14 czerwca 2022

Lekcje religii "na szóstkę"?

 


(źródło: Fb) 


Chciałbym, żeby każda lekcja była "na szóstkę", mając na uwadze jej jakość, atrakcyjność, komunikatywność dla uczniów. Dziś przywołam krytyczną ocenę uczniów, którzy w jednym z liceów ogólnokształcących zdecydowali się na udział w lekcjach religii.   

Już po pierwszych tygodniach roku szkolnego okazało się, że nieliczna klasa, która powstała spośród uczniów kilku oddziałów pierwszego rocznika, stała się przestrzenią pozoru, hipokryzji, a więc pseudowychowania i pseudonauczania. Okazało się, że ksiądz przydzielony do prowadzenia lekcji ma jakieś poważne problemy z samym sobą, z własnym poczuciem sensu życia. 

Nie było lekcji, żeby nie straszył młodzieży nadchodzącą katastrofą, śmiercią, piekłem. Ustawicznie opowiadał o tym, jak to ma już przygotowaną kwaterę na cmentarzu, a w szafie przygotowane jest ubranie, by rodzina nie miała z tym kłopotu. 

Młodzież szybko wyczuła, że nie jest on przygotowany dydaktycznie, kompetencyjnie, by zainteresować ją problematyką religijną. Część uczniów nie ukrywała, że uczęszcza na tę lekcję, bo dzięki otrzymaniu szóstki będzie miała podwyższoną końcową średnią ocen. 

Katecheta zawarł bowiem z uczniami niepisany kontrakt. Kto nie będzie miał ani jednej nieobecności, to otrzyma szóstkę. Może w czasie dwóch godzin lekcyjnych robić to, co chce: grać w sieci, rozmawiać, czytać, odrabiać inne lekcje, spożywać posiłki, byle w klasie było względnie cicho, a on miał odnotowaną frekwencję. 

„Religia na szóstkę” szybko przekształciła się w antyedukację. Uczniowie już wiedzą, bo zostali do tego wćwiczeni, że można ich skorumpować najwyższą oceną na świadectwie. Ksiądz ma korzyść, bo otrzymuje comiesięczną pensję, a jego przełożeni mogą podziwiać utrzymywanie na froncie wojny ideologicznej klasowej wyspy oporu przeciwko świeckiej ofensywie.  

Przypomniał mi się pogląd profesora socjologii Wojciecha Świątkiewicza z Uniwersytetu Śląskiego, którym podzielił się w jednej ze swoich rozpraw: 

Zagrożeniem dla polskiej religijności nie jest dzisiaj ateizm, nietolerancja czy fanatyzm, ale indyferentyzm jako globalna postawa życiowa, szukająca legitymizacji w ponowoczesności ubranej w postsocjalistyczny kostium. Sprzyja jej zabieganie o troski życia codziennego, a także to, że wraz z laicyzmem i pragmatyzmem staje się stopniowo nieoficjalną ideologią państwa. Rozdzielenie Kościoła od państwa w sferze politycznej rozszerza się na rozdzielenie religii i społeczeństwa.              

Ta diagnoza powinna być poszerzona o jeszcze jeden czynnik, który wpływa na niszczenie polskiej religijności. Na nic zdają się raporty z badań socjologów religii, którzy stwierdzają, że mamy do czynienia z metamorfozą, osłabieniem pozycji Kościoła i religijności we współczesnym świecie na skutek procesów sekularyzacyjnych w pluralistycznych społeczeństwach. W Polsce przyczynia się do tego także pseudodydaktyczna i antywychowawcza aktywność niektórych katechetów-nauczycieli religii w szkołach publicznych.  

Jak trafnie pisze ks. prof. Janusz MariańskiO ile sekularyzację należy rozumieć jako proces społeczny, w którym religia w warunkach modernizujących się czy zmodernizowanych społeczeństw traci na znaczeniu, to sekularność oznacza już taki stan społeczeństwa, w którym religia nie ma już znaczenia społecznego. Sekularyzm zaś jest postacią ideologiczną, która domaga się wykluczenia wpływu religii we wszystkich sferach ludzkiego życia.

