości usług na rzecz klientów przyszłych profesjonalistów, absolwentów tych studiów. 

W naukach społecznych najgłośniej upominała się o to PSYCHOLOGIA, no bo psychologiem nie może być jakiś na połowicznie wykształcony "zbawca ludzkich dusz". To jednak jest wiedza tajemna, o szczególnych wymaganiach od profesjonalistów. W Kodeksie etycznym psychologa czytamy m.in.: 

Psycholog:

osoba uprawniona do wykonywania działań psychologicznych na podstawie dyplomu ukończenia pięcioletnich jednolitych studiów magisterskich z psychologii lub licencjatu z psychologii i magisterium z psychologii. W tekście niniejszego kodeksu termin ten odnosi się do wszystkich przedstawicieli zawodu, niezależnie od płci.

Nie będę rozwijał tego wątku, bo znajdziemy wiele rozpraw na temat etyki i profesjonalizmu psychologów autorstwa m.in. profesora Jerzego Brzezińskiego. Psychologów miano zatem kształcić tylko w ramach jednolitych, pięcioletnich studiów. 

Miano,  ale do czasu...., aż nie powstał prywatny uniwersytet, którego władze przestały się tym przejmować, bo doszły do wniosku, że jednak trzeba podejść do tej kwestii biznesowo. Znaleziono zatem ideologiczną furtkę wskazującą rzekomo na konieczność wyjścia naprzeciw tym studentom, którym nie odpowiada polska kadra profesorska i chcieliby po trzech latach kontynuować swoje kształcenie poza granicami kraju, a w innych krajach kształci się rynkowo... . 

Dwustopniowy model kształcenia jest zgodny ze standardami przyjętymi na świecie, dzięki czemu studentom z dyplomem studiów I stopnia łatwiej kontynuować naukę za granicąTak więc bardzo szybko odstąpiono od jednolitości studiów pięcioletnich, by każdy absolwent studiów licencjackich mógł studiować psychologię w trybie przyspieszonym, skróconym i redukującym praktykę do zaledwie 60 godzin.  

Pedagodzy pozazdrościli psychologom, bo w wyniku podziału studiów na dwa stopnie (3+2) zorientowali się, że poziom kompetencji, kwalifikacji nauczycieli wczesnejedukacji jak i pedagogiki specjalnej jest niezadowalający. Wywalczyli zatem kilka lat temu, by ministerstwo zatwierdziło wreszcie powinność studiowania na tych dwóch kierunkach studiów nieprzerwanie przez pięć lat. 

Siegamy do sąsiadów, którzy przekonują: Psychologia pomaga wyłączyć automatycznego pilota i zacząć żyć uważnie, by maksymalnie rozwinąć posiadany potencjał", to dlaczego nie pedagogika wczesnoszkolna i pedagogika specjalna? 

Odpowiedzialność za "grzebanie" w ludzkich (dziecięcych) duszach jest tu mniejsza, a i poziom manipulacji sterowany przez partyjny nadzór pedagogiczny, więc po co męczyć się przez pięć lat, skoro można tak, jak czynią to psycholodzy, dostosować program kształcenia do indywidualnych zainteresowań i planów zawodowych studenta. W końcu tyle piszemy o podmiotowości, różnicowej dydaktyce, a tu nagle wszyscy mają być kształceni pod linijkę? Włączmy automatycznego pilota... .

           Bądźmy ponowocześni jak psycholodzy, którzy zapewniają: Studia I stopnia są skierowane do osób, które nie wiedzą jeszcze, czy w przyszłości będą chciały pracować w zawodzie psychologa. Na studiach zdobędą umiejętności przydatne w wielu innych obszarach zawodowych. Po uzyskaniu tytułu licencjata będą mogły zdecydować, czy chcą kontynuować studia psychologiczne, czy wolą zgłębić wiedzę z innej dziedziny i zdobyć w ten sposób wielokierunkowe i interdyscyplinarne wykształcenie.

Pedagodzy mają być gorsi, bardziej zniewoleni od psychologów?  Dlaczego nie mieliby studiować tylko przez siedem semestrów po innych studiach licencjackich, jak to proponują psycholodzy „swoim” klientom?  

 Studenci nie muszą zaliczać przedmiotów ogólnoakademickich oraz lektoratów (udokumentowanych certyfikatem na poziomie B2), które zrealizowali podczas wcześniejszych studiów. Uznanie wybranych kursów oraz intensywny plan zajęć umożliwiają im zdobycie pełnego wykształcenia psychologicznego w 3,5 roku.

Zobaczcie, jaka to "oszczędność" i elastyczność. Ktoś studiował trzyletnia filozofię. Rejestruje się na pedagogikę wczesnoszkolną na studia "dydaktycznego turbodoładowania" i zdobywa kwalifikacje konieczne do pracy w przedszkolu czy klasach I-III. Wszystkie inne przedmioty, jak filozofia, psychologia, socjologia, historia, metdody badań itd., itp. miałby zaliczone na podstawie studiów licencjackich. Mógłby wówczas specjalizować się np. w filozofii dla dzieci. Po filologii nagielskiej mógłby być nauczycielem przedszkolnym czy wczesnoszkolnym. 

Podobnie z pedagogiką specjalną. Ktoś studiował 3-letnie prawo albo biologię kryminalistyczną, to jako licencjat  mógłby w 7 semestrów dopełnić swoje kwalifikacje w ramach pedagogiki resocjalizacyjnej, itp., itd.  Nie trzeba o to prosić ministra nauki i edukacji, bo skoro prywatnemu uniwersytetowi wolno nieprzestrzegać obowiązujacych ponoć norm kształcenia akademickiego, to tym bardziej powinno być wolno państwowym uniwersytetom. 

A tyle było hałasu i pretensji, że jakaś prywatna szkółka kształci tysiące psychologów w krótkich cyklach? No i po co psycholodzy tak się burzyli, skoro sami też skracają cykl edukacji? Pedagodzy uniwersyteccy, akademii pedagogicznych - pójdźcie zatem "na rękę" klientom i skróćcie im czas studiowania do dwóch stopni 3+3,5. Inna rzecz, czy 6,5 roku studiowania to jest krócej niż uczyć się przez 5 lat?