Otóż lekcje religii na tak rozumianą i konstruowaną szóstkę są faktem antyspołecznym.   

 


13 czerwca 2022

SCHOLE NEGOTIUM

 

 

Nie miałem wątpliwości, jaka będzie polityka prawicowego rządu także wobec kwestii resocjalizacji m.in. "występnych" dzieci, gdyż mieliśmy już jej pierwszą fazę w latach 2006-2007.  Jednak - jak pośrednio przyznano się do tego w uzasadnieniu do obecnego projektu: Potrzebę uchwalenia nowej ustawy regulującej problematykę nieletnich dostrzeżono już kilkanaście lat temu. Przygotowane dotychczas projekty z różnych względów nie doprowadziły jednak do pomyślnego zakończenia procesu legislacyjnego. 

Po unicestwieniu przyjętej wówczas ustawy wyciągnięto materiały z szuflad i doprecyzowano ją tak, by "zabolała". Generalnie, zasada tej władzy polega na tym, by dopiec wszelkim poprzednikom, by mieli o czym mówić, z czym się nie zgadzać, przeciwko czemu protestować, a tymczasem w kraju zapomni się o wielu patologiach z udziałem partii władzy i jej środowisk. 

Nie o zmianę w resocjalizacji tu przecież chodzi, tylko o wywołanie kolejnej burzy, by przesuwać kolejne granice możliwej polityki deformacji, dehumanizacji, by skuteczniej zarządzać społeczeństwem. Politykę sterowania/manipulowania społeczeństwem wdrażała już Platforma Obywatelska wraz z postsocjalistycznym koalicjantem (PSL), więc zarządzanie przez PR już się sprawdziło, a teraz trzeba je tylko podporządkować innym celom.  

Kogo w społeczeństwie polskim obchodzi los dzieci i młodzieży, których postawy, zachowania zostały wyzwolone przez zdeprawowanych dorosłych, także wykonujących zawody przemocowe, polityczne, we wszystkich zawodach władztwa wykonawczego, ustawodawczego, a nawet sądowego i medialnego, bo mających poczucie bezkarności? Tymczasem akt resocjalizacji ukierunkowany jest na ich ofiary, o czym jest mowa w preambule do projektu ustawy o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich. 

W procesie socjalizacji dzieci i młodzieży niewiele się jednak zmieniło. Nadal ważne są m.in. aktywnośc własna, obserwacja zachowań dorosłych (rodziców, opiekunów, nauczycieli, wychowawców, instruktorów, księży-katechetów, mediów itp.), nabywanie wiedzy, osobiste przeżycia, doświadczenia, poczucie własnej wartości i sprawczości oraz środowiskowe warunki codziennego życia. Czyżby nie mieli tej wiedzy autorzy kolejnych ustaw? 

Umacnianie poczucia odpowiedzialności rodzin za przygotowane dzieci do życia we wspólnocie, jako indywidualnie ukształtowanej jednostki oraz za wychowanie nieletnich na osoby świadome swych obowiązków rodzinnych i obywatelskich jest wspólnym dobrem całego społeczeństwa. W dążeniu do wzmacniania świadomości odpowiedzialności za własne czyny, przeciwdziałania demoralizacji nieletnich i dopuszczaniu się przez nich czynów karalnych oraz stwarzania warunków powrotu do normalnego życia nieletnim, którzy popadli w konflikt z prawem bądź z zasadami współżycia społecznego, stanowi się, co następuje.    

To prawda, że od uchwalonej w 1982 roku ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich upłynęło już 40 lat, a zatem zaszły istotne zmiany w rzeczywistości społecznej, które są także jedną z przyczyn niedopuszczalnych społecznie zachowań najmłodszych członków społeczeństwa. O ile dotychczas różne podmioty, instytucje są zobowiązane do podejmowania adekwatnych działań, w zależności od popełnionego przez nieletnich wykroczenia czy przestępstwa, to teraz zamierza się nadać im charakter koniecznego działania w ramach kompleksowego "systemu". 

Jest to efekt polityki nasilania nie tylko centralistycznego zarządzania państwem i społeczeństwem, ale także coraz szerszego i głębszego interweniowania służb państwowych w codzienne praktyki życia z punktu widzenia interesów partii władzy. Nie ma to nic wspólnego z przywołaną w preambule do projektowanej ustawy zasady pomocniczości państwa, gdyż jego władze mają nadzorować i karać dla rzekomego dobra osób nieletnich. Proces resocjalizacji został w tej ustawie rozszerzony o wychowanie, skoro przyjęto jego rozumienie (...) jako teoretyczne i praktyczne oddziaływania wychowawcze wobec jednostek niedostosowanych społecznie lub zagrożonych tym niedostosowaniem.

Tak szeroki definiens resocjalizacji w nieuprawniony sposób wkracza w sferę zarezerwowaną do zupełnie innych procesów, aktów oddziaływań pedagogicznych w środowisku rodzinnym i szkolnym (ofert, procesów, interwencji, animacji, imitacji, inicjacji, kształcenia wychowującego, inspirowania, eksperymentowania, projektowania, planowania, stowarzyszania się,  itp., itd.). Obniża się w tym projekcie możliwą interwencję organów państwowych w zaburzony proces wychowawczy z 13 do 10 roku życia. Powód? 

Zdaniem autora/-ów tej ustawy: W psychologii dziecięcej przyjmuje się, że dopiero ok. 10. roku życia dokonuje się w dziecku internalizacja obowiązujących norm moralnych i społecznych. (...) przyjęcie dolnej granicy nieletniości uchroni dzieci w wieku wczesnoszkolnym przed pewną dozą stygmatyzacji, która w sposób nieunikniony wiąże się z wszczęciem postępowania skoncentrowanego na osobie nieletniego

Nie wiadomo zatem, dla czyjego dobra ma być nową ustawą regulowana tak rozumiana resocjalizacja? Dlaczego przyjęcie dolnej granicy nieletniości ma uchronić dzieci w wieku wczesnoszkolnym przed stygmatyzacją? 

Jednak ustawodawca przyznaje, że istotą tej noweli jest penalizowanie szesnastoletnich kobiet, jeśli ośmielą się współżyć seksualnie, zajść w ciążę i wstąpiły w związek małżeński po ukończeniu 16 lat, a przed ukończeniem lat 18. Skoro kobiety te traktowane są jak osoby pełnoletnie, ewentualne przypisywanie im demoralizacji nie byłoby zasadne (...). 

Ustawodawca proponuje rozszerzenie w odniesieniu do dotychczasowego stanu prawnego katalog u wykroczeń, które są w przypadku nieletnich nagminne, np. o wywoływanie fałszywego alarmu, blokowanie numeru alarmowego, umieszczanie w miejscu publicznym nieprzyzwoitych ogłoszeń, napisów, rysunków, niszczenie roślinności, wnoszenie alkoholu na mecz piłkarski lub w jego trakcie zakrywanie twarzy kominiarką, uprawianie konopii włóknistych.

Po zdewastowaniu systemu szkolnego przez PiS mamy diagnozę pogorszenia się sytuacji w szkolnej edukacji, skoro twierdzi się w uzasadnieniu do powyższej ustawy:  

Duża część niepożądanych zachowań nieletnich ma miejsce w szkole, do której uczęszczają bądź jest związana z faktem realizowania przez nich obowiązku szkolnego (...). 

Jak każde tego typu uzasadnienie, autorzy ustawy nie przywołują żadnych danych, które miałyby zaświadczać o patologii. Zamierza się zatem włączyć dyrektorów szkół do procesu resocjalizacyjnego w obrębie ich placówek bez konieczności powiadamiania organów ścigania o działaniach występnych uczniów. Dyrektor szkoły będzie mógł jednak z tego środka skorzystać po uzyskaniu stosownej zgody od rodziców albo opiekuna nieletniego oraz samego nieletniego. Jeśli natomiast przedstawiciel ustawowy nieletniego lub nieletni nie wyrazi zgody na propozycję dyrektora szkoły – dyrektor będzie miał obowiązek zawiadomienia sądu rodzinnego o demoralizacji lub czynie karalnym. 

Tak oto realizowana będzie polityka poszerzenia funkcji szkoły o penitencjarną. Panoptykon. W wielu już jest monitoring, w niektórych zdarzają się lustra weneckie, a zatem trzeba będzie wyposażyć jeszcze dyrektora szkoły w paralizator, kajdanki i koniecznie jeden z boksów w szatni zamienić na tymczasowe izolatorium.  

Ustawodawca nie zajmuje się rzeczywistymi czynnikami dewiacji, tylko projektuje (...) katalog środków oddziaływania wychowawczego, z których dyrektor szkoły będzie mógł skorzystać, co niewątpliwie pozwoli na dostosowanie środka oddziaływania wychowawczego do konkretnej sytuacji. Będzie to: pouczenie, ostrzeżenie ustne albo ostrzeżenie na piśmie, przeproszenie pokrzywdzonego, przywrócenie stanu poprzedniego oraz wykonanie określonych prac porządkowych na rzecz szkoły.

W rzeczy samej nauczyciele i dyrektorzy szkół mogą przestać przejmować się uczniami, bo będą mieli do dyspozycji środki przymusu zaś każdą niesubordynację, opór edukacyjny będą mogli określić jako niepożądane zachowanie. Zapewne do szkół publicznych nie będą uczęszczać dzieci autorów ustawy oraz sprawujących władze w kraju, bo albo ich wnuki już są dorosłe, albo zostaną posłane do szkół prywatnych, zagranicznych. Nie mogą przecież doświadczać stygmatyzacji i przemocy państwa czy tym bardziej potencjalnego środka "wychowawczego", środka leczniczego lub środka poprawczego. One, jeśli popełnią czyn zabroniony, to i tak będą równie bezkarne jak ich rodzice.      

 Skoro dla ministra Ziobry resocjalizacja jest równoznaczna z wychowaniem, to i szkoły powinny uzyskać nową nazwę, która będzie adekwatna do projektowanych regulacji. Tylko jaką? Może starożytną - SCHOLE NEGOTIUM.    

 

12 czerwca 2022

Niepokoje socjologów

 


Miałem okazję wysłuchać referatu profesor socjologii Anny Gizy-Poleszczuk, który został wygłoszony w doborowym gronie uczonych tej dyscypliny. Niezwykle cenię analizy społeczeństwa tej właśnie Profesor, która ma za sobą znakomite badania terenowe w paradygmacie ilościowym i jakościowym. Odsyłam do jej rozpraw, gdyż stanowią wyjątkowy poziom analiz i interpretacji społecznych fenomenów, jak m.in. deficyt szacunku w stosunkach międzyludzkich czy "niski poziom kultury zachowań".    

Zdaniem socjolog, pozycja tej nauki w społeczeństwie sterowanym przez populistycznie władze jest niska i to na wiele różnych sposobów. Podjęła zatem niezwykle ważny dla wszystkich nauk społecznych problem: Dlaczego przestano wierzyć naukowcom? Jak to jest możliwe, że osoby z wykształceniem socjologicznym zasilają partie władzy w budowanie autorytarnego porządku, nie dostrzegając zarazem że jest to zagrożeniem dla wiedzy naukowej. 

W toku dyskusji zastanawiano się nad tym, że większym zagrożeniem dla nauki w społeczeństwie sensu largo jest oddziaływanie populistyczne partii władzy uzbrojonej w nowe technologie informacyjnego przekazu. Prowadzi to do ograniczenia znaczenia grupy ekspertów, naukowców, także uczciwych socjologów do ich marginalizacji oraz do ich udziału w dyskusji publicznej. Rządzący od lat wzbudzają wśród Polaków niechęć do ekspertów, przenosząc ideę równości politycznej do sfery wiedzy.  

Zdaniem A. Gizy-Poleszczuk żyjemy w ciemnych czasach, które w jakiejś mierze są na własne życzenie z uwagi na to, czego nie robiliśmy, czym się nie zajmowaliśmy. Ludzie przestali wierzyć naukowcom być może dlatego, że oni się za bardzo mylili, czego najlepszym przykładem są kryzysy ekonomiczne, w sektorze bankowym. Stary etos o bezinteresownym poszukiwaniu prawdy jest w odwrocie. Uganiamy się za punktami, dbamy o własność intelektualną, Nauka zawiodła pokładane w niej nadzieje w aspekcie wartości, etosu naukowego.

Dzisiaj każdy może wypowiedzieć jakąkolwiek opinię w jakiejś niezwykle ważnej kwestii i to jest równie ważne, jakby mówił o tym profesor medycyny, socjologii, bezpieczeństwa czy ekonomii. Utrata waloru niezależności przez nauki społeczne na rzecz usług dla polityki czy gospodarki jest - moim zdaniem - pochodną wyłączenia ich z dziedziny nauk humanistycznych. Skoro cnotą władzy jest skuteczność osiągania za wszelką cenę celów politycznych, to po co rządzącym humanistyczna socjologia, psychologia czy pedagogika?   

Prowadząca wykład zachęcała do zadania sobie pytania: Jaka jest odpowiedzialność uczonych za to, że ludzie odwracają się od nich? Jak się okazuje dobrzy uczeni nie są medialni, nie są też wyróżniani, nagradzani, bo ich wnioski z badań są sprzeczne z oczekiwaniami rządzących. Preferowani są medialni uczeni, medialni socjologowie, którzy wypowiadają się w TVP czy TVN na każdy temat, byle tylko zostało to odnotowane przez koryfeuszy władzy lub opozycji. 

Dobremu uczonemu, który nie feruje łatwych wyroków, który nie generalizuje, jest szalenie trudno przedostać się do przestrzeni publicznej ze swoją wypowiedzią, bo nie zamierza potocznie odpowiedzieć na zadane pytania. Trzeba przestać się bać i pogodzić się z tym, że nic o świecie społecznym ogólnie powiedzieć się nie da. Dziennikarze usiłują zmusić swoich rozmówców-naukowców, by mówili zrozumiałym dla wszystkich językiem, a to w odbiorze społecznym oznacza, że każdy zna się np. na medycynie, oświacie, psychiatrii, prawie, kulturze, stosunkach międzynarodowych, zbrojeniach, ekonomii itp.

Nie powinniśmy zatem rezygnować z misji nauki, by dążyć do prawdy i odsłaniać ją w swoich publikacjach oraz w czasie wykładów. Bliższe prawdy są badania jakościowe a nie ilościowe, gdyż te ostatnie najczęściej wiążą się z sondowaniem opinii o interesujących badacza sprawach, a nie badaniem ich samych. Należy zatem - zdaniem A. Gizy-Poleszczuk: pytać ludzi tylko o to, co oni mogą powiedzieć, pytać ich o fakty, o to, co rzeczywiście robili, a nie o to, czym jest dla nich jakiś przedmiot, zdarzenie czy fakt, bo na takie pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Nie należy też organizować badań, które zmuszą ankietera prędzej czy później do oszustwa, a z tym spotykamy się właśnie w naukach społecznych, w tym w psychologii, socjologii, naukach o polityce i pedagogice. 

We wrześniu odbędzie się kolejny Zjazd Socjologów. Ciekawe, jaką ogłosi kondycję polskiego społeczeństwa oraz socjologii jako nauki